Domyślne zdjęcie Legia.Net

Trener jest, bo był

Adam Dawidziuk

Źródło: Przegląd Sportowy

06.12.2004 11:55

(akt. 30.12.2018 10:39)

1 października zwolniono <b>Dariusza Kubickiego</b>. Od 67 dni w Legii rozgrywa się przedziwny serial, pod tytułem "Nie potrafimy zatrudnić trenera". Początkowo był nawet zabawny, później nudny, a obecnie już tylko irytuje. Profesjonalny klub, mający ambicje wykraczające nawet poza polską ligę, nie jest w stanie znaleźć szkoleniowca i w dodatku udaje, że problem nie istnieje.
W piątek późnym popołudniem Jacek Zieliński zaakceptował propozycję Legii, aby być trenerem także w rundzie wiosennej. Gdyby taka była intencja prezesów Mariusza Waltera, Jana Wejcherta i Piotra Zygo, zatrudniliby w tej roli Zielińskiego już 2 października. Jednak - mimo całej sympatii dla Zielińskiego i mimo szacunku dla jego niewątpliwych szkoleniowych umiejętności - zaufano mu tylko dlatego, iż kolejne negocjacje z innymi trenerami kończyły się fiaskiem. Piątkowa nominacja dla Zielińskiego oznacza jedną, wielką, dwumiesięczną porażkę na niwie organizacyjnej. W sobotę Dariusz Wdowczyk dowiedział się, że już na pewno nie zostanie trenerem Legii, mimo że Kolporter zgodził się odstąpić go za darmo. Poinformował go o tym w krótkiej rozmowie telefonicznej Mariusz Walter. Wdowczyk był zaskoczony, ale pewnie nie bardziej niż rzesza warszawskich kibiców - wszakże stołeczny klub negocjował z tym szkoleniowcem przez poprzednie tygodnie, ani przez moment nie dając do zrozumienia, że mu się spieszy. W ogóle pośpiech nie był wyczuwalny w działaniach Legii od 1 października. - Chcemy zatrudnić poważnego człowieka na poważne stanowisko. To zbyt odpowiedzialna decyzja, aby się spieszyć. Można zaczekać dwa tygodnie - powtarzał najpierw rzecznik prasowy Jacek Bednarz, a za nim kolejno piłkarze. Słowa te padały, gdy legioniści rozgrywali bardzo ważne mecze ligowe. Teraz, gdy sezon się skończył, okazało się, iż pośpiech jest konieczny. Gdyby Wdowczyk był wolny w piątek, pracowałby na Łazienkowskiej. Zaważyły niecałe 24 godziny. Widać tu niesamowity brak konsekwencji. Zemsta Kasperczaka Wdowczyk jest już drugim trenerem w ciągu dwóch miesięcy, który otrzymał z Legii kontrakt gotowy do podpisu. Jak tak dalej pójdzie, podobne dokumenty znajdą się w co drugim polskim domu. Wypada się zastanowić, czemu były trener Kolportera dysponuje umową podpisaną przez działaczy warszawskiego klubu, skoro ci ostatecznie nie zdecydowali się zatrudnić ani jego, ani nikogo innego? Czemu nagle ktoś zmienił zdanie, skoro wcześniej co do osoby Wdowczyka nie było żadnych wątpliwości? Na pierwszy rzut oka działacze Legii znaleźli trenera, ale w ostatniej chwili zorientowali się, że niewłaściwego. Wdowczyka od Jozefa Chovanca - przymierzanego do stanowiska trenera Legii przez cały październik - dzieli to, iż Chovanec sam zrezygnował z pracy na Łazienkowskiej, nie pozostawiając suchej nitki na przedstawicielach klubu, którzy - jego zdaniem - cały czas zmieniali swoje wymagania. Z drugiej strony sam Chovanec nie zawsze zachowywał się poważnie, czego akurat Wdowczykowi zarzucić nie sposób - on pod każdym względem był gotów do tego, by trafić na Łazienkowską. Teraz ten szkoleniowiec ma mętlik w głowie. Sam nie wie, czego chciała Legia i czy na pewno jego... Coraz częściej słychać o możliwości zatrudnienia Henryka Kasperczaka, jeśli ten rozstałby się z Wisłą. Być może to właśnie osoba Kasperczaka zadecydowała o "odpuszczeniu" Wdowczyka. Na zdrowy rozum nagły pośpiech mogła spowodować okazja, jaka pojawiła się na rynku. Za taką okazję działacze Legii byliby skłonni uznać właśnie Kasperczaka. Są tacy, którzy twierdzą, że już trzy razy z nim rozmawiano... Kasperczak - gdyby ostatecznie rozeszły się drogi jego i Bogusława Cupiała - mógłby odegrać się na Wiśle za niesprawiedliwe, jak pewnie sam sądzi, potraktowanie. Typ niepokorny Druga teoria dotycząca nagłego odstąpienia od Wdowczyka - nawet za darmo - mówi, iż zadecydowała piątkowa rozmowa z szefami ITI. Wówczas młody szkoleniowiec zaprezentował się jako człowiek mający własne zdanie, trochę niepokorny, na pewno nie taki, którym łatwo sterować. Być może prezesom ITI wydaje się, iż na Zielińskiego będą mieli większy wpływ. - A wiadomo, że oni nie lubią postaci, które na pierwszym miejscu stawiają siebie, a na drugim hierarchię służbową, tak jak Tomasz Lis czy Monika Olejnik - można usłyszeć. Takie przekładanie spraw telewizyjnych na piłkarskie jest może trochę przesadzone, chociaż... - Ja tu prowadzę biznes - zwykł mawiać o Legii Mariusz Walter. W takiej sytuacji Jacek Zieliński stał się podwójnym ratownikiem - już nie tylko pod względem sportowym, ale także organizacyjnym. Wszelkie niedociągnięcia spadają na jego barki i całe szczęście, że Zieliński ten ciężar potrafi unieść. Paradoksalnie negocjacyjna nieudolność działaczy może okazać się dla Legii zbawienna. Kto wie, czy Zieliński z przypadku nie stanie się najlepszym szkoleniowcem w kraju. Tylko, że wcale nie będzie to oznaczać, iż działacze staną się najlepszymi. Na razie mają kolejny problem - jak załatwić licencję trenerską Zielińskiemu. Działacze PZPN twierdzą, iż nie ma możliwości, aby do wiosny legionista ukończył odpowiedni kurs. Na Łazienkowskiej utrzymywana więc będzie fikcja - za trenera będzie musiał podawać się ktoś inny, kto wie, czy nie Lucjan Brychczy. Nastąpi powrót do punktu wyjścia. Jesienią szkoleniowca udawał Krzysztof Gawara.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.