Domyślne zdjęcie Legia.Net

Słynny wywiad z Dziekanem po 25 latach

Marcin Szymczyk

Źródło: iwanczyk.blox.pl

15.10.2010 08:56

(akt. 15.12.2018 10:35)

Sportowiec", jeden z niewielu dostępnych wówczas tygodników, w Łodzi i Warszawie rozszedł się błyskawicznie. W rosnących na potęgę blokowiskach obu miast, skąd brało się najwięcej kibiców obu klubów, przekazywany był z rąk do rąk, z piętra na piętro, z mieszkania do mieszkania. O "Spowiedzi napastnika" dyskutowano w zakładach pracy, szkołach, na stadionach i w partyjnych gabinetach. Mało kto potrafił pojąć, skąd u 22-letniego młokosa tyle odwagi, by w czasach cenzury i powszechnego koniunkturalizmu walić między oczy działaczom, trenerom, kibicom i kolegom z szatni.

Dziekanowski przeszedł za horrendalne 21 mln zł z warszawskiej Gwardii do Widzewa. Starsi zawodnicy, m.in. Włodzimierz Smolarek, nie akceptowali jego niezależności, kibice zarzucali warszawski rodowód i wysokie zarobki. - Wszyscy myśleli, że to Darek dostał te 21 mln zł - wspomina Jerzy Chromik, który przeprowadził wywiad z Dziekanowskim.

Jako początkujący dziennikarz pojechał do Łodzi rozmawiać z Mirosławem Jaworskim, jedynym widzewiakiem, który miał dobry kontakt z młodym napastnikiem. - Przede wszystkim nie jechałem z zamiarem przywiezienia sensacyjnego materiału, co - niestety - cechuje obecne dziennikarstwo. Mirek powiedział, że Dziekanowskiemu jest w Łodzi źle. Umówiliśmy się. Po całonocnej rozmowie wróciłem do Warszawy, zacząłem spisywać ją kwadrans po wyjściu z pociągu. Wypowiedzi były autoryzowane, bo nasz naczelny Jacek Żemantowski nie dowierzał, że takie słowa mogły paść.

- To były długie godziny rozmowy, Jurek trafił w krytyczny moment, moja frustracja była ogromna - opowiada Dziekanowski. - Ten wywiad był protestem, chodziło nie tylko o piłkę nożną, ale przede wszystkim o relacje w szatni, które były dotąd tematem tabu. W sposób odważny powiedziałem, że niektórzy nie grają fair. Kibicom najbardziej zapadły w pamięć uwagi o warszawskim powietrzu.
"Wsiadam wtedy do samochodu i wyjeżdżam do stolicy na dyskotekę. Po minięciu tablicy z napisem "Warszawa" otwieram szybę i powiew innego powietrza wpływa na mnie kojąco. Za dwie godziny czuję się jednak znów łodzianinem" - mówił wtedy Dziekanowski.

Dziś komentuje: - Nie kierowałem tego do kibiców, do łodzian. Nawiązywałem do tego, jak gęsta była atmosfera w widzewskiej szatni. Było tam jak w wulkanie. Spotykam się teraz z chłopakami z tamtego Widzewa, śmiejemy się z tego wszystkiego.

Jerzy Chromik: - Może dlatego tak niechętnie do tego wracamy, że wywiad ten służy często do podsycania niechęci Widzewa do Legii, Łodzi do Warszawy.

Dziś emocje związane z wypowiedziami Dziekanowskiego opadły. Także dlatego że Widzew wypadł na dwa sezony z ekstraklasy. Czy mecz między tymi drużynami znów będzie klasykiem, jaki porywał kibiców w latach 80. i 90.?

- Nie znoszę, kiedy nadużywa się słowa "klasyk". To musi być coś naprawdę wyjątkowego, owianego tradycją. W naszej ligowej rzeczywistości klasyczne są tylko mecze Legii z Górnikiem Zabrze, a później rzeczywiście Legii z Widzewem - dodaje Jerzy Chromik.

Zapis video ciekawej rozmowy z Dariuszem Dziekanowskim dostępny jest pod tym adresem - www.iwanczyk.blox.pl

Fragmenty słynnego wywiadu:

Odnoszę wrażenie, że grasz w koszulce z numerem 21...

- Po przyjściu do Widzewa każdy chciał mi udowodnić, że nie mam prawa nosić nawet takiej z dziesiątką. Nie bez znaczenia była rubryka w dowodzie osobistym - miejsce urodzenia. W Łodzi cierpią na kompleks stolicy. Pogodziłem się już z tym, że nie zapomną mi tej kwoty do końca moich piłkarskich dni.

Na razie widownia tego się nie obawia.

- Tak. Gwiżdżą i pytają, ile jestem wart? Czasami mam chęć pójść do zakładu pracy takiego klienta, zobaczyć, jak on pracuje przy swoim warsztacie. Co mu daje moralne prawo lżenia innych. Przecież mógł w wieku dziewięciu lat tak jak ja postawić na sportową kartę. Na początku tej drogi nie trzeba mieć milionów złotych, a tylko parę trampek. Niejeden wolał wagary i wino w krzakach. Teraz pozoruje pracę, a potem kupuje bilet na mecz i ubliża innemu człowiekowi. Mnie też ponosi, gdy oglądam w sklepie buty z odstającą podeszwą.

Na Piotrkowskiej bywa niesympatycznie...

- Wsiadam wtedy do samochodu i wyjeżdżam do stolicy na dyskotekę. Po minięciu tablicy z napisem "Warszawa" otwieram szybę i powiew innego powietrza wpływa na mnie kojąco. Za dwie godziny czuję się jednak znów łodzianinem.

Cały wywiad dostępny pod tym adresem.

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.