News: Oceny piłkarzy Legii za mecz z Zagłębiem - dowiezione trzy punkty

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Borussią - nieistniejący zespół

Redakcja

Źródło: Legia.Net

16.09.2016 23:28

(akt. 21.12.2018 14:52)

W środę na początek rozgrywek fazy grupowej Ligi Mistrzów Legia została przy Łazienkowskiej zmiażdżona przez Borussię Dortmund przegrywając aż 0:6, co jest najwyższą w historii porażką Legii w europejskich pucharach i najwyższą porażką na własnym stadionie w stuletniej historii klubu. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz na samym dole w kolejności od najwyższej do najniższej. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 1 (2,36 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Niestety, w komentarzach pomeczowych zbyt dużo skupiano się na zestawieniu personalnym zespołu, czy błędach indywidualnych przy bramkach. A prawda jest taka, że jakakolwiek jedenastka Legii nie wyszła by na ten mecz, wynik byłby identyczny. Problem leży bowiem w systemie gry, a nie w personaliach. Legia Besnika Hasiego po prostu nie gra w obronie. Wszyscy niezupełnie słusznie winią za to obrońców, bo główny problem leży w linii pomocy. U albańskiego trenera bronią bowiem wyłącznie obrońcy, a nie cały zespół, jak to się dzieje u każdego trenera we współczesnej piłce nożnej. Skrzydłowi nie wracają się w ogóle i musi być to element przyjętej taktyki, skoro dzieje się tak w każdym meczu. Środkowi pomocnicy, trzy „ósemki”, stoją w jednej linii w okolicy środka boiska i nie podejmują próby odbioru, nie atakują przeciwnika i nie wywierają na nim presji. Po co w związku z tym stoją tak wysoko? Trudno zrozumieć. Za pasywną linią pomocy zieje trzydziestometrowa dziura, a za nią ustawieni są obrońcy. Wszystkie akcje rywala polegały na tym, że nie atakowany niemiecki zawodnik w okolicy środka boiska, mając pełną swobodę rozgrywania, grał piłkę w ową pustą przestrzeń, mijając całą linię pomocy Legii jednym podaniem, a w tej dziurze znajdowało się tylu piłkarzy Borussii, co i obrońców. W układzie czterech na czterech na szybkości zdecydowaną przewagę nad defensorami mają atakujący, zwłaszcza jeśli są to piłkarze z najwyższej światowej półki. Oczywiście tak minięta podaniem linia pomocy Legii nie miała już szans wrócić pod własną bramkę przed zakończeniem akcji i wicemistrzowie Niemiec mogli spokojnie rozgrywać akcję mając czasem więcej zawodników pod polem karnym Legii niż mistrzowie Polski. Takie zachowanie drugiej linii przekłada się nie tylko na obronę, ale i na atak - gdy nie ma odbioru w środku pola, nie istnieje szybki atak i możliwość zaskoczenia rywala zanim zdąży się on ustawić, co oglądaliśmy nie tylko w środę, ale też choćby w Niecieczy, w Łęcznej, a w zasadzie to w każdym meczu Legii, pozostaje tylko mozolne i cierpliwe budowanie akcji od bramkarza, gdy rywal jest już ustawiony. I znów - problem pasywnej linii pomocy nie leży tu w samych piłkarzach, tylko w tym, że nikt z ławki po prostu najwyraźniej nie wymaga od nich pracy w odbiorze oraz skracania przestrzeni między defensywą a drugą linią. Nie przypadkiem owe puste prostokąty na połowie Legii oglądamy na każdym rysunku w przerwie meczu lub po meczu rysowane przez ekspertów z Canal + i niestety nikt w klubie nie zwraca na nie uwagi. Oczywiście tradycyjnym już dopełnieniem nieszczęścia są stałe fragmenty gry w defensywie. Szczególnie żałośnie wyglądał stracony gol drugi, gdy legioniści przy długim dośrodkowaniu usiłowali załapać rywala na spalonym. Tak, gra na pułapki ofsajdowe w każdej sytuacji, to rzeczywiście belgijska myśl szkoleniowa, tyle że pochodząca sprzed ponad trzydziestu lat. Tak grała reprezentacja Belgii w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych za czasów Jana Ceulemansa, Erica Geretsa i Enzo Scifo, a wady tego systemu obnażał Zbigniew Boniek w pamiętnym 3:0 na mundialu w Hiszpanii. Niestety piłka od tego czasu mocno się zmieniła i absolutnie nikt już tak nie gra, bo przecież wystarczy by w statycznej sytuacji jeden zawodnik wybiegł zza obrońców, tak jak w środę, i cały pomysł szlag trafia, a przed Arkadiuszem Malarzem było czterech niekrytych rywali. Niestety, nie wydaje się by albański szkoleniowiec wyciągnął jakiekolwiek wnioski z tego meczu (podobnie jak nie wyciągnął z poprzednich) i zrozumiał, że taki pomysł na grę obronną całego zespołu, a właściwie jego brak, nie może mieć miejsca we współczesnym futbolu. System, w którym obrońcy są wyłącznie od bronienia, pomocnicy od rozgrywania, skrzydłowi od dośrodkowywania, a napastnik od strzelania goli sprawdzał się za czasów wczesnego Antoniego Piechniczka, ale przecież mamy XXI wiek!


Arkadiusz Malarz 3 (3,73 - ocena Czytelników)
. Przy żadnym z goli nie zawalił, ale bramek wspuścił aż sześć, w zasadzie tylko raz wybronił w sytuacji jeden na jeden i był blisko obrony przy golu numer trzy. Trudno go przy taki wyniku oceniać dużo wyżej niż resztę kolegów.


Bartosz Bereszyński 2 (2,26)
. Na długo zapamięta Ousmanego Dembelego, który robił z niego po prostu wiatrak. Inna sprawa, że ciężko przeciw takiemu piłkarzowi grać jeden na jednego, a jakiejkolwiek pomocy ze strony Steevena Langila czy środkowych pomocników nie mógł przecież oczekiwać, stąd ustawiał się na początku daleko od stojącego przy linii skrzydłowego przeciwnika, który następnie po rozpędzeniu się mijał go bez trudu. Miał swój udział przy golu numer cztery, ale nie był przy tym głównym winowajcą.


Jakub Czerwiński 2 (1,86)
. Współodpowiedzialność - choć mniejsza - przy golu numer sześć, złamana linia spalonego przy wybronionej przez Malarza sytuacji jeden na jednego w pierwszej połowie, jeden błąd też w kryciu przy stałym fragmencie gry w pierwszej połowie. Na plus natomiast dwa zablokowane strzały, czyli o dwa więcej niż przez resztę kolegów. Naprawdę ciężko obrońcom grać na spalone, gdy cała defensywa spotkała się na boisku pierwszy raz w życiu.

 

Maciej Dąbrowski 1 (1,39). Pełna odpowiedzialność za gola numer dwa, bo to on odpowiadał za krycie Sokratisa Papastathopoulosa, gros winy przy golu ostatnim, bo powinien wyjść krok do przodu i wyrównać linię z Czerwińskim - potem Aubameyanga nie zdołałby pewnie dogonić nawet nieodżałowany Igor Lewczuk. Kolejny straszliwy błąd, który mógł skończyć się golem, popełnił w końcówce pierwszej połowy. Zamieszany również w gola czwartego, gdy niepotrzebnie wyszedł za napastnikiem na środek boiska. Jeśli miał od początku grać w parze z Czerwińskim, powinien z nim zagrać już w Niecieczy, jeśli nie, to nie powinien wychodzić na boisko również w środę. Zero zrozumienia z resztą kolegów nie wyłączając bramkarza. Wyglądał, jakby go zrzucono na spadochronie w sam środek straszliwej bitwy w nieznanym terenie, uzbrojonego tylko w zestaw ulotek i plastikowy pistolet na wodę.


Guilherme Costa Marques 2 (2,54)
. Dawno nie grał na lewej obronie i było to widać. W sumie sam wybór wydawał się dość racjonalny, pod warunkiem, że Brazylijczyk nie byłby pozostawiony sam sobie przez Walerego Kazaiszwilego i Thibaulta Moulina. Przegrywał pojedynki z Christianem Pulisiciem, ponosi  główną odpowiedzialność za gola numer pięć, gdy najpierw brał udział przy stracie piłki w środku pola, a potem nie zdążył wrócić za Gonzalo Castro, pozwolił też na rozegranie rywalom autu przy golu czwartym. Nie jest natomiast winny przy pierwszej bramce, bo po pierwsze to nie on krył przez całą akcję Mario Goetzego, po drugie ciężko wygrać główkę wyskakując z miejsca, gdy ktoś nabiega, a przewagi wzrostu nad Niemcem przecież nie miał. Jako jeden z niewielu próbował rozgrywać piłkę od tyłu, ale nie przynosiło to żadnego efektu.


Tomasz Jodłowiec 3 (3,12)
. Jeden z nielicznych piłkarzy z pola, którzy od czasu do czasu usiłowali nawiązać walkę z piłkarzami Borussii, z cała pewnością jedyny pomocnik, który próbował atakować rywala w środku pola i odbierać mu piłkę. Wygrał też w środku pola kilka pojedynków główkowych, parę razy zastawił się z piłką umożliwiając jej dalsze rozegranie. Niestety pozostali legioniści z linii środkowej nie szli za jego przykładem, więc Niemcom wystarczyło przenieść piłkę na sektor francusko-belgijski legijnego środka pola, by móc dalej swobodnie rozgrywać akcję. Ponieważ ze wszystkich pomocników biegał zdecydowanie najwięcej, przez ostatnie pół godziny przestał nadążać za Niemcami, co widać było przy ostatnim golu, gdy w ogóle nie zaatakował swobodnie rozgrywającego piłkę Gonzalo Castro umożliwiając mu dokładne prostopadłe podanie do Aubameyanga. Pod własną bramką nie oglądaliśmy wspierającego obrońców, ale najwyraźniej „nam wracać nie kazano”.


Vadis Odjidja-Ofoe 1 (2,30)
. Wszyscy skupiali się po meczu na obrońcach, a to właśnie Belg jest zamieszany w zdecydowaną większość utraconych goli. To on krył przez całą akcję Goetzego przy pierwszej bramce i odpuścił go w polu karnym, przy trzecim golu on odpowiadał za dobijającego Marcela Schmelzera (Marca Bartry nie krył nikt!), co czyni go odpowiedzialnego również za tę bramkę, przy czwartym golu stał biernie patrząc jak rywale rozgrywają sobie piłkę przy aucie, wreszcie przy bramce piątej stracił piłkę wraz z Guilherme, umożliwiając rywalom szybką kontrę i obrońcy niewiele mogli zrobić przy przewadze liczebnej Niemców. Nie wracał w ogóle pod bramkę, nie atakował rywala w środkowej strefie (bodaj jedyny odbiór tego typu zanotował w końcówce pierwszej połowy), nie uczestniczył też w konstruowaniu ataku. Po prostu - przeczłapał biernie cały mecz. Na pewno nie tak powinien zachowywać się najlepiej opłacany zawodnik w klubie. Inna sprawa, że na ławce trenerskiej siedzi ktoś, kto najwyraźniej go z takiego zachowania rozgrzesza.


Thibault Moulin 2 (2,05)
. Jeśli chodzi o grę defensywną, ocena jego występu jest równie naganna, jak w przypadku Odjidji-Ofoe - zero ataku na rywala w środku pola, brak gry w destrukcji i notoryczne nie wracanie się pod własną bramkę. Przed oceną podobną do Belga ratowało go to, że przynajmniej próbował rozgrywać piłkę. W najlepszym okresie w grze Legii, czyli ostatnim kwadransie pierwszej połowy, piłka przechodziła właśnie albo przez niego, albo przez Jodłowca, to Francuz zresztą oddał na bramkę przeciwnika pierwszy celny strzał. I znów trzeba zwrócić oczy na ławkę i spytać się, czemu pozwala się na to, by jedynym zadaniem środkowego pomocnika było rozgrywanie piłki?


Steveen Langil 2 (2,68)
. Próbował brać grę na siebie i wchodzić w dryblingi, lecz Marcel Schmelzer dość łatwo sobie z nim radził. W zasadzie jedyny pożytek z jego akcji, to wywalczane rzuty rożne. Rzadko tym razem miał okazję nawet dośrodkowywać. Do obrony nie wracał, nie atakował też przeciwnika z piłką w środkowej strefie.


Waleri Kazaiszwili 2 (2,22)
. Debiut po dwóch treningach nie mógł wypaść inaczej. Kilka razy w pierwszej połowie schodził z piłką do środka i próbował oddawać strzały, wszystkie były blokowane przez obrońców Borussii i kończyło się co najwyżej na kornerach. W defensywie grał podobnie jak Langil, czyli w ogóle.


Aleksandar Prijović 3 (2,42)
. Jedyny obok Jodłowca piłkarz w polu, który zagrał na nieco lepszym poziomie niż reszta kolegów. Gdy dostawał piłkę na połowie rywala - a działo się to raz na kwadrans - umiał ją przyjąć pod kryciem, przetrzymać i odegrać, próbował też obracać się z piłką i rozrzucać ją na boki, wywalczył też rzut wolny. Sytuacji podbramkowych nie miał, bo nie miał mu kto podać piłki w pole karne. Jego zejście z boiska było kompletnie niezrozumiałe, bo był jedynym piłkarzem w Legii o którego można było w środę oprzeć konstrukcję ataku. Po jego zejściu Legia raz tylko dotarła w pole karne przeciwnika.


Oceny zmienników:


Nemanja Nikolić 2 (2,50)
. Węgier nie jest typem napastnika grającego tyłem do bramki, więc wpuszczenie go za Prijovicia i granie na niego dłuższych piłek było kompletnie poronionym pomysłem, znacznie lepsze byłoby ustawienie go obok Szwajcara zamiast któregoś z bezproduktywnych środkowych pomocników, jak to miało miejsce w zeszłym sezonie. Niestety albański szkoleniowiec Legii ma na ten temat inne zdanie. Do piłki w zasadzie doszedł tylko raz, gdy oddał niecelny strzał głową pod dośrodkowaniu Michaiła Aleksandrowa.


Michaił Aleksandrow 2 (1,90)
. Seria wrzutek, które lądują w bocznej siatce, co stanowi specjalność Bułgara, została przerwana tuż przed końcem meczu, gdy jedno z dośrodkowań trafiło wreszcie na głowę Nikolicia i Węgier miał okazję na zdobycie bramki. Było to bodaj jedyne udane zagranie Aleksandrowa przez ponad dwadzieścia minut pobytu na boisku.


Miroslav Radović (2,07)
. Grał zbyt krótko, by go oceniać.


Nie było sensu wybierać najlepszego legionisty w tym meczu, bo Legia zagrała najprawdopodobniej najgorsze spotkanie w tym wieku. Odnotujmy tylko, że wśród Czytelników najwyższą ocenę otrzymał Arkadiusz Malarz, pomimo iż sześć razy wyjmował piłkę z siatki.

Oceny Czytelników:

 

Arkadiusz Malarz 3,73

Tomasz Jodłowiec 3,12

Steveen Langil 2,68

Guilherme Costa Marques 2,54

Nemanja Nikolić 2,50

Aleksandar Prijović 2,42

Vadis Odjidja-Ofoe 2,30

Bartosz Bereszyński 2,26

Waleri Kazaiszwili 2,22

Miroslav Radović 2,07

Thibault Moulin 2,05

Michaił Aleksandrow 1,90

Jakub Czerwiński 1,86

Maciej Dąbrowski 1,39

Polecamy

Komentarze (21)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.