Josue Pesqueira
fot. Jan Szurek

Josue: Nie wiem czy zostanę w Legii, decyzji nie podejmę sam

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Piłka Nożna

20.02.2024 10:02

(akt. 20.02.2024 14:08)

- W Legii potrzebujemy dziś zawodników, którzy są gotowi do gry od razu, z miejsca wejdą do składu, a nie zaczną się starać o to jutro, za tydzień czy za miesiąc. Legia jest takim miejscem, lepiej musisz mierzyć się z wielką presją i oczekiwaniami każdego dnia. Tymczasem ja nie przyjechałem do Polski w najlepszej formie i potrzebowałem czasu, aby dojść do odpowiedniej dyspozycji - mówi kapitan Legii Warszawa Josue w rozmowie z tygodnikiem "Piłka Nożna".

- Przyszedłem do Legii również ze względu na Andre Martinsa, który jest moim bliskim przyjacielem. On mnie przekonał do transferu, ponieważ od dawna miałem marzenie, aby zagrać z nim w jednym zespole. Na początku nie wiedziałem do końca, w jakim miejscu jestem. Dopiero po przyjeździe poznałem, co to znaczy grać w Legii, jakim miastem jest Warszawa, jaka historia się za nią kryje i jak mieszkańcy ją kochają. Jeśli nie zrozumiesz tego szybko, będzie ci niezwykle trudno się zaaklimatyzować. Ludzie w Warszawie płacą za bilety na mecze i mają duże wymagania. To normalne, bo kiedy w trakcie tygodnia przeżywasz stresujące chwile w pracy czy domu, to mecz ma być dla ciebie rozrywką, a my jako piłkarze jesteśmy od tego, aby tej rozrywki dostarczać. Usłyszałem takie stwierdzenie, że zawodnicy są swego rodzaju terapią dla kibiców, którzy wydają ciężko zarobione pieniądze na bilety i oczekują, że ich zespół wygra mecz. Dla fanów nasze zwycięstwa są jak antidotum. Te słowa pozostały w mojej głowie i bardzo, często o nich sobie przypominam.

Twoja osobowość wzbudza dużo dyskusji. Podoba ci się to?

- Kiedy ludzie dyskutują o mnie jako o piłkarzu, nie mam z tym najmniejszego problemu. Możemy rozmawiać o różnych podaniach, strzałach, dośrodkowaniach, decyzjach i tak dalej. Jeśli jednak chcą mówić o mnie jako o człowieku, to nie jest w porządku. Mówię tu o osobach, które mnie w ogóle nie znają, nigdy ze mną nie zamieniły nawet zdania, a wypowiadają się o mnie i wyrokują, jaki jestem. To słabe, bo trudno postawić prawdziwą tezę, jeśli z kimś nigdy nie porozmawiałeś. To trochę tak jakbyś oceniał aktora w prawdziwym życiu na podstawie jego roli w teatrze. Boisko, a normalne życie to dwa oddzielne tematy. Na naszych treningach regularnie bywa kilku dziennikarzy, mogę policzyć ich na palcach jednej ręki. Oni wiedzą, co się dzieje w zespole. Myślisz, że ci, którzy oglądają nas tylko w meczach, wiedzą, co się dzieje przed treningami albo po nich? Myślisz, że wiedzą, kiedy pracowaliśmy nad konkretnymi elementami? Często kreują opinie, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Widzą tylko malutki wycinek.

Przeżywasz porażki?

- Przeżywam każdą porażkę. Nawet w gierkach treningowych. To we mnie siedzi jakiś czas, nie potrafię się z tym pogodzić, czasami się nie odzywam przez kilka godzin, tak jestem wściekły. Córce też nie odpuszczam, kiedy rywalizujemy ze sobą. Kocham wygrywać. Wyznaję taką zasadę, że jak trenujesz, tak grasz w meczu. Jeśli przegrywasz w treningu, będziesz przegrywał w starciach o stawkę. Taki po prostu i tego nie zmienię.

Josue
Josue

A dwumecz z Alkmaar? W Holandii trafiłeś do aresztu, w Warszawie zrewanżowałeś się dwoma asystami.

- Nie traktowałem tego meczu w kategorii rewanżu. To, co się wydarzyło w Holandii, odcisnęło piętno na mnie, ale gdybym za mocno się nakręcił na rewanż, to mogłoby nie przynieść odpowiedniego skutku. To, co się wydarzyło Alkmaar, nie było winą piłkarzy i trenerów AZ. Zwycięstwo nad nimi w Warszawie było dla nas wyjątkowe, natomiast noc w Holandii była najgorszą w moim życiu. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. Po meczu w Warszawie wsiadłem do samochodu z moją żoną i córką. Pamiętam, że żona powiedziała mi "miałeś dzisiaj fantastyczne podania", natomiast wsiadając do samochodu pomyślałem "uff, zrobiliśmy to, zamknąłem ten rozdział". Dopiero wtedy zeszło ze mnie to ciśnienie. Czułem wielką presję po tamtej nocy w Alkmaar. Byłem skupiony jedynie na tym, aby wygrać to spotkanie i nic więcej mnie nie interesowało. Poczułem dumę, że przeszliśmy taką drogę. Wiesz, co mnie najbardziej bolało w trakcie tych długich tygodni pomiędzy meczami? Ze wiele osób z Polski nie wierzyło ludziom, którzy tam byli, czyli przedstawicielom klubu, trenerom, piłkarzom czy nawet wam dziennikarzom. Byłeś tam, doświadczyłeś tego, a inni i tak twierdzili, że jest przecież druga strona medalu i Holendrzy widzą to inaczej. Prawda nie ma drugiej strony, jest zawsze jedna.

Jak się czujesz w Legii? Kilka tygodni temu wybuchła dość duża dyskusja na ten temat.

- Uważam, że w szatni mam takie relacje, jakie mieć powinienem. Nie muszę się przyjaźnić z każdym, to nie na tym polega. Jeśli w jakiejś firmie pracuje trzydzieści osób, to myślisz, że wszyscy chodzą do siebie nawzajem na obiady? Będą to pojedyncze przypadki i to jest normalne. Nie musisz być przyjacielem każdego, ale każdego musisz szanować i z każdym musisz profesjonalnie współpracować, ponieważ macie wspólne cele. W szatni piłkarskiej jest tak samo. Niektórzy mieszają te rzeczy. Jesteś u nas często na treningach czy na meczach i widzisz, jak funkcjonujemy. Czy zauważyłeś, abym chodził samemu po boisku, lotnisku czy hotelu i z nikim nie rozmawiał? Łatwo jest wykreować alternatywną rzeczywistość, która nie ma nic wspólnego z prawdą. Powtarzam jeszcze raz: nie mam problemu, kiedy ktoś mówi o mnie jako o piłkarzu i krytykuje różne sprawy. Ale na jakiej podstawie ktoś wypowiada się, jakim jestem człowiekiem w normalnym życiu? Tego nie rozumiem. Wiesz dobrze, że kiedy ktoś mówi o mnie dobrze, to się cieszę, ale jeśli ze mną jedzie, to też jestem uśmiechnięty, bo to oznacza, że jestem dla tego kogoś bardzo ważny. Kiedy jednak mam jakiś problem do drugiej osoby, mówię bezpośrednio to drugiej osobie bez owijania w bawełnę. To, że potrafię powiedzieć coś prosto w oczy, nie oznacza, że jestem arogancki.

Rok temu dość długo trwała telenowela z przedłużeniem przez ciebie kontraktu. Teraz mamy szykować się na podobny scenariusz?

- Nie wiem, co się wydarzy. Na pewno nie podejmę decyzji sam. Będziemy o tym rozmawiać z moimi najbliższymi, czyli żoną i córką. Dziewczyny są tutaj szczęśliwe, ale na podjęcie decyzji przyjdzie czas. Pojawia się dużo zmiennych, jest jeszcze sporo czasu. Cieszę się, że tu jestem, ale nie wiem, co mam dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie. Mógłbym powiedzieć, że zostanę na pewno na kolejny, rok, a coś się wydarzy i jednak nie podpiszę nowej umowy. Jakie miałbyś wtedy o mnie zdanie? Mówiłbyś, że jestem kłamcą i miałbyś do tego prawo, ponieważ okłamałbym cię. Nie podjąłem żadnej decyzji i nie wiem, co będzie. Jeśli ktoś mówi, że dzisiaj jestem bliżej albo dalej od przedłużenia kontraktu, to kłamie.

 

Polecamy

Komentarze (202)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.