News: Stadion Legii znów będzie twierdzą nie do zdobycia?

Stadion Legii znów będzie twierdzą nie do zdobycia?

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza, Przegląd Sportowy

21.08.2012 09:27

(akt. 10.12.2018 23:28)

Kiedyś strach przed wyjazdowym meczem z Legią udzielał się rywalowi już na tydzień przed spotkaniem. Stadion przy Łazienkowskiej stał się twierdzą w sezonie 1992/93. W erze Janusza Wójcika, Pawła Janasa, Władysława Stachurskiego i Mirosława Jabłońskiego, tj. przez sześć kolejnych lat, Legia rozegrała na własnym boisku 102 mecze ligowe, aż 83 z nich wygrała, smaku porażki doznała tylko cztery razy.

Legia była lwem - jeżeli na jej teren wtargnął intruz, głodna triumfu rozszarpywała go na strzępy. Dążyła do jak najwyższego zwycięstwa, stąd w sezonach 93/94 i 94/95 sześciokrotnie pokonywała rywala przynajmniej trzema golami, w rozgrywkach 95/96 czyniła to aż siedmiokrotnie. Te cztery porażki poniesione od 92 do 98 roku są wyjątkami potwierdzającymi regułę, według której Legia przy Łazienkowskiej - niezależnie od klasy przeciwnika - była dominatorem. W XXI wieku, dokładniej za kadencji Dariusza Wdowczyka, Jacka Zielińskiego i Jana Urbana lew był już absolutnym królem dżungli. U schyłku jego dominacji, w sezonie 2008/09 legioniści wygrali na własnym obiekcie 12 meczów, nie przegrali żadnego. Strzelili rywalom aż 38 goli, stracili zaledwie siedem. Śląsk, Odra, Cracovia i Ruch wyjeżdżali z Łazienkowskiej z bagażem czterech bramek. I to wszystko w niezwykle trudnych warunkach - w dobie konfliktu między kibicami i działaczami, braku dopingu i modernizacji obiektu.


Sytuacja zmieniła się w pierwszym sezonie pracy Macieja Skorży (2010/11) drużyna przegrała u siebie cztery mecze ligowe, a jeden zremisowała. Straciła więc 14 punktów. Do tytułu zabrakło siedmiu. Rok później było jeszcze gorzej: trzy porażki i cztery remisy, a więc wyparowało aż 17 „oczek". Do mistrzostwa kraju zabrakło trzech. W ciągu dwóch lat Legia oddała u siebie 31 punktów na 90 możliwych czyli jedną trzecią. Z 30 meczów, wygrała zaledwie 18. Ze strzelaniem goli też było słabo. 22 w poprzednim sezonie (1,46 na mecz) i 27 rok wcześniej (1,8 na mecz). Trener Skorża wielokrotnie podkreślał, że jego zawodnicy nie potrafią poradzić sobie z presją, jaką wytwarzają kibice oczekujący ładnej gry i wysokich zwycięstw.


Przyszedł Urban i, choć w drużynie zaszły tylko kosmetyczne zmiany, na razie zadaje kłam tej teorii. Na Łazienkowskiej Legia rozegrała w obecnych rozgrywkach cztery spotkania. Tylko raz nie wygrała (1:1 w Superpucharze ze Śląskiem Wrocław, choć tutaj mistrzowie Polski pełnili rolę gospodarza), zdobyła 13 bramek a każde ze spotkań (5:1 z Metalurgsem Lipawa, 3:1 z SV Ried i 4:0 z Koroną Kielce) było pełne emocji.


Patrząc na poprzednią kadencję Urbana w Legii taka tendencja nie może dziwić. Prowadził Legię w 40 ligowych meczach na własnym stadionie, 31 wygrał, sześć zremisował i trzy przegrał (w sezonie 2008/09 żadnego), zespół strzelił 92 gole (średnia 2,3). Dla porównania, za Skorży w 30 spotkaniach udało się zdobyć 49 bramek (średnia 1,63). Liczby pokazują, że ten pierwszy ma dużą przewagę. Łączy ich jedno: brak mistrzostwa Polski, bo nawet tak dobre statystyki nie pozwoliły Urbanowi na wygranie ligi. Inna sprawa, że on miał za rywala świetną Wisłę Kraków, prowadzoną przez... Skorżę.


- U siebie trzeba być kozakiem i to pokazać. Że jest się mocnym - stwierdził Miroslav Radovic i chyba właśnie pod względem psychiki u legionistów nastąpiła poprawa.

Polecamy

Komentarze (102)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.