News: Stanisław Czerczesow: Pressing to stan mojej duszy

Stanisław Czerczesow: Pressing to stan mojej duszy

Marcin Szymczyk, Łukasz Pazuła

Źródło: Legia.Net, legia.com, legionisci.com

11.02.2016 15:00

(akt. 07.12.2018 17:15)

- Ivica Vrdoljak całkowicie przechodzi pod jurysdykcję drugiej drużyny, będzie podwładnym trenera Krzysztofa Dębka. Zawodnik będzie również korzystał z szatni drugiego zespołu, z nim trenował i grał w meczach trzecioligowych. W pierwszej kolejności Vrdoljak powinien doprowadzić do porządku swoje zdrowie, a gdy będzie w pełni sił, dojść do odpowiedniej formy sportowej. Ale najważniejsze i pragnę to podkreślić, musi uporządkować swoje myśli w głowie. Natomiast, tak w życiu, jak i w sporcie, w głowie najlepiej sobie pokładać podczas rozstania. Kiedy spojrzymy na pewne wydarzenia z dystansu, z innej perspektywy, wtedy dochodzimy do właściwych wniosków - komentuje trener Stanisław Czerczesow, który podsumował zgrupowania w rozmowie z trzema legijnymi serwisami - legia.com, legia.net i legionisci.com. Zapraszamy do lektury.

Dwa obozy za Legią. Czy udało się spełnić wszystkie założenia? Czy udało się zrealizować to, co Pan sobie zaplanował jeszcze przed rozpoczęciem przygotowań?


- Wszystkiego nigdy nie udaje się zrealizować, dlatego że zależy to od tego, w jakim stanie są piłkarze i w jakim stanie znajdują się boiska, z których korzystamy. To, co planowaliśmy, plus minus wykonaliśmy i jestem z tego zadowolony. W meczach sparingowych na pierwszym obozie dawaliśmy zagrać wszystkim zawodnikom. W dwóch ostatnich spotkaniach wystąpili piłkarze, którzy są przewidywani do częstszego grania. Zmiany, które w trakcie meczów następowały spowodowane były przebiegiem gry i sposobem w jaki chcieliśmy grać.


Wspomniał trener o stanie zawodników, chodzi o ich stan zdrowotny czy formę?


- Chodzi o ogólny stan zawodników. Mamy GPSy i mamy szczegółowe bieżące wyniki tego, co dzieje się na treningach.


Jeździmy na zgrupowania od wielu lat i to pierwsze zgrupowanie było najbardziej intensywne ze wszystkich jakie pamiętamy. To jest pański standard pracy, czy spowodowane było to tym, że zawodnicy mieli zaległości treningowe?


- My już jesienią w Warszawie wykorzystaliśmy dwie przerwy w trakcie rozgrywek by mocno trenować. Już wtedy treningi nie były takie lekkie. Obozy służą do tego, aby zbudować fundament, na którym można dalej pracować. W Rosji są zawsze trzy zgrupowania. W związku z tym musieliśmy zmodyfikować tryb pracy. Trochę inaczej robi się to w Rosji, a trochę inaczej w Polsce.


Czy właśnie dlatego trener zauważył przed jednym z treningów, że Artur Jędrzejczyk osiąga zawsze bardzo dobre wyniki? Czy to dlatego, że był przygotowywany w tym stylu, o którym Pan mówi?


- Tak, ale to samo dotyczy Adama Hlouska, który przyszedł z Bundesligi. Chodzi o to, że u piłkarzy z takich lig praca wygląda troszeczkę inaczej. Mówię tutaj głównie o intensywności pracy na wysokich szybkościach. Pozostali piłkarze, którzy przyszli do nas z polskiej ligi, jak Borysiuk i Hamalainen nie uzyskują takich wyników. A jeżeli przychodzi ktoś z innej ligi, to zupełnie inaczej to wygląda. Nie chcę przez to powiedzieć, że ci piłkarze których mamy są gorsi - po prostu muszą dojść do poziomu tych dwóch, którzy tu służyli za przykład. To nie jest niczyja wina. Szkoda tych chłopaków, że oni nie byli do tej pory w ten sposób przygotowywani. Codzienne mamy analizę ich wyników i od razu widać, jak kto wygląda kondycyjnie. Obecnie wygląda dużo lepiej niż wyglądało to wcześniej - jest duży postęp.

 

Czy w tym wypadku Borysiukowi i Hamalainenowi udało się dobić to tych dwóch, czy jeszcze im trochę brakuje i dlatego mniej grali?

 

- Tu nie chodzi tylko o tych dwóch. Pozostali też się podciągnęli. Chodzi ogólnie o polską ligę. Potencjał jest, ale trzeba go wyszarpywać.


Na drugim zgrupowaniu było dużo taktyki. Były ćwiczone różne ustawienia min. 4-4-2, 3-5-2. Czy plan jest taki, żeby te ustawienia były płynne i funkcjonowały w jednym meczu, tak żeby zespół mógł się przestawiać w zależności od przebiegu spotkania?

- Nie mogę powiedzieć, jak będziemy grać. To zależy od przeciwnika, od nas i od tego, jak będzie wyglądał mecz, ale trzeba być przygotowanym na grę jednym i drugim ustawieniem. Można przecież 5-0 wygrywać albo 0-1 przegrywać. Trzeba patrzeć na przebieg meczu. My musimy umieć wszystko i być przygotowani na wszytko.


Przy ustawieniu 3-5-2 ważną rolę pełnią boczni pomocnicy. Tam mogą grać Guilherme, Kucharczyk, Bereszyński ewentualnie Broź. Czy to wystarczy, czy liczy Pan na wzmocnienia na tej pozycji?


- Boczni pomocnicy odgrywają ważną rolę? To wy powiedzieliście! Nie chcę tego roztrząsać i nic w tej chwili zdradzać. Mam dostatecznie dużo wariantów gry. Jestem przygotowany na każdą sytuację, by rozwiązywać kłopoty, gdy tylko się pojawią.


Czy jest pan zadowolony z tego, jacy zawodnicy dołączyli do Legii zimą? Pytamy o Jędrzejczyka, Borysiuka, Hlouska, Hamalainena i Niezgodę?


- Jestem zadowolony z tego, jak oni pracują, bo to oznacza, że już jest dobrze. Natomiast, czy będziemy z nich zadowoleni tak do końca, to dopiero będziemy mogli powiedzieć po tym, jak będą wyglądali w meczach. Mamy takie odczucie, że oni czują się bardzo dobrze w naszej drużynie i są przesłanki ku temu, żeby myśleć, że będą dobrze grać.


Jarosław Niezgoda przyszedł do Legii z niższej ligi. Czy na pierwszych treningach z Legią było widać, że w inny sposób pracował do tej pory?


- Tak, choć to nie dotyczy tylko jego. To widać też po piłkarzach, którzy przychodzą z innych - lepszych lig. Zauważyliście, że nasze treningi były bardzo intensywne. Kilkakrotnie Hamalainen i Borysiuk, którzy przyszli do nas z polskiej ligi, też musieli kilka razy ćwiczyć indywidualnie, by przyzwyczaić się do naszego rytmu treningowego.


Hamalainen zagrał w ostatnim sparingu w ataku i był to chyba jego pierwszy występ na tej pozycji. Na treningach albo w ogóle albo bardzo rzadko pojawiał się na tej pozycji. Czy trener rozpatruje go w kategorii napastnika?


- Jego zadaniem jest grać to, co mu nakazuję. W sparingu ze Stabaek miał za zadanie zagrać w ataku i je wypełnił. Ma się wywiązywać z tych zadań, które mu nakładam.


Pytanie z Twittera – Tomasz Pasieczny pyta, jak wygląda Pańska rola w procesie pozyskiwania nowych zawodników, ich obserwacji i przy podejmowaniu ostatecznej decyzji? Czy nakreśla Pan profil poszukiwanych piłkarzy?


- O, Arsenal pyta! Współpracujemy z działem sportowym. Michał Żewłakow, Dominik Ebebenge i ich zespół wiedzą, jakich zawodników potrzebujemy do drużyny, na jakie pozycje, o jakich parametrach – nie tylko czysto piłkarskich, ale i mentalnych. Ufam swoim współpracownikom, jestem przekonany, że efekty ich pracy są najlepsze z możliwych. Oczywiście jestem z tymi efektami na bieżąco, oceniam czy wyszukani piłkarze pomogą nam wejść na wyższy poziom i podejmuję decyzję. Czasami zdarza się, że Legia znajdzie potencjalne wzmocnienie, które nie było na liście naszych potrzeb. Wtedy siadamy, oglądamy i dyskutujemy, czy jesteśmy w stanie wkomponować takiego piłkarza w drużynę bez szkody dla naszej filozofii. Jeśli tak jest, to ja daję zielone światło na transfer. Powtórzę – jesteśmy drużyną, współpracujemy ze sobą na każdym etapie.


Poprosimy o komentarz na temat tych, którzy odeszli. Zacznijmy od Dusana Kuciaka, który był bardzo ważnym zawodnikiem drużyny. Czy odejście Słowaka popsuło trenerowi plany? Czy są zawodnicy, którzy mogą go zastąpić?


- Jest to bardzo zasłużony piłkarz, który wiele osiągnął z Legią, ale cóż - takie było jego życzenie, żeby odejść. Sytuacja była taka, że jego kontrakt się kończył. My zaproponowaliśmy mu nowy, ale on go nie zaakceptował. Miał życzenie by odejść i odszedł. Chciałbym podkreślić, że w mojej drużynie - nie chodzi tylko o Dusana - jeżeli zawodnik ma życzenie, żeby się rozstać, to ja nigdy nikogo nie zatrzymam. Nie dlatego, że go nie lubię, ale dlatego, że jest to jego życzenie, więc należy mu podziękować, podać sobie ręce i pożegnać. My w to miejsce weźmiemy innego, którego życzeniem będzie grać w Legii. To jest życie. Tyle.


A Dominik Furman? Czy było dla Pana niespodzianką, że tak szybko zrezygnował?


- Porozmawiał ze mną i powiedział, że chce odejść. Chciał skrócić okres wypożyczenia i podziękował za współpracę. Bardzo nam przykro, że nie mogliśmy razem pracować. Jak przyszedłem było widać, że on nie jest gotowy do gry. Teraz miał szansę dobrze popracować, ale zrezygnował. Ten czas, który przepracował u nas wspominam dobrze.


Ivica Vrdoljak najpierw opuścił zgrupowanie, a później został odesłany do rezerw. Poprosimy o komentarz i kto będzie teraz pełnił rolę kapitana zespołu?


- Aby zamknąć ten temat raz na zawsze powiem tak: Ivica był z nami na pierwszym zgrupowaniu na Malcie. Przyleciał z nami, bo takie było moje życzenie, zależało mi na tym. Nie mógł jednak normalnie pracować, nie był gotowy na takie obciążenia. Został więc odesłany do Warszawy, aby stan jego zdrowia został dokładnie sprawdzony, aby po dokładnych badaniach było wiadomo, dlaczego nie może normalnie ćwiczyć. Po badaniach postanowiliśmy, że będzie trenował z drugą drużyną.


Ivica Vrdoljak całkowicie przechodzi pod jurysdykcję drugiej drużyny, będzie podwładnym trenera Krzysztofa Dębka. Zawodnik będzie również korzystał z szatni drugiego zespołu, z nim trenował i grał w meczach trzecioligowych.


W pierwszej kolejności Vrdoljak powinien doprowadzić do porządku swoje zdrowie, a gdy będzie w pełni sił, dojść do odpowiedniej formy sportowej. Ale najważniejsze i pragnę to podkreślić, musi uporządkować swoje myśli w głowie. Natomiast, tak w życiu, jak i w sporcie, w głowie najlepiej sobie pokładać podczas rozstania. Kiedy spojrzymy na pewne wydarzenia z dystansu, z innej perspektywy, wtedy dochodzimy do właściwych wniosków.


Nie mam nigdy żadnych problemów z piłkarzami, ani z innymi ludźmi. Ale czasem nawet tak doświadczonym zawodnikom należy pomóc. Czytałem komunikat klubu, tam nie ma ani słowa o tym, że chcemy się z Vrdoljakiem rozstać. Jeśli chciałbym, aby tak się stało, to zrobiłbym to jednym wnioskiem do klubu i jednym podpisem. A decyzja o tym, czy przychylono by się do tego wniosku zależałaby od Legii, Vrdoljak jest piłkarzem klubu.


Drzwi do mojego pokoju są otwarte zawsze i Ivica o tym doskonale wie. Póki co kapitanem drużyny będzie Jakub Rzeźniczak, który de facto był kapitanem zespołu odkąd jestem przy Łazienkowskiej.



Mateusz Szwoch został wypożyczony do Arki Gdynia na półtora roku. Do tej pory nie było takiego przypadku w Legii. Czemu trener podjął taką decyzję?


- Klub jest zawsze najważniejszy. Dla każdego gracza przygotowałem rekomendację, co moim zdaniem z danym zawodnikiem dyrektor sportowy powinien zrobić. Władze klubu wtedy dyskutują, czy zgadzają się z moją opinią i podejmują dalsze decyzje.  Nie wiem, jakie szczegóły w kontrakcie zawarł Szwoch z włodarzami Arki i Legii. Pytanie o szczegóły ustaleń między Legią i Arką w sprawie Szwocha należałoby skierować do Michała Żewłakowa.


Legia dawno nie miała tak bogatego składu. Warszawiacy mają pięciu zawodników, mogących zagrać na bokach obrony. Posiadają również czterech graczy, który walczą o występy na pozycji defensywnego pomocnika. To taki pozytywny ból głowy? Niewykluczone, że przyjdzie taki moment, iż piłkarze będą niezadowoleni zbyt małą ilością minut spędzonych na boisku. Co trener o tym sądzi?


- Nie lubię wybiegać w przyszłość. Jednakże, kto im powiedział, ile minut będą potrzebowali? Czterdzieści, pięćdziesiąt lat temu było takie pojęcie jak podstawowa jedenastka. We współczesnym futbolu, i takie jest też moje zdanie, w takiej drużynie jak Legia Warszawa to pojęcia nie ma prawo bytu. Użyłbym raczej określenia – zestaw startowy. Prawda jest taka, że zawodnik, który pracuje solidnie od poniedziałku do piątku, może liczyć na to, iż znajdzie się w wyjściowym składzie. Jeżeli ktoś w przyszłości będzie faktycznie niezadowolony, to dyrektor sportowy przyjmie go w każdej w chwili. Zaznaczam, w drużynie są partnerzy, nie rywale. Chcemy zmienić mentalność piłkarzy. Próbujemy przestawić ich myślenie. Pragniemy, by nie zastanawiali się, czemu nie grają, tylko niech wyczekują swojej szansy, aby pokazać swoje umiejętności, kiedy taką szansę otrzymają. Wszyscy gracze muszą wykazywać gotowość do pracy i gry.


Legia rozegrała cztery sparingi. W każdym meczu można było zauważyć, iż zawodnicy coraz lepiej się rozumieją. Zawodnicy sumiennie wykonywali schematy, które trenowali na zajęciach. Czy w związku z tym wszystko zdążyli przećwiczyć? Jest jeszcze coś do poprawy?


- Wrócę jeszcze do przygotowań w Rosji. Tak jak wspomniałem, tam zawsze są trzy obozy. Na tym ostatnim zgrupowaniu zawsze była już tylko taktyka. Czyli dopieszczanie wszystkich wcześniej przećwiczonych schematów. Nie chcieliśmy rozegrać więcej sparingów, ponieważ nie chcieliśmy narażać naszych piłkarzy na kontuzje po tak ciężkich zajęciach. Przyjechaliśmy też tutaj po to, aby przeanalizować różne sytuacje meczowe. Dwukrotnie mieliśmy półtoragodzinne spotkanie, na których analizowaliśmy omawialiśmy wszelkie zagadnienia strategiczne związane z rozegranymi pojedynkami. W trakcie sezonu nie mamy czasu na takie dyskusje.  Oglądamy nie tylko nasze starcia. Obserwujemy również Bayern Monachium czy Chelsea Londyn. Uważam, że dla graczy to bardzo ważne, aby czerpali przykład od najlepszych.


Z naszych obserwacji wynika, że piłkarze całkowicie panu zaufali. Czy to jest największy sukces tego zgrupowania?


- Oczywiście, jeśli nie ma stuprocentowego zaufania, to pewnych rzeczy się nie wykona. Zawodnicy muszą wierzyć, że idziemy dobrą drogą. Tak jak wspomnieliście, każdy nasz sparing wyglądał lepiej. Gracze też to przecież czują, widzą, iż wykonana przez nich praca nie poszła na marne. Automatycznie poprawia się wtedy współpraca ze sztabem szkoleniowym. Dla mnie osobiście ważne jest też wsparcie zarządu, które posiadam. Współwłaściciele Legii Maciej Wandzel i Bogusław Leśnodorski oraz Wiceprezes Jakub Szumielewicz przebywali na zgrupowaniu i obserwowali wykonywaną przez nas pracę. Okazują wsparcie dla naszych wysiłków, a my staramy się spełnić ich oczekiwania wobec drużyny. Wszystko składa się w jedną całość. Gramy do jednej bramki.


Piłkarze podkreślają, że sporo czasu poświęca Pan na atmosferę w drużynie. Podobno jest to równie ważne dla trenera, jak praca wykonana na treningach. Zawodnicy potwierdzają, iż w ten sposób narodził się team spirit. Szkoleniowiec też to odczuwa?


- Nad atmosferą w zespole trzeba bardzo mocno pracować. Jak to się robi? Tego wam nie zdradzę. Według mnie piłkarze powinni czuć się wolni, ale odpowiedzialni. Natomiast młodzi ludzie często mylą tego typu pojęcia. Trzeba więc bacznie ich obserwować i na czas reagować. To musi być sprawiedliwość, szorstka, ale sprawiedliwość. Prosta formuła, lecz trzeba ją znać.


Czy trener obserwując swoich piłkarzy wprowadzał pewne zmiany w treningach? Na przykład gdy zauważył, że zawodnicy są już na granicach swoich możliwości to popuszczał im w zajęciach bądź odwrotnie, gdy poczuli za duże rozluźnienie, dostawali większe obciążenia?


- Zmieniałem, oczywiście, ale zawodnicy nigdy o tym nie wiedzieli. Nie pokazywałem im tych planów z wyprzedzeniem, więc nie wiedzieli, czego mogą się spodziewać. Kierunek zmian zawsze zależał od tego, jak prezentowali się nasi gracze w trakcie zajęć.


W trakcie treningów jednym z najczęściej wymawianych przez Pana słów było: "press", "pressure".


- Naprawdę? A myślałem, że "dziękuję bardzo". Mówiąc poważnie, to jest kluczowe słowo dla każdego sportowca, nie tylko dla piłkarzy. Sportowcy muszą dążyć do tego, by przejąć inicjatywę, a nie czekać na to, że coś dostanie lub coś mu spadnie z nieba.


Wysoki pressing wiąże się z ryzykiem. Legia będzie grać w myśl zasady "kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana"?


- Tak? A ja zawsze ryzykuję i nigdy nie piję. To tak naprawdę żadne ryzyko. To stan duszy. Mojej. Mam nadzieję, że przełożę to też na zawodników.



Jakiej Legii możemy się więc spodziewać na wiosnę - przesądzającą o zwycięstwach w ostatnich minutach, czy rozstrzygającą losy spotkania już na początku?


- To jest sport i nigdy nie należy niczego obiecywać. Mieliśmy jednak bardzo intensywne przygotowania, czuwa nad nami futbolowy Pan Bóg i możemy liczyć na naszych kibiców. Bez nich nic się nie uda. Wierzę, że oni będą nas pchali w odpowiednim kierunku do osiągnięcia sukcesów. Żadna drużyna bez wsparcia swoich fanów jeszcze nigdy niczego nie wygrała. W momencie, w którym przyszedłem do Legii, drużyna znajdowała się w trudnym momencie. Mieliśmy dziesięć punktów straty do lidera. Teraz razem z kibicami sprawiliśmy, że mamy ich pięć. Jesteśmy w półfinale Pucharu Polski. Mamy nadzieję, że podobnie jak my, także i nasi fani przygotowują się do sezonu. Chciałbym, żeby wszyscy mieli świadomość, jak ważne będzie to, by kibice nas wspomagali w walce o odrobienie tych pięciu punktów. Sam zespół, bez nich, będzie miał z tym duży problem.


Rozpoczęło się stulecie istnienia Legii. Czy w związku z tym odczuwa Pan większą presję na zdobycie tytułu?


- W ogóle nie czuję presji. A jakbyśmy mieli 99 lat, to nie musielibyśmy walczyć o wygraną? Każdy ma swoje odczucia, mnie to nie dotyczy. Niezależnie od tego, czy było to 99 lat, jest 100, będzie 101 czy 102 - zawsze trzeba robić wszystko, by zwyciężyć. Należy jednak szanować przeciwników, którzy maja podobne cele.


Pokusiłby się Pan o wskazanie zawodnika, który w trakcie obozów na Malcie wykonał największy postęp?


- Najważniejsze jest to, by drużyna robiła postępy. Wiadomo, że ona wykona progres, jeśli i poszczególni zawodnicy rozwiną swoje umiejętności. One mogą pojawić się w różnych sferach: technicznej, mentalnej czy fizycznej. Byłoby nie fair wskazywanie konkretnych nazwisk. Mam nadzieję, że Adam Nawałka prawidłowo oceni rozwój nasz i naszych poszczególnych zawodników. Wierzę, że grono legionistów w reprezentacji Polski się powiększy.


Mówił Pan, że jeśli jakiś zawodnik będzie chciał odejść z Legii, to nie będzie mu Pan robił z tym problemów. Co jeśli dwa dni przed końcem okna transferowego pojawi się oferta dla na przykład Nemanji Nikolicia. Zdoła go Pan zastąpić?


- Z Barcelony? Sam go tam odwiozę! Nie tylko w piłce nożnej, ale i w życiu należy być gotowym na wszystko. Są piłkarze, którymi interesują się inne drużyny. Nie możemy tego nikomu zabronić. Są piłkarze, których oddalibyśmy innym mniej chętnie. Najlepszym przykładem jest tu Dusan Kuciak – jego też nie chcieliśmy oddać. Sytuacja była taka, a nie inna. Przyszła konkretna propozycja, on chciał odejść, więc opuścił Legię. W futbolu niektórzy zawodnicy sami pragną opuścić swoje zespoły, innych się o to prosi. Nie pierwszy raz w karierze spotykam się z sytuacją, w której odchodzi znaczący piłkarz. Podchodzę do tego profesjonalnie.  


Czy jest możliwość w dzisiejszej piłce, by w szatni wszyscy dogadywali się w tym samym języku?


- Tak, w języku futbolu. A językiem futbolu są dobre podania. Tak naprawdę jedyny język, który wszyscy rozumieją przejawia się za pomocą podań. Musimy więc nad tym jak najwięcej pracować, by zawodnicy rozumieli się jak najlepiej tylko potrafią.


Za nami bardzo intensywne zgrupowanie. Czy na tym kolejnym znajdzie się czas do przywrócenia tradycji meczów piłkarskich sztabu szkoleniowego z dziennikarzami?


- Mój poziom nie pozwala mi na pojedynek z dziennikarzami. Oczywiście dlatego, że Wasz jest o wiele wyższy.


Jeszcze nigdy w historii nie udało nam się wygrać…


- I nie chciałbym sprawić Wam takiej przyjemności, zapisując się w stuletniej historii Legii w taki sposób.

Za współpracę i pomoc w tłumaczeniu dziękujemy Adamowi Mieszkowskiemu.

Polecamy

Komentarze (64)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.