Domyślne zdjęcie Legia.Net

Śląsk - Legia 0:1: Bramka życia Macieja Rybusa

Marcin Szymczyk, Emil Kopański

Źródło: Legia.Net

20.08.2010 21:58

(akt. 15.12.2018 17:09)

Po ciężkim boju Legia Warszawa wywalczyła we Wrocławiu cenne trzy punkty. Bramkę dla podopiecznych <strong>Macieja Skorży</strong> zdobył kapitalnym strzałem z 20. metrów piątkowy jubilat<strong> Maciej Rybus</strong>. Było to drugie z rzędu ligowe zwycięstwo Legii. Dobry mecz po kontuzji rozegrał wracający do zespołu <strong>Dickson Choto</strong>, który wprowadził wiele spokoju w szeregi defensywne zespołu. Inną wyróżniającą się postacią był ponownie <strong>Ariel Borysiuk</strong>, który udowodnił, że warto na niego stawiać. Niestety, cały czas widać brak klasowego napastnika.

Śląsk Wrocław - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
80' (0:1) Maciej Rybus

Śląsk:Marian Kelemen, Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Amir Spahić, Krzysztof Wołczek, Piotr Ćwielong (86' Marek Gancarczyk), Przemysław Kaźmierczak (90' Łukasz Gikiewicz), Sebastian Mila, Waldemar Sobota, Vuk Sotirović, Cristian Omar Díaz (73' Łukasz Madej)

Legia:Marijan Antolović, Artur Jędrzejczyk, Dickson Choto, Jakub Wawrzyniak, Marcin Komorowski, Miroslav Radović (46' Maciej Rybus), Ivica Vrdoljak, Ariel Borysiuk, Maciej Iwański (90' Alejandro Ariel Cabral), Manu, Takesure Chinyama (75' Bruno Mezenga

Relacja z meczu: Urodzinowa bramka Rybusa

Od samego początku spotkania do zdecydowanych ataków ruszyli gospodarze. W drugiej minucie uderzał Sebastian Mila, ale jego strzał, odbity od obrońcy Legii, być może nawet od jego ręki, nie mógł zagrozić bramce Marijana Antolovicia. Chwilę później uderzenie Piotra Ćwielonga z ok. 23 metrów bez problemów wyłapał golkiper warszawskiego zespołu. Legioniści nie potrafili się odgryźć, dość powiedzieć, że pierwszy kontakt z piłką golkiper Śląska miał dopiero w 8. minucie meczu, Rozpoczynał bowiem wówczas grę od bramki po niecelnym strzale głową Macieja Iwańskiego. Dwie minuty później po akcji Iwański-Manu-Chinyama ten ostatni próbował skierować piłkę do siatki, lecz jego uderzenie minęło prawy słupek bramki Mariana Kelemena. Pierwszy groźny strzał legioniści oddali w 12. minucie, kiedy to po podaniu Artura Jędrzejczyka strzelał Ivica Vrdoljak, lecz piłka również nieznacznie minęła słupek bramki Śląska. Wrocławianie przez cały czas próbowali strzelać z dystansu, lecz wszystkie uderzenia lądowały w rękawicach bramkarza Legii. W 19. minucie futbolówkę w pole karne wstrzelił Marcin Komorowski, ta trafiła do Takesure'aChimyamy, a napastnik Legii trafił w słupek. Jak się okazało, nawet gdyby strzelił bramkę, ta nie zostałaby uznana – legionista znajdował się bowiem na pozycji spalonej. Pięć minut później obrońcy Legii zbyt krótko wybijali piłkę, znalazł się przy niej Piotr Ćwielong i huknął bez zastanowienia w kierunku bramki, lecz szczęśliwie dla warszawian postraszył tylko gołębie. W 32. minucie na dobrą pozycję wybiegał Vuk Sotirović, jednak niebezpieczeństwo zażegnał Jakub Wawrzyniak. Inna sprawa, że zrobił to niezgodnie z przepisami i obejrzał za swój niecny występek żółty kartonik. Sędzia tak bardzo się tym rozochocił, że po chwili „żółtko” zobaczył kolejny legionista. Tym razem był to nie kto inny, jak sam kapitan Legii, Ivica Vrdoljak. W 35. minucie powinno, ba, musiało być 1:0 dla Legii. Manu dograł piłkę w pole karne, dopadł do niej Chinyama, miał przed sobą tylko bramkarza… i fatalnie skiksował. Kibicom Legii pozostało tylko łapać się za głowy z rozpaczy. Cztery minuty później gorąco, lecz nie za sprawą temperatury, zrobiło się na murawie. Głowa lekko zagrzała się Arielowi Borysiukowi, lecz szczęśliwie nie zobaczył on za przewinienie na Sotiroviciu upomnienia w postaci żółtej kartki, a sędzia ograniczył się tylko do pouczenia. Na minutę przed przerwą mocno w kierunku bramki Antolovicia uderzał jeszcze Przemysław Kaźmierczak, lecz popularny strzał „z czuba” nie był w stanie zaskoczyć golkipera Legii. W ostatnim momencie pierwszej połowy strzału rozpaczy próbował jeszcze Borysiuk, ale trafił jedynie w głowę jednego z ochroniarzy, który zapewne nie był z tego powodu zbyt szczęśliwy.

Na drugą połowę legioniści wyszli z jedną zmianą – Miroslava Radovicia zastąpił Maciej Rybus. Na początku nie wniósł on jednak do gry zbyt wiele. Podobnie jak w pierwszej części, od początku zaatakowali gospodarze. W 50. minucie Artur Jędrzejczyk bezpardonowo potraktował nakładką jednego z zawodników Śląska. Sędzia nie miał wątpliwości i podyktował rzut wolny pośredni, jednak strzał wrocławian trafił w mur. Pięć minut później, zdenerwowany niemocą Ariel Borysiuk huknął z ok. 35 metrów w kierunku bramki Śląska. Ponownie jednak nie trafił w bramkę. Spragniony gry w polu był chyba także Marijan Antolović, który w pewnym momencie wybijał na aut piłkę z… 40. metra przed własną bramką.W 59. minucie znalazł się jednak z powrotem na linii bramkowej, i całe szczęście, gdyż prosto w niego uderzał Cristian Omar Diaz. Wrocławianie chyba postanowili obić bramkarzowi Legii klatkę piersiową – był to bowiem już piąty silny strzał oddany prosto w golkipera warszawskiego zespołu. W 64. minucie legioniści wreszcie zagrozili bramce gospodarzy. Po dośrodkowaniu Manu z prawej strony boiska, Maciej Rybus zebrał prawdopodobnie wszystkie siły, jakie posiada a potem huknął w kierunku bramki Kelemena. Nieszczęśliwie dla niego i Legii, piłka przeleciała tuż nad poprzeczką. Po chwili świetną okazję do zdobycia bramki miał Śląsk. W polu karnym zatańczył Vuk Sotirović, ściął do linii końcowej, po czym posłał piłkę wzdłuż linii bramkowej. Tam do futbolówki dopadł Diaz, który miał przed sobą jedynie bramkarza i ponad 7 metrów bramki. Prawdopodobnie stwierdził, że będzie to jednak zbyt proste i strzelił obok słupka. Zdenerwował tym wyraźnie Ryszarda Tarasiewicza, który niemal od razu podziękował mu za dalszą grę. W 75. minucie Marcin Komorowski zapędził się pod pole karne rywala, stracił piłkę i brutalnie wyciął Piotra Ćwielonga. Decyzja arbitra mogła być tylko jedna – pokazał on obrońcy Legii kartkę w swoim ulubionym, żółtym kolorze. Po chwili tylko cud uratował legionistów. Piłkę w pole karne mięciutko wrzucił Sebastian Mila, dobrze dysponowany tego dnia Waldemar Sobota położył Antolovicia, po czym dokładnie obsłużył Sotirovicia. Ten jednak trafił w poprzeczkę i wynik pozostał bez zmian. To podziałało na zawodników Legii. W 79. minucie Ivica Vrdoljak świetnie przejął piłkę, odwrócił się, mając na plecach obrońcę, wbiegł w pole karne i huknął, lecz także nad poprzeczką. Co się odwlecze, to nie uciecze – dwie minuty później Maciej Rybus przejął piłkę na 30. metrze, podbiegł kolejne dziesięć i potężnym strzałem pokonał Mariana Kelemena. Piłka zatrzepotała w siatce, a Ryba, choć jak sam pseudonim wskazuje nie powinien, utonął w ramionach swoich kolegów. - To najlepszy prezent urodzinowy jaki sobie mogłem sprawić - stwierdził po meczu strzelec bramki. Jak się później okazało, była to piłka meczowa i legioniści wywieźli z trudnego terenu we Wrocławiu trzy punkty.

Autor: Emil Kopański

Polecamy

Komentarze (542)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.