News: Wywiad na 100 - Rozmowa z Rogerem Guerreiro

Wywiad na 100 - Rozmowa z Rogerem Guerreiro

Łukasz Pazuła, Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

08.11.2016 11:50

(akt. 07.12.2018 11:39)

- Odkąd opuściłem Legię i Warszawę, wiele się zmieniło. Miałem odrobinę czasu po przyjeździe, żeby zobaczyć miasto. Powstało dużo nowych budynków i inwestycji. Nie wspominając już o naszym stadionie, który prezentuje się wspaniale. Mam nawet ochotę wyjść na boisko i zacząć grać w piłkę - mówi w rozmowie z Legia.Net Roger Guerreiro, który odwiedził Łazienkowska przy okazji meczu z Cracovią. Wcześniej z "eLką" na piersi wystąpił w 138 meczach, zdobył 22 bramki, wywalczył mistrzostwo Polski. Umiejętnościami piłkarskimi wykraczał ponad poziom naszej ligi. Przyjął nasze obywatelstwo i strzelił jedynego gola dla reprezentacji Polski na Euro 2008. Zapraszamy do wywiadu na 100 z Rogerem. Miłej lektury lub oglądania wersji wideo.

Dzień dobry Roger.


- Dzień dobry (odpowiedział Roger po polsku).


Jak twój polski?


- Mniej więcej (śmiech)


Co cię skłoniło do przyjazdu do Warszawy?


- To jest rodzaj małego urlopu. Zakończył się mój kontrakt w drużynie, w której grałem do tej pory w Brazylii (Hercilio Luz FC – przyp. red.). W związku z tym spojrzałem na terminarz Legii i chciałem przyjechać na mecz z Realem Madryt, ale z wiadomych przyczyn nie mogłem być na tym spotkaniu. Teraz natomiast wybieram się na starcie legionistów z Cracovią. (rozmawialiśmy w zeszłym tygodniu)


To twój pierwszy przyjazd do Warszawy?


- Jestem trzeci raz w Polsce odkąd opuściłem Legię. Poprzednio byłem tutaj, ponieważ miałem kontrakt z firmą, którą dostarczała mi sprzęt sportowy. Przyjechałem, żeby go odebrać. Jednakże pierwszy raz jestem w Warszawie na dłużej.


Warszawa mocno się zmieniła odkąd przestałeś grać w Legii? Jakie wrażenie robi na tobie stadion „Wojskowych”?


- Bez wątpienia wiele rzeczy się zmieniło. Miałem odrobinę czasu po przyjeździe, żeby zobaczyć miasto. Powstało dużo nowych budynków i inwestycji. Nie wspominając już o naszym stadionie, który prezentuje się wspaniale. Mam nawet ochotę wyjść na boisko i zacząć grać w piłkę.


Skoro miałeś trochę czasu na zwiedzanie Warszawy, podejrzewam, że zdążyłeś zjeść już swoją ulubioną polską zupę – żurek.


- Nie jadłem jeszcze, ale na pewno to zrobię. Żurek w chlebie to moja ulubiona polska potrawa, mam nadzieję, że kilka razy ją skosztuję.




Jak to jest urodzić się w państwie, które jest zakochane w piłce nożnej?


- Gdy obserwuję mojego dwuletniego syna, który non stop chce kopać piłkę, mogę stwierdzić, iż mamy w DNA miłość do futbolu. Wydaje mi się jednak, że nie tylko w Brazylii dzieci od najmłodszych lat biegają za futbolówką. Nawet w Polsce takie widziałem. Człowiek jak tylko nauczy się chodzić, następnie próbuje nauczyć się kopać. Oczywiście, w mojej ojczyźnie ludzie są sfiksowani na punkcie tego sportu. Przyczynił się do tego chociażby Pele. Jednakże na całym świecie piłka nożna jest szalenie popularna.


A jak to się stało, że trafiłeś do czołowych brazylijskich klubów? Grałeś w Corinthians, następnie występowałeś we Flamengo.


- Moim marzeniem od najmłodszych lat była gra w Corinthians. Kibicowałem im. Natomiast miałem pewne kłopoty grając w tej drużynie, dlatego zostałem wypożyczony do Flamengo. Muszę przyznać, iż temu klubowi zawdzięczam najwięcej. Cieszę się, że występowałem w dwóch zespołach, które mają największą liczbę kibiców w Brazylii.


Zaciekawił nas fakt, iż jesteś Brazylijczykiem, ale twoim piłkarskim idolem był Zinedine Zidane. Tak zostało do dziś?


- Nic się nie zmieniło. Stara miłość nie rdzewieje. Sama myśl o tym, że mogłem tutaj spotkać Zidane’a i uścisnąć jego dłoń, była dla mnie ekscytująca. Niestety, nie udało się. „Zizou” grał w taki sposób, który mi się najbardziej podoba. Świetnie operował piłką w środku pola, dysponował dobrym strzałem i podaniem. Oczywiście, nie porównuję się do niego w żaden sposób. Po prostu go podziwiałem. Czasem włączam sobie jego filmy, żeby popatrzeć na jego grę. Obecnie lubię spojrzeć na Brazylijczyka Ganso z Sevilli.


Twoim pierwszym europejskim klubem była hiszpańska Celta Vigo. Awansowałeś z nią do Primera Devision. Czemu w Hiszpanii grałeś tak krótko?


- Byłem wypożyczony do Celty na pół roku. Corinthians poprosił o mój powrót i musiałem wrócić. Miałem jednak pewne kłopoty w tym klubie, więc zdecydowałem się rozwiązać z nim kontrakt.


W Brazylii zostałeś dostrzeżony przez Mariusza Piekarskiego i Marka Jóźwiaka. Możesz powiedzieć ze szczegółami, jak przebiegało twoje przejście do Legii?


- Grałem w
Juventude (Caxias do Sul). To zespół z południa Brazylii. Zainteresowała się mną Legia. Z nikim nie rozmawiałem bezpośrednio. Z Mariuszem Piekarskim i Markiem Jóźwiakiem skontaktowałem się dopiero przez mojego ówczesnego menadżera Marcelo Robalinho. Teraz jest agentem Guilherme. Gdy usłyszałem o propozycji z Polski, trochę się przestraszyłem. Nigdy nie wyobrażałem sobie, żeby w piłkę grać w polskiej drużynie. Jednakże oferta wydawała mi się ciekawa, więc poprosiłem o możliwość przylotu do Warszawy, żeby z bliska przyjrzeć się warszawskiemu klubowi.


- Legia zachowała się bardzo profesjonalnie. Przesłała mi bilet, miałem okazję przylecieć do Warszawy na trzy dni. Zobaczyłem całą infrastrukturę, wszystko mi się spodobało, mogę nawet stwierdzić, że byłem zachwycony. Jeszcze przed wylotem podpisałem kontrakt. Wróciłem do Brazylii na wakacje, a później byłem już gotowy do gry.




Marcelo Robalinho jest bardzo obrotnym człowiekiem. Jak ważną postacią był w twojej piłkarskiej karierze?


- Na pewno bardzo mi pomógł. Załatwił mi kontrakty w Corinthians, w Legii i w AEK Ateny. Jednakże współpraca piłkarzy z agentami jest skomplikowana. Nie mam na myśli tutaj Marcelo, ale menadżerowie rosną wspólnie z zawodnikami. Jeśli dany gracz dobrze się prezentuje, zyskuje na tym również jego współpracownik. Ja natomiast sam siebie teraz reprezentuję. Wiadomo raz jesteś na górze, a innym razem na dole. Jeżeli wiedzie ci się dobrze, kontaktujesz się ze swoim agentem codziennie. Natomiast, gdy przeżywasz gorszy okres, mija trochę czasu, zanim doczekasz się na odpowiedź od menadżera. Podkreślę jednak jeszcze raz. Nie mówię o Marcelo.


Wracając do twojej przygody z Legią. Pierwsze zgrupowanie musiało być dla ciebie trudne, ponieważ odbywało się w zimę. Jak je wspominasz?


- Rzeczywiście wspominam to pierwsze zgrupowanie. Jednego dnia w Mrągowie było minus dwadzieścia siedem stopni. Przyznaję, przeżywałem trudne chwile. Pamiętam jak Edson momentami płakał, bo nie radził sobie z tym zimnem. Smarował się różnymi kremami, zakładał rękawiczki i ubierał się bardzo ciepło. Troszkę lepiej się trzymałem od niego. Jednakże najważniejsze jest to, jak zostałem przyjęty. W klubie bardzo ciepło powitali mnie Marek Jóźwiak, trener i w ogóle cała drużyna. Spotykałem się też z miłymi gestami od ludzi, których widziałem na ulicach. Dlatego moja aklimatyzacja przebiegła pomyślnie.


Wspomniałeś o Edsonie. Znaliście się wcześniej, czy przyjaźń połączyła was dopiero w Legii?


- Poznaliśmy się dopiero w Warszawie, chociaż słyszałem o Edsonie wcześniej w Brazylii. Tak samo jak ja grał w Corinthians, występował również w Portugalii. Od samego początku złapaliśmy dobry kontakt. Spotykaliśmy się również poza treningami.


Utrzymujecie dalej kontakt? Wiesz co się dzieje obecnie u niego?


- Tak, cały czas utrzymujemy dobry kontakt. Z tego co wiem, posiada boisko ze sztuczną nawierzchnią. Prawdopodobnie ma swoją szkółkę. Był asystentem trenerów w kilku klubach. Nie wiem nic o jego dalszych planach, ale wciąż kontaktujemy się.


Jak wspominasz swojego pierwszego trenera w Legii – Dariusza Wdowczyka?


- Bardzo miło wspominam swoją współpracę z nim. Trener Wdowczyk był osobą, która powodowała, iż piłkarze zaczęli wierzyć w siebie. Mnie pozwalał na boisku robić, co chcę. Ode mnie zależało czy gram z przodu, czy występowałem bardziej z tyłu. Praktycznie sam wybierałem sobie pozycję. Nie wtrącał się, pozwalał mi się rozwijać. Wie, że obecnie prowadzi Wisłę Kraków.


Szybko wywalczyłeś sobie miejsce w podstawowym składzie. W swoim debiucie z GKS-em Bełchatów miałeś dwie sytuacje do strzelenia gola. Kibice po tym spotkaniu zaczęli skandować twoje imię. Dodało ci to skrzydeł?


- Pamiętam mecz z GKS-em. Nie strzeliłem co prawda gola, ale dobrze się zaprezentowałem. Miałem kilka dobrych zagrań. Kibice faktycznie wykrzykiwali moje imię. Bardzo przyjemne uczucie. To na pewno najlepsi fani z jakimi miałem do czynienia na stadionie. Dobrze wspominam też spotkanie z Cracovią, gdzie wygraliśmy 5:0. Zdobyłem bramkę, zanotowałem asystę. Jeszcze raz powiem, że dzięki Dariuszowi Wdowczykowi uwierzyliśmy w siebie. To nie przypadek, iż z nim na ławce Legia po krótkiej przerwie znów sięgnęła po mistrzowski tytuł.


W pierwszych meczach pokazałeś wachlarz swoich umiejętności. Obrońcom jednak twoje zwody się nie podobały się, więc często brutalnie cię faulowali. Nie bałeś się później po takim wejściu, mijać rywali?


- Nigdy nie robiłem tego, żeby kogoś skompromitować czy ośmieszyć. Taki mam styl gry. Zawsze w ostatnim momencie decyduję, co zrobić z piłką. Natomiast im brutalniej mnie ktoś faulował, tym częściej wymyślałem nowe sposoby, żeby oszukać danego zawodnika. Przepuszczałem piłkę między nogami rywala bądź jeszcze inaczej go kiwałem. Czasami rywale mówili, że za dużo sobie pozwalam. Powtórzę, nikogo nie chciałem obrazić. Prezentowałem po prostu swoje umiejętności.




Z czego wynika taka twoja zawziętość? Podobne nastawienie do piłki ma Guilherme.


- Osobiście z Guilherme się nie znamy. Bardzo dużo jednak o nim słyszałem i widziałem jego grę. Jesteśmy różnymi piłkarzami. „Gui” często wchodzi w dryblingi, kiwa się z rywalami. Rzadziej używa długich podań, które są moją specjalnością. Jednakże bardzo go cenię. Możliwe, że nasz charakter wynika z tego, gra z tym samym numerem na koszulce, w którym ja występowałem w Legii. Mój styl się nie zmienił. Cały czas posługuję się tymi samymi zagraniami, które pokazywałem będąc w Warszawie.


Razem z Edsonem pociągnęliście Legię do mistrzostwa Polski w 2006 roku. Później jednak nie wyglądało to tak dobrze, jak w waszym pierwszym sezonie. Co się stało?


- Nie zgadzam się z tą opinią. Kiedy zdobywasz mistrzostwo Polski, wszyscy oczekują, że kolejny sezon będzie równie udany. W Legii doszło do pewnych roszad. Trenera Wdowczyka zastąpił Jan Urban. Zmiana szkoleniowca nie spowodowała jednak, iż zacząłem gorzej grać, ponieważ szkoleniowiec przesunął mnie ze skrzydła na pozycję ofensywnego pomocnika. Bardzo mi się podobały moje nowe zadania. Jednakże chciałbym powiedzieć, że indywidualności nie pociągną zespołu. Drużyna wygrywa i przegrywa wspólnie. Czasem jak są gorsze wyniki, może się wydawać, iż niektórzy gracze właśnie gorzej się prezentują.


Po mistrzowskim sezonie w Legii pojawiło się trzech nowych Brazylijczyków: Junior, Hugo, Elton. Szatnia podzieliła się na dwie grupy: Polaków i Brazylijczyków?


- Mogę mówić tylko za siebie. Ja zawsze miałem dobre stosunki z Polakami i innymi piłkarzami. Być może fakt, iż było nas pięciu, spowodowało, że niektórzy doszukiwali się grupek w szatni. Możliwe, że właśnie dlatego po krótkim czasie zostaliśmy tylko w dwójkę. Wrócę jeszcze do poprzedniego pytania. Pamiętajcie, iż Edson w sezonie 2006/2007 został wybrany najlepszym obcokrajowcem w polskiej ekstraklasie.


Niektórzy nazywali cię ekstraklasowym Ronaldinho. W pewnym momencie mogłeś pójść jego śladami, ponieważ zainteresowane tobą było PSG. Żałujesz, że nie doszło do tego transferu?


- Przede wszystkim chciałbym jeszcze raz podziękować Legii za to, że otworzyła mi drzwi na piłkarski świat. Zawsze będę o tym pamiętał, dlatego zależało mi, żeby oferta była satysfakcjonująca dla mnie i dla klubu w przypadku mojego odejścia z Warszawy. Natomiast jeśli chodzi o PSG, to nie ukrywam, wspaniale byłoby reprezentować barwy takiego zespołu. Jednakże w przypadku transferów zawsze pojawiają się spekulacje dziennikarzy. Jak występowałem w Grecji, mówiono, że interesuje się mną Ajax. Wiele słyszałem o rzekomych ofertach, ale tak naprawdę nigdy żadnej nie widziałem na papierze. Nie ma więc się nad czym zastanawiać.


A z jakiego najlepszego klubu przyszła oficjalna oferta za ciebie?


- Gdy pojawiła się oferta z Grecji, kończył się mój kontrakt. Mnie jednak zależało, aby Legia otrzymała za mnie ekwiwalent z tego transferu. Jeśli natomiast chodzi o te kluby, to wiadomo… nie ma dymu bez ognia. Pojawiały się plotki, że zainteresowane są moją osobą takie zespoły jak: Borussia Dortmund, Ajax czy właśnie PSG. Dla mnie to wspaniała wiadomość, że w ogóle ktoś mnie przymierzał do tych drużyn. Takie pogłoski rozbrzmiały po mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii. Nie wiem, czemu nie doszło do żadnych konkretnych rozmów.


Swego czasu Jakub Rzeźniczak powiedział, że Roger i Miroslav Radović to dwóch najlepszych zawodników z jakimi grał w piłkę nożną. Pochlebiają ci takie słowa?


- Jest mi bardzo przyjemnie usłyszeć takie słowa. Gdy graliśmy razem, Kuba był bardzo młodym chłopakiem, ja natomiast miałem 23 lata. Dobrze go wspominam, ostatnio nawet skomentowałem mu zdjęcie na Instagramie, że jest „przystojniachą”. Miło mi, iż tak zasłużony piłkarz Legii tak ciepło się o mnie wypowiada. Z Miro Radoviciem również utrzymuję kontakt. Super się nam razem współpracowało na boisku.


Twój pobyt w Legii był dla ciebie najlepszym piłkarskim okresem? Czułeś się tutaj gwiazdą? Niektóre media nawet w sklepie potrafiły robić ci zdjęcia.


- Zdecydowanie. Dlatego też nie dziwię się, że na ulicach Warszawy byłem rozpoznawalny. Bywałem śledzony w sklepach, gdy robiłem zakupy. Parę razy złapali mnie, jak tańczyłem w dyskotece. Jednakże bawiłem się podczas wolnych dni. Raz uchwycili mnie w momencie, gdy przechodziłem przez ulicę nie po pasach. Kiedyś policja mnie zatrzymała, jak prowadziłem samochód. Jednakże zawsze brałem pod uwagę, iż to jest ich praca. Podchodziłem do tego z dużym poczuciem humoru. Nigdy nie okazałem braku szacunku jakiemukolwiek dziennikarzowi czy fotoreporterowi. 

Pytając z przymrużeniem oka… Brazylia to kraj samby, zabawy… W Polsce dało się równie dobrze bawić na boisku, ale i poza nim?


- W legijnych czasach byłem kawalerem i udawało mi się bardzo dobrze bawić, ale oczywiście w dozwolonych ramach i godzinach. Teraz rodzina jest najważniejsza. Mam żonę, dwójkę dzieci i to im chcę poświęcać każdą wolną chwilę.


Byli w Legii piłkarze, z którymi szczególnie dobrze ci się grało?


- Mogę śmiało wymienić naszych afrykańskich wieżowców: Mousse Ouattare i Dicksona Choto. Zawsze dobrze rozumiałem się na boisku też z Jakubem Rzeźniczakiem czy Miroslavem Radoviciem. Dobre stosunki miałem jednak z wieloma piłkarzami.


Twoja dobra gra została dostrzeżona przez Leo Beenhakkera. Kiedy pojawił się temat reprezentacji i jak się o nim dowiedziałeś?


- Dokładnie pamiętam ten dzień. Biegałem wokół bocznego boiska i po chwili miałem już towarzysza w postaci trenera Jana Urbana. Pokonywaliśmy kolejne kółka i rozmawialiśmy. Spytał mnie też czy byłbym zainteresowany, by zagrać na mistrzostwach Europy. Spojrzałem na niego, a w moim spojrzeniu była chyba mieszanka strachu i zdziwienia. „Czy byłbyś zainteresowany, by grać na mistrzostwach Europy” powtórzył. Wreszcie dodał, że dzwonił do niego trener Beenhakker, który stwierdził, że jest zainteresowany moją naturalizacją. Jeśli taki facet interesuje się takim gościem jak ja, to trzeba o tym pomyśleć. Przecież Beenhakker zjadł zęby na futbolu, był trenerem Realu Madryt… Raz, że myśl o grze dla Polski była wielkim zaszczytem, ale fakt, że chciał mnie Holender był również istotny.


Nie wszystkim spodobał się ten pomysł. Kibice Jagiellonii Białystok czy Odry Wodzisław Śląski obrażali cię. Pojawił się też transparent z hasłem „Roger - nigdy nie będziesz Polakiem”.


- Podszedłem do tego spokojnie. Ktoś chciał prowokować, nie wychodziło. Uważam też, że ktoś chciał w ten sposób deprecjonować Legię. Jestem przekonany, że kiedy strzelałem gola na mistrzostwach Europy, ci sami ludzie cieszyli się i bili brawo (uśmiech). Wiem, że policja interesowała się tymi transparentami, ale nie chciałem z tego powodu robić problemu. Powiedziałem, że dla mnie nie ma tematu.


Dzień nadania obywatelstwa i ceremonia odebrania paszportu z rąk nieżyjącego już prezydenta Lecha Kaczyńskiego był szczególny?


- Nigdy wcześniej nie widziałem tylu kamer i mikrofonów, co wtedy (śmiech). Nie zapomnę tego dnia, 17 kwietnia. To była bardzo miła uroczystość, wielokrotnie miałem potem okazję spotykać świętej pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zawsze się sobie kłanialiśmy. W momencie kiedy zginął w katastrofie smoleńskiej, wiele osób dzwoniło do mnie i pytało się o to, jak wspominam spotkania z nim. Traktowano nas wręcz jak znajomych…




Twój najładniejszy gol w Polsce to któryś z Legii czy może z reprezentacji?


- Wiele ciekawych goli strzeliłem, ale najbardziej pamiętne są dla mnie trafienia z Walią, w reprezentacji i z Polonią Bytom w Legii. Przy tym drugim trafieniu piłka wpadło w samo okienko po mocnym strzale.


Często wspominasz gola z fazy grupowej mistrzostw Europy?


- To dla mnie jedna z trzech najważniejszych bramek w życiu. To trafienie było o tyle istotne, że było pierwszym golem Polski na mistrzostwach Europy. A inna rzecz, że dokładnie sześć miesięcy wcześniej zmarł mój ojciec… Takich chwil się nie zapomina.


To prawda, że pochowałeś ojca w koszulce Legii?


- Powiem wam szczerze, że nie miałem ze swoim tatą specjalnie dobrego kontaktu. Rozwiódł się z moją mamą, było jak było, ale bardzo interesował się tym, jak układała się moja kariera. To był prosty człowiek, nie miał internetu i nie umiałby się nim posługiwać. Dałem mu kiedyś telefon byśmy mogli się ze sobą kontaktować, ale nie wiedział jak się go włącza czy wyłącza. Codziennie chodził jednak do kafejki internetowej i tam inni pomagali mu znajdować informacje na mój temat, był z tym na czasie. A co do koszulki… Nie pochowałem go w niej, ale w trumnie był trykot z nazwiskiem Guerreiro. Kiedy żył, grałem w koszulce z napisem Roger. Gdy odszedł, zdecydowałem się na to, by mieć na plecach „Guerreiro”.


Po mistrzostwach Europy dostałeś ponoć kupon na piwo od jednej z firm. Wieść niesie, że oddałeś ten prezent Markowi Saganowskiemu.


- Marek był wspólnikiem mojej bramki, nie było nikogo innego, komu taki przywilej powinien się należeć (śmiech). „Sagan” podarował mi swoją koszulkę, na której napisał „dla przyjaciela Rogera, z podziękowaniem za piwną akcję”.


Który sukces w Legii był najcenniejszy?


- W Polsce zdobyłem wszystko: mistrzostwo, Puchar Polski i Superpuchar. Każdy tytuł jest ważny dla piłkarza. Wiadomo, że liga jest najtrudniejsza, trzeba rozegrać najwięcej meczów. Do dziś mam medale na ścianach. Wielkim marzeniem była Liga Mistrzów. Szkoda, że się nie udało, bo odpadaliśmy w ostatniej chwili. Najważniejsze, że teraz wszyscy fani Legii mogą się cieszyć z występu w Champions League.


Zanim opuściłeś Legię zagrałeś jeszcze w filmie Olafa Lubaszenki. Ciekawa przygoda?


- To był krótki epizod. Grałem samego siebie i byłem zaproszony na ślub. Jeszcze raz podkreślę tu, że to w Legii miałem kapitalny czas. Byłem w dobrej formie, ludzie mnie rozpoznawali, a idąc do restauracji nie kazano mi płacić rachunków (śmiech).


W 2009 roku przyszedł czas rozstania z Legią. Dlaczego wybrałeś akurat AEK Ateny.


- Szczerze? Sam nie wiem czemu nie podpisałem kolejnej umowy z Legią. Może coś się wypaliło? Kilka miesięcy przed końcem kontraktu pojawiła się oferta z AEK-u Ateny. To była propozycja atrakcyjna finansowo. Jakbym wiedział, co będzie się tam działo, zrobiłbym wszystko, by jednak związać się następnym kontraktem z Legią. Tylko Pan Bóg zna nasze drogi, ale dostałem tam lekcję życia. Od tamtego czasu wiem, że pieniądze nie są najważniejsze. Główną motywacją przejścia do Grecji były pieniądze. Nie postąpiłbym tak drugi raz.


Grając w AEK-u, nawet wtedy gdy wróciłeś do Brazylii, mówiło się, że możesz wrócić do Legii. Był jakiś czas, kiedy opcja ponownej gry w Warszawie faktycznie się pojawiła?


- Zacznę od tego, że w Atenach zostałem aż cztery lata, bo miałem wielki szacunek do kibiców AEK-u. To ludzie tak samo mocno zakochani w swoim klubie, jak fani Legii. Po roku chciałem odejść, bo nigdy nie zdarzyło mi się otrzymać pensji na czas. Nigdy! Nawet kwota obiecana za podpisanie umowy została przelana po czterech miesiącach. Sami oceńcie czy było to fair. Wiele osób mówiło jednak, żebym siedział na miejscu, bo tak czy tak dostaję kasę, a że trochę spóźnioną… Najchętniej po sezonie zwinąłbym żagle i wrócił do Legii - gdyby to tylko ode mnie zależało.




- Podobno bardzo realna opcja powrotu do Legii była w 2011 roku. Przypomniała mi o tym moja przyjaciółka Agata Wójcik. To ona opiekowała się mną i bardzo mi pomagała kiedy grałem przy Łazienkowskiej. Marek Jóźwiak miał wtedy konkretną propozycją.


Po powrocie do Polski zdążyłeś rozdać autografy? Kibice robili sobie z tobą zdjęcia?


- Siedziałem w „Złotych Tarasach” i jadłem obiad. Ludzie spoglądali, stukali się w ramiona, ale niektórzy choć poznają, to chyba nie wierzą w to, kogo widzą. Przed weekendem nie było okazji.


W Brazylii masz okazję oglądać mecze Legii? Sprawdzasz regularnie wyniki?


- Na żywo transmitowano dwa mecze z Realem Madryt. Pierwszy oczywiście oglądałem, a drugiego całego nie mogłem, bo tego samego dnia miałem wylot do Polski. Śledzę jednak media, Twittera i w ten sposób wiele się dowiaduję.


Często na Twitterze piszesz po polsku.


- Nie wstydzę się tego, że posługuję się translatorem google’a. Może niektórzy pomyślą sobie, że jestem mało wykształcony, ale w tej chwili polskiego zapomniałem. To był język, który łatwiej przychodził mi na miejscu, ale nie miałem potem możliwości częstego używania. Rozumiem sporo pytań, które mi zadajecie. Po polsku jednak nigdy nie pisałem, tylko mogłem mówić. Na „Twitterze” często towarzyszą mi Polacy, żeby móc się z nimi komunikować używam translatora, bo portugalskiego wiele osób nie zna.


Tym bardziej kibicujesz Legii, że są tu jeszcze ludzie, z którymi miałeś styczność grając przy Łazienkowskiej?


- Zawsze będę miał wiele serca dla tego klubów i kraju. Dzięki Legii wystąpiłem 26 razy w reprezentacji Polski. Obecność kolegów też potęguje uczucie. Przyznam, że byłem kibicem Legii, jestem i będę.


Jesteś teraz wolnym zawodnikiem, kontrakt z byłym klubem się skończył. Myślisz o ponownym spróbowaniu sił w Polsce?


- Gdyby pojawiła się konkretna propozycja z Polski, chętnie bym wrócił. Chociażby dlatego, że moja rodzina chciałaby zobaczyć Warszawę i cały kraj. Utrzymuję się w dobrej formie, prowadzę sportowy tryb życia i nigdy nie miałem problemu z używkami. W ostatnim klubie rozegrałem wszystkie mecze, nie mam kłopotów ze zdrowiem. Ludzie, którzy widzą mnie po wielu latach mówią, że w ogóle się nie zmieniłem. Wspominają tylko, że trochę włosów mi wypadło. Ale to nie jest wielki problem (śmiech). Spokojnie mógłbym w Polsce pograć ze dwa lata.


Lata jednak lecą. Myślisz o tym, co będziesz robił po zakończeniu kariery?


- Na razie wolę skupiać się na grze w piłkę. Trudno włączyć mi kartę z napisem „koniec kariery”. Kiedyś miałem małą kafejkę, ale sprzedałem ją - to nie było dla mnie. Zawsze miałem dobry kontakt z młodzieżą. Mam już pewne papiery trenerskie dotyczące szkolenia juniorów i ich obserwacji. Może pójdę w tym kierunku?


Za pomoc w tłumaczeniu dziękujemy panu Adamowi Mieszkowskiemu.

Polecamy

Komentarze (60)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.