News: Siedem grzechów głównych Henninga Berga

Siedem grzechów głównych Henninga Berga

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

08.06.2015 16:03

(akt. 07.12.2018 23:11)

Władze Legii podjęły już decyzję – trener Henning Berg zostanie na kolejny sezon. Chyba, że sam będzie chciał odejść – wtedy nikt go siłą zatrzymywać nie będzie. Szczerze mówiąc decyzja mnie nie zaskoczyła – szkoleniowiec przedłużył umowę z klubem do połowy 2018 roku i zerwanie kontraktu byłoby bardzo kosztowne. A Norweg już pokazał kilka razy, że potrafi liczyć pieniądze i nie odpuści nawet złotówki np. w sytuacji gdy wydawnictwo książki o nim, chciało przeprowadzić z nim wywiad.

Henning Berg został wygwizdany, gdy odbierał medal za wicemistrzostwo Polski. Jak sam przyznał nie dziwi się takiej reakcji, gdyż drugie miejsce jest porażką, a on bierze odpowiedzialność za wyniki zespołu. Oczywiście ta porażka ma wielu ojców, ale sam trener i jego sztab popełnili sporo błędów. Poniżej siedem grzechów głównych.


1. Przygotowanie fizyczne. Cała para poszła na mecze z Ajaksem. Im dalej, tym drużyna grała na większych oparach. Poza Jakubem Rzeźniczakiem i Michałem Kucharczykiem każdy prezentował się gorzej niż jesienią. Piłkarze byli wolniejsi, mniej zwrotni, spóźnieni o jedno tempo w stosunku do rywala. Przez to legioniści nie mogli zdominować przeciwnika, co było częste przed świętami Bożego Narodzenia. Na boje w rundzie jesiennej zawodnicy zostali przygotowani przez Cesara Sanjuana-Szklarza i naprawdę dobrze wyglądali. Runda wiosenna to już autorski pomysł Geira Kaasene. Niestety piłkarze wyglądali w większości jak Marit Bjoergen – mogli biegać długo i nie zwalniali, ale za to głównie w tym samym tempie. Zawodnicy mogliby grać dwa mecze z rzędu, mieli dużą wytrzymałość – dlatego też w końcówkach, gdy innym brakowało sił, potrafili zdobyć wiele bramek, najmniej też tracili. Niestety przyspieszenia i dynamiki w zasadzie nie było.


2. Miroslav Radović - Jesienią Berg był chwalony za schematy gry, taktykę, za to że potrafił sobie sam stworzyć napastnika – Miroslava Radovcia. Serb był najważniejszą postacią w drużynie Norwega, a szkoleniowiec – zwykle dość oszczędny w słowach, nazywał „Rado” najlepszym napastnikiem w tej części Europy. Zimą Serb rozstał się z klubem, przeniósł się do Chin. Niestety sposób rozstania odbił się na atmosferze w zespole i na jakości. Rado długo się wahał, nie był zdecydowany. Jednego ranka się budził z przekonaniem, że zostaje, drugiego, że jednak odchodzi. Trwało to około dwóch tygodni. Niestety nie dano szansy Henningowi Bergowi na to, by osobiście spróbował przekonać Rado do pozostania przy Łazienkowskiej. Norweg dowiedział się o wszystkim, gdy już było pozamiatane – w Amsterdamie, dzień przed meczem z Ajaksem. Wkurzony na cały świat postanowił pokazać, że to on rządzi – posadził swojego najlepszego zawodnika na trybunach. Piłkarze byli wściekli – trener zabrał im lidera, pod którego ustawiana była cała gra ofensywna. Na tej decyzji straciła Legia, stracił zespół, stracił Radović, stracił też jak się okazało trener. Jeszcze gorzej było później – okazało się, że te wszystkie schematy, taktyka były oparte na „Rado” i planu „B” nie ma. Niby legioniści grali z wykorzystaniem skrzydeł, ale szybko w tym się połapali rywale i były mecze, w których Legia miała bardzo duże problemy z kreowaniem akcji. Bez „Rado” dużo gorzej wyglądali też Ondrej Duda czy Michał Masłowski. Zespół strzelał przez to mało goli, miał kłopoty z wygrywaniem spotkań.


3. Niezrozumiałe decyzje personalne – Wyliczanka jest długa. Ivica Vrdoljak od początku roku miał kłopoty z kolanem, ale był wystawiany w każdym meczu. Chorwat powinien się porządnie wyleczyć, grać mógł Dominik Furman. Trener jednak zdecydował inaczej na czym stracił sam zawodnik, stracił też zespół. Dossa Junior jeszcze półtora roku temu był najlepszym obrońcą ligi, ale ostatnio mocno spadł w hierarchii Berga i przestał się łapać nawet do osiemnastki meczowej. Piłkarz był zdrowy, chciał grać choćby w rezerwach, ale trener nie dawał mu takiej możliwości. Efekt będzie taki, że Junior pożegna się z Legią, bo ma dość takiego traktowania. Łukasz Broź, choć jesienią jeden z najlepszych piłkarzy Legii, momentami nie podnosił się z ławki – powód drobny uraz, który wykluczył go z czterech treningów. Ondrej Duda kiedy był zdrowy, miał abonament na grę, nawet gdy jego forma była daleka od oczekiwanej. Również Michał Żyro gdy obniżył loty długo nie mógł się doczekać na zmianę. No i przedziwna sytuacja z Orlando Sa. O tym, że to napastnik sportowo lepszy od Marka Saganowskiego wiedział chyba każdy. Były jednak aspekty pozasportowe, które decydowały o tym, że Portugalczyk często zaczynał mecz na ławce, czasem znajdował się poza kadrą. Jednak trzeba było albo się z zawodnikiem dogadać, albo odesłać go do rezerw. Sięganie po jego usługi tylko wtedy, gdy wynik był zagrożony, albo gdy trzeba było wygrywać wszystkie mecze by zdobyć mistrzostwo Polski, było po prostu słabe. Sam piłkarz podsumował to w jednym z wywiadów - jak trwoga, to do Orlando...


4. Bezczynność dla rezerwowych – To normalne, że wszyscy grać nie mogą – trener szykuje jedenastkę do gry, na murawie może pojawić się maksymalnie trzech rezerwowych. Jednak pozostali, a to spora grupa, powinna być gotowa do gry. By tak się stało, piłkarze muszą podtrzymywać tzw. rytm meczowy. Poprzedni trenerzy czyli Jan Urban i Maciej Skorża w tym celu odsyłali graczy do rezerw, organizowali sparingi w środku tygodnia. Wszystko po to, by pozostałych sprawdzić w warunkach meczowych. U Norwega jest inaczej – jeśli w środku obrony sprawdzali się Jakub Rzeźniczak i Igor Lewczuk, to Inaki Astiz tylko trenował. Jeśli żaden z podstawowych stoperów przez 1,5 miesiąca nie doznał urazu, nie wykluczył się kartkami, to Hiszpan tylko przychodził na treningi. Jeśli jednak coś się działo, to z marszu wchodził do gry.  Potem był żal i pretensje do piłkarza, że przytrafił mu się moment dekoncentracji i rywale na tym skorzystali. Takie błędy są właśnie pokłosiem takiego podejścia do sprawy.


5. Zmiany – trener Berg nie lubi robić zmian, często nie korzysta z możliwości wpuszczenia na murawę aż trzech piłkarzy. Jednak jak już te zmiany robi, to często szokuje. Jesienią potrafił dokonać trzech zmian już w przerwie, co było bardzo lekkomyślne – jakiś uraz w drugiej połowie i zespół musi grać w osłabieniu. Wiosną dwa razy szkoleniowiec dokonał zmian po 35. minucie. Guilherme dostał wędkę w finale Pucharu Polski. Brazylijczyk schodził z murawy wściekły, klnąc i kopiąc co jest po drodze, ale trener wmawiał wszystkim, że zmiana była planowana. Podobnie było we Wrocławiu z Michałem Żyro – który zdjęty przed przerwą dosadnie powiedział co myśli o takim ruchu. Ekekt? Żaden z tych piłkarzy później nie zagrał już dobrego meczu. Pamiętam jak kiedyś na taką zmianę przed przerwą zasłużył Henrik Ojamaa. Zapytałem wówczas trenera Jana Urbana czemu w ten sposób nie utemperował Estończyka. – Łatwo jest zniszczyć piłkarza psychicznie dając mu wędkę, ale jeśli chcemy by coś z tego chłopaka jeszcze było, to nie tędy droga – tłumaczył Urban. I Ojamaa w kolejnych meczach należał do najlepszych na murawie.


6. Rotacja – Henning Berg wzoruje się na sir Aleksie Fergusonie. Szkot czasem tak prowadził drużynę, że przez cały sezon nie zagrał dwóch meczów z rzędu tym samym składem. Zawsze była minimum jedna zmiana, czasem dwie lub trzy. Nie było jednak zmian całej jedenastki! A tak zdarzało się jesienią, tak było tez między meczami z Ajaksem gdy z Koroną czy Jagiellonią zagrali rezerwowi. Efekt? Jeden punkt zamiast sześciu. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć co by oznaczały te punkty na koniec sezonu. W tych spotkaniach zagrali też gracze młodzi i tylko w tych. Ale nie na tym polega wprowadzanie młodzieży do seniorów, by raz na pół roku wpuścić kogoś z konieczności na murawę. I pytanie czy trener, który potrafił zlekceważyć rywala wypuszczając jedenastkę rezerwowych, ma moralne prawo mieć pretensje do innego trenera, że ten wpuszcza na mecz pięciu młodych graczy ale pod koniec sezonu?


7. Wypowiedzi, które wkurzały innych -  Norweg przez cały sezon tylko chwalił zespół i swoich piłkarzy. Porażkom byli winni sędziowie, rywale, terminarz – wszyscy i wszystko wokół. Winnych nie było tylko w klubie. Pytanie czy to taka taktyka, którą stosuje np. Jose Mourinho czy może Norweg wierzy w to co mówi? Jeśli to drugie, to jest źle. Tak czy inaczej efekt tych wypowiedzi był taki, że poirytowani byli kolejni szkoleniowcy kolejnych klubów – tak Michał Probierz, Tadeusz Pawłowski jak i Jerzy Brzęczek. Również przez takie podejście Legii nie było później łatwiej na boisku, każdy chciał wskazać drużynie i jej trenerowi miejsce w szyku. Może zamiast mówić o piłkarzach symulujących i grających na czas, o stronniczych sędziach, może zamiast pouczać innych, już lepiej powiedzieć, że to będzie trudny mecz… Poza tym poprzez te wypowiedzi pewność siebie kilku piłkarzy Legii przerodziła się w pychę i przekonanie o swojej wyższości. A pycha gubiła legionistów w wielu meczach.

Polecamy

Komentarze (128)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.