News: Stanisław Czerczesow: Potrzebujemy graczy wysokiej jakości

Stanisław Czerczesow: Potrzebujemy graczy wysokiej jakości

Marcin Szymczyk

Źródło: championat.com, Sport Express

20.05.2016 02:06

(akt. 07.12.2018 14:49)

- W Rosji są naprawdę dobrzy piłkarze, świetnie wyszkoleni technicznie. W Polsce nie ma takich graczy jak choćby Hulk. W Polsce za to gra się dużo szybciej, zaś biega dużo więcej. Analizowałem dokładnie statystyki, zerkałem na wyniki innych drużyn. Lepsza w Polsce jest też infrastruktura, dobre stadiony z fajnymi płytami. Dużo ludzi chodzi też na mecze swoich drużyn. W Poznaniu na meczu z nami było 40 tys. ludzi, a w Warszawie nie było biletów na ostatnie spotkania – było więc 30 tys. kibiców na trybunach - opowiada w rozmowie z Championatem i Sport Expressem trener Legii, Stanisław Czerczesow.

Do tej pory wydawało się, że ma pan kontrakt z Legia na 2 lata, a teraz wychodzi na to, że jest to 1 + 1.


- Nie będę wchodził w szczegóły, ale można powiedzieć w skrócie, ze tak jest. Do końca maja daliśmy sobie czas na podjęcie decyzji co dalej. Do tego czasu musze się określić i ja i klub.


Mówił pan, że do tej pory nie ma pan telefonu do prezesa Legii. Dlaczego i czy nie jest to kłopot w rozmowach?


- Zacznijmy od tego, że właścicieli Legii jest trzech, jeden z nich ma 60 % akcji, pozostali po 20 %. Często spotykam się z Bogusławem Leśnodorskim, który ma akurat 20 % udziałów i jest też prezydentem klubu. Nigdy nie miałem jego telefonu, nikt mi go nie przekazał i sam też o to nie zabiegałem. Ale ta sytuacja nie ma żadnego przełożenia na dialog pomiędzy mną a klubem. W rozmowach uczestniczy też zawsze dyrektor sportowy Legii, Michał Żewłakow. Abyśmy się ze sobą porozumiewali, nie trzeba nam numerów telefonów komórkowych do siebie.


Kiedy przyszedłem do klubu wystąpiłem z inicjatywą, by prezes klubu przyjechał do nas na zgrupowanie zimowe na Malcie. I tak się stało, był na treningach, brał udział w zajęciach teoretycznych z piłkarzami, widział jak podejmowaliśmy decyzje o przyszłym sposobie gry. Chciałem bo zrozumiał zasady funkcjonowania zespołu oraz zobaczył w jaki sposób pracujemy jako sztab trenerski. Wolałem by raz sam to zobaczył, niż słuchał relacji innych, co z pewnością byłoby niezrozumiałe. Po tym co zobaczył, był zadowolony, nie miał żadnych wątpliwości. Później nigdy nie był w naszej szatni, włodarze wiedzą że taka jest moja wola i ją szanują.


Co pana zaskoczyło w Legii?


- Chyba tylko to, że wszystkie sprawy są załatwiane na bieżąco. Nawet dziś kilka razy rozmawiałem z kierownikiem zespołu i omawialiśmy szczegóły dotyczące zgrupowań letnich. I wiem, że to o czym rozmawialiśmy, już zostało wykonane. Moi pomocnicy ze sztabu spisują sobie pomysły, uwagi, i to czego sobie życzą jest realizowane. W kwestii obozów mamy rozpisane już wszystkie szczegóły takie jak godziny treningów czy pory w których będziemy przebywać na sali gimnastycznej.


Jak pan oceni pracę swoich asystentów?


- Na mocną piątkę. Mirosław Romaszczenko odpowiada za analizę i wszelkie niuanse taktyczne. Za to by zespół był gotowy fizycznie odpowiada Władimir Panikow. Po stracie podstawowego bramkarza jakim był Dusan Kuciak nikogo nie szukaliśmy. Gintaras Stauce razem z Krzysztofem Dowhaniem wykonali kapitalną pracę z drugim bramkarzem, by mógł wejść od razu do gry. Dziękuję im za wszystko, jak również pozostałym członkom sztabu. Byliśmy drużyną nie tylko na boisku, ale i na ławce trenerskiej. Dowhań czy Vuković od dawna byli w klubie i pomogli mi zrozumieć wiele sytuacji i niuansów.


Było panu żal, że nie został pan wybrany najlepszym trenerem sezonu?


- Nie rozmyślałem o tym. Najważniejsze, że zdobyliśmy Puchar Polski i tytuł mistrzowski. A nad wszystkim innym pozostawmy trzy kropki.


Dobrze przepracowaliśmy ten okres. Nikolić się przystosował do nowego stylu, jest bardzo pożyteczny dla zespołu. Bardzo dobry sezon zaliczyli Aleksandar Prijović i Ondrej Duda – mogę ich wyróżnić. „Prijo” był w tak dobrej dyspozycji, że graliśmy na dwóch napastników w schemacie 4-4-2.


Linia środkowa jest najsilniejszym punktem Legii?


- Jest silna, ale i pełna wad. Jest dużo do zrobienia w kwestii kontroli nad piłką, co ma przełożenie na sposób gry. Trzeba też zmienić szybkość i trafność podejmowania decyzji. Często w prostych sytuacjach sami komplikowaliśmy sobie grę, co było przyczyną strat.


Jak z pana językiem polskim?


- To nie ma wielkiego znaczenia na szczęście. W Niemczech po podobnym czasie byłem w stanie udzielać wywiadów po niemiecku. W Polsce gramy co trzy dni, nie ma czasu na naukę. Ale rozumiemy siebie nawzajem. W szatni rozmawiamy w języku polskim, rosyjskim, angielskim lub niemieckim.


Konferencje prasowe z pana udziałem są na YouTube i stały się hitem Internetu. Pański tłumacz jest w stanie prawidłowo wszystko przetłumaczyć? Polsce dziennikarze nie obrażali się na to, co pan do nich mówi?


- Jeśli coś jest nie tak, to niech obrażają się na tłumacza, który rozmawia z nimi po polsku (śmiech). Nie jestem w stanie wszystkiego weryfikować, ale ufam, że tak jest. Mam zaufanie do tego człowieka, dobrze się rozumiemy. Staram się uczyć polskich dziennikarzy by myśleli bardziej pozytywnie, bo często powtarzało się słowo „problem”. Na konferencjach czy briefingach przywdziewam pewną maskę. Po to, by ich uwaga skupiła się na mnie, na moim zachowaniu i tym co mówię, by nie zawracali głowy piłkarzom.


A jak jest z dyscypliną u piłkarzy Legii?


- W porządku, nigdy nikt się nie spóźnił na trening. Ostatniego dnia jechaliśmy na galę, wyjazd był zaplanowany na 19:45. Wszyscy byli po całonocnym świętowaniu, a mimo to nikt się nie spóźnił, wyjechaliśmy z klubu o 19:44. Wszyscy znają zasady, na nikogo nie czekamy, również na trenera. Gdyby o godzinie zbiórki mnie nie było, to autobus ma odjechać beze mnie. Na prezesa klubu też byśmy nie czekali, gdyby się spóźnił. Pojechalibyśmy bez niego.


A miał pan w Legii trudnych piłkarzy, wymagających specjalnego traktowania? Czy Zdarzało się panu podnosić głos?


- Nie powiedziałbym, że miałem trudnych piłkarzy. A specjalne traktowanie to złe wyrażenie. Inne podeście – tak. Jedni przecież rozmawiają i rozumieją po polsku, a inni nie. To taki przykład pierwszy z brzegu. Głos natomiast można podnosić na kilka sposóbów. Zmiana intonacji – tak, krzyk – nie. Zdarza się tylko w ekstremalnych sytuacjach, jeśli piłkarz ma usłyszeć coś, czego wcześniej nie słyszał.


A nie chciał pan wzmocnić zespołu piłkarzami z Rosji?


- Były takie pomysły. Z Arasem Ozbilisem rozmawiałem sam dwukrotnie, ale wybrał inną opcję zmiany klubu. Był też temat Carlosa Eduardo, ale to było poza mną. Próbowałem też do Legii ściągnąć Aleksandra Kierżakowa gdy pozostawał bez klubu. Wybrał jednak inny wariant.


Przejdźmy do kibiców – są jacyś szczególni?


- Tak, są bardzo wymagający z jednej strony, ale z drugiej też niezwykle oddani. Na ulicach jest miło i sympatycznie, gdy wYchodzę rozdaję autografy, ludzie poklepują mnie po plecach. Na stadionach jest głośno – zawsze od pierwszej do ostatniej minuty. Jest dużo pirotechniki. Zwykle nie ma to wpływu na przebieg spotkania, jest pozytywnym dodatkiem. Ale w czasie finału Pucharu Polski prowadziliśmy, a mecz został przerwany na 12 minut. To wybiło nas z rytmu meczowego, a rywalom pozwoliło na ustawienie szyków. Dobrze się stało, że udało nam się wynik utrzymać. Jednak jak widać, czasem z powodu takich sytuacji można stracić wszystko. Ale już w czasie fety po sezonie pirotechnika wyglądała świetnie, a ludzi było mnóstwo. Pierwszy raz w życiu coś takiego widziałem na oczy. Na trasie przejazdu autokaru było minimum 100 tys. kibiców. Planowaliśmy zrobić przejażdżkę po mieście, ale nie mogliśmy. Gdybyśmy chcieli podziękować wszystkim naszym kibicom, to do dziś byśmy jeszcze nim jeździli. Nie mogliśmy przecież odwiedzić miliona naszych fanów.


Kiedy ostatnio spotkał się pan z kibicami?


- Dwa dni przed ostatnim meczem spotkałem się z dziennikarzami reprezentującymi kibiców. Mieli kilka ciekawych pytań i zależało im aby uzyskać odpowiedzi. Sam wyszedłem z inicjatywą bym spotkał się z naszymi dziennikarzami na Malcie, na zgrupowaniach. Później takie spotkania miały być cykliczne, ale nie skorzystano z takiej opcji. Ostatecznie doszło do tego dwa dni przed końcem sezonu.


Gdzie jest większa presja wyniku – w Polsce czy w Rosji?


- Presja jest taka, jaką sam na siebie człowiek nałoży. Kiedy byłem bramkarzem Spartaka przyzwyczaiłem się do działania pod presją, do wygrywania w takiej atmosferze.


Rozumiemy, że możliwość gry w Lidze Mistrzów, to dla pana dodatkowa motywacja?


- Tak, ale na motywacji długo nie pojedziesz. Aby osiągnąć wyniki trzeba motywację poprzeć działaniami. Trzeba sprawiać by zespół stawał się mocniejszy, dokupić nowych piłkarzy. Ważne, by byli to gracze o wysokiej jakości. Musimy też robić co w naszej mocy, aby Nikolić został w drużynie. W reprezentacji Węgier gra rzadko, mam nadzieję, ze na Euro dostanie swoją szansę i pokaże się z dobrej strony.


Czy Legii uda się przedłużyć wypożyczenie Jędrzejczyka lub wykupić tego piłkarza?


- Jeśli o mnie chodzi, to bardzo bym tego pragnął. Do dziś sprawa nie została jednak wyjaśniona.


Czy Legia jest takim klubem, że nikt jej nie odmawia spośród polskich piłkarzy?


- Nie, zimą kilku nam odmówiło, nie wiem z jakich powodów.


Kto jest wg. pana najlepszym zawodnikiem polskiej ligi?


- Nikolić!. Bramkarzem Malarz, obrońcą Pazdan, pomocnikiem Jodłowiec, zaś napastnikiem „Niko”. Mam najlepszych piłkarzy. A kto jest najlepszym trenerem? A to już jest mało ważne (śmiech).


Czy liga Polska będzie dla pana trampoliną? Np. do Bundesligi?


- Nawet gdybyśmy mieli trampoliny, to trzeba jeszcze umieć z nich wyskoczyć. Trudno mi powiedzieć, jakie miejsce do nowego lądowania byłoby dla mnie odpowiednie. Ale tak naprawdę trzeba zajmować się tym, co jest. Wszystko inne samo przyjdzie, gdy będzie stosowny czas. Chyba, że nie przyjdzie wobec braku okazji.


A może ma pan marzenie o pracy z reprezentacją Rosji?


- Oczywiście mój wiek czyli 52 lata i marzenie, niemal się ze sobą stykają. Tak, gdyby pojawiła się taka propozycja, to z pewnością byłoby to ciekawe wyzwanie. Najpierw musi być jednak chęć i ochota osób, które są za to odpowiedzialne. Na dziś nie myślę o tym, nie zajmuje się tym. Kadra Rosji ma trenera i daj Bóg by wszystko tam funkcjonowało jak należy.


Za panem najlepszy sezon w karierze?


- To jest sport, tu wszystko kreują wyniki. Są cyferki przy trofeach, to znaczy że trener jest dobry. Tu za piękną grę nikt nikogo nie pochwali. To nie jest jazda figurowa na lodzie, tutaj za styl punktów się nie przyznaje. Przed nami drugi sezon, a pozostanie na szczycie jest trudniejsze niż wdrapanie się na niego. Ci co byli słabsi, będą się rozwijać, my więc nie możemy stanąć w miejscu, też musimy zrobić krok do przodu.


A co tak naprawdę różni ligę rosyjską od polskiej?


- W Rosji są naprawdę dobrzy piłkarze, świetnie wyszkoleni technicznie. W Polsce nie ma takich graczy jak choćby Hulk. W Polsce za to gra się dużo szybciej, zaś biega dużo więcej. Analizowałem dokładnie statystyki, zerkałem na wyniki innych drużyn. Lepsza w Polsce jest też infrastruktura, dobre stadiony z fajnymi płytami. Dużo ludzi chodzi też na mecze swoich drużyn. W Poznaniu na meczu z nami było 40 tys. ludzi, a w Warszawie nie było biletów na ostatnie spotkania – było więc 30 tys. kibiców na trybunach.


Widziałem taki filmik z szatni po zdobyciu mistrzostwa, jak krzyczy pan razem z piłkarzami.


- To oznaka jedności, chciałem się cieszyć i być razem z piłkarzami. Moi gracze w świętowaniu są naprawdę świetni. Gdyby tak samo dobrze grali w piłkę, to kosztowaliby ogromne pieniądze.


Za pomoc w tłumaczeniu dziękujemy Zbigniewowi Szulczykowi.

Polecamy

Komentarze (80)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.