Domyślne zdjęcie Legia.Net

Wisła Kraków – najbliższy rywal Legii

Robert Balewski

Źródło: Legia.Net

10.05.2009 02:56

(akt. 17.12.2018 19:09)

Po dość nieoczekiwanym, acz szczęśliwie zakończonym horrorze w meczu z ŁKS-em przed legionistami zadanie o niebo trudniejsze. „Wojskowi” wyjeżdżają do Krakowa na mecz z Wisłą. W meczach ligowych Legia dość regularnie przegrywa w ostatnich latach na Reymonta i sukcesem jest dla niej wywiezienie jednego punktu. Również i w niedzielę remis będzie dobrym wynikiem – wiosną Wisła prezentuje się zwłaszcza pod względem przygotowania fizycznego dużo lepiej od Legii i jest niewątpliwie faworytem tego spotkania. Istotny jest też atut własnego boiska - wiosną krakowianie nie stracili na Reymonta ani jednego punktu, a w całym sezonie przegrali u siebie tylko jedno ligowe spotkanie.
Wisła przez całą wiosnę regularnie i dość łatwo wygrywała u siebie, prezentując zazwyczaj dobrą formę. Wiślacy robią wrażenie dobrze przygotowanych do sezonu, widać u nich szybkość, dynamikę i dobre zgranie, choć nie wszyscy są w najwyższej formie. Krakowianie mają dość szeroką ławkę jeśli chodzi o graczy ofensywnych i bardzo wąską, jeśli chodzi o obrońców. Podopiecznych trenera Macieja Skorży omijały też ostatnio kontuzje – spośród podstawowych zawodników zabraknie tylko Marcina Baszczyńskiego. Nie pojawi się też w kadrze meczowej Konrad Gołoś, ale on akurat nie jest brany pod uwagę przez trenera od wielu miesięcy i jego nieobecność nie stanowi osłabienia zespołu. Wisła gra ustawieniem 4-4-1-1 z dwójką defensywnych pomocników w środku pola, którzy jednak nie ograniczają się tylko do przeszkadzania rywalom, ale aktywnie uczestniczą w budowaniu akcji ofensywnych. Napastnicy ustawieni są w pionie – bardziej wysunięty z nich gra nieco bardziej stacjonarnie absorbując stoperów rywala, podczas gdy drugi wchodzi pod bramkę rywala z głębi pola. Umiarkowanie ofensywnie usposobieni są boczni obrońcy, którzy angażują się w atak przede wszystkim poprzez aktywną współpracę z bocznymi pomocnikami od czasu do czasu tylko wchodząc na obieg. Wisła gra wysoko ustawioną obroną, wspieraną przez aktywnie walczącą w odbiorze całą drugą linię i często stosuje pressing już na połowie rywala. Pozwala to na zdominowanie środka pola, ale zarazem wystawia na niebezpieczeństwo szybkich kontrataków. O ile granie długiej, wysokiej piłki do napastników przeciwko Wiśle mija się z celem przy świetnie grających w powietrzu stoperach „Białej Gwiazdy”, to szybkie wyprowadzenie kontry po ziemi zakończone podaniem za linię obrony, zwłaszcza po prawej stronie defensywy krakowian może narobić sporych problemów graczom Wisły – takimi właśnie kontrami jesienią Lech rozgromił Wisłę na Reymonta. Przy ataku pozycyjnym Legia nie powinna pchać się środkiem lecz rozrzucać piłkę na skrzydła, bądź uruchamiać bocznych pomocników podaniem prostopadłym w newralgiczną strefę pomiędzy bocznego obrońcę a stopera – w szczególności należy wykorzystywać w ten sposób Macieja Rybusa, gdyż ta strona defensywy krakowian znacznie gorzej radzi sobie z tego typu zagraniami. Z kolei atakując skrzydłami należy unikać kończenia akcji wysokim dośrodkowaniem i trzymać się raczej grania po ziemi - świetnie grający w powietrzu stoperzy Wisły poradzą sobie bez trudu z górnymi piłkami. Konstruowanie ataku przez Wisłę zaczyna się od aktywnego odbioru poprzez pressing już na połowie rywala. Krakowianie stosują dwie podstawowe formy budowy ataku pozycyjnego. Pierwsza polega na dograniu piłki do skrzydła i zakończeniu akcji dośrodkowaniem górnym lub po ziemi. Dośrodkowania górne często są przeciągane na długi słupek, więc pod żadnym pozorem nie wolno odpuszczać krycia schodzącego wtedy do środka bocznego pomocnika po przeciwległej stronie boiska. Druga, poprzedzona wymianą piłki w środku pola, kończona jest piłką prostopadłą po ziemi w newralgiczny sektor pomiędzy bocznym obrońcą a stoperem, gdzie zazwyczaj wchodzi któryś z napastników (z reguły ten grający w głębi pola) lub boczny pomocnik. Przy rozgrywaniu piłki wiślacy grają zwykle na jeden lub dwa kontakty, a częsta wymienność pozycji bardzo utrudnia ich krycie. Metoda na to jest w zasadzie jedna – bliska gra formacji defensywnej i linii pomocy, wąskie ustawienie bocznych obrońców i ich asekuracja przez bocznych pomocników, a przede wszystkim aktywne i bliskie krycie oraz atak na rywala w momencie przyjęcia piłki, czyli dokładnie taki sposób gry, jaki zaprezentowała Legia w pierwszej połowie w meczu z Lechem na Łazienkowskiej, tyle że wtedy „Wojskowym” starczyło sił tylko na 45 minut takiej gry. Wisła rzecz jasna potrafi też grać również z kontry – wtedy posyłane są długie piłki na wysuniętego napastnika, który stara się przepchnąć z obrońcą, przetrzymać piłkę i rozegrać ją z partnerami. Wówczas bliskie i twarde krycie napastnika od bramki jest szczególnie istotne – kryty od piłki bowiem może „obciąć się” na obrońcy, a przy szybkości wiślaków nie sposób będzie go dogonić. Bramkarz Wisły to jeden ze słabszych punktów drużyny. Mariusz Pawełek ma dobry refleks i doskonale radzi sobie na linii i w sytuacjach jeden na jeden, jednak zdecydowanie słabiej spisuje się na przedpolu i w powietrzu, a przede wszystkim zdarzają mu się błędy w ocenie sytuacji i ustawieniu oraz braki koncentracji. Komunikacja z obrońcami również nie należy do jego mocnych stron. Biorąc pod uwagę siłę formacji obronnej Wisły, zazwyczaj nie ma on wiele pracy, jednak z całą pewnością do czołówki golkiperów Ekstraklasy Pawełek nie należy, dlatego Wisła od dłuższego czasu poszukuje klasowego bramkarza. Jak dotąd – bezskutecznie. Środek obrony składa się z graczy wysokich i stanowi zaporę niezwykle trudną do przejścia. Arkadiusz Głowacki bazuje przede wszystkim na ustawieniu, agresji i sile nadrabiając w ten sposób duże braki szybkościowe oraz kiepską zwrotność. Mając rywala przed sobą Głowacki zazwyczaj po prostu wypycha go z pola karnego, przy mijaniu natomiast powstrzymuje go wszelkimi środkami – od przepychania poprzez wślizg, aż po częste w jego przypadku łapanie rywala za rękę lub koszulkę. Ponieważ robi to z dużym wyczuciem i sprytem, a sędziowie w polskiej lidze często mają wiele wspólnego ze Stevie Wonderem zazwyczaj umiejętne przytrzymanie rywala uchodzi mu bezkarnie – inaczej bywało na poziomie międzynarodowym, gdzie Głowackiemu często zdarzało się dostawać kartki. Walka na kontakcie z Głowackim nie ma większego sensu, podobnie jak walka z nim w powietrzu – lepiej zagrać prostopadłą piłkę za jego plecy, wtedy trudno będzie mu nadążyć za rywalem. Drugi za stoperów, Marcelo, to największe objawienie tej rundy w polskiej lidze. Brazylijczyk dysponuje przy swoim wzroście dobrą koordynacją ruchową i techniką oraz bardzo dobrym przygotowaniem motorycznym – niezłą szybkością, a przede wszystkim fenomenalną skocznością, co czyni go najlepiej grającym w powietrzu piłkarzem Ekstraklasy. Prawie rok spędzony w Polsce wiele nauczył go pod względem taktyki i ustawiania się, choć wciąż jeszcze daleko mu pod tym względem do Głowackiego – i tylko na zgubienie się w ustawieniu Brazylijczyka można liczyć, bowiem w pojedynku indywidualnym Marcelo jest w zasadzie nie do przejścia. Boki obrony w Wiśle są słabsze niż środek. Na prawej stronie defensywy kontuzjowanego Baszczyńskiego zastąpi Peter Singlar. Słowak jest silny, gra twardo i jest przyzwoicie wyszkolony technicznie oraz dość zdyscyplinowany taktycznie. Wykazuje braki pod względem szybkości i zwrotności, można go więc ograć w indywidualnym pojedynku, ma też momenty niepewności przy pressingu rywala, wtedy często traci piłkę. Do ofensywy włącza się z umiarkowaną ochotą i tylko przy powolnym budowaniu ataku pozycyjnego – przy kontrach bowiem braki szybkościowe Singlara są szczególnie widoczne. Grający po lewej stronie Piotr Brożek poczynił przez ostatni rok ogromne postępy pod względem gdy defensywnej stając się obrońcą pewnym i solidnym, zarówno w ustawieniu, jak i w odbiorze. Mniej ceniony z braci Brożków dość aktywnie uczestniczy również w grze ofensywnej swojej drużyny, choć przede wszystkim poprzez udział w konstrukcji akcji zaczepnych – na obieg wchodzi raczej rzadko. Generalnie obaj boczni obrońcy należą do graczy solidnych w obronie i umiarkowanie przydatnych w grze ofensywnej – pod każdym względem lepiej spośród tej pary prezentuje się Piotr Brożek. Warto dodać, że trener Skorża nie ma na ławce w zasadzie żadnego przyzwoitego obrońcy i kontuzje w tej formacji są sporym problemem trenera krakowskiego zespołu. Para defensywnych pomocników to formacja w Wiśle kluczowa, odpowiadająca za odbiór i dostarczanie partnerom okazji do ataku. Królem środka pola jest tu niezniszczalny Radosław Sobolewski, od wielu lat najlepszy w polskiej lidze gracz na tej pozycji. Mając ogromne doświadczenie i wyczucie jest mistrzem skutecznego odbioru i przerywania akcji rywala. Ogromnie waleczny i ambitny, często podrywa zespół do pressingu, prowokując przeciwnika do strat. Trudny do przejścia, często stosujący w sytuacjach krytycznych umiejętne faule taktyczne, nie ogranicza się bynajmniej do gry defensywnej. Sobolewski aktywnie uczestniczy w organizacji gry, włącza się do budowania ataku pozycyjnego i nieustannie zagraża silnym strzałem zza linii pola karnego, potrafi też odnaleźć się w „szesnastce” dysponując dużą przytomnością umysłu – wiele goli zdobył poprzez dopadnięcie do bezpańskiej, odbitej lub źle wybitej piłki. Pomocnik Wisły bardzo dobrze gra też w powietrzu. Jego partnerem jest zazwyczaj Junior Diaz, gracz bardzo uniwersalny, mogący z powodzeniem grać też na lewej obronie i na środku obrony – to jego przesuwa się do tyłu w przypadku kontuzji któregoś z obrońców. Kostarykańczyk wyróżnia się przede wszystkim dobrym odbiorem, przyzwoitą techniką użytkową i dobrą grą w powietrzu. Diaz jest jednak dość wolny i ma nie najlepszą koordynację ruchową, stąd jego udział w akcjach ofensywnych ogranicza się do wymieniania piłki z partnerami przed polem karnym. Kostarykańczyk gra twardo i agresywnie i często fauluje, zwłaszcza, gdy nie może nadążyć za rywalem – warto więc próbować go mijać w indywidualnych pojedynkach. Diaz jest obecnie w słabej formie i pożytek z niego Wisła ma w zasadzie tylko w destrukcji. Trener Skorża ma go jednak kim zastąpić – na ławce są przecież Mauro Cantoro i Tomas Jirsak. Cantoro to specjalista od destrukcji, przerywania akcji i przetrzymywania piłki w trudnych sytuacjach – gdy się zastawi, odebrać mu ją można tylko faulem. Argentyńczyk z polskim i włoskim paszportem zazwyczaj rzadko włącza się do akcji ofensywnych i podobnie jak Diaz raczej uczestniczy w rozgrywaniu, niż sam rozgrywa. Forma Cantoro jest daleka od tej, jaką pamiętamy z lat poprzednich, a i wiek odbija się na motoryce Argentyńczyka, stąd rzadko kiedy pojawia się on w wyjściowym składzie. Jirsak z kolei wpuszczany jest na boisko, gdy trzeba wzmocnić ofensywę. Jego główne atuty to umiejętność rozgrywania piłki i kreacji gry, inteligencja boiskowa oraz przyzwoity strzał z dystansu. Czech ma też jednak dość istotne wady – źle radzi sobie przy bliskim kryciu, jest bardzo chimeryczny i nie jest zbyt dobry w odbiorze, pomimo iż niezaprzeczalnie bardzo się stara. Jego umiejętności szczególnie przydają się przy budowie ataku pozycyjnego, pod warunkiem, że rywal nie wywiera na nim zbyt dużej presji. Boki pomocy to bardzo mocna strona Wisły, choć nie wszyscy piłkarze grający na skrzydłach „Białej Gwiazdy” znajdują się w najwyższej formie. Trener Skorża zarówno na prawej, jak i na lewej pomocy ma w kim wybierać. Po prawej stronie rywalizują o miejsce Patryk Małecki i Wojciech Łobodziński. W zdecydowanie lepszej dyspozycji znajduje się ten pierwszy i to raczej na niego postawi trener Skorża. Małecki dysponuje przede wszystkim bardzo dużą szybkością i zwinnością, jest ruchliwy i trudny do powstrzymania. Doskonale pasuje do kombinacyjnej gry krakowskiego zespołu i bardzo chętnie wychodzi na prostopadłe piłki pomiędzy bocznego obrońcę a stopera. Poprawił znacznie dośrodkowania, często przeciągane na długi słupek, sam na długim słupku też potrafi skutecznie zamknąć akcję. Strzałem zagraża wyłącznie z pola karnego – silnym uderzeniem z dystansu raczej nie jest w stanie postraszyć, zwłaszcza, że łamiąc akcję do środka musiałby uderzać z lewej, dużo słabszej nogi. Często gra indywidualnie starając się wygrać pojedynek jeden na jeden, niekiedy jego nadmierny egoizm przyczynia się do chaosu w organizacji ataku. Jego wartość znacznie spada pod ścisłym kryciem. W obronie Małecki statystuje. Generalnie jest to groźny i dość nieprzewidywalny zawodnik, którego nie można spuszczać z oka. Zupełnie inny styl prezentuje Łobodziński, grający w sposób bardziej uporządkowany, ale raczej mało błyskotliwy. Łobodziński ma przyzwoitą technikę i potrafi od czasu do czasu wygrać indywidualny pojedynek i dośrodkować, a także uderzyć z okolic szesnastego metra, ale brak mu szybkości i przebojowości. Dobrze za to spisuje się w defensywie. W przeciwieństwie do Małeckiego Łobodziński robi wrażenie kiepsko przygotowanego fizycznie do sezonu, i jeśli zagra on od pierwszej minuty, to raczej w celu poprawienia gry defensywnej niż zwiększenia zagrożenia bramki Legii. Po lewej stronie sytuacja jest podobna - o miejsce w składzie rywalizują Marek Zieńczuk i Piotr Ćwielong. Ten pierwszy jest cieniem piłkarza z poprzedniego sezonu i dziwi upór trenera Skorży w stawianiu na tego piłkarza. Zieńczuk wyróżnia się przede wszystkim inteligencją boiskową, dobrą techniką użytkową, dobrym, precyzyjnym dośrodkowaniem i strzałem oraz umiejętnością gry obydwoma nogami. W ofensywie uczestniczy przede wszystkim w rozegraniu bądź dośrodkowuje – minięcie rywala w indywidualnym pojedynku przerasta jego możliwości. Bardzo często wchodzi na długi słupek przy dośrodkowaniu z prawej strony – w ten właśnie sposób zdobył większość swoich goli w zeszłym sezonie. W defensywie spisuje się poprawnie, dobrze współpracując z Piotrem Brożkiem. Zieńczuk jest aktualnie w bardzo słabej formie, a podpisanie kontraktu na przyszły sezon z drużyną ligi greckiej nie najlepiej wpływa chyba na jego motywację do gry w Wiśle. Ćwielong z kolei to gracz przede wszystkim ofensywny, stawiany niekiedy również na pozycji napastnika. Jest zawsze bardzo aktywny, dynamiczny, szuka gry, stara się często schodzić do środka, chętnie bierze udział w rozegraniu na jeden kontakt, potrafi zakręcić obrońcą. Problemem Ćwielonga jest skuteczność, strzał ma mocny, ale zazwyczaj kiepsko jest z precyzją. W defensywie w zasadzie nie istnieje. Małecki i Ćwielong to w istocie skrzydłowi, podczas gdy Łobodziński i Zieńczuk to klasyczni boczni pomocnicy i trener Skorża często deleguje odpowiednich zawodników w zależności od sytuacji na boisku. Trzeba też pamiętać, że angażując się w nieustanne szarże Małecki i Ćwielong rzadko wytrzymują cały mecz kondycyjnie, dlatego w różnych momentach meczu zapewne cała czwórka pojawi się na boisku. W ataku Wisła jest bardzo mocna. Rolę cofniętego napastnika pełni Rafał Boguski, gracz bardzo aktywny, o nieprzeciętnych umiejętnościach, nieustannie się rozwijający. Do dobrej motoryki i techniki w ostatnim roku do zalet Boguskiego doszedł znakomity przegląd pola, co uczyniło go głównym rozgrywającym „Białej Gwiazdy”. Boguski bardzo dużo biega, często zmienia pozycje i ucieka od krycia, pod którym czuje się nieszczególnie. Chętnie rozgrywa piłkę na jeden kontakt. Preferuje wymianę piłki „z klepy” w trójkącie oraz prostopadłe podania do wysuniętego napastnika bądź skrzydłowych – z tego powodu lepiej czuje się z Małeckim i Ćwielongiem, niż z Łobodzińskim i Zieńczukiem. W polu karnym potrafi skutecznie wykończyć akcję, prezentując przy tym dużo zimnej krwi. Boguski, w odróżnieniu od Ćwielonga czy Małeckiego, bardzo ofiarnie udziela się też w grze defensywnej. Jest to mózg i zarazem koło zamachowe Wisły i stanowi ogromne niebezpieczeństwo, gdy zostawi mu się miejsce na rozegranie. Przy krótkim kryciu Boguski wiele traci ze swoich walorów, jednak pokryć go trudno, bo nieustannie zmienia pozycję. Przy wysokich dośrodkowaniach z bocznych sektorów jest bezużyteczny, w powietrzu bowiem gra bardzo słabo. Wysuniętym napastnikiem jest oczywiście Paweł Brożek, jeden z najskuteczniejszych snajperów Ekstraklasy. Jest to napastnik kompletny – szybki, dobrze wyszkolony technicznie, potrafi zastawić się, przepchnąć nawet dużo silniejszego obrońcę, rozegrać piłkę na jeden kontakt, minąć przeciwnika dryblingiem, a także wygrać powietrzny pojedynek i zdobyć gola głową. Kryć go trzeba od bramki – gdy „obetnie” się na obrońcy, nie sposób go dogonić. Brożek umie sobie radzić z bliskim kryciem i odegrać piłkę do partnera, by za chwilę wyjść na pozycję do powrotnego podania, stąd nie należy odpuszczać krycia po oddaniu przez niego piłki. Świetnie pod tym względem współpracuje z Boguskim, często grając z nim akcje w trójkącie. W ostatnich dwóch sezonach Brożek poprawił też znacznie skuteczność i wykazuje wiele zimnej krwi i determinacji pod bramką. Po kontuzji odbudował się już w znacznym stopniu fizycznie i będzie jak zwykle stanowił ogromne niebezpieczeństwo dla bramki Legii – wszak strzelał bramki „Wojskowym” dość regularnie w niemal każdym spotkaniu. Zmienników na ławce ma aż dwóch, ale żaden z nich nie jest w stanie nawet w połowie go zastąpić. Wysoki i bardzo wolny Brazylijczyk Beto na razie pokazuje głównie człapanie po boisku, a jego stacjonarny styl gry można porównać do tego, co prezentował na Łazienkowskiej Michal Gottwald. Z Andrzeja Niedzielana pozostały natomiast tylko szybkość i nazwisko, bowiem to co prezentuje obecnie były napastnik Nijmegen można określić jako królestwo chaosu – mnóstwo strat, brak współpracy z partnerami, a przede wszystkim brak czucia piłki powodują, że trener Skorża korzysta z jego usług bardzo niechętnie. Stałe fragmenty gry to bardzo groźna broń Wisły. O ile w krakowskim zespole nie ma piłkarza, który mógłby uderzyć z rzutu wolnego z dystansu (choć próbują czasem Głowacki i Zieńczuk), to dośrodkowania z rzutów rożnych i wolnych są znakomicie opracowane przez trenera Skorżę. Dośrodkowania posyłane są zazwyczaj na długi słupek, gdzie ustawiony jest wysoki i niezwykle skoczny Marcelo, który uderza na bramkę lub strąca piłkę do partnera, a na takie piłki czekają Brożek, Boguski czy Zieńczuk. Ponieważ wygranie pojedynku powietrznego z Marcelo przekracza możliwości nie tylko legionistów, ale jakiegokolwiek gracza Ekstraklasy, jedynym sposobem jest przepchnięcie go przed wyskokiem, zablokowanie, bądź w ostateczności delikatne przytrzymanie tak, by nie widział tego sędzia, na przykład za spodenki. Gdy doda się do tego innych dobrze grających w powietrzu zawodników, jak Głowacki, Diaz, czy Brożek, widać ogromny wachlarz możliwości, jakie ma z reguły wykonujący rzuty rożne Małecki. Z kolei na wybite przed pole karne piłki czeka Sobolewski, obdarzony silnym i precyzyjnym uderzeniem. Przed rzutami rożnymi wiślaków trudno się obronić, stąd należy starać się do nich nie dopuszczać zbyt często – podopieczni trenera Skorży wiele bramek zdobywali właśnie po precyzyjnie wykonanych stałych fragmentach gry. Wisła jest według bukmacherów i ekspertów zdecydowanym faworytem niedzielnego meczu. O ile patrząc na składy siły obu drużyn są mniej więcej wyrównane, z przewagą Wisły w drugiej linii i Legii na pozycji bramkarza, to atut własnego boiska oraz aktualna forma przemawiają zdecydowanie na korzyść „Białej Gwiazdy”. Wydaje się, że remis byłby bardzo dobrym wynikiem dla „Wojskowych”, patrząc bowiem na ostatnie spotkania Legii i porównując je z tym, co prezentowała Wisła, o wywiezienie z Krakowa trzech punktów będzie równie ciężko, jak w ostatnich latach – wszak ostatnie zwycięstwo ligowe na Reymonta Legia odniosła dwanaście lat temu. Aby powalczyć z Wisłą o punkty trzeba zaprezentować się podobnie jak w pierwszej połowie meczu z Lechem – nieustępliwie, agresywnie, z taktyczną dyscypliną, walką i zaangażowaniem. W przeciwnym wypadku „Wojskowi” spadną na trzecie miejsce w tabeli, a szanse na tytuł bardzo mocno się oddalą.

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.