Domyślne zdjęcie Legia.Net

Stanisław Machowski: Zawsze jest ten pierwszy uraz

Redakcja

Źródło: Gazeta Wyborcza

17.12.2008 23:21

(akt. 18.12.2018 12:14)

- Kontuzji jest tyle, ile było. Co z tego, że Grzelak ma uszkodzone więzadła, że problem z nimi ma Kumbev, że Szałachowski złamał nogę. A Choto? Widział pan jedną rundę, żeby on zagrał pełną? Są i mięśnie, i stawy, i więzadła, i łąkotki, każdemu może coś się zdarzyć - mówi w rozmowie z dziennikarzem "Gazety Wyborczej", lekarz klubowy Legii Warszawa, a niegdyś również reprezentacji Polski, dr. <b>Stanisław Machowski</b>.
Grzelak, Szałachowski, Tito, Descarga Kumbev, Edson, Szala... wie pan, co łączy te nazwiska? - No, co? W tym sezonie z powodu kontuzji wypadli na pewien czas ze składu. - W poprzednim sezonie byli inni. W sporcie jest tak zawsze. Ktoś musi wypaść. Tyle że w Legii tych kontuzji jest tak dużo. - Dlaczego pan sądzi, że dużo? Odkąd pamiętam nie było tak, żeby trener miał pełny skład do dyspozycji. - Był w Legii taki trener, który miał jedenaście kontuzji mięśniowych w czasie jednej rundy. I wtedy nie rozmawialiśmy o tym problemie, a teraz rozmawiamy? Nie zgodzi się pan, że jest ich dużo? - Jest tyle ile zazwyczaj. A każda z innej przyczyny. Sport wyczynowy niesie ryzyko kontuzji. Przyczyn jest wiele: Złamanie, uszkodzenie mięśnia, uszkodzenie więzadeł... Uraz bezpośredni, pośredni, przeciążeniowy... Ostry lub przewlekły. I nie da się wyeliminować przeciążeń? - Myśli pan, że nie eliminujemy? Ale jak to zrobić, jeśli zmieniają się trenerzy, metody treningu, kontroli i diagnostyka? Mogą też się zdarzać kontuzje z powodów anatomicznych czy biomechanicznych. A jak by pan wytłumaczył fenomen Tomasza Jarzębowskiego, który w Legii głównie się leczył? - Był to dla zawodnika niekorzystny okres. Napisano na ten temat wiele i nie ma sensu do tego wracać. Ale w Legii nie grał. Przeszedł do GKS Bełchatów i rozkwitł. - Nie tylko w Legii się leczył, był czterokrotnie operowany w Polsce i za granicą. Często czas jest dobrym lekarzem i oby starczyło mu zdrowia jak najdłużej. Ale kontuzję złapał, grając w Legii. - No tak. Ale pan przyszedł z nastawieniem, że w Legii wszystko jest źle. Kontuzji jest tyle, ile było. Co z tego, że Grzelak ma uszkodzone więzadła, że problem z nimi ma Kumbev, że Szałachowski złamał nogę. A Choto? Widział pan jedną rundę, żeby on zagrał pełną? Są i mięśnie, i stawy, i więzadła, i łąkotki, każdemu może coś się zdarzyć. Jarzębowski to przykład specyficzny. Kibice już przestali wierzyć, że on może grać w piłkę. A tymczasem wraca do Legii. - Pan próbuje wchodzić w kwestie, o których nie mogę mówić. Nie każdy z piłkarzy musi sobie życzyć rozmowy na temat jego zdrowia. Sytuacja powtarza się w przypadku Sebastiana Szałachowskiego. - Dlaczego się powtarza? Znowu mamy piłkarza, który prawie od dwóch lat właściwie nie gra w piłkę. - Jeśli porozmawia pan z Sebastianem, to może dowie się, że jest zupełnie inna przyczyna. Mnie o tym mówić nie wolno. Ale wyłączenie z gry, które trwa prawie dwa lata nie zdarza się chyba często? - Oczywiście. Zdarza się bardzo rzadko. Takiego problemu, jaki ma Szałachowski, nie ma nikt w lidze. A pan widzi analogię między nim a Jarzębowskim? Tyle czasu bez gry to nie analogia? - Analogia tylko co do czasu, bo przyczyny, o które pan pyta, są inne. Piłkarze powinni grać. - I właśnie o to chodzi, żeby zawodnicy mieli czas przygotować się do gry. Nie można przez pośpiech odbierać ludziom zdrowia. A jeśli Legia sprzeda Szałachowskiego, to czy jest możliwe, że w nowym klubie się wyleczy i znów będzie grał? - Sądzi pan, że w Legii nie jest leczony? A czy rekomendacja zagranicznego ośrodka nic nie znaczy? Robimy wszystko, żeby wrócił na boisko, ale sport jest taki, że czasem przegrywają największe asy, np. Marco van Basten. Dlaczego Jarzębowskiego nie można było wyleczyć w Legii? - A sądzi pan, że on był tutaj rzucony na pastwę losu, że tułał się po klubie? Ale chyba chodzi o to, by zawodnika wyleczyć, a nie leczyć? - A nie był wyleczony? To czemu Legia pozbyła się zdrowego piłkarza, a trzymała chorego? - To pytanie nie do mnie. Pan sądzi, że próbuję pana atakować. A ja chcę po prostu się dowiedzieć, dlaczego akurat w Legii kontuzji jest tak dużo i są tak poważne. - Nie mogę mówić o szczegółach. Obowiązuje mnie dyscyplina i tajemnica zawodowa. Co np. z Descargą i Grzelakiem? - Grzelak przed przyjściem miał urazy i teraz też mu się zdarzają. To może w Legii szwankuje wyszukiwanie zawodników? Klub kupuje po prostu piłkarzy chorych? - Selekcja jest trudna, bo trudno zdiagnozować w stu procentach wszystkie przebyte urazy. Ale nie zawieramy kontraktów z zawodnikami niepełnosprawnymi. A pan ma wpływ na transfer? - Tak, oceniam piłkarzy. Po wcześniejszych testach, badaniach dodatkowych i konsultacjach z innymi specjalistami. To dlaczego w tym sezonie z piłkarzy, którzy przyszli, cały czas gra tylko Iwański? - Jak pan idzie po zakupy, to może pan mieć tysiąc złotych albo dziesięć złotych i albo pan kupuje szynkę albo pasztetową. Podobnie jest z piłkarzami. Jedni przychodzą i grają, inni mają problem w nowym otoczeniu. Ale Legia nie różni się specjalnie pod względem możliwości kupna „szynki” lub „pasztetowej” od Lecha, Wisły czy GKS Bełchatów. Nie można kupić taniego piłkarza, który będzie zdrowy? - Piłkarze drodzy są świetnie wyselekcjonowani i wiadomo o nich wszystko. Czy są szybcy, silni, wydolni i jakie przeszli kontuzje. Inni, a szczególnie młodzi, wymagają wiele treningu, wyrzeczeń i sprzyjających okoliczności, aby się rozwinąć. Przecież warszawski klub nie bierze piłkarzy „z podwórka”. Descarga przyszedł z ligi hiszpańskiej, z Levante... - No i co to Levante? Gdzie obecnie gra? No teraz w drugiej lidze. I nie miał pan o nim żadnych informacji? - Żadnych. Ale tam grał w pierwszym składzie pełne sezony... - A tutaj w meczu z Arką głupio zderzył się z Bartkiem Karwanem i musiał zejść. Z powodu urazu kolana. Nie chodzi tylko o niego. Już wcześniej o to pytałem dlaczego z tych piłkarzy, których Legia kupiła, gra tylko Iwański? - Jeśli doszukuje się pan analogii, to dam panu analogię. W jednym z bogatych klubów hiszpańskich mieli kilkanaście urazów w sezonie i większość stanowiły urazy więzadeł. Sprawdzili wszystko. Rodzaj obuwia, murawy, piłki - wszystko. I stwierdzili, że prawdopodobnie przyczyną jest nowy rodzaj obuwia. Ale nie byli pewni. A pan co podejrzewa? - Ja niczego nie podejrzewam. Ja wszystko analizuję. Na przykład Tito wykręcił staw skokowy, bo został kopnięty, miał długie kołki i było grząsko. I musiało tak się skończyć. Boiskowa sytuacja. I w każdym z tych przypadków była to boiskowa sytuacja? - Tak, na meczu lub treningu. Weźmy np. Szałachowskiego. Ten uraz w meczu z Cracovią początkowo nie wydawał się tak poważny, ale doszło do ponownego złamania. Zadziałała dźwignia, więc siła mogła być dużo większa, niż to było widać w telewizji. A co by pan powiedział kibicom, którzy ciągle słyszą, że Szałachowski leczy się i leczy, chce grać, już wraca na boisko, po czym dowiaduje się, że znów nie będzie grał kilka miesięcy, może pół roku? - Wyleczył się, grał, ale potem znowu doznał poważnego urazu. Ale czy on musi grać? Jeśli mu zdrowie pozwala to tak. Jednak nie za wszelką cenę, kosztem utraty zdrowia. Czyli Szałachowski nie nadaje się do gry? - Kto tak panu powiedział?! Musimy mieć pewność, że jak wróci na boisko, to nic mu się nie stanie. Ale jemu się dzieje. Wraca i znowu jest kontuzjowany. - Nie rozumiem. Teraz wrócił i złamał nogę. Jednak to nie pierwszy raz, kiedy wraca i łapie kontuzję. Z tego co słyszę, pan doskonale zna charakter jego dolegliwości? - Tak jest. To czemu ciągle jest chory? - Staram się panu wytłumaczyć, ale pan uważa, że on musi grać. Nie zastanawia pana to, że nie można go doprowadzić do zdrowia? - Nie tylko ja, ale wielu ludzi pomaga mu w powrocie do zdrowia i do uprawiania sportu. Czy on jest przewlekle chory? - Choroba z przeciążenia jest ostra albo przewlekła, a to typowy przykład takiej choroby, która jest wyleczalna. Może on w ogóle nie powinien grać w piłkę? - Nie wolno nikomu odbierać nadziei. To samo mógłby pan powiedzieć Jarzębowskiemu, skoro miał cztery operacje, a jednak gra. Zawsze trzeba patrzeć na odległe skutki. Czyli to jest po prostu czekanie, aż on dojdzie do zdrowia? Nic więcej? - To jest niwelowanie skutków choroby przeciążeniowej. W piłce taki przypadek zdarza się rzadko. Teraz czekamy na wygojenie. To skąd się biorą w Legii piłkarze, którzy są tak chorzy, że nie mogą grać w piłkę? - Zawsze jest ten pierwszy uraz. To są zawodowcy, którzy dążą do mistrzostwa. I w pewnym momencie przekraczają granicę możliwych obciążeń. A może podniosę to jeszcze pięć razy, a może jeszcze raz i jeszcze raz. I koniec. Nie wytrzymuje mięsień, ścięgno, stawy, kręgosłup... To może piłkarzowi powinien pan określić obciążenia, które on może wytrzymać? - Tak się robi, przygotowuje to sztab trenerski, ale w sporcie wyczynowym dążenie do maksymalizacji wyniku jest ogromne i niesie ryzyko urazów. To kto jest winny? Piłkarze? - Wszyscy są winni. Sport wyczynowy jest winny. Presja, sławy, wyniku i pieniądza również.

Polecamy

Komentarze (39)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.