News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Sandecją

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

31.07.2017 18:52

(akt. 21.12.2018 15:36)

Piłkarze Legii w słabym stylu, podążając po wyboistej drodze, ale zwyciężyli w meczu z Sandecją Nowy Sącz. Rezultat 2:0 każdy z nas wziąłby w ciemno w najbliższą środę w rywalizacji z FK Astana. Aby tak się mogło stać, styl gry musi ulec ogromnej poprawie. Czas na kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Sandecją.

Wygrana cieszy, styl martwi – Legia wygrała z Sandecją Nowy Sącz i trzy punkty cieszą, ale styl w jakim zwycięstwo odnieśli legioniści nie tylko nie cieszy, ale wręcz martwi. Kiedy w 20. minucie meczu Grzegorz Baran otrzymał czerwoną kartkę za faul na Michale Kopczyńskim, wydawało się, że Legia zaraz wpakuje piłkę do bramki i rozwiąże się worek z golami. Nic z tych rzeczy – mistrzowie Polski grali w wolnym i jednostajnym tempie. Razili nieporadnością i niefrasobliwością. Nie było też pomysłu na grę, legioniści wymienili aż 737 podania, ponad dwa razy więcej niż rywale, ale niewiele z tego wynikało. Zawodnicy Jacka Magiery grali atakiem pozycyjnym, ale robili to zbyt wolno, bez przyspieszenia, brakowało arytmii gry i elementu zaskoczenia. I dlatego też nie po grze w ataku pozycyjnym padły upragnione bramki. Pierwszy gol to odzyskanie piłki przez Armando Sadiku na połowie rywala i przytomne zagranie do Kaspra Hamalainena. Fin zrobił użytek z podania i płaskim strzałem pokonał bramkarza. Taki wynik spowodował, że goście postanowili zaryzykować i się odsłonili. Wykorzystał to Michał Kucharczyk, rywale już nie mieli siły biegać, a Kuchy dopiero kończył rozbieganie. Popędził z piłką i ustalił wynik spotkania. Na stadionie było słychać ulgę. Są trzy punkty i to najważniejsze, ale na kolejnych rywali w lidze taki styl nie wystarczy. O Astanie nie wspominając. Legia musi zacząć grać szybciej i lepiej. Na razie gra schematycznie, ma kłopoty w defensywie i ofensywie. Sztab szkoleniowy ma spory ból głowy przed środowym meczem.


Miażdżące statystyki – Przeglądając meczowe statystyki można odnieść wrażenie, że Legia demolowała rywala, siedziała na nim, nie dała odetchnąć, dopadła do gardła i nie chciała puścić, trwało bombardowanie bramki i tylko brak szczęścia i skuteczności spowodował, że wynik był tak niski. Oczywiście każdy kto oglądał mecz wie, że tak nie było, ale liczby nie pozostawiają złudzeń. Posiadanie piłki na poziomie 70-80 procent. Strzały: 27 przy 3 rywala. Strzały celne 10 i aż 737 podań przy 305 przeciwnika. Legioniści przetrzymywali piłkę przez większość meczu, rywale za nią biegali, co kosztowało ich wiele sił. Jeśli legioniści dodaliby do tego szybkość w rozegraniu, podania z pierwszej piłki, arytmię gry i przyspieszenie w pełnym biegu, to wynik na pewno byłby znacznie wyższy, a Legia odprawiałaby z kwitkiem kolejnych przeciwników. Pytanie, ile z tego uda się poprawić do środy.


Pasquato czyli nowy na dziesiątce – Ochrzczono go następcą Vadisa Odjidji-Ofoe. Cóż polskie media i dziennikarze lubią takie porównania, nie dalej jak pół roku temu mianowali Daniela Chimę Chukwu drugim Nemanja Nikoliciem. Nie wstyd Wam teraz panowie? Christian Pasquato zagrał w tym samym miejscu na boisku co Belg i na tym podobieństwa się kończą. To po prostu zupełnie inny typ piłkarza, nie jest tak zbudowany, nie będzie miał takiego ciągu na bramkę.  Natomiast ma inne atuty – przede wszystkim dobrą technikę, gdy miał piłkę to zwykle jej nie tracił. Ma dobry przegląd pola, dużo widzi, próbował rozrzucać piłkę do kolegów. Tyle, że robił to na razie za wolno – przyjęcie, podniesienie głowy, poprawienie piłki i podanie to stanowczo za wolno. Ale Włoch jest na tyle dobrym piłkarzem, że jest w stanie przyzwyczaić się do szybszej gry, potrzebuje jednak czasu. Dość szybko przywitał się brutalnie z ligą polską. Dostał potężnie łokciem i zniknął na wiele kolejnych minut. Później, gdy musiał powalczyć o futbolówkę, to raczej odpuszczał. Miał 49 podań z czego 84 procent udanych. Oddał 4 strzały na bramkę, stoczył 12 pojedynków, ale tylko 17 procent z nich wygrał. Jeszcze gorzej było w powietrzu na 5 pojedynków, zawsze górą byli rywale.


Rywalizacja Sadiku z Kucharczykiem – Trzeba przyznać, że fajnie zapowiada się rywalizacja o pozycję numer „dziewięć” między Michałem Kucharczykiem a Armando Sadiku. „Kuchy” zagrał na skrzydle, czyli na gorszej dla siebie pozycji. Dlatego też prezentował się słabiej niż ostatnio przez większą część spotkania. Ale swoje zrobił w doliczonym czasie gry. Wykorzystał największe atuty czyli timing, przygotowanie fizyczne i szybkość. Popędził niczym pendolino do przodu, minął obrońców i posłał piłkę do bramki – szczęśliwie, bo futbolówkę zdołał jeszcze trącić bramkarz. Tak padł jego piąty już gol w tym sezonie. W raportach firmy InStat uzyskał najwyższą ocenę indeksową. Natomiast Sadiku przed przerwą oddał dwa niegroźne strzały i jeden kąśliwy w boczną siatkę. W sumie oddał 8 strzałów, często się cofał, pomagał kolegom. Zaliczył bardzo ważną asystę, a wcześniej odbiór, przy bramce Kaspra Hamalainena. Potrafi się znaleźć w polu karnym, wyglądem i stylem poruszania się przypomina Orlando Sa i oby sportowo również zaczął go przypominać. Pochwalić też delikatnie można ostatnio mocno krytykowanych – Michała Kopczyńskiego i Jakuba Czerwińskiego. Pierwszy dobrze asekurował kolegów, po faulu na nim rywal ujrzał czerwoną kartkę, przełamał się i posłał kilka prostopadłych piłek. Potrafi to robić, pamiętamy to jeszcze z czasów Młodej Ekstraklasy i rezerw. Czerwiński natomiast zagrał dużo pewniej niż ostatnio, raz ofiarnym wślizgiem przerwał groźną kontrę Sandecji.


Mecz z Astaną – Oczywiście wszystko przy Łazienkowskiej podporządkowane jest meczowi z FK Astana. Nie ma się co dziwić. Stawką spotkania są ogromne pieniądze, możliwość powalczenia o fazę grupową Ligi Mistrzów oraz co bardzo prawdopodobne grę w IV rundzie eliminacji do Champions League z pozycji rozstawionej. Astana jako zespół nie zachwycił mnie, w ostatnim czasie mieliśmy do czynienia w Europie z drużynami znacznie lepszymi. Kazachowie mieli dwa atuty w postaci dwóch czarnoskórych piłkarzy i to wystarczyło, podobnie jak Górnikowi wystarczył Angulo. Nie martwię się o to, że przeciwnicy zagrają fantastyczny mecz, boję się o nasze słabości. A tych jest ostatnio aż nadto. Z pewnością mecz z Sandecją pomógł Legii przećwiczyć to, jak będzie trzeba grać z Astaną. Zakładam, że rywale postawią ośmiu piłkarzy na własnej połowie, z przodu Kababanga i Twumasi na kontrataki. Trzeba będzie więc cierpliwie wymieniać kolejne podania, budować akcje i wykorzystać szansę, gdy taka się nadarzy. Legia z jesieni ubiegłego roku by taka Astanę rozniosła, ta obecna jest w przebudowie, trwa szukanie liderów i własnej tożsamości. Jestem pełen obaw, ale i wiary. Każdy z nas musi wierzyć i dopingować. A co z tego wyjdzie, okaże się po ostatnim gwizdku sędziego. Osobiście życzę sobie powtórki z meczu z Panathinaikosem, kiedy w doliczonym czasie gry bramkę na 2:0, na wagę awansu, zdobył Cezary Kucharski. #WszyscyNaLegie!

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.