Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Górnikiem - Legia wyeliminowała atuty rywala

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

02.04.2024 17:10

(akt. 03.04.2024 15:04)

Piłkarze Legii Warszawa w Poniedziałek Wielkanocny wygrali w Zabrzu z Górnikiem 3:1 i wrócili do Warszawy z wiarą i nadzieją na kolejne spotkania. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Roszady i zmiany taktyczne — Legia nieco zaskoczyła Górnika. Na lewej stronie bloku defensywnego zagrał Steve Kapuadi, a przez to Yuri Ribeiro powędrował na lewe wahadło kosztem Patryka Kuna. Zarówno Portugalczyk jak i Ryoya Morishita często grali cofnięci, tworząc w zasadzie piątkę w obronie, co zauważył na konferencji prasowej trener Jan Urban. Generalnie cała drużyna Legii szybko się cofała po stracie piłki, przez co gospodarze nie mogli znaleźć sobie miejsca na murawie i mieli kłopot z kreowaniem sytuacji. Juergen Elitim grał w duecie z Jurgenem Celhaką, zrezygnowano z dwóch dziesiątek, ale trener Kosta Runjaić posłał do boju obok siebie dwóch napastników — Marca Guala i Tomasa Pekharta. Efektem tych zmian było to, że legioniści wyłączyli najgroźniejszą broń Górnika, czyli wahadła, a próby groźnych prostopadłych podań można policzyć na palcach jednej ręki. „Wojskowi” dzięki temu przez większość spotkania kontrolowali przebieg meczu i zasłużenie wygrali.

Przygotowanie do meczu robi różnicę — Wiele razy domagaliśmy się elementu zaskoczenia w grze Legii, pewnych zmian taktycznych, które mogą zaskoczyć rywala. I w Zabrzu się doczekaliśmy. W pierwszej połowie legioniści, grając zmodyfikowanym ustawieniem, całkowicie zaskoczyli zabrzan. Wyłączyli wahadła, wyłączyli Lukasa Podolskiego, który sfrustrowany odepchnął Tomasa Pekharta i powinien zobaczyć za to żółtą kartkę. Gospodarze nie stworzyli sobie w pierwszej części gry nawet jednej okazji bramkowej, a gracze trenera Kosty Runjaicia trzy sytuacje, które mogły zakończyć się golem. Zresztą pierwsza bramka to też wynik przygotowania taktycznego. Yuri Ribeiro, który odciął od gry Adriana Kapralika, kolejny raz odebrał mu piłkę i posłał ją do Juergena Elitima, który fantastycznie znalazł na dalszym słupku Tomasa Pekharta, a Czech wpakował futbolówkę do siatki.

Toni Kroos z Kolumbii — Fantastyczny mecz zagrał w Zabrzu Juergen Elitim. Praktycznie nie tracił piłek, za to wiele potrafił odzyskać. Miał 3 przechwyty i 11 piłek odzyskanych. Podawał z 93 procentową skutecznością — mimo że nie bał się ryzykować. Jego zagrania otwierały kolegom drogę do bramki. Dużo widział, miał asystę przy trafieniu Tomasa Pekharta, gdy co do centymetra zagrał w pole karne, wzdłuż bramki. Miał swój udział przy golu numer dwa gdy wymienił podania w środku pola z Josue. Wszystkie próby przerzutów piłki czy dryblingów miał udane, wygrał 5 z 6 pojedynków z rywalami. Kiedy trzeba było, uspokajał grę, a kiedy trzeba było, to zwalniał. Kapitalny mecz zagrał „Eli”, naszym zdaniem najlepszy piłkarz poniedziałkowego meczu. Jeden z dziennikarzy po spotkaniu nazwał go kolumbijskim Tonim Kroosem. Oby jak najwięcej takich spotkań.

Historia Bartka Kapustki — Każdy mecz to często różne historie. Wiele z nich nigdy nie jest nagłaśniane, inne czasem ujrzą światło dzienne. Tym razem warto wspomnieć o historii Bartka Kapustki, który już przed meczem z Piastem Gliwice narzekał na problemy z kostką. Nie był to nowy uraz, „Kapi” w przeszłości miał kłopoty ze stawem skokowym i teraz czasem odczuwa tego skutki. Na mecz z „Piastunkami” zdołano postawić go na nogi, ale po starciu z ekipą z Gliwic nie trenował, przeszedł badania, dostał zastrzyk, który miał poprawić jego sytuację. Cztery dni przed meczem z Górnikiem w Zabrzu trener Kosta Runjaić mówił jednak, że zawodnik źle zareagował na terapię zastrzyków i jego występ stoi pod znakiem zapytania. Okazało się, że u piłkarza wystąpiła reakcja alergiczna, noga mu spuchła, a stan nogi był gorszy niż przed zastrzykiem. Istniało realne zagrożenie, że „Kapi” będzie musiał odpocząć i odpuścić spotkanie z Górnikiem. Lekarze byli u niego z nocnymi wizytami i monitorowali jego stan zdrowia, który z każdym dniem się poprawiał. Sztab motoryczno-medyczny po wewnętrznej konsultacji w czwartek wyraził zgodę na udział w treningach Bartka i przygotowywał go do udziału w niedzielnym spotkaniu. Ostatecznie Bartek, któremu bardzo zależało na grze, który przekonywał że się przyda w Zabrzu, wsiadł do autokaru, wszedł z ławki rezerwowych na boisko w 67. minucie i przy pierwszym kontakcie z piłką od razu zaliczył akcję, po której zdobył bramkę! Gol był pięknym zwieńczeniem tego, co wydarzyło się w ciągu minionych dwóch tygodni. Brawo za charakter!

Uwalnianie potencjału Guala — Powiedzmy sobie szczerze — do 75. minuty to nie był dobry mecz Marca Guala. A to źle się ustawił, a to źle przyjął sobie piłkę, a to niecelnie odegrał do kolegi, a to wdał się w drybling i zaliczył stratę. Tylko 32 procent jego kontaktów z piłką było udanych, miał 8 strat, wygrał raptem 4 z 15 pojedynków z rywalami, ale zrobił to we właściwym momencie. Po wybiciu piłki przez Dominika Hładuna przyjął sobie piłkę, wpadł w pole karne, zwodem na zamach najpierw minął Kryspina Szcześniaka, a po chwili drugiego z obrońców, czyli Rafała Janickiego. Następnie położył Dominika Szalę i wyłożył piłkę do pustej bramki Josue. Hiszpan czasem irytuje, czasem jest królem chaosu, ale ma ogromny jak na polską ligę potencjał, który w tym roku jest coraz częściej odblokowywany. Ta sytuacja przy golu na 3:1 pokazała, że warto go trzymać na murawie, nawet jeśli wydaje się, że nie ma dobrego dnia.

Wciąż są rzeczy do poprawy — W meczu z Górnikiem można, a nawet należy się przyczepić do tego jak wyglądała gra Legii przez pierwsze 20 minut drugiej połowy spotkania — a zwłaszcza 8 minut po stracie gola. Legioniści się cofnęli, stracili kontrolę. Gospodarze atakowali raz za razem, cztery błędy w krótkim okresie popełnił Ryoya Morishita, raz pecha miał Radovan Pankov, co skończyło się rzutem karnym. Chwilę wcześniej od straty bramki legionistów uratowała świetna parada Dominika Hładuna, który w pierwszej części gry ani się nie ubrudził, ani nie spocił. Legioniści, mając mecz pod kontrolą, oddali na 20 minut inicjatywę przeciwnikowi i to mogło się źle skończyć. Takich okresów słabości czy jak to nazwał trener Jan Urban zadyszki, w kolejnych spotkaniach być nie może. Natomiast jeśli trenerzy i zespół tak będą się przygotowywać do każdego spotkania, będą eliminować atuty rywala i zaskakiwać zmianami taktycznymi kolejnych przeciwników, to w lidze może być jeszcze ciekawie.

Sprawdź wiedzę o trenerach Legii

Galeria: Puchar Polski: Wręczenie medali
1/20 Na początku istnienia Legii, nie było stanowiska trenera, za skład i taktykę odpowiadał kapitan drużyny. Kto był pierwszym kapitanem Legii?

Polecamy

Komentarze (67)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.