Domyślne zdjęcie Legia.Net

Sezon upokorzeń

Michał Bronowicki

Źródło: Legia.Net

04.06.2007 08:45

(akt. 23.12.2018 01:10)

Latem ubiegłego roku kibice Legii z optymizmem oczekiwali na nadchodzący sezon ligowy. Po zdobyciu przez klub dziewiątego w historii tytułu mistrza Polski, po udanym zgrupowaniu we Francji, podczas którego zespół odnotował zwycięstwa z Olympique Marsylia, Rennes i Paris Saint Germain, trener Dariusz Wdowczyk odważnie deklarował: - Mamy drużynę, która powalczy o Ligę Mistrzów. Wiemy o co gramy. Piłkarze są zmotywowani, zmobilizowani i pewni siebie. Nikt w Warszawie nie przypuszczał wówczas, że zbliżające się rozgrywki przyniosą Legii niemal wyłącznie serię upokorzeń.
Pierwszym symptomem niemocy drużyny okazał się mecz otwierający sezon przy Łazienkowskiej, ale porażkę z Wisłą Płock w walce o Superpuchar Polski potraktowano w kategorii wypadku przy pracy. Styl zwycięstwa z Hafnarfjordur w eliminacjach do Champions League budził już niepokój kibiców, a w tytułach prasowych pojawiały się pytania w rodzaju „kto tu jest amatorem?”, jednak ówczesny prezes Legii, Piotr Zygo uspokajał, że tylko kwestią czasu jest, kiedy Legia zacznie grać na swoim normalnym, wysokim poziomie. Inauguracja ligi zdawała się potwierdzać ten fakt – drużyna wyraźnie pokonała na własnym boisku Cracovię, a wszystkie trzy gole dla zwycięzców uzyskali piłkarze sprowadzeni z zagranicy, umacniając tym samym trenera Wdowczyka w przekonaniu, że transfery zawodników spoza Polski były właściwą decyzją gwarantującą wzmocnienie zespołu. Na przegrany mecz trzeciej kolejki z GKS Bełchatów szkoleniowiec Legii desygnował w wyjściowym składzie aż ośmiu zawodników z zagranicznego zaciągu, co Leszek Pisz podsumował stwierdzeniem, że po tym jak się zaprezentowali, w następnych spotkaniach wystawiałby jedynie Dicksona Choto. W tym czasie krytyka polityki transferowej klubu i postawy zespołu znacząco przybrała na sile – mnożyły się zarzuty o brak dyscypliny w drużynie, Elton Brandao po raz pierwszy objawił swoją słabość do alkoholu, zaś Edson po raz pierwszy zagroził dezercją z Warszawy. Nic dziwnego, że w atmosferze narastającego konfliktu Legia odpadła w eliminacjach do Ligi Mistrzów z Szachtarem Donieck, mimo że nikła, pechowa porażka z pierwszego spotkania dawała kibicom przy Łazienkowskiej nadzieję na odrobienie strat w rewanżu. Mecz z Ukraińcami, oprócz goryczy przegranej, dostarczył fanom z Łazienkowskiej również kolejnego powodu do obaw o ledwie rozpoczęty sezon – Dariusz Wdowczyk wyraźnie gubił się w ustaleniach taktycznych i często nie trafiał ze swoimi decyzjami, zwłaszcza w kryzysowych momentach. Pod koniec sierpnia 2006 Legia, wykorzystując przerwę na mecze reprezentacji, udała się na zgrupowanie do Mrągowa z nadzieją na odbudowę formy i atmosfery. Trener Wdowczyk wierzył jeszcze, że sprowadzeni do zespołu Hugo Alcantara, Mamadou Balde, Miroslav Radovic i Elton zwyczajnie potrzebują dłuższego czasu do aklimatyzacji w drużynie, pozyskani wiosną Edson i Roger wrócą do dawnej dyspozycji, a na nowo zmotywowani pozostali piłkarze ponownie pokażą charakter, jakim imponowali w mistrzowskim sezonie. Ponadto klub szykował transfer kolejnego zawodnika z zagranicy – Brazylijczyka Juniora, a wobec słabej postawy defensorów sięgnął następnie po reprezentanta Zimbabwe – Herberta Dicka. Tym samym w kadrze Legii znalazło się jedenastu obcokrajowców, na których wydano niebagatelne pieniądze. Słowa Mariusza Waltera, który powiedział „Wydajemy pieniądze zarobione przez inne spółki ITI, ale nie zamierzamy utrzymywać tej sytuacji bezterminowo” dość klarownie definiowały oczekiwania – Legia musi zacząć na siebie zarabiać, poniesione koszty powinny zacząć się zwracać. Sposób na ratowanie budżetu miał stanowić awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. Ważne mecze ze słabo dysponowaną Austrią Wiedeń wypadły katastrofalnie. Już po remisie w Warszawie „Przegląd Sportowy” porównał piłkarzy do dzieci we mgle, a „Dziennik” przymierzał do posady trenera Legii Stefana Majewskiego. Zmiany szkoleniowca jednak nie było, w międzyczasie przyszła natomiast nieoczekiwana kompromitacja w meczu Pucharu Polski z trzecioligową Stalą Sanok, po którym od drużyny odsunięto Michała Gottwalda oraz Piotra Włodarczyka. Legia sięgnęła dna i choć zespołowi nie udało się od razu odbić – porażka w Kielcach i remis z Wisłą przy Łazienkowskiej – to jednak wygrywając pięć spotkań ligowych z rzędu dołączył do czołówki Orange Ekstraklasy. Niestety, zakończenie rundy w Lubinie skończyło się porażką. Legia straciła jesienią punkty ze wszystkimi najmocniejszymi drużynami i zakończyła rok na czwartym miejscu, choć z niewielką stratą trzech oczek do lidera z Bełchatowa. Chyba właśnie ten fakt nastrajał optymistycznie Dariusza Wdowczyka, który powtarzał, że na 99% zespół obroni mistrzowski tytuł. Bez odpowiedzi pozostawiał jednak pytania o zakończenie konfliktu wewnętrznego w drużynie, zmarnowane pieniądze szacowane na 8 milionów złotych, złe przygotowanie fizyczne piłkarzy, nieporozumienia z doborem taktyki... Zimą klub dokonał jednego znaczącego transferu. Do zespołu trafił napastnik Bartłomiej Grzelak sprzedany z Widzewa za 600 tys. euro, który wraz z przywróconym do drużyny raczej z powodów formalno-prawnych niż czysto sportowych Piotrem Włodarczykiem oraz z młodymi Korzymem i Janczykiem miał decydować o sile ofensywnej drużyny. Ponadto do zespołu sprowadzono Piotra Bronowickiego, co było o tyle dziwne, że ten miał kłopoty z zakwalifikowaniem się do pierwszego składu Górnika Łęczna, i ponownie dano szansę wypożyczonemu dotychczas Marcinowi Smolińskiemu. Sztab szkoleniowo-medyczny wzmocniono m.in. poprzez zatrudnienie fizjologa Ryszarda Szula, a najgłośniejszym echem odbiło się w Warszawie zakontraktowanie Mirosława Trzeciaka do roli dyrektora ds. rozwoju sportowego. Czy można było oczekiwać, że wiosna przyniesie kres upokorzeń? Jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek Legia straciła Sebastiana Szałachowskiego, któremu kontuzja uniemożliwiła występy w rundzie wiosennej. Problemy ze zdrowiem mieli również Junior, a wkrótce po nim Marcin Burkhardt, Edson i Grzelak, który dodatkowo eksploatowany na zgrupowaniu kadry nie potrafił szybko zaaklimatyzować się w drużynie. Początek rundy rewanżowej był jak zły sen. W pierwszych trzech meczach Legia zdobyła ledwie jeden punkt przegrywając w złym stylu przy Łazienkowskiej z Groclinem i wyraźnie ulegając w Bełchatowie, przez co praktycznie straciła szansę na obronę tytułu. Rozgoryczenie i złość kibiców sięgnęły zenitu. Zespół tracił nie tylko dystans do lidera, ale również – a może przede wszystkim – reputację. Myśl o potrzebie radykalnej zmiany dojrzała także wśród działaczy stołecznego klubu. Porażka z outsiderem OE, Górnikiem Zabrze przesądziła w końcu o losie trenera Wdowczyka. Jego miejsce zajął Jacek Zieliński, który w jednym z wywiadów przyznał „Cenię zawodników mających charakter, walczących z determinacją, zapieprzających do końca.”. Istotnie piłkarze pod wodzą dotychczasowego asystenta zaczęli chcieć wygrywać i po serii trzech zwycięstw przesunęli się w górę tabeli. Cudu jednak nie było – w najbardziej prestiżowych meczach z Wisłą i Lechem drużyna doznała porażek, choć w tym ostatnim spotkaniu gra mogła się przynajmniej podobać. „Przegrana Legionistów w Poznaniu, to był niesamowity fart Kolejorza. Jeśli teraz Legia nie złoi skóry Lubinowi, to ja się nie znam na piłce” – powiedział przed finiszem ligi Stanisław Terlecki. Mecz w Warszawie był dla Legii szansą na przyzwoite pożegnanie się z kibicami, ale ostatnie kolejki ligowe rządzą się swoimi prawami. Pomijając rolę arbitra w meczu z Zagłębiem, trzeba zauważyć że zawodnikom zaangażowania wystarczyło jedynie na pierwsze 45 minut i kolejne upokorzenie stało się faktem – koronacja nowego mistrza nastąpiła przy Łazienkowskiej. W sumie co trzeci mecz ligowy został przegrany i pomimo że drużyna zajęła ostatecznie trzecie miejsce, nikt w Warszawie nie mógł czuć satysfakcji – rezultat był daleki od oczekiwań, styl jeszcze gorszy. Na nieszczęście sezon dla Legii nie skończył się wraz z zakończeniem OE, chociaż zdanie odrębne na ten temat postanowił wyrazić Edson opuszczając definitywnie klub. Zespół wg zapowiedzi Jacka Zielińskiego miał powalczyć o Puchar Ekstraklasy i zrehabilitować się za wszystkie niepowodzenia. Jednak o randze tego trofeum dobitnie świadczą słowa Vukovica: „To strasznie marne rozgrywki. Nawet jeśli go zdobędziemy, to i tak będzie... śmiech na sali.”. Paradoksalnie Serbowi, który na koniec sezonu osiągnął wreszcie dobrą formę trudno odmówić walki. Reszta piłkarzy nawet nie starała się zachować pozorów ambicji czy profesjonalizmu i odpadła z rozgrywek przegrywając przed własną publicznością z praktycznie trzecioligowym Górnikiem Łęczna. Był to ostatni akcent sezonu upokorzeń, sezonu błędów właściwie w każdej możliwej sferze prowadzenia i działalności klubu. W odróżnieniu od poprzedniego, nadchodzące lato nie będzie więc dla kibiców Legii okresem fiesty i optymistycznego spoglądania w przyszłość. Mistrzowski zespół został skutecznie rozmontowany, a zbudowanie nowego wymaga czasu, którego Legia nie ma, ponieważ niebawem rozpoczyna pierwsze zgrupowanie związane z udziałem w Pucharze Intertoto. Gorzej, że w klubie nie ma również ciągle szkoleniowca zdolnego poprowadzić efektywnie drużynę – od momentu zwolnienia Dariusza Wdowczyka nie doszło do porozumienia z żadnym z kandydatów do tej funkcji, co mocno poddaje w wątpliwość determinację działaczy w poszukiwaniach, i niebezpiecznie zwiększa szansę Jacka Zielińskiego, który wprawdzie znacząco poprawił swój warsztat trenerski, ale na pewno nie jest jeszcze gotów udźwignąć takiej odpowiedzialności. Brakuje także piłkarzy – duża część zawodników z dotychczasowej kadry zapewne odejdzie, a przynajmniej powinna. Kibice mogą jedynie pokładać nadzieję, że Mirosław Trzeciak zda swój pierwszy poważny egzamin w pracy i podpisze umowy z zawodnikami prezentującymi odpowiedni poziom nie wydając przy tym fortuny. Na szczęście pieniędzy nie powinno zabraknąć, mimo że wg sprawozdań ITI Legia nadal przynosi straty, a Mariusz Walter bliski był decyzji o przykręceniu kurka z finansami, jak uczynił to ostatnio nawet Abramowicz w Chelsea. Kwota za transfer Łukasza Fabiańskiego musi zostać przeznaczona na zmiany kadrowe, jeśli klub planuje odzyskać w przyszłym roku mistrzowską koronę i wreszcie skutecznie zawalczyć o Ligę Mistrzów. A o minionym sezonie wcale nie warto zapominać – niech wszystkie negatywne doświadczenia przyczynią się do korzystnej przemiany zespołu na miarę warszawskich ambicji i aspiracji.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.