Tomas Pekhart
fot. Jan Szurek

Tomas Pekhart: Jestem szczęśliwy na boisku i poza nim

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

19.05.2023 09:01

(akt. 19.05.2023 09:01)

- Decyzja o przyjściu do Legii, tym pierwszym, była najlepszym wyborem klubu w karierze. Wtedy byłem w Las Palmas i miałem problemy z regularnymi występami, więc kiedy pojawiła się propozycja z Warszawy, nie wahałem się. Jadąc tutaj, sporo wiedziałem o klubie, ale dopiero na miejscu przekonałem się, ile w Polsce i przede wszystkim w Warszawie znaczy Legia. Jestem szczęśliwy na boisku i poza nim - to najważniejsze - opowiada Tomas Pekhart w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

Adolf Dymsza śpiewał: „Warszawa da się lubić, tu szczęście można znaleźć, tutaj serce można zgubić". Pan serce zgubił w Czechach, ale piłkarskie szczęście znalazł w naszej stolicy.

- Naprawdę czuję się tu jak w domu. Nie ma w tym zdaniu słowa przesady. Zdarza nam się wyjechać do Czech, a po paru dniach tęsknimy za Warszawą. Ważne, że żona czuje to samo. Podobne odczucia mieliśmy jeszcze tylko w Grecji. Może tam będziemy spędzać zimowe miesiące, a w Warszawie letnie? W niedzielę było 25 stopni i słonecznie. Powiedziałem chłopakom: „Uwaga, jeszcze spadnie śnieg" - i w poniedziałek lało. Ale ja nie przyjechałem do Warszawy na wakacje. Jestem w Legii, gram w piłkę i chcę osiągać sukcesy oraz strzelać gole. Każdego dnia, jadąc na trening, czuję się szczęśliwy. Po tym, co przeżyłem w Turcji, to podstawa i kluczowa kwestia. Codziennie się uśmiecham, idąc do pracy.

W poprzednim sezonie w pewnym momencie przestał pan być podstawowym i zawodnikiem, nie grał pan w Lidze Europy. Czy to dlatego pan odszedł?
 
- Po części tak. W rozgrywkach 2020/21 wywalczy-liśmy mistrzostwo, ja zostałem królem strzelców -pojawiły się różne propozycje, ale zostałem, bo klub nie chciał inaczej. Były dyrektor sportowy Radosław Kucharski obiecał, że dostanę ofertę nowej umowy. Na początku sierpnia, przy okazji wyjazdowego meczu z Dinamem Zagrzeb w eliminacjach Ligi Mistrzów, zapewnił, że po powrocie siadamy do rozmów. Potem nasza forma spadła i zaczęły się kłopoty. To był trudny moment - wróciłem do klubu po EURO 2020, przygotowania zacząłem bez urlopu. Nie grałem regularnie, a im gorzej spisywaliśmy się w lidze, tym większe było milczenie ze strony poprzedniego dyrektora. Nie tylko ja zawodziłem. Napastnicy są od strzelania goli, ale graliśmy tak słabo, że nawet nie kreowaliśmy okazji. Dopiero po powrocie trenera Vukovicia zaczęliśmy zdobywać punkty i na koniec uratowaliśmy sezon, zasłużenie się utrzymując.

Kiedy pierwszy raz przyszedł pan do Legii, powiedział: „Trafiłem tu, bo ktoś miał pomysł, jak wykorzystać moje umiejętności i atuty, a nie dlatego, że byłem dostępny albo mój agent kogoś znał. Pasowałem do drużyny". Teraz jest tak samo?

- Trener Kosta Runjaić nie chciał, żebym odchodził. Namawiał, bym został. Podobnie dyrektor Zieliński - dzwonił już po przeprowadzce do Turcji, ale nie było odwrotu. Legia to wyjątkowe i specjalne miejsce, nie przypasuje każdemu piłkarzowi. Ludzie cały czas mówią, że drużyna potrzebuje szybkiego napastnika, który będzie wyprzedzał obrońców i strzelał gole. Ale jak? Przecież to my trzymamy piłkę przez większość meczu, a rywal głównie stoi na swojej połowie, więc jak mamy grać za plecy obrońców? Jak stwarzać okazje po kontrach? Nie ma szans. Przez te cztery lata może dwie bramki zdobyłem po prostopadłych zagraniach za plecy. Nie mamy takich okazji. Z Legią tylko Lech i Raków grają otwarty futbol, reszta się broni i stoi w szesnastce. Jak zdobyłem bramkę z Lechem? Paweł Wszołek dostał piłkę na wolne pole od Josue, zagrał wzdłuż bramki, a ja nadążyłem za akcją. Po prostopadłym podaniu trafił w Szczecinie Maciek Rosołek po przechwycie Maika Nawrockiego i błyskawicznym zagraniu za obrońców. Ale to się rzadko zdarza. W finale Pucharu Polski czułem się jak Miedź w meczach z Legią. Pierwszy raz tak graliśmy! Tylko trzymaliśmy pozycje i pilnowaliśmy dostępu do bramki, bo byliśmy osłabieni brakiem zawodnika. Nie mogliśmy otworzyć rywalowi przestrzeni. Potem żartowaliśmy, że właśnie tak czują się inne zespoły, grając przeciwko Legii. Nie było szans na podanie za linię naszej defensywy. Chciałbym znajdować się w sytuacjach sam na sam z bramkarzem, ale nie mamy takich możliwości. Gramy w innym stylu, trzymając piłkę, cierpliwie, ze strony na stronę. Kiedy strzelałem gola Rakowowi, w jego polu karnym byłem ja i siedmiu rywali! Znowu pilnuje mnie dwóch, trzech przeciwników, ale sobie radzę. Inni mają więcej przestrzeni, mnie robi się trudniej, jednak taki system mi pasuje.

Niektórzy pana szufladkują.

- Nie lubię tego, bo wiem, że potrafię inne rzeczy niż tylko strzelać gole głową. Ale jak i gdzie to pokazać? Mahir Emreli był szybkim napastnikiem, ale w lidze zdobył tylko dwie bramki w piętnastu meczach. Wiem, że trafiał w pucharach, ale tam jest inna gra, tam napastnik ma więcej przestrzeni, bo to rywal częściej trzyma piłkę i jest szansa do kontr albo podań za plecy obrońców.

26 maja kończy pan 34 lata, dzień później kończy się sezon. Pana kariera nabrała rozpędu po 30. urodzinach i transferze do Legii.

- Kiedy odchodziłem latem, dyrektor powiedział, że już nie jestem tym samym Tomkiem, który tu przychodził, że mam o dwa lata więcej. Potem wszystko się zmieniło. Nową umowę podpisał starszy ode mnie o dwa lata Artur Jędrzejczyk, więc i ja mam nadzieję na jeszcze jeden kontrakt z Legią. Obecny kończy się za rok. Jeśli będzie okazja go przedłużyć, porozmawiamy. A może dostanę inną propozycję? Jacek żartował, że za jakiś czas „Jędza" będzie jego prawą ręką, a ja lewą. Ha, ha, ha.

Zapis całej rozmowy Roberta Błońskiego z Tomasem Pekhartem można znaleźć na stronach "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (16)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.