Bartosz Kapustka

Bartosz Kapustka: Jestem w miejscu, w którym znowu czuję się dobrze

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Po Gwizdku

03.12.2020 19:30

(akt. 03.12.2020 19:39)

- Czy wracałem do Polski z poczuciem porażki? Absolutnie nie. Wracałem z olbrzymim głodem. Będąc w Anglii bardzo liczyłem na to, że uda mi się tutaj trafić. Nie rozpatrywałem tego w takich kategoriach, że wracam do Polski i coś jest nie halo. Czy żałuję, że nie trafiłem do Legii wcześniej? Nigdy nie było na to szans. Nigdy nie przekreślałem tej opcji, która zawsze pojawiała się z tyłu głowy. Ale będąc w Leicester, na pewno nie było na to żadnych szans - mówi w magazynie "Po Gwizdku" pomocnik Legii, Bartosz Kapustka.

- Nie musiałem wracać do ojczyzny. Mogłem wybrać inny kierunek: Holandię czy MLS. Dość wcześnie jednak zdecydowałem, że jeżeli uda się wszystko z Legią, to jestem gotowy na ten ruch. Czy będąc w Legii odżyłem piłkarsko? Myślę, że na pewno. Niedawno miałem wirusa i musiałem siedzieć w chacie półtora tygodnia. Ale od jakiegoś czasu znowu wychodzę na boisko co weekend. To rzecz banalna, lecz dla mnie nie zawsze była normalnością w ostatnim czasie i dlatego mnie cieszy.

Bartosz Kapustka, w meczach z Lechem Poznań czy Piastem Gliwice przebiegł najdłuższy dystans ze wszystkich zawodników - ponad 12 kilometrów. - Po prawie dwóch tygodniach przerwy spowodowanej zakażeniem koronawirusem, zagrałem z Wartą Poznań - po dwóch-trzech dniach treningów. Potem był mecz z Lechem. Naprawdę dobrze się czułem. Myślę, że jakby trzeba było jeszcze pobiegać w tamtym meczu, to nie byłoby z tym problemu. Nie ukrywam, że zawsze takie spotkania mnie napędzały. Lubiłem gry, które były o coś więcej. Wiadomo, że każdy mecz jest o trzy punkty i jest najważniejszy z tygodnia na tydzień. Ale cieszy trochę większy dreszczyk emocji. Zabrakło tylko kibiców. To smutne, kiedy wybiegasz na rozgrzewkę i jest cisza.  Potrzebuję na pewno więcej takich spotkań.

- W końcówce meczu z Lechem zrobiłem ruletę, prawie jak Zinedine Zidane? Śmiali się ze mnie, że tak nie chciałem. Przed tym spotkaniem jechałem w autokarze i puściłem sobie na chwilę materiał, w którym główną rolę na boisku odgrywał Federico Bernardeschi z Juventusu. Było tam takie jedno zagranie – ruleta została mi w głowie i myślę, że to nie był w przypadek, że w  tamtej sytuacji tak  zagrałem. Miałem to w podświadomości i pamiętam, że chciałem tak zagrać.

O Czesławie Michniewiczu

- Osoba Czesława Michniewicza w Legii to najlepsze, co mogło mi się trafić? Myślę, że tak. Nie będę kłamał, że nie cieszyłem się z tego, że akurat trener Michniewicz zastąpił Vuko. Oczywiście, w życiu nie cieszyłem się po tym, kiedy została przekazana informacja o zwolnieniu trenera Vukovicia - uważam, że to mega wartościowy gość. Na pewno cieszę się jednak, że to akurat Michniewicz objął drużynę. Nie dlatego, że liczyłem na taryfę ulgową. Ale, przede wszystkim, dlatego, że trener Michniewicz widzi mnie jako środkowego pomocnika. I to było dla mnie kluczowe. Nie to, że dostanę zaufanie czy cokolwiek. Muszę walczyć co tydzień, żeby wychodzić na boisko. Myślę, że mamy mnóstwo fajnych zawodników w środku pola, sporo jakości. Ale to dla mnie kluczowa kwestia. Mam nadzieję, że będę nadal ustawiony jako środkowy pomocnik. To pozycja, na której czuję się najlepiej. Chciałbym już na niej zostać, bo sądzę, że to nie było do końca dla mnie dobre, że grałem w różnych miejscach.

- Pamiętam mecz z Litwą w Lubinie, byłem awizowany do gry. Dzień wcześniej mieliśmy trening, rozruch, który wyglądał średnio. Nie chodzi nawet o mnie, ale ogólnie o zespół, który miał być dzień później wyjściowym składem. Nie wyglądałem wtedy dobrze. W dniu meczu trener miał ogłosić skład. Zaprosił mnie na kawę parę godzin wcześniej i powiedział, że na pewno nie dałem wczoraj tego, czego on ode mnie oczekuje. Stać mnie na dużo, dużo więcej. Zastanawiał się czy umieścić mnie w pierwszym składzie, czy zacznę mecz z ławki, ale powiedział, że mi ufa, i że za kilka godzin wyjdę i zrobię swoją robotę. Zagrałem niezłe spotkanie, ale wielu trenerów mogło by wtedy powiedzieć: wyglądasz słabo, siadasz.

O Leicester

- Nigdy nie żałowałem transferu do Leicester. Mówię to z pełną świadomością. Bo nigdy wcześniej nie wiesz, co się może wydarzyć. Będąc w ówczesnym momencie w Cracovii i słysząc zainteresowanie mistrza Anglii po udanym turnieju, meczach reprezentacji, całym sezonie… Kurczę, to było spełnienie marzeń. Grasz z najlepszymi zawodnikami na świecie, możesz dotknąć wszystkiego od środka. Dla mnie Leicester było wtedy jasnym wyborem. Nie wyobrażam sobie, że w tamtym momencie mówię: no fajnie, ale poczekam aż znajdzie się inny klub.

- Gdy wyjeżdżałem do Leicester, miałem 19 lat. Nie jesteś wtedy na tyle ukształtowanym człowiekiem, że masz własne zdanie na każdy temat, wiesz, co jest najlepsze i znasz receptę na to, żeby było dobrze. Uczysz się wielu rzeczy. Wyjeżdżasz za granicę, w nowe miejsce, gdzie jest nowy język, ludzie, totalnie nowa rzeczywistość. I nie jesteś przygotowany na wszystko. Musiałem na pewno zrozumieć pewne rzeczy, i z czasem je rozumiałem. Myślę, że teraz jestem dużo bardziej świadomym piłkarzem i – przede wszystkim - człowiekiem. Popełniałem błędy, na pewno. Czy zabrakło mi może charakteru skur….. w Anglii, na początku? Tak. To jedna z tych rzeczy, w których były rezerwy. Przyjechałem i może trochę za bardzo patrzyłem na to, żeby być miły dla każdego, czy podać, jak ktoś mnie poprosił, i tak dalej. Na pewno powinienem być bardziej egoistą, w tamtym momencie, i myśleć o karierze. Po to tam pojechałem, żeby moja kariera poszła do przodu, bym grał jak najlepiej w piłkę. Zawsze starałem się być fair wobec każdego. W tamtym momencie - kiedy wchodziłem do szatni Leicester, w której byli zawodnicy ode mnie starsi, bardziej doświadczeni - miałem w sobie za dużo pokory. Pokora jest fajna, ale wydaje mi się, że najlepsi na świecie jej w sobie dużo nie mają, bo wiedzą na co ich stać.

O reprezentacji Polski

- Kiedy znowu zobaczymy mnie w reprezentacji Polski? W końcu jestem w miejscu, w którym znowu czuję się dobrze, uwierzyłem w swoje umiejętności. Raczej często wierzyłem we własne możliwości, ale jak dostajesz jednego dzwona, drugiego, potem kontuzja… Nie jest tak, że człowiek nie zaczyna czasem kalkulować. Później musi nad tym pracować, żeby to wszystko znowu wróciło do normalnej dyspozycji, formy, stanu rzeczy. Widzę po sobie, że zaczyna to iść w dobrym kierunku. Reprezentacja jest dla mnie marzeniem. Myślę, że teraz – po dobrym sezonie, meczach – powołanie byłoby dla mnie czymś znacznie cenniejszym, niż wcześniejsze powołania.

- Czy widząc Polskę z Przemkiem Płachetą, Kubą Moderem, Kamilem Jóźwiakiem bolało serce, że oni są w kadrze, a mnie nie ma? Nie. Jeżeli chodzi o tych chłopaków, to fajnie, że wchodzą do reprezentacji. To goście, którzy widać, że nie pękają, znają swoją wartość i nie widać po nich tremy, prostych błędów na boisku. Akurat jestem zwolennikiem tego, że nowe twarze się pojawią i dają radę. Ale w kontekście mojej osoby nie ma to raczej większego znaczenia. Na pewno chcę wrócić do reprezentacji. Oglądam mecze i zawsze jest niedosyt, że parę lat temu tam biegałem.

 

Polecamy

Komentarze (19)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.