News: Bogusław Leśnodorski: Mam nadzieję, na dobrą i widowiskową grę

Wasz wywiad z prezesem Legii - część 1.

Marcin Szymczyk, Miłosz Nasierowski

Źródło: Legia.Net

12.06.2013 10:00

(akt. 04.01.2019 12:32)

W niedzielę i poniedziałek nadsyłaliście do nas pytania do prezesa Legii Bogusława Leśnodorskiego. W sumie przyszło ich ponad 700. Zrobiliśmy selekcję, wybraliśmy te naszym zdaniem najciekawsze. Zapraszamy do lektury pierwszej części odpowiedzi sternika naszego klubu na Wasze pytania. Prezes opowiada o swoich wrażeniach z mistrzowskiej fety, odnosi się do sytuacji z Danijelem Ljuboją, do komentarzy w legijnych serwisach internetowych, opowiada o skautingu w Legii czy przedłużeniu umowy z trenerem Janem Urbanem. Jest także o transferach, przyszłości graczy młodych i terenach pod budowę Akademii. Życzymy miłej lektury.

Od ostatniego meczu ze Śląskiem Wrocław i od fety minęło już 10 dni. Jak ocenia pan świętowanie głównie od strony emocjonalnej?


- Super, naprawdę było mega. Bardzo dobrze wyglądała współpraca z kibicami, z SKLW, które czuwało nad tym by impreza nie wydostała się spod kontroli. I ten aspekt doceniają również wszelacy urzędnicy. Oczywiście zawsze znajdą się goście, którzy przekraczają pewne granice, ale były to tym razem nieliczne wyjątki. Mogę mówić więc o całej fecie w samych superlatywach, mega przeżycie, szok. Bawiło się blisko 100 tys. ludzi, to naprawdę był niesamowity widok. Na Agrykoli ludzie dziwili się następnego dnia, że tak mało trawników zostało zadeptanych. Były więc pozytywne zaskoczenia. To fajne, da nam większe pole manewru w przyszłości przy tego typu akcjach.


- W czasie fety zadziałał bardzo fajny mechanizm, chodzi mi o to, że coraz więcej osób czuje się odpowiedzialnych za ten klub i za jego wizerunek. Zdecydowana większość miała świadomość, że pewnych granic nie można przekroczyć, że trzeba też pilnować innych – by ktoś się np. nie napił za dużo i nie zbił szyby, czy witryny sklepowej. Wzrost takiej świadomości to bardzo pozytywna sprawa.


Może przydał się wypad na sektor gości w Chorzowie? Wizerunkowo to wyglądało bardzo fajnie. Chyba żaden prezes ostatnio nie oglądał jeszcze meczu wyjazdowego razem ze swoimi kibicami?


- Może dlatego, że nie jeżdżą do Chorzowa? (śmiech). Wtedy akurat o fecie nie rozmawialiśmy, ale bardzo fajnie było obejrzeć mecz razem z kibicami i oderwać się na chwilę od tego oficjalnego stylu, jaki wymaga się od osoby pełniącej takie stanowisko jak prezes klubu. Myślę, że dużo fajniej ogląda się mecze z razem ze swoimi fanami niż z kibicami drużyny przeciwnej, a czasem nawet fajniej niż z poziomu trybuny VIP. Z pewnością kiedyś to jeszcze powtórzę. Tym bardziej, że warunki, w jakich przychodzi nam często oglądać mecze na wyjazdach są mówiąc delikatnie dość słabe. W Warszawie byłem na Żylecie w czasie spotkania z Lechią i też było fajnie.


Wojewoda Mazowiecki podobno wyszedł ze stadionu w czasie meczu ze Śląskiem, gdy tuż po oprawie pojawiły się chmury dymu…


- Może faktycznie trochę za dużo tego dymu się zrobiło. Kibice sami mówili nieoficjalnie, że ten dym trochę zepsuł oprawę. Dymu miało być trochę, miało być nawiązanie do hasła Habemus Campione. Kogoś poniosło i wyszło jak wyszło. Ale tutaj też rośnie świadomość, że nieodpowiedzialne zachowanie może zniszczyć efekt wielodniowej pracy kilkunastu osób. Zresztą ta współpraca kibiców z klubem i identyfikacja kibiców z klubem wygląda coraz lepiej. Kilkanaście osób z końcowym gwizdkiem chciała wejść na murawie, wystarczyło jedno hasło i wszyscy wrócili na miejsca. Podstawową granicą, której nie powinniśmy przekraczać jest to, że nikt nie powinien robić takich rzeczy, które szkodzą klubowi.


Dlaczego umowa z trenerem Janem Urbanem została podpisana tylko na rok i czy te pięć pytań, które miały paść na tej rozmowie z trenerem miało wpływ na długość umowy?


- Każdą strategiczną decyzję powinna poprzedzić rozmowa. Gdybyśmy najpierw przedłużyli umowę, a potem usiedli i pogadali na temat dalszej wizji i rozwoju zespołu to chyba byśmy pomylili kolejność. Dyskutowaliśmy, ale nie było formy pięciu pytań. Była mowa o personaliach i wielu innych kwestiach - ale to wszystko. A dlaczego na rok? Pod pewnym względem jesteśmy ze szkoleniowcem podobni. On jest typem człowieka, który chce mieć poczucie wolności. Nie chce być ciężarem i chce mieć poczucie tego, że będzie decydował o swoim losie. Kontrakt np. 3-letni powoduje, że nie ma wpływu na swoje losy. Ja to akurat rozumiem. Zresztą tak samo rozumiem piłkarzy – forsowanie pewnych rozwiązań na siłę, przepłacanie to błąd. Jeśli ktoś nie czuje przekonania do czegoś, to zmuszanie go do tego jest błędem. Jak mówi mój ojciec wolność nie ma ceny. Dlatego rozwiódł się kilka razy (śmiech).


Dostaliśmy mnóstwo pytań dotyczących sytuacji z Danijelem Ljuboją. Cały przekrój pytań…


- Ostatnio mam mało czasu, ale jak wracałem z różnych meczów to kilka razy czytałem komentarze na stronie. Nie czytam ich regularnie, po mistrzostwie prawie nic nie udało mi się przeczytać. Słyszałem jednak, że Serb udzielił wam wywiadu, w którym spory żal miał do mojej osoby. Ale chciałem się odnieść przede wszystkim do tych czytanych przez ze mnie komentarzy, czyli do komentatorów i kibiców. Nie wiem jak duży procent tych ludzi jest związanych emocjonalnie z klubem, nie mam takich danych. Natomiast rozczarowujące jest to, że tak mało osób kuma o co chodzi w piłce i transferach. W Legii, w klubie, gdzie tyle razy przerobiono model ściągania gracza tylko dlatego, że miał nazwisko jak Blanco, Novo i nic z tego nie wynikało, nadal panuje opinia, że trzeba ściągnąć kogoś pokroju tych graczy. Ci ludzie chcą tego samego, to jest dla mnie niesamowite. Dalej lud chce igrzysk i pisze – ściągnijcie kogoś z głośnym nazwiskiem. Przecież absurd tego postulatu jest ogromny. To nie znaczy, że ja robię z siebie eksperta – nie jestem nim. Ale przecież, jak się zamknie oczy i pomyśli to wiadomo, że przy transferach chodzi o ściągnięcie piłkarza, który będzie pasował do drużyny pod względem stylu gry, na pozycję, która tego wymaga, gracza który będzie przygotowany pod względem sportowym i mentalnym do gry w Legii. Jestem przeciwny modelowi transferowemu, w którym będziemy ściągać gwiazdę, a ona będzie miała wszystko w głębokim poważaniu. Odejdźmy konkretnie od Ljuboi, spójrzmy na osiem czołowych lig Europy i zobaczmy, że w pierwszej piątce nie ma ani jednego zespołu w tych ligach, który funkcjonowałby wg. takiego modelu. Czy jest w lidze angielskiej, szkockiej, włoskiej, portugalskiej, francuskiej, hiszpańskiej zespół mający w swoich szeregach gwiazdę, która np. się nie wraca, nie wykonuje zaleceń taktycznych trenera? W poważnej piłce coś takiego nie funkcjonuje. Przecież nawet ci komentatorzy zauważają, że Ljuboja zdobył 12 bramek, ale miał 70 spalonych. To się nie broni nawet w suchej ocenie rzeczywistości. A przecież np. Beckham w PSG mimo tego, że kończył karierę, że miał swoje lata, to biegał po całej długości boiska i spełniał wszelkie założenia taktyczne. Nie byłoby możliwe, aby David Beckham nie grał tak, jak ustalił wcześniej z trenerem. Takie rzeczy są w piłce niemożliwe, tymczasem u nas duży procent kibiców chce widzieć takiego gościa w zespole… Ja chcę odejść od takiego modelu, chcę wprowadzić pewien proces transferowy, zasady, które będą mogły w ciągu kilka lat dać pozytywny efekt i pozwolić na to, by Legia stała się liczącym klubem w Europie. Oczywiście nie dam takiej gwarancji, ja też się dopiero tego wszystkiego uczę. Ale nie chcę by było tak, że my latami żyjemy jakimś jednym sukcesem – bo coś się udało. Janek Gol zdobył bramkę w Moskwie i do dziś wszyscy tym żyjemy. Nie wiem czym tłumaczyć taką rozbieżność między moją wizją drużyny, a wizją kibiców. Może to krótkowzroczność, a może kierowanie się emocjami. Jak rozmawiam z ludźmi osobiście, to 95% z nich mnie rozumie, ale jak poczytam komentarze, to okazuje się, że jest multum ludzi mających inne zdanie. A ja liczę się ze zdaniem ludzi w komentarzach, bo przecież pracuję po to, aby dać radość i satysfakcję również tym ludziom. Może to jest taki mechanizm jak u mnie w zeszłym sezonie – kiedy byłem jako kibic już tak załamany tym, co widziałem, tak sfrustrowany, że nawet nie oglądałem meczu z Lechią w Gdańsku? Nie wierzyłem już w tamten zespół. I być może ludzie czuli podobnie, że byliśmy przesłabi, że na grę się nie dało patrzeć, ale przynajmniej mieliśmy tego Ljuboję, który był najlepszy w kraju, gościa który czymś się wyróżniał, bo strzelał piętką bramki. Ale mnie się wydaje, że szybciej osiągniemy wysoki poziom mając takich graczy jak Bereszyński, Kosecki, zdrowy Dwaliszwili, Ojamaa, Saganowski czy Jędrzejczyk. To zawodnicy, którzy identyfikują się z klubem, zostawiają sporo zdrowia na boisku, są ambitni i będą się starać. Moim zdaniem w taki sposób zajdziemy dalej, niż wtedy, gdy będziemy akceptowali kogoś jako gwiazdę, która trenuje jak chce. I żeby było jasne – ja o to Danijela nie obwiniałem, to jest błąd modelowy, ktoś się na to zgodził.


Jeden z kibiców przytacza taki cytat z pańskiej rozmowy z serwisem weszło.com. – Słyszałem, że Ljuboja co wieczór jest na mieście, spotkałem go ze dwa, trzy razy, ale ma status gwiazdy. Jakoś gra i daje radę, więc przymykamy oko. Co się zmieniło, że później ta tolerancja dla pewnych zachowań znikła?


- Zgadza się, powiedziałem coś takiego, ale ja raczej opisywałem sytuację, jaka miała miejsce. Po prostu opisałem działający wtedy model. On zdobywał bramki, kibice się cieszyli, Janek Urban nie miał innego napastnika, Saganowski był chory, więc nie mieliśmy innego wyjścia, tolerowaliśmy pewne zachowania. To miałem na myśli wypowiadając te słowa, opisywałem stan, jaki miał miejsce. Nie ulega jednak wątpliwości, że był to model zły i nie można iść taką drogą. I jak czytam, że pozbycie się Danijela to osłabienie przed walka o Ligę Mistrzów, to naprawdę się momentami zastanawiam, czy to, co robię ma jakikolwiek sens…  Zanim podjąłem decyzję o odsunięciu Ljuboi od zespołu, rozmawiałem z różnymi osobami, z trenerami, ludźmi znającymi się na piłce i wszyscy podkreślali, że to, co się działo było totalnym nieporozumieniem. Przecież facet zbiegał do linii albo sprintem cofał się po piłkę, będąc wysuniętym napastnikiem, przez co nikogo nie było w polu karnym. To nie było uzgadniane z trenerem, to nie była część założeń taktycznych. On to robił, bo tak uważał za słuszne i ludzie znający się na piłce podkreślali, że to jest katastrofa. To był cud, że my te mecze wygrywaliśmy. W pierwszym roku Ljuboi w Legii, kiedy inni zawodnicy nie znali jeszcze jego zachowań i gry, potrafił zrobić różnicę, grał do przodu, był w polu karnym. Ale kiedy drużyny przeciwne nauczyły się jego stylu gry, zobaczyły, że wystarczy go krótko przykryć i wypchnąć z pola karnego, to wielka gra się skończyła.


- Spinając ten temat – chcę wprowadzić dwa założenia. Pierwsze – model funkcjonowania klubu. Przyjmowanie gościa i pozwalanie mu na więcej, bo ma znane nazwisko i więcej zarabia to złe rozwiązanie. Trzeba od tego odejść, to jest błąd. Bez względu na to, czy ktoś ma lat 17 czy 34 – wszyscy muszą być na tych samych zasadach. Drugie założenie - trzeba patrzeć na drużynę z perspektywy kilku lat. Nie może być tak, że jest okienko transferowe, pojawi się jakiś zawodnik, ściągniemy go, bo się fajnie nazywa i wszyscy się tym podjaramy. A potem modlimy się, żeby strzelił bramkę w ważnym meczu, to może gdzieś awansujemy. Musimy to zmienić , jesteśmy silni i tylko przypadkiem możemy gdzieś nie awansować, a nie tak jak jest teraz, że przypadkiem awansować możemy… Popatrzmy zresztą na drużyny, które sobie poradziły, choć potentatami nie są – na BATE Borysow czy Viktorię Pilzno, a nawet na FC Basel. W każdym z tych zespołów 11 gości na boisku zapieprza ile ma tylko sił. Wszyscy zostawiają mnóstwo zdrowia. Tam płacą często mniej niż u nas, nie ma tam reprezentantów kraju tylu co u nas, czyli to są mniejsze gwiazdy niż w Legii, ale poprzez kolektyw potrafią osiągnąć duży sukces.


Już kończąc ten wątek. Mamy kilka pytań o to, czy Legia sprowadzi gwiazdę na miarę Ljuboi czyli to, o czym pan już wspominał.


- Nie rozumiem tego pytania, ale nie będę się już powtarzał. Czym mierzymy piłkarzowi status wielkości, gwiazdy? OK, za gwiazdę mógł uchodzić Michał Żewłakow – grał w Lidze Mistrzów, był kilka razy mistrzem kraju, w reprezentacji Polski był kapitanem, rozegrał mnóstwo spotkań, toczył boje z najlepszymi w Europie. Chyba w ten sposób powinniśmy postrzegać gwiazdę, poprzez sukcesy jakie osiągnął, poprzez poważne imprezy sportowe w jakich brał udział? Co z tego miał Ljuboja? Ile meczów kadrze, ile sukcesów z klubami, ile sukcesów indywidualnych – czyli wygranych klasyfikacji typu król strzelców czy punktacja kanadyjska? Danijel, gdyby nie Legia, to przez całą karierę by nic nie wygrał. Czyli w kontekście trofeów Michał Żewłakow był dziesięć razy większą gwiazdą od Ljuboi.


Legia staje przed dużym problemem z młodymi graczami – trzeba im zrobić miejsce.


- Zgadza się, jesteśmy tego świadomi – nie dla każdego pewnie takie miejsce znajdziemy, ale będziemy się starali.


Na początek – co z tymi wypożyczonymi graczami? Antoloviciem, Cichockim Michalakiem, Widejką, Żurkiem, Kurowskim?


- Kilku spróbuje swoich szans w pierwszym zespole. Mamy nadzieję, że 2-3 graczy zostanie na stałe – takie mamy założenia. A z pozostałymi będziemy rozmawiać w sprawie kontraktów wygasających lub istniejących i pójdą drogą Koseckiego, Jędrzejczyka czy Zbozienia, czyli na wypożyczenia. Oni muszą zdobyć doświadczenie i pograć minimum jeden sezon w seniorskiej piłce na minimum poziomie I-ligowym. Z Młodej Ekstraklasy trudno jest zrobić taki przeskok, a tak będziemy obserwować co się z nimi dzieje.


No właśnie, wspomniał pan o Młodej Ekstraklasie. Jej już nie ma, powstanie zespół rezerw, który ma zacząć rozgrywki od III ligi, czyli od czwartego poziomu rozgrywkowego…


- Nie, w trzeciej lidze nie zagramy, jestem temu przeciwny i będę robił co w mojej mocy, aby to była przynajmniej II liga. Chyba, że ktoś mnie zmusi, np. wymogiem licencyjnym. Ale uważam, że to jest bez sensu. Będziemy jeszcze o tym wszystkim rozmawiać, ale Legia II nie powinna grać w III lidze. To jest naprawdę bez sensu, lepiej zacieśnić współpracę z Piastem, Dolcanem, Zagłębiem Sosnowiec i dać tam po kilku chłopaków, gdzie są dobrzy trenerzy. Pan wymienił kilku, ale jeszcze jest wielu następnych – Bogusławski, Bajdur, Mizgała, całe mnóstwo. Oni mają szansę zagrać na poziomie I ligowym, mają szansę zagrać w pierwszym zespole Legii, maja propozycje gry zagranicą. A III liga… to po prostu nikogo z nas nie satysfakcjonuje. Jeśli będzie taka opcja i będziemy skazani na ta III ligę to pewnie z niej po prostu zrezygnujemy.


Ale to wszystko o czym pan powiedział nie dotyczy chyba Antolovicia, tu raczej w grę wchodzi rozwiązanie kontraktu?


- Zgadza się i to jest trudny temat. On i jeszcze kilku innych mają na tyle dobre umowy i zarobki, że nie chcą z Legii odejść, nie opłaca im się to. Jego menedżerem jest Marek Jóźwiak, choć podobno się ostatnio na niego zdenerwował mocno i nie wiem czy to jeszcze aktualna wersja.


Marko Suler?


- Podobnie jak z Antoliviciem, ale jest droższy w utrzymaniu. Ma ważny kontrakt przez dwa lata i naprawdę dobre zarobki. Paradoks z nim jest taki, że gość parametry czysto piłkarskie ma świetne – przygotowanie fizyczne, technika, szybkość, predyspozycje psychiczne – to wszystko ma na bardzo wysokim poziomie, często jest najlepszy z zespole. Psychicznie jest bardzo mocny, dla niego nie ma presji, 30 tysięcy ludzi na trybunach nie robi na nim wrażenia. To nie jest głupi piłkarz. Ale pewne emocjonalne podejście, zachowania na boisku są nie do przyjęcia. Może teraz po odejściu Ljuboi będzie mu łatwiej? On był w niego zapatrzony. Może uda się go jakoś wkomponować? On gdyby chciał, to by grał. Czy potrzebne były moje krytyczne uwagi na jego temat? Ja nic złego o nim nie mówiłem. Natomiast na jego przykładzie przedstawiałem pewien model, który był bez sensu. On siedząc na ławce zarabiał 8-9 razy tyle co Artur Jędrzejczyk przed podwyżką, to było nieporozumienie. A przecież „Jędza” grał w pierwszym składzie, stanowił o sile zespołu. Jeśli takich przypadków w drużynie mamy kilka to jest źle i nie trzeba być ekspertem od piłki, by dojść do takiego wniosku.


Temat Marcina Wasilewskiego jest aktualny?


- Hmm… Nie wiem (śmiech). Na pewno dziś ten temat będzie dużo trudniejszy niż zimą, kiedy go chcieliśmy i na niego liczyliśmy. Jednoznacznie nie umiem odpowiedzieć. Temat mało prawdopodobny, ale to nie znaczy, że niemożliwy.

Plotki transferowe. Jest ich sporo, na topie są trzy nazwiska – Dosa Junior, Jeremy Bokila i Michael Higdon. Jest w tych przypadkach coś na rzeczy?


- Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale są to piłkarze znajdujący się w kręgu naszych zainteresowań. Mamy wyselekcjonowaną grupę 25 zawodników, jesteśmy z nimi w mniejszym lub większym kontakcie. W ciągu najbliższych dwóch tygodni coś z tego powinno się zmaterializować. Oprócz tych nazwisk, pojawiały się też inne w mediach, np. ten Inigo Lopez. Był u nas, ktoś go zobaczył i poszło w świat. Nie jest wcale wykluczone, że u nas nie zagra. Sprawa wygląda jak to w biznesie, trwa przeciąganie liny na swoja stronę. Na pewno chcielibyśmy mieć takiego obrońcę, który grał w poważnej lidze, na wysokim poziomie. Był kapitanem drużyny, ma spore doświadczenie. Kogoś takiego nam brakuje, zwłaszcza jeśli ma się obok niego ogrywać któryś z młodych chłopaków. Nie będzie Kiełbowicza, Żewłakowa, Choto, przydałby się ktoś kto będzie liderem, ktoś kto by ich zastąpił.


A  jak idzie przeciąganie liny z Inakim Astizem?


- Tak samo, jak w tych wymienionych przypadkach, możecie go dopisać do tej listy.


Jak ma się sprawa z pozyskaniem terenów pod budowę Akademii Piłkarskiej?


- Jest dużo przychylniejsze nastawienie zarówno władz Warszawy jak i wszystkich wokół. To pozwala mieć nadzieję, że w niedługim czasie pozyskanie takich terenów stanie się faktem. Wiele osób, wiele samorządów, zabiega o to, byśmy w danym terenie taką akademie otworzyli – wcześniej tego nie było. Lokalizacje mają swoje plusy i minusy – jak w życiu. Dla nas najlepiej by było, gdyby taki teren znajdował się w samej Warszawie – głównie ze względu na dojazdy i czas jaki zajmowałby na pokonanie takiej odległości. Jestem optymistą, widzę pozytywne nastawienie pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ludzie widzą pozytywy w tym, co się dzieje na Legii.


Tereny Hutnika?


- Dobre miejsce, ale temat trudny, tam jest wiele zmiennych, które utrudniają podjęcie takich decyzji. W grę wchodzi konserwator zabytków – tam jest cmentarz, zgodę musi wyrazić ministerstwo środowiska – jakieś ptaki się tam zalęgły. Naprawdę masa jest różnych kłopotów, aż trudno by teraz wszystkie wymieniać.


A może tereny Skry?


- Jeszcze lepsza lokalizacja, znakomity dojazd z Legii, w centrum, blisko jest tam z każdego miejsca. Ale są zakusy na to, by tam stanął wieżowiec albo budynki mieszkalne. Najlepszym potencjalnym terenem jest Gwardia Warszawa. W zarządzie komendy też jest pozytywne nastawienie do sprawy. Byliśmy już blisko finalizacji, ale zmieniły się tam osoby zarządzające i zobaczymy czy nie zmieniło się stanowisko... Mam nadzieję, że nie. Ale to byłoby zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Tam są miejsca pod trzy boiska, za chwilę będzie miejsce na czwarte. Bardzo blisko, dobry dojazd, same plusy.


Jak wygląda obecnie w klubie sprawa skautingu? Jak się pan zapatruje na kwestie budowy profesjonalnej siatki skautingu?


- Odpowiedź na pierwszą część tego pytania jest prosta. Nie ma żadnego skautingu i nigdy nie było. Byliśmy dobrzy jeśli chodzi o skauting do Akademii Piłkarskiej, ogarniał to świetnie Radek Kucharski i jeśli chodzi o młodzież to bardzo dobrze to wyglądało. Natomiast, jeśli chodzi o skauting do pierwszego zespołu, to nigdy czegoś takiego nie było. To, co było można nazwać jedynie ściemą. Teraz dzięki wytężonej pracy Dominika Ebebenge, Jacka Mazurka, wspomnianego Radka mamy grupę wyselekcjonowanych 20-25 zawodników na to trwające okienko transferowe. Widzieliśmy tych piłkarzy wiele razy, dopasowywaliśmy do stylu i potrzeb zespołu. Nie ma gotowej sieci skautingu, ale mam nadzieję, że Michał Żewłakow taką sieć stworzy. Oczywiście nie będzie to wyglądało jak w zachodnich klubach o wyższym standardzie, gdzie w każdym kraju jest dziesiątki skautów i wyłapują najzdolniejszych piłkarzy w wieku 16 lat i młodszych. To trochę nie nasz model. My powinniśmy się skupić przede wszystkim na polskim rynku, ale mieć też kilkudziesięciu skautów, którzy obserwują poszczególne rynki, mając na uwadze pierwszą drużynę. Nie stać nas na to, by wyłapywać talenty w Anglii, Holandii czy Francji w wieku 16 lat i ściągać ich do rezerw czy szerokiej kadry pierwszego zespołu. Raczej będziemy szukali graczy około 23 roku życia, którzy poograli już w seniorskiej piłce i wiemy, czego się po nich spodziewać. Takich, którzy mają przed sobą przyszłość, ale będą już realnym wzmocnieniem pierwszego zespołu. Również takich, którzy się u nas rozwiną i będzie ich można z zyskiem sprzedać. Dziś nie stać nas na to, by płacić duże pieniądze za graczy co skończą u nas karierę. Chyba, że zagramy 2-3 razy w Lidze Mistrzów, wtedy może zmienimy optykę, będziemy mogli przepłacać Polaków. Dziś nie jesteśmy się w stanie ścigać np. z klubami z Bundesligi. Taki Milik zagrał dobrze jedną rundę, odszedł i dostał 600 tys. euro netto. U nas nawet Ljuboja tyle nie miał. Na pewno musimy też wydłużyć czas grania takich zawodników w Legii. Nie możemy iść drogą Górnika Zabrze, który po kilku dobrym meczach sprzedaje kogoś z klubu. Fajnie by było, gdyby ktoś taki pograł kilka lat w Legii i dopiero po tym, jak coś zrobi dla klubu, odszedł – tak jak Artur Jędrzejczyk.


Jaki budżet powinna mieć Legia aby skutecznie walczyć o Ligę Mistrzów?


- Lekką ręką o 5 milionów euro więcej niż obecnie.


Powstał jakiś plan minimum na europejskie puchary? Jeśli tak to jaki on jest?


- Plan minimum jest taki, aby wygrać jak najwięcej meczów (śmiech). Jak wygramy trzy dwumecze, to będziemy szczęśliwi bo dokonamy rzeczy wielkiej.  Jak wygramy dwa dwumecze, też nie będzie źle – będzie faza grupowa Ligi Europy. Oczywiście trzeba zrobić wszystko, aby powalczyć o Ligę Mistrzów. Przy tego typu drużynach, tak wyrównanych, często będą decydować szczegóły, jak dyspozycja dnia czy szczęście. Przecież gdyby Michał Żyro w Trondheim nie trafił w leżącego Norwega, to gralibyśmy dalej. Gdyby Dominik Furman inaczej wybił piłkę głową, gralibyśmy dalej. Brakowało szczęścia. Ale teraz, działając modelowo, chodzi o to, aby to zmienić, aby nie liczyć na ten jeden strzał jadąc na taki mecz, ale byśmy byli na tyle silni, aby w takiej Lidze Europy grać regularnie. Musimy dojść do takiego poziomu w ciągu trzech lat, aby Liga Europy była standardem, a nie marzeniem. Osiągając taki poziom zdobędziemy trochę punktów w rankingach i wtedy ta Liga Mistrzów będzie dużo bliżej. Ale trzeba próbować już teraz, kto nie próbuje, ten nie pije szampana. Trzeba zrobić wszystko, aby udało się w tym roku.


Klub, któremu się to uda w Polsce odskoczy reszcie stawki w kraju na lata. Choć kiedyś też się tak mówiło…


- Tak, to prawda. Dlatego nie można iść drogą Wisły Kraków… Trzeba tak budować zespól, aby systematycznie rosła jego jakość. Wisła miała dwa takie sezony, że powinna się zakwalifikować do Ligi Mistrzów. Zdobywając w lidze 77 punktów po prostu wszystkich miażdżyli, nie były to wygrane wymuszone czy przypadkowe. Ale skończyło się to porażką, było kilku przepłaconych gości, którzy szybko stracili motywację. Nie mieli następców i jak oni odeszli to okazało się, że nie ma komu grać.


- Dlatego tak ważne jest, aby obok graczy z Akademii, trafiali do nas tacy ludzie jak Bartek Bereszyński czy Henrik Ojamaa, czyli tacy, którzy za 2-3 lata będą mogli stanowić o sile tego klubu. Oczywiście pod warunkiem, że nikt wcześniej nie złoży im oferty nie do odrzucenia.


- Kibice się wkurzają, że sprzedaliśmy Jędrzejczyka po odniesieniu sukcesu. Ale pomijając to, że nie stać nas na licytowanie się z Rosjanami, to przecież każdy klub musi się liczyć ze sprzedażą najlepszych. Ile jest klubów w czołowych ligach, które tak nie postępują? We Francji mamy Monaco i PSG. We Włoszech Inter, Juventus i może Milan, W Anglii ze trzy, w Hiszpanii dwa. Wszystkie inne kluby, jak przychodzi z ofertą Barcelona czy Real, to sprzedają, bo nie mają wyjścia. To, co w tym bulwersującego, że Legia musiała sprzedać Jędrzejczyka? A w tym konkretnym przypadku ryzykujemy tym, że on lepszej oferty finansowej w życiu już mógłby nie dostać. I mimo, że chętnie byśmy go zostawili, mimo że miał ważny kontrakt, pozwoliliśmy mu odejść, gdy dostał bajeczną propozycję. To powinien być pozytywny przykład dla innych. On tam w rok zarobi tyle, ile w Ekstraklasie przez całą karierę…


Jędza robił atmosferę w szatni, odeszło tez kilku liderów – Żewłakow, Choto, Kiełbowicz.


- I to jest problem. Ale wydaje mi się, że taki Kuba Kosecki czy Dominik Furman, który ma predyspozycję do tego, by kiedyś być kapitanem zespołu, mogą powoli zacząć przejmować takie role. Tym bardziej po odejściu Danijela Ljuboi, który im na takie rzeczy nie pozwalał. Nie wiem, czy tak się stanie już w tym sezonie, ale stać ich na przejęcie takiej pałeczki w niedługim okresie czasu. Tym bardziej, że Wlado, Jodła, czy Brzytwa są raczej spokojni, nie mają takich przywódczych predyspozycji.


Informacje na temat zainteresowania kupnem Legii ze strony ludzi ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich to tylko plotki, czy coś jest na rzeczy?


- Nie, nic z tych rzeczy. Dochodzimy do poziomu absurdu. Po pierwsze to są rzeczy trudne do zrealizowania – z różnych względów. Takie procesy nie trwają tydzień czy dwa ale około roku. I po drugie – patrząc już tylko z biznesowego punktu widzenia, aby sprzedać taki klub jak Legia, to najpierw trzeba zbudować jego wartość, po to, by osiągnąć przy sprzedaży dobrą cenę. Jaki byłby sens sprzedawać Legię w momencie, gdy pół roku temu wartość klubu była chyba najniższa w historii? To się po prostu nie kalkuluje, dlatego ja nawet nie słyszałem, by właściciele mieli teraz taki pomysł.


To pan teraz buduje wartość tego klubu.


- Staram się, ale podkreślam to przy każdej okazji, że nie tylko ja, tutaj pracuje ciężko na ten sukces mnóstwo osób. Oczywiście trochę zmian było, kilka osób odeszło, którzy już nie mieli motywacji do pracy. Zastałem duży marazm. Była akceptacja przeciętności, pogląd, że sprowadzimy kilku piłkarzy za parę milionów i oni sami nam wszystko wygrają… wejdą do Ligi Mistrzów i dostaniemy 10 milionów euro… Wtedy kupimy kolejnych graczy pokroju Vrdoljaka i będziemy wielcy, będziemy w czołówce europejskiej. Ale to tak nie działa. To jak działał system transferowy do tej pory w Legii, nie mogło być dobre na dłuższą metę. Brak jakiejkolwiek wizji u Marka Jóźwiaka czy wcześniej Mirosława Trzeciaka, powodował tylko pogłębiające się problemy. Czasem przypadkiem wyszły jakieś perełki jak z Rogerem czy Edsonem. Trafili się dzięki kontaktom z menedżerami, ale nie było w tym długofalowej myśli. Także nie dawaliśmy sobie tak naprawdę szansy na to, by nam się udało coś na dłuższą metę.


- Dziś taki Lech Poznań w kwestii skautingu jest dużo przed nami, ale wydaje mi się, że wkrótce to my będziemy lepsi.


Drugą część wywiadu z prezesem Legii Bogusławem Leśnodorskim zamieścimy jutro.

Polecamy

Komentarze (245)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.