Nemanja Nikolić

Nemanja Nikolić: Była duża szansa na mój powrót do Legii

Redaktor Maciej ZiółkowskiRedaktor Piotr Gawroński

Maciej Ziółkowski, Piotr Gawroński

Źródło: Foot Truck

18.08.2020 11:00

(akt. 18.08.2020 10:39)

Nemanja Nikolić grał w Legii w latach 2015-2016. W tym czasie strzelił 55 goli w 86 meczach. Gdy w grudniu 2019 roku wygasł mu kontrakt z Chicago Fire, przyznał - w rozmowie z kanałem Foot Truck - że mógł wrócić na Łazienkowską.

O krok od powrotu

- Po zakończeniu kontraktu z Chicago Fire, otrzymałem parę dobrych propozycji. Rozmawiałem też z Aleksandarem Vukoviciem, byłem w kontakcie z ludźmi z Videotonu, miałem oferty z PAOK-u, Chin i Dubaju. W pierwszej kolejności chciałem wrócić do Videotonu. Jeśli nie daliby mi odpowiedniej oferty, musiałbym rozważyć inne opcje - mówił Nemanja Nikolić

- Vuko dał mi do zrozumienia, że Legia jest zainteresowana. Próbował sprawdzić, czy chcę wrócić do Europy i czy wciąż jestem głodny strzelania goli i zdobywania trofeów. Chciał, żebyśmy usiedli do stołu i spróbowali się porozumieć. Mój agent rozmawiał z Radosławem Kucharskim, dyrektorem sportowym. Okazało się, że klub nie ma takiego budżetu na napastnika. Ale byłem szczęśliwy i dumny, że o mnie pamiętają, i myśleli o moim powrocie. To oznacza, że dałem wiele dobrego Legii i oni o tym nie zapomnieli. Rzeczywiście. Była duża szansa, że wrócę na Łazienkowską - przyznał Węgier. 

Wspomnienia o Czerczesowie

- Muszę przyznać, że wtedy byłem w najlepszej formie w karierze. Fizycznie i mentalnie. To niezwykłe, jak on traktował piłkarzy i jak ciężko trenowaliśmy. Nie powiem, że nie pracowaliśmy ciężko. Trenowaliśmy wystarczająco, by osiągnąć nasze cele. Obóz na Malcie był dla mnie bardzo ciężki i nigdy nie zapomnę podejścia Marka Saganowskiego. Kiedy czułem, że nie mogę więcej biegać, patrzyłem na Sagana. On był moim celem. To, jak ten człowiek ciężko pracował, by znaleźć się w składzie było nieprawdopodobne. Pomyślałem, że jeśli Sagan, który ma 37 lat może jeszcze biegać, to ja muszę biegać jeszcze więcej. Zawsze, kiedy miałem chwile kryzysu, szukałem Sagana. Kiedy widziałem, że pracuje i biega, mówiłem sam do siebie: "Przestań płakać i użalać się nad sobą!".

- Jeśli odpowiednio nie trenujesz, to nie grasz. U Czerczesowa sprawa była prosta. Nie grało się u niego za nazwisko. Nie miało znaczenia, że jesteś legendą klubu. Stanisław patrzył tylko na boisko.

- Czy Stanisław Czerczesow był zabawnym gościem? Bardzo. Mecze z Górnikiem Zabrze zawsze były trudne. Zremisowaliśmy 2:2, atmosfera w autobusie była bardzo zła. Wróciliśmy do klubu i zostaliśmy wezwani przez Michała Żewłakowa i Dominika Ebebenge i oznajmiono nam, że będzie nowy trener, ale nie powiedziano, kto nim będzie. Następnego dnia pojechałem na reprezentację i dowiedziałem się, że będzie nas trenował Stanisław Czerczesow. Wielkie nazwisko, bardzo dobry trener, wielka osobowość. Zapytałem Balazsa Dzsudzsaka, ponieważ Czerczesow był jego trenerem w Dynamie Moskwa, co o nim sądzi. Powiedział: "Jest niesamowity. Jeśli cię polubi, będzie dla ciebie wspaniały. Ale jeśli nie będziesz grać, nie idź do jego gabinetu i nie pytaj dlaczego". Wiedział, że często w przeszłości tak robiłem. Mówił" nie możesz do niego chodzić, pytać, rozmawiać z nim. Nie ma takiej opcji!".

- Wróciłem z kadry i razem z innymi chłopakami zostaliśmy wezwaniu do jego gabinetu. Wchodzimy, on siedzi po drugiej stronie przy biurku i uderza ręką o blat i patrzy nas nic nie mówiąc. Pokerowa twarz, bez uśmiechu, bez emocji, bez słów. Zapytał w końcu Michała Pazdana jak mecz, jak się czuje. Z następnym zawodnikiem to samo. I w końcu zapytał mnie: "Gdzie byłeś wczoraj w nocy?". Powiedziałem, że w domu. A on na to, że wie wszystko i, żebym nie kłamał, bo to jest pierwszy i ostatni raz, kiedy go okłamuję. Ponowił pytanie. Konrad Paśniewski z Michałem Pazdanem zaczęli się trochę podśmiechiwać. Ale on zaczął mówić coraz głośniej. Wiedziałem, że mnie sprawdza, więc powtórzyłem, że nic nie robiłem. Byłem na lotnisku, poszedłem coś zjeść nieopodal domu i wróciłem, żeby się wyspać i przygotować do treningu. Zakomunikował mi, że pyta mnie ostatni raz.  Powiedziałem, że może pytać mnie, ile razy chce, ale nie powiem nic innego ponad to.

- Później mieliśmy trening przed meczem z Cracovią i okazało się, że podczas gierki treningowej nie będę w pierwszej jedenastce. Starałem się zachowywać bardzo profesjonalnie. Motywować kolegów, starałem się być liderem, być bardzo pozytywny i zrobić wszystko, co w mojej mocy. W przerwie dokonał zmian i nakazał mi grać z pierwszą drużyną. Strzeliłem gole, miałem też asystę. Po treningu nie odezwał się do mnie ani słowem. W meczu z Cracovią wyszedłem w pierwszym składzie, zdobyłem hat-tricka i od tego momentu zawsze u niego grałem. Miałem oferty z różnych klubów, m.in. bardzo intratną z ligi chińskiej, ale on nigdy nie chciał się zgodzić na moje odejście.

- Co ciekawe, w większości meczów ściągał mnie z boiska w okolicach 75. minuty. Trochę mnie to irytowało, bo walczyłem o koronę króla strzelców i chciałem pobić rekord 37 goli w sezonie. W końcu stwierdziłem, że muszę z nim porozmawiać. Poprosiłem Vuko, żeby pomógł mi w rozmowie. Poszliśmy razem i powiedziałem, że muszę grać, żeby pobić ten rekord. Wysłuchał mnie i powiedział: "Ja jestem trenerem i ja będę decydował kto i ile gra.". Nigdy się na mnie nie denerwował, nie wściekał się. Wiedział, że chcę dobrze dla drużyny i przy okazji dobrze dla siebie. Nie bałem się przychodzić do jego gabinetu, bo wiedziałem, że bardzo ciężko pracuję.

- Następny mecz - 75. minuta i schodzę z boiska. Tak, jakby w ogóle nie było tej rozmowy, jakbym do niego nie przyszedł. Chciał mi pokazać, kto rządzi i kto jest trenerem. Ale odważyłem się pójść do niego jeszcze raz i powiedzieć, że naprawdę potrzebuję więcej minut. Pozwolił mi 4-5 następnych meczów grać po 90 minut. I co? Przestałem strzelać gole. Pewnego razu schodziłem do szatni i drzwi do jego gabinetu były otwarte. Powiedział" "Niko, zapraszam do mnie!". Wszedłem, siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie przez dwie minuty, po czym powiedziałem: "Wiem co chcesz powiedzieć". On na to: "A co? Czytasz w moich myślach?" Powiedziałem: "Zrozumiem, jeśli posadzisz mnie na ławce. Dałeś mi okazje do gry, a ja ich nie wykorzystałem i nie strzelałem goli.". A on na to: "Spokojnie, bardzo cię lubię, musisz się wyluzować. Gole przyjdą. Jestem tutaj, żeby ci pomóc. Twoi koledzy też są tutaj, żeby ci pomóc. Nie można wywierać niepotrzebnej presji. Wszystko musimy robić razem".

- Był świetnym psychologiem. Wiedział, jak wyluzować piłkarza. Wiedział, jak podejść do każdego z graczy. Wobec jednego trzeba być twardym, wobec innego bardziej przyjacielskim. Ja, Michał Kucharczyk i Arkadiusz Malarz graliśmy niemal wszystkie mecze od początku. Czy to była liga, czy puchar, zawsze zaczynaliśmy w podstawowym składzie. Ale tak jak powiedziałem, w 75. minucie przeważnie schodziłem z boiska. Więc pytałem go dlaczego? A on dał mi listę moich meczów z ostatnich 6-7 lat i zapytał: "Ile goli strzeliłeś w ostatnich 15 minutach meczów?". Powiedziałem, że nie wiem. A on na to: "Ale ja wiem" i dał mi tę listę. Myślał o wszystkim i wiedział, że w ostatnim kwadransie nie strzelam tylu goli i daję mniej drużynie. Wierzył, że to będzie najlepsze. Był znakomicie przygotowany.

Polecamy

Komentarze (36)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.