News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka spostrzeżeń po meczu z Lechią - Grali na remis, ugrali remis

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

11.12.2018 12:35

(akt. 21.12.2018 15:37)

Piłkarze Legii pojechali do Gdańska by nie przegrać. Zawodnicy Lechii wyszli z tego samego założenia. Oba zespoły były skupione na grze obronnej i wzajemnej asekuracji. Dlatego też mecz zakończył się wynikiem bezbramkowym. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Minimalizm – Przed meczem było wiadomo, że stawka spotkania w Gdańsku jest bardzo duża. Wygrana Lechii to powiększenie przewagi do ośmiu punktów i powód do lekkiego zdenerwowania w obozie Legii. Zwycięstwo mistrzów Polski to zmniejszenie straty do dwóch punktów, ale i nerwowość w klubie z Trójmiasta. Trenerzy obu zespołów już przed meczem doszli do wniosku, że satysfakcjonowałby ich remis. Po ostatnim gwizdku Piotr Stokowiec mówił, że to Legia musiała, a Lechia nie. A Ricardo Sa Pinto, że straty można odrobić w innych meczach, a nie tym bezpośrednim. Dlatego też mecz wyglądał jak wyglądał. Obie drużyny zagrały maksymalnie skoncentrowane – głównie na grze obronnej, na przeszkadzaniu rywalowi, przeważały ostrożność i asekuracja. Lechia chętnie oddawała piłkę Legii i zmuszała do gry w ataku pozycyjnym, a Legia nie kwapiła się do kreatywnego i kombinacyjnego grania. Gospodarze dopiero w końcówce zagrali odważniej wpuszczając na boisko Artura Sobiecha i Jakuba Araka. Ta dwójka mogła i powinna dać wygraną, ale w ostatniej minucie napastnik fatalnie skiksował. Mecz dla kibica był jednak trudny do oglądania, emocji było mniej niż podczas połowu ryb.


Defensywa na plus – Szukając pozytywów w grze na pewno pochwalić należy grę defensywną całego zespołu, a obrońców przede wszystkim. William Remy świetnie się ustawiał, wygrał wszystkie pojedynki z rywalami na ziemi i większość w powietrzu. Nie bał się zagrać prostopadłej piłki do przodu, notował kluczowe interwencje. Najlepszy piłkarz wg. InStat Index. Jego kolega Artur Jędrzejczyk nie był wiele słabszy – wygrał najwięcej pojedynków z przeciwnikami, dobrze dyrygował linią defensywną, notował odbiory. Trzeci piłkarz mecz wg. InStat Index. Co ciekawe - odkąd do składu powrócił Remy rywale oddali tylko dziewięć strzałów na bramkę w ostatnich czterech meczach. Między innymi dzięki dobrej grze Francuza kolejny raz czyste konto zachował Radosław Majecki – to już 374 minuty wliczając mecz w Pucharze Polski.


Nędzna ofensywa – Tak jak należy chwalić grę defensywą, tak wiele dobrego nie da się powiedzieć o grze ofensywnej. Legioniści przez cały mecz stworzyli sobie jedną naprawdę groźną sytuację – gdy Michał Kucharczyk przebiegł sprintem ponad 60 metrów i na pełnej szybkości uderzył precyzyjnie, ale kapitalnie w bramce zachował się Dusan Kuciak. Były jeszcze niegroźne strzały Pawła Stolarskiego czy Andre Martinsa. Poza tym skrzydłowi, czyli wspomniany „Kuchy” i Marko Vesović rzadko byli przy piłce w strefie ofensywnej, Sebastian Szymański przejawiał ochotę do gry, ale niewiele z tego wynikało, a Carlitos nie miał miejsca do gry i jego też w zasadzie nie było. Hiszpan wygrał jedynie trzy pojedynki z rywalem na siedemnaście możliwych! Czasem akcje nie miały trzech celnych podań z rzędu, a i dwa nie były standardem. Legioniści grając w ten sposób nie mieli prawa zdobyć bramki, więc jej nie zdobyli.


Frekwencja – Ciepły grudniowy wieczór, stadion osłonięty od wiatru – można się w nim czuć faktycznie jak w koszyku, Lechia na pierwszym miejscu w tabeli, rywal na drugim, hit kolejki, świetna seria gospodarzy. Wydawać by się mogło, że trybuny się zapełnią, a tymczasem połowa miejsc była pustych. Niby frekwencja 20 856 nie jest zła, jednak obiekt może pomieścić ponad 43 tysiące ludzi. Jeśli taki mecz nie przyciąga tłumów, to w rodzimy rozgrywkach już żaden więcej nie przyciągnie. Tym bardziej szkoda, że nie wpuszczono na obiekt kibiców Legii. Naprawdę trudna do zrozumienia decyzja.


Nerwy Sa Pinto – Trener Legii nie tak dawno w rozmowie z Rzeczpospolitą opowiadał o tym, jak wiele nerwów i zdrowia kosztuje go bycie trenerem, że wykonuje specjalny zestaw ćwiczeń oddechowych, które mają za zadanie nieco go uspokoić. Przed meczem w Gdańsku bandy reklamowe ze strefy przeznaczonej dla trenera w pobliżu ławki rezerwowych zostały usunięte. Szkoleniowiec cały mecz żył tym, co dzieje się na boisku. Po meczu nie wytrzymał, gdy został zaczepiony przez brata piłkarza Lechii, Filipa Mladenovicia. Zawodnikowi nie układała się współpraca z Portugalczykiem w Crvenej Zvezdzie Belgrad i Standardzie Liege. Szkoleniowiec nie widział dla niego miejsca na boisku, raczej na trybunach. Na obraźliwe słowa, Ricardo Sa Pinto zareagował agresywnie, na szczęście skończyło się na ostrej wymianie zdań. Niestety to może powodować, że trener w innych miastach będzie teraz prowokowany, a znając temperament naszego trenera może się to skończyć tym, co przed laty zrobił Eric Cantona.



Polecamy

Komentarze (14)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.