Domyślne zdjęcie Legia.Net

Sieroty Warszawy

Redakcja

Źródło:

24.02.2008 20:37

(akt. 21.12.2018 03:23)

Wizja zmniejszenia straty do Wisły zamiast piłkarzy Legii umotywować, raczej usztywniła. Zresztą trener <b>Jan Urban</b> po porażce 0:1 w Grodzisku Wielkopolskim przyznał, że źle przygotował drużynę pod względem szybkościowym. Na proroka wyszedł <b>Piotr Brożek</b>, który stratę dwóch punktów przez swoją Wisłę Kraków w Kielcach przełożył na optymizm słowami: „Na razie to przewagę nad Legią powiększyliśmy, do 11 punktów”.
Niezależnie od postawy Wisły w Kielcach, 11 punktów przewagi nad wiceliderem na 12 kolejek przed końcem to znacznie lepiej niż 10 punktów na 13 kolejek, który to stan trwał przez całą przerwę zimową. A w Legii, co teraz widać już dobitnie, przerwę tę kompletnie zmarnowano. Jakimś chichotem diabła jest, że kiedy w Grodzisku nie szło, trener Urban zaczął dokonywać zmian, wobec których między bajki należy włożyć opowieści o długofalowym i konsekwentnym budowaniu szerokiej i mocnej kadry klubowej. Bo przecież kołami ratunkowymi mieli okazać się bardzo dziwni w tej sytuacji piłkarze. Na boisko z ławki wchodzili bowiem, po kolei: - Niechciany w klubie Marcin Burkhardt, któremu przez całe tygodnie pokazywano drzwi, by nagle wstrzymać dość lukratywny transfer do IFK Norrkoeping. - Rekonwalescent Sebastian Szałachowski, który przez wiele miesięcy nie grał w piłkę. - Nieopierzony Ariel Borysiuk, którego nie ma nawet w większości skarbów kibica. Nie skończył jeszcze 17 lat, absolutny debiutant w ekstraklasie. I to oni mieli nagle odmienić zawodzącą na całej linii maszynerię? A jednak to właśnie „Bury” Burkhardt, jeszcze przed kilkoma dniami niechciany przy Łazienkowskiej, oddał jedyny (71. minuta) strzał w światło bramki Sebastiana Przyrowskiego. Nie potrafili tego uczynić – ani stanowczo przepłacony, „krowiasty” Bartłomiej Grzelak, ani mundialowiec Piotr Giza, ani bohaterowie głupawych doniesień o jakoby akcesie do reprezentacji Polski, Brazylijczycy Edson i Roger, ani Takesure Chinyama (Zimbabwe), który miał iść na króla strzelców, miał się zemścić na Grodzisku, że tam wmawiano w niego chorobę serca. Nie tak to miało wyglądać. Jednak nie dokonano zimą żadnych wzmocnień, ba – pozbyto się Kamila Grosickiego, który mógł być liderem tego zespołu. Urban źle przygotował drużynę. Kiedy odzyska ona szybkość, Wisła może być już nie do doścignięcia nawet przy włączeniu przez Legię szybkości ponaddźwiękowej. A co robili działacze? Nie znaleźli porozumienia z kibicami, mecze u siebie będą się zapewne odbywać przy milczących trybunach. To nawet gorzej niż na wyjeździe. Miały być „Dzieci Warszawy”, a są – „Sieroty Warszawy”. Kapitan Wojciech Szala i trener Urban już z szatni zawracali zawodników, by ci wyszli podziękować przybyłym do Grodziska kibicom Legii. Tymczasem gola na wagę zwycięstwa Dyskobolii strzelił jedyny rodowity warszawiak na placu – Piotr Rocki. Zanim pokonał Jana Muchę, jak chciał zatańczył z Tomaszem Kiełbowiczem. Jeśli dodać, że drugim wodzirejem w szeregach gospodarzy był Radosław Majewski, pochodzący z podwarszawskiego Pruszkowa, wnioski nasuwają się same. 21 kwietnia 2006 roku Wisła Kraków nie zremisowała, lecz przegrała na stadionie Korony. Nazajutrz Legia Warszawa na własnym boisku uporała się z Zagłębiem Lubin i mogła w zasadzie fetować mistrzostwo. działo się to na cztery kolejki przed końcem. Teraz Wisła też po przygodzie w Kielcach, wyniki potentatów nieco inne, ale również wszystko wydaje się być już „pozamiatane”, jeśli idzie o mistrzowski tytuł, choć do mety sezonu trzy razy dalej niż w przytoczonym tu fleszu z sezonu 2005-06. Autor: Roman Hurkowski

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.