Domyślne zdjęcie Legia.Net

Trzeciak: Pracowałem jak najlepiej

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

05.06.2010 08:57

(akt. 16.12.2018 01:17)

- Słyszałem te głosy mówiące o spalonej ziemi po Trzeciaku i Urbanie i absolutnie się z nimi nie zgadzam. Przez ostatnie dwa lata radykalnie zmniejszaliśmy kadrę, ograniczaliśmy wydatki, podpisywaliśmy krótkoterminowe kontrakty. Aktywność Legii na rynku transferowym była bliska zeru. W pierwszym sezonie mieliśmy jedną z dwóch najmłodszych drużyn w lidze, a mimo to zdobyliśmy wicemistrzostwo kraju i Puchar Polski. Następnie wzmocniliśmy zespół zawodnikami doświadczonymi, rozszerzyliśmy kadrę, walczyliśmy na wszystkich frontach. Przed decydującymi meczami mieliśmy 11 kontuzjowanych zawodników. Przegraliśmy mistrzostwo i puchar. To był kluczowy moment. Sukces dałby możliwość walki o Ligę Mistrzów, inwestycje w zespół - tłumaczy były dyrektor sportowy klubu, Mirosław Trzeciak.

Dlaczego się nie udało?

Kiedy odchodziłem powiedziałem zawodnikom: nic was nie różni od piłkarzy grających w Lechu czy Wiśle. Oprócz otoczenia. Tam piłkarzom mówi się, że są bohaterami, a tutaj, że do niczego się nie nadają, jeden z piłkarzy powiedział mi wprost: chcemy czuć się potrzebni, bez dopingu to wszystko nie ma sensu. Konflikt z częścią kibiców wyrządził drużynie i klubowi wielką krzywdę. Przez protesty podwyższono czynsz najmu stadionu, a to pieniądze, za które można kupić 3-4 dobrych piłkarzy.

Pana pracę ocenia się przez pryzmat niedoszłego transferu Roberta Lewandowskiego.

Roberta oglądałem wielokrotnie wraz z Markiem Jóźwiakiem. Ocena była bardzo pozytywna. Poinformowałem prezesa Miklasa, że podejmuję negocjacje w sprawie transferu. Ustaliłem jaką kwotę trzeba zapłacić, ustaliłem warunki kontraktu piłkarza, które były według słów menadżera lepsze niż propozycja z Lecha, jednak prowizja jakiej zażądał menedżer była znacznie wyższa niż roczne wynagrodzenie zawodnika. Ponadto oczekiwał on procentu z przyszłej sprzedaży piłkarza. Przedstawiłem tę sprawę na zarządzie i wspólnie uznaliśmy te warunki zbyt wygórowane. Zrezygnowaliśmy. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że warto było napchać menedżerowi kabzę, ale przestrzegaliśmy zasad panujących w klubie. Po odejściu Wdowczyka skończyło się płacenie ogromnych i demoralizujących prowizji. Chcę też zdementować informację, że Robert miał zostać zgłoszony do rozgrywek w Młodej Ekstraklasie. Przez moment nie mieliśmy wolnego miejsca na liście A, ale Ekstraklasa przychyliła się do mojej prośby i ją powiększyła. Żałuję, że Robert nie trafił do Legii, ale nasza decyzja była wówczas logiczna. Tak w futbolu czasem bywa. Lewandowskiego wypuściliśmy do Lecha, ale z drugiej strony w Lechu byli Rybus i Fabiański i tam na nich się nie poznano.

Kolejna porażka to hiszpański zaciąg.

Wszyscy przyszli do nas za darmo, oczekiwania były wielkie. Szczególnie wobec Inakiego Descargi. Myślę, że jeszcze długo do polskiej ligi nie trafi zawodnik, który w poprzednim sezonie rozegrał 30 meczów w Primera Division. Chciał od razu grać, trener go stopował i mówił, że najpierw musi być przygotowany, co powodowało wściekłość piłkarza. Wyszedł na mecz z Arką i doznał poważnej kontuzji, z którą boryka się do dzisiaj. Nie dał nam nawet 50 procent tego, co mógł. Dużo więcej oczekiwaliśmy od Mikela Arruabarreny. Trudno było odmówić mu zaangażowania, pracował dużo dla zespołu. W Warszawie jednak od początku nie czuł się dobrze. Twierdził, że nie zaaklimatyzował się w Polsce, że nie tak to sobie wyobrażał.

Puściliście za darmo Jana Muchę - trudno to wam wybaczyć.

Był taki mecz, Puchar Ekstraklasy z Górnikiem Łęczna. Janek zawalił wtedy bramkę, odpadliśmy i w klubie była taka atmosfera, że nie przedłużamy z nim kontraktu. Moja opinia była inna. Zaczęliśmy rozmowy, Janek chciał rocznej umowy, ostatecznie przedłużyliśmy kontrakt o trzy lata. I to były piękne trzy lata w jego wykonaniu. Półtora roku temu zaczęliśmy rozmowy na temat kolejnej umowy. Janek był zdeterminowany aby grać w lepszej lidze. Próbowaliśmy wraz z jego menedżerem go sprzedać, ale zapotrzebowania na bramkarzy praktycznie nie było. Na koniec złożyliśmy jeszcze jedną ofertę, ale było już za późno. Janek sam powiedział, że więcej w Legii nie osiągnie, chce iść wyżej. Szanujmy jego decyzję, bo dał nam naprawdę dużo.

Autor: Adam Dawidziuk

Zapis całej rozmowy można przeczytać w dzisiejszym wydaniu Przeglądu Sportowego oraz w portalu sports.pl.

Polecamy

Komentarze (63)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.