News: Wasz wywiad z Jorge Salinasem - Mój czas nadejdzie

Wasz wywiad z Jorge Salinasem - Mój czas nadejdzie

Kibice

Źródło: Legia.Net

27.11.2012 08:07

(akt. 10.12.2018 10:33)

Szybko zaadaptował się w Polsce Jorge Salinas. Zanim zmierzył się z waszymi pytaniami, wyraził zachwyt nad pysznymi pierogami i żurkiem (nie Bartoszem). Od razu zaznaczył, że nie chce rozmawiać na tematy związane z kontraktem i rzeczywiście był w tym postanowieniu konsekwentny. Z kolei na pytanie o to, co jest lepsze: znaleźć coś z głupim czy zgubić z mądrym, powiedział, że najchętniej nie chciałby niczego zgubić i zawsze stara się patrzeć na wszystko pozytywnie. Odnaleźć trzeba miejsce w składzie, a potem grać z uśmiechem.

Jak ci się mieszka w Polsce? Nie jest cieżko? Tak daleko od domu...


- Nie, nie jest. Na Słowacji dość długo mieszkałem sam, więc już sie przyzwyczaiłem. Dopiero po dwóch latach - na ostatnie pół roku - przyjechała moja dziewczyna. Pierwsze miesiące były jednak trudne i był to dla mnie swego rodzaju szok. Nie sądziłem, że zmiana kontynentów będzie dla mnie tak ciężka. Ale to tylko na początku. Chociaż pierwszego dnia na Słowacji szybko nie zapomnę...


Porównując Polske i Słowację, znalazłeś jakieś podobieństwa?


- Polska wydaje mi się dużo bardziej rozwniętym krajem, poza tym zdecydowanie większym. Jakby na trochę innym poziomie.


Podoba ci się w Polsce?


- To bardzo ładny kraj, wyjątkowo pozytywnie mnie zaskoczył. Wujek mojej dziewczyny jest Polakiem i on mi trochę opowiadał.... (w tym momencie podchodzi do stolika kelnerka i po krótkiej rozmowie Jorge bez problemu składa zamówienie)... dziewczyny też macie bardzo ładne (śmiech). Co do Warszawy, to całego miasta jeszcze nie znam za dobrze. Jak było ciepło to często przechadzaliśmy się po starówce. Kojarzę też restaurację argentyńską, ale to pod Warszawą.


Widzę, że radzisz sobie z językiem polskim (red.).


- Tak naprawdę to poprawiło się znacznie od mojego przyjazdu. Jak gdzieś wychodzę na miasto, praktycznie nie muszę używać angielskiego, do tego koledzy z szatni zawsze mi pomagają i podpowiadają. Poziom rozumienia i mówienia oceniam na jakieś 40 proc. Jest też kilka zwrotów podobnych i w słowackim, i polskim, chociaż wasz język jest dużo trudniejszy w wymowie. Zwłaszcza takie wyrazy jak... Szczecin (śmiech).



Jak wygląda Twoja sytuacja w klubie? Masz już kogoś, z kim spędzasz większość czasu albo kto pomaga ci w niektórych sprawach?


- Właściwie to z każdym, bo mamy bardzo fajną atmosferę w szatni. Jak jeździmy na mecze wyjazdowe albo mamy wyjazd do hotelu przed meczami u siebie, wtedy mieszkam w pokoju z Inakim. Wiadomo - ten sam język, więc łatwo jest się nam dogadać.


Jorge, powiedz, jak reagujesz siedząc na ławce - gdy wiesz, że nie zagrasz pełnych 90 minut albo w ogóle nie wyjdziesz na murawę?


- Podchodzę do tego spokojnie. Wiem, że nie przepracowałem z nimi okresu przygotowawczego i na pewno ma to wpływ na to, jak blisko jestem pierwszego składu. Na pewno za każdym razem, gdy pojawiam się na murawie, sprawia mi to mnóstwo radości i zawsze staram się dać z siebie wszysko.


Ktoś mówił ci, w jaki sposób będziesz wprowadzany do drużyny? Może Jacek Magiera?


- Nie. Od tego, kiedy mam grać w pierwszym składzie a kiedy wejść z ławki, są nasi trenerzy i w tej kwestii nie ma żadnego problemu. Ja staram się robić jak najlepiej to, co oczekuje ode mnie Jan Urban.



Na jakiej pozycji czujesz się najlepiej?


- W środku pomocy, ale na bokach też, chociaż do nowej roli skrzydłowego jeszcze się do końca nie przyzwyczaiłem Wszystko idzie w dobrą stronę.


Czy to prawda, że próbowałeś namówić Davida Depetrisa na grę w Legii? Czy był jakiś kontakt z twojej strony w tym kierunku, aby ten napastnik znalazł się w zespole?


- Grałem z Davidem trzy lata i jest to bardzo dobry napastnik, taki typowy łowca goli. Ale zaznaczam: nie miałem z nim żadnego kontaktu i nic nie wiem na ten temat.


Jak wyglądają Twoje relacje z poprzednim klubem AS Trencin?


- Nasza znajomość nie skończyła się zbyt dobrze. Ja ich w niczym nie oszukałem i wypełniałem kontrakt najlepiej jak mogłem. Powiedziano mi tam parę przykrych rzeczy na koniec, dlatego wolę już do tego nie wracać. Takie jest życie piłkarza, że czasami trafia się na sytuacje tego typu. Mam już nauczkę na przyszłość.

Jak podchodzisz do gry w Legii? Czy jest to dla ciebie przystanek do dalszej kariery za granicą, czy może widzisz tutaj siebie na dłużej?


- Widzę, że mam tutaj przyszłość. Jeśli wszystko będzie przebiegało bez problemów, to chcę tu zostać, bo widzę, że w Warszawie mogę się rozwijać. Ne myślę na razie o kolejnym kroku w mojej karierze.


Co jest spowodowane tak dużą obniżką formy? Na początku dałeś kibicom do zrozumienia, że będziesz mijał rywali jak tyczki. Teraz mam wrażenie, że jesteś mało skoncentrowany i mniej ci zależy?


- Wydaje mi się, że moja forma się nie obniżyła, przynajmniej ja tego nie czuję. Na pewno wpływ na moją grę ma fakt, że nie wychodzę w pierwszym składzie, a to co innego niż granie po dziewięćdziesiąt minut. Myślę, że z moją formą wszystko jest w porządku. Mój czas jeszcze nadejdzie.



Co myślisz o polskiej lidze?


- Niektóre zespoły grają wyjątkowo fizycznie, ale ogólnie gra się tutaj bardzo szybko. Mam mało czasu na reakcję, bo jak nie, to zaraz ktoś przetrąci mi kręgosłup albo po prostu zabierze piłkę. Poziom według mnie jest całkiem dobry, serio. Z piątkowego meczu pamiętam na przykład zawodnika z numerem 8 (Princewill Okachi - przyp. red.), a tak to jeszcze kojarzę Waldemara Sobotę ze Śląska. Znajdzie się pewnie kilku innych, jednak niestety nie pamiętam tych waszych polskich nazwisk (śmiech).


Jakie są twoje dobre, a jakie słabe strony na boisku?


- Na pewno chcę popracować nad wykańczaniem akcji i precyzją, by grać z większym spokojem - jak wcześniej. Ale jak już mówiłem, muszę się też bardziej przyzwyczaić do grania z przodu jako skrzydłowy. Czekam też na tego pierwszego gola. On da mi spokój i dzięki niemu bardziej uwierzę w siebie. Wtedy będzie lepiej. Na treningach mi to wychodzi, jednak wiadomo, że to nie to samo, co mecz.


Jak ci się podoba atmosfera na stadionie Legii? Teraz jest protest, ale jak się skończy...


- Jestem pod ogromnym wrażeniem! Kiedy pojawiłem się na pierwszych meczach Legii, byłem zaskoczony, że można tak dopingować zespół przez dziewięćdziesiąt minut. Myślałem: - Wow! Czegoś takiego sie nie spodziewałem. Mówiono mi wcześniej na Słowacji, że na Legii jest gorąco, ale nie myślałem, że aż tak. Przypomina mi to trochę atmosferę z meczów w Paragwaju, gdzie również dopinguje się bardzo żywiołowo. Wiem, że teraz są jakieś problemy z dopingiem, słyszałem o tym. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni...(podbiega do nas grupka dzieci, którzy proszą Jorge o autograf i zdjęcia, a Jorge ze spokojem i uśmiechem pozuje do zdjęć. Po kilku minutach jedno z dzieci wraca z kawałkiem tortu urodzinowego).



Notował: Miłosz Nasierowski

Polecamy

Komentarze (29)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.