Domyślne zdjęcie Legia.Net

Wyblakły klasyk

Rafał Heineken

Źródło:

30.10.2006 07:33

(akt. 24.12.2018 14:15)

Odczuwam spore rozczarowanie piątkowym klasykiem Widzew – Legia. Oczekiwania związane z tym meczem mocno przerosły aktorów piątkowego widowiska. Media nieustannie podgrzewały atmosferę. Kibice obu klubów ostrzyli sobie zęby na kawał solidnej piłki. Na próżno. Balon oczekiwań, pompowany bez umiaru, pękł z wielkim hukiem w dobie samego meczu. Miejmy nadzieje, iż następnym razem uda się nawiązać do chlubnej tradycji łódzko – warszawskich pojedynków. Do marnego poziomu piłkarzy dostroił się także sędzia. (Jego postawą zajmiemy się w innym miejscu). Paradoksalnie to kibice Legii nie mają zbyt wielu podwodów do zadowolenia. Jak to? Przecież pokonanie Widzewa i to jeszcze na jego terenie zawsze napełnia legijne serca radością! – Tym razem nie wygląda to jednak tak dobrze... Największym i chyba jedynym pozytywem gry Legionistów było opanowanie, umiejętność kontrolowania przebiegu boiskowych wydarzeń po objęciu prowadzenia. Na dobrą sprawę mecz mógłby się dla nas zakończyć w momencie strzelenia zwycięskiej bramki. Rutyna i doświadczenie zatryumfowały nad młodością. Zabrakło ciekawych sytuacji podbramkowych i co trudne do wytłumaczenia walki! Ilość pokazanych kartek nie świadczy wcale o tym, iż zawodnicy obu zespołów wykazali się nieustępliwością. Mieliśmy raczej do czynienia z bezzasadną brutalnością. Spotkanie toczyło się w wyjątkowo sennym tempie. Piłkarze Legii zagrali tak, jakby mieli do czynienia z kolejnym, rutynowym przeciwnikiem ligowym, a nie z odwiecznym rywalem. Przedmeczowe deklaracje o walce do końca i świadomości wagi spotkania należy włożyć między bajki. Nastroju wcale nie poprawia fakt, iż nieporadny Widzew nie stanowił tego dnia prawie żadnego zagrożenia dla bramki Jana Muchy. Nasi rywale robili, co w ich mocy, zabrakło po prostu umiejętności. Natomiast Legionistom nie chciało się... ...chcieć. Duże wymagania należy stawiać przede wszystkim sobie. Wczorajsza wygrana jest pozbawiona smaku... Czym jeszcze mecz rozczarował? Bezsensowne polowanie na nogi rywali oraz częste próby wymuszania rzutów wolnych i karnych były domeną obu stron. Fatalny poziom sędziowania jeszcze dodatkowo obniżył i tak już marny poziom widowiska. Arbiter szafował kartonikami, ale można było odnieść wrażenie, że pokazywał je w niewłaściwych momentach. Kartki mają czasem za zadanie ostudzić nadmiernie rozpalone głowy, co bardziej krewkich graczy. Jednak brak zdecydowania oraz charyzmy u sędziego sprawia, że same kary indywidualne nie zapobiegną boiskowemu chaosowi. Legia Warszawa powinna wstawić się za niesłusznie ukaranym Juniorem. Jeżeli sędzia chciałby już być konsekwentny – to powinien wykluczyć z boiska dwóch graczy Widzewa. Ucierpiał jednak bogu ducha winny Junior. Ciekawe, jakie noty wystawi trójce sędziowskiej obserwator z ramienia PZPN? Ostatni „ligowy klasyk” przywołuje wspomnienia z pewnych derbów Warszawy. Legia pokonała wtedy na Łazienkowskiej Polonie 1:0 i również po rzucie karnym. ( Z tą niewielką różnicą, iż wtedy Mirko Poledica wywiódł w pole arbitra i wymusił jedenastkę, a Radovic na Piłsudskiego rzeczywiście faulowany był) Jakość gry oraz sędziowania w obu przypadkach stała na zatrważająco niskim poziomie. W pierwszym przypadku wynik meczu został, niestety wypaczony, w drugim już nie, ale niesmak pozostał. Spotkanie z Widzewem nie dało wyczerpującej odpowiedzi na pytanie: Czy kryzys w drużynie mistrza Polski został na dobre zażegnany? Chyba dopiero konfrontacja z Lechem pozwoli to stwierdzić. Mimo, iż Lech zostawił trzy punkty na Widzewie, jest zdecydowanie silniejszy od tego ostatniego i z pewnością będzie stanowił, co najmniej równorzędnego rywala dla warszawskiej Legii już w najbliższy weekend. Jeden aspekt wymaga dodatkowego poruszenia. Legia ma trudności z dochodzeniem do sytuacji bramkowych. Pomocnicy nie stwarzają zbyt wielu okazji do zdobywania bramek dla graczy przednich formacji. Za przykład niech posłuży ostatnie spotkanie, w którym warszawiacy oddali jeden celny strzał na bramkę przeciwnika. ( i to z rzutu karnego!). Paradoksalnie za czasów odsączanego teraz od czci i wiary Piotra Włodarczyka, okazji bramkowych dla Legii nie brakowało. ( Różnie tylko z ich wykorzystaniem bywało...) Czy w takim razie zasadnym jest przywrócenie właśnie teraz wyrzuconego napastnika do łask?! Gra formacji obronnych Legii ustabilizowała się, choć na początku rozgrywek pozostawiała wiele do życzenia. Strategia na nadchodzący okres transferowy wydaje się być klarowna. Jan Mucha zostanie pierwszym bramkarzem, a jego zastępcą Maciej Gostomski. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży Łukasza Fabiańskiego na wyspy (ok. 1,5 mln. Funtów) należy przeznaczyć na kupno klasowego napastnika o uznanym nazwisku, co w połączeniu z ewentualnym powrotem Włodarczyka i Klatta wzmoże rywalizacje w ataku oraz podniesie skuteczność gry całego zespołu. Czego wszystkim kibicom Legii oraz sobie życzy

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.