News: Tsubasa Nishi i cierpliwość rodem z Japonii

Tsubasa Nishi i cierpliwość rodem z Japonii

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

12.10.2017 22:00

(akt. 02.12.2018 11:55)

Kiedy Tsubasa Nishi trafiał do legijnych rezerw, nie brakowało nawiązań do słynnej kreskówki. 27-letni Japończyk przez ostatnie lata pracował na swoją markę w pierwszej lidze, a teraz deklaruje, że jest gotowy na Ekstraklasę. - Ćwicząc z graczami Lechii, przekonałem się, że poradziłbym sobie w najwyższej klasie rozgrywkowej - deklaruje Nishi w rozmowie z Legia.Net. - Jestem przekonany, że dostanie poważną szansę w pierwszym zespole Legii. Kiedy? W odpowiednim czasie, ale cierpliwość to mocna strona Tsubasy - deklaruje jego menedżer.

Imię pomocnika rezerw, wielu kojarzy się z Tsubasą Oozorą, bohaterem japońskiej kreskówki "Kapitan Hawk". 27-latek nie został tak nazwany na cześć bohatera serialu. Zawodnik wiele razy prostował tę informacje, choć dziwił się, że bajka była tak popularna w Polsce. Trzeba nadmienić, że to niezwykle popularne imię w kraju Nishiego.

 

Nishi zdecydował się na piłkę już w szkole. Przygodę z futbolem rozpoczął w Lutheran High School w Kumamoto, a więc w mieście, w którym również się urodził. Przeskok na kolejny poziom edukacji wymuszał także zmianę klubu. Tsubasa zdecydował się na zmianę otoczenia i oddalenie się od domu o ponad tysiąc kilometrów. Zawodnik chciał się jednak rozwijać i wybrał Uniwersytet w Senshu w okolicach Kawasaki i Jokohamy. To stamtąd trafił do Polski, w której po raz pierwszy mógł zetknąć się z zawodowym futbolem. - Ligi uniwersyteckie w Japonii wzorowane są na tych, które kibice mogą kojrzyć ze Stanów Zjednoczonych. Poziom jest wysoki. Niższe ligi nie są rozbudowane, a do klubów z dwóch najwyższych dywizji J-League nie jest łatwo się dostać. Japońscy zawodnicy w wyjeździe do Europy widzą dużą szansę. Każdy z nich marzy o występach m.in. w Niemczech, choć prosto z uniwersytetu trudno trafić właśnie tam. Jedną z dróg mogą być występy w Polsce, choć w tym wypadku pewne kłopoty zaczął sprawiać limit graczy spoza Unii Europejskiej. Ciekawym klubem przejściowym była Gwardia Koszalin. Generalnie, Polacy pozytywnie podchodzą do graczy z Japonii - opowiada Tomasz Drankowski, menedżer Nishiego, który sprowadził nad Wisłę już kilku graczy z Azji. 

 

Nishiemu trudno było myśleć o zawodowej piłce w J-League. Przykładem niech będzie Takuya Murayama znany z Pogoni Szczecin. Piłkarz przebywał na testach w drużynach z najwyższej dywizji krajowych rozgrywek, ale nie znalazł tam zatrudnienia. Zainteresowanie przejawiały ekipy z drugiego szczebla, ale zawodnik wolał próbować swoich sił w Europie. On, podobnie jak potem Nishi, zaczynał w Polsce od występów w Koszalinie. - Japońscy piłkarze mają parcie na wyjazd do Europy i smakowanie tego futbolu. Lubią też trafiać do nowego kraju w grupach, bo jest im wtedy raźniej. Kluby mają jednak korzyści, bo dostają zawodników, którzy są zdyscyplinowani i bardzo pracowici. Pojawia się jednak problem w postaci bariery językowej. Często nieźle zapowiadający się gracze, odpadali właśnie z tego powodu. Zostawali ci, którzy „łapali” język. Nishiemu udało się to całkiem szybko - chwali Drankowski gracza ze swojej stajni. - To ułożony chłopak. Jest komunikatywny i ma naprawdę fajny charakter. Chciał pomagać drużynie i dlatego szybko zyskiwał akceptację. Rozumie nasz język, próbuje w nim mówić, ale w razie problemów, zostaje mu też płynny angielski - dodaje Mirosław Jabłoński, który prowadził Nishiego w Stomilu Olsztyn.

 

Nishi trafił do trzecioligowej Gwardii w 2013 roku. 28 meczów na tym szczeblu oraz cztery gole wystarczyły, by Japończykiem zainteresowali się skauci gdańskiej Lechii. Po testach, zawodnik z Kumamoto związał się z klubem z Ekstraklasy. Początek nie był wymarzony, gdyż pomocnik z powodu kontuzji nie pojechał z drużyną na zimowe zgrupowania i przygotowania zaczynał z rezerwami. Taka była decyzja ówczesnego szkoleniowca, Michała Probierza. Nishi w Gdańsku nie zadebiutował w Ekstraklasie. Grał w rezerwach, a także wypożyczano go do Widzewa Łódź i Stomilu Olsztyn. W poprzednim sezonie, Tsubasa związał się już definitywną umową z OKS-em. - Nie miałem łatwo w Gdańsku. Przyszedł nowy właściciel, dochodziło do wielkich zmian w klubie. Początkowo leczyłem kontuzje, a po powrocie do zdrowia nie widziano dla mnie miejsca w pierwszym zespole. Nie dostałem szansy pokazania się w Ekstraklasie, ale kiedy zacząłem ćwiczyć z graczami, którzy regularnie tam występują, zdałem sobie sprawę, że... ja też mogę tam grać! Wierzę, że stanie się to w Legii - opowiada Nishi w rozmowie z naszym serwisem. 

 

Gra w Stomilu ustatkowała pozycję Nishiego w hierarchii pierwszoligowych zawodników. - Pasował do naszej koncepcji, a w dodatku był bardzo uniwersalny. Mógł występować w środku pola, a często wystawialiśmy go w roli fałszywego skrzydłowego. W razie potrzeby, swobodnie przejmował obowiązki „dziesiątki”. Jego największym problemem jest brak paszportu kraju z Unii Europejskiej. Ruchliwość i mobilność oraz niezłą technikę trzeba zaliczać do jego atutów. Potrafi grać szybko - charakteryzuje zawodnika Jabłoński. - Grał na skrzydle, bo trener wiedział, że poradzi sobie także na tej pozycji. Jego największy atut to gra do przodu. Przypomina mi Daisuke Matsuiego, to artysta boiska posiadający również umiejętność przerzucania ciężaru gry. Przy tym wszystkim, nie zapomina o defensywie - dodaje Drankowski. 


- Wydaję mi się, że jestem najlepszy w roli "ósemki". Mogę wtedy często być przy piłce, rozgrywać ją. Faktycznie, poradzę też sobie jako "szóstka", "dziesiątka" czy skrzydłowy, ale wiadomo, że na każdej pozycji ma się inne zadania. Potrafię się dostosowywać do wymagań trenerów. Taktyka rezerw Legii bardzo mi odpowiada, bo chcemy grać w piłkę. Budujemy akcje już od wznowienia gry przez bramkarza. Prezentujemy futbol, który naprawdę lubię - dodaje Nishi. Japończyk nie mógł narzekać na zaufanie trenerów. W Olsztynie, po zwolnieniu Jabłońskiego, szkoleniowcem został Adam Łopatko. W poprzednim sezonie 27-latek zagrał 34 razy, strzelił siedem goli i zanotował pięć asyst. 


Czekałem na propozycje z Ekstraklasy po zakończeniu sezonu, było też zainteresowanie drużyn z pierwszej ligi. Oferta Legii, jej rezerw, okazała się najciekawsza. Zastanawiałem się czy przejście do zespołu z trzeciej ligi ma sens, ale dostrzegłem wiele pozytywów. To dla mnie nowe wyzwanie, które wywołuje ekscytację. Widziałem zimą mecz Legii z trybun, co tylko dodało mi pewności, że chcę tam grać! Gra w rezerwach jest szansą na Ekstraklasę. Jeśli będę grał dobrze w trzeciej lidze, to z czasem dostanę okazję prezentowania się na wyższym poziomie. Nie będzie to łatwe, szczególnie w największym polskim klubie, ale nie jest to też niemożliwe. Wszystko zależy ode mnie i mam pewność, że postępuje słusznie. Powtórzę też, że jestem gotów na Ekstraklasę - tłumaczy Nishi.


- To zawodnik, który może zaaklimatyzować się w dobrym zespole. Czy widzę go w pierwszym zespole Legii? To specyficzny klub, w którym nie jest łatwo odpowiednio dobrać zawodników. Po selekcji, trzeba stworzyć zespół. Musi pojawić się również odpowiednia koncepcja. Nishi może pasować do pierwszej drużyny, ale to zależy od wielu czynników. Patrząc na ostatnie ruchy mistrzów Polski, trudno byłoby mu zostać ważnym graczem pierwszego zespołu - ocenia Jabłoński. 

Na razie Nishi występuje w rezerwach Legii. Japończyk jest ważnym zawodnikiem zespołu Krzysztofa Dębka, gdzie jest swego rodzaju mózgiem drużyny. 27-latek w jedenastu spotkaniach strzelił dwa gole, a w przerwie na kadrę trenował pod okiem Romeo Jozaka. Tam, choćby w grze wewnętrznej, zaprezentował się bardzo solidnie. - To była dla mnie dobra okazja, by pokazać swoje umiejętności. Od podpisania umowy, czekałem na taką szansę. Myślę, że pokazałem się z niezłej strony, choć pozostaje mi dawać z siebie sto procent w "dwójce" i czykać na kolejną okazję. Zależy mi na tym, by w rezerwach zachowywać balans pomiędzy defensywą a ofensywą. Mam 27 lat, jestem jednym z najbardziej doświadczonych graczy rezerw i utrzymywanie odpowiedniego balansu musi być jedną z moich ról. Staram się też podpowiadać młodszym kolegom i przekazywać im pewne doświadczenie: boiskowe, ale też to, które zdobywa się poza murawą - opowiada Japończyk.

 

- Gdyby miał grać tylko w Ekstraklasie, nie trafiłby do Legii. Nishi dostanie realną szansę pokazania się w pierwszym zespole. To usłyszeliśmy od klubu. Kiedy to się stanie? W swoim czasie. Na pewno nie jestem zwolennikiem rozwiązań na siłę. Czekamy na to. Cierpliwość to mocna strona Nishiego - kończy Drankowski.

 

Liczby Nishiego: 

 

2013-2014 Gwardia Koszalin (III liga) - 24 mecze, 4 gole
2014 Lechia II Gdańsk (III liga) - 25 meczów, 7 goli
2015 Widzew Łódź (I liga) - 12 meczów
2015-2017 Stomil Olsztyn (I liga) - 59 meczów, 9 goli
2017 - ? Legia II Warszawa (III liga) - 11 meczów, 2 gole

Polecamy

Komentarze (35)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.