News: Oceny piłkarzy Legii za mecz z Zagłębiem - dowiezione trzy punkty

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Realem - wielki mecz legionistów

Redakcja

Źródło: Legia.Net

06.11.2016 09:58

(akt. 21.12.2018 14:52)

W środę Legia zremisowała w Lidze Mistrzów przy Łazienkowskiej z Realem 3:3. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz na samym dole w kolejności od najwyższej do najniższej. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 9 (7,99 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net).  Mecz, który przeszedł do historii klubu. Mecz, po którym trener obrońców tytułu Ligi Mistrzów cieszył się na konferencji prasowej, że udało mu się uniknąć porażki z Legią. Mecz, w którym legioniści przegrywając 0:2 z największymi gwiazdami światowej piłki zdołali nie tylko odrobić straty, ale wyjść na prowadzenie i choć nie udało się go dowieźć do końca, legioniści urwali punkty jednej z najlepszych drużyn świata. Mecz, w którym „Wojskowi” jak równy z równym grali z piłkarzami wartymi więcej, niż cała polska piłka klubowa razem wzięta. Mecz, w którym trzykrotny zdobywca Złotej Piłki znów nie dał rady obrońcom Legii i jedyne, co pokazywał na boisku to złość i frustracja. Mecz, z którego skład legionistów za dwadzieścia lat wciąż będzie recytował z pamięci przy dowolnej okazji każdy kibic Legii niczym Tomasz Hajto zwycięski skład Kaiserslautern z sezonu 97/98. Real pewny swego wyszedł na boisko w niezwykłym we współczesnym futbolu ustawieniem 4-2-4 i został przez legionistów brutalnie skarcony za swą pychę. Na wyżyny swoich możliwości wzniósł się zarówno cały zespół, jak i każda formacja z osobna. Gra obronna drużyny była niezwykle przemyślana. Eksperci z Canal + krytykowali obrońców „Wojskowych”, że 20-30 metrów od bramki nie stoją blisko przy napastnikach Realu, a kryją krótko jedynie w polu karnym. Absolutnie nie mieli racji. Każdy z czwórki napastników Realu przy bliższym kryciu minąłby prawdopodobnie obrońcę Legii jednym zwodem, a nawet jednym kierunkowym przyjęciem piłki i przy rozciągniętej po szerokości boiska obronie miałby wtedy otwartą drogę do bramki. Tymczasem stojąc przed polem karnym 2-3 metry od przeciwnika legioniści narażali się co najwyżej na strzały z dystansu, ale  nie na minięcie. Co innego w polu karnym - tam było ciasno, gęsto, było więcej możliwości asekuracji i nie było możliwości się rozpędzić - tam obrońcy Legii przyklejali się do przeciwników i tylko raz, przy drugiej bramce, udało się „Królewskim” oszukać „Wojskowych”. Za pierwszego straconego gola nie należy winić nikogo, bo taki strzał z woleja jest efektem geniuszu najlepiej opłacanego piłkarza na świecie, a nie błędu któregokolwiek z legionistów, przy kotle przy ostatniej bramce natomiast zabrakło już niektórym sił, by nadążyć z asekuracją. Do tego legioniści bronili przecież bardzo czysto, niewiele fauli, ani jednej żółtej kartki. Przeprowadzanie piłki z obrony do ataku przypominało żywcem obrazki z Primera Division - serie dokładnych podań połączone z ruchliwością i wychodzeniem na pozycje. Nie umniejsza tej oceny to, że przeciw legionistom stało tylko dwóch pomocników, a część napastników Realu w ogóle nie angażowała się w grę obronną, to przecież problem Zinedina Zidana, a nie piłkarzy Legii - właśnie wyprowadzanie piłki było chyba najważniejszym i najlepszym elementem gry mistrzów Polski. A że brakowało sytuacji w polu karnym, poza jednym przypadkiem w końcówce spotkania? Nic nie szkodzi, jeżeli oddaje się takie strzały z dystansu jak legioniści w środowym meczu. Ileż to razy mogliśmy wspominać, że w Ekstraklasie komuś przeciwko Legii wyszedł „strzał życia”? Tu piłkarzom „Wojskowych” wyszły trzy takie strzały. Wiadomo, Real był częściej w posiadaniu piłki, miał więcej sytuacji i oddał więcej strzałów, ale to legioniści byli kilka minut przed końcem bliżej zwycięstwa. Ostatni raz przeciwko takiemu rywalowi Legia grała jak równy z równym dwadzieścia jeden lat temu, gdy zdobyła cztery punkty w Lidze Mistrzów w dwóch meczach z mistrzem Anglii, ale wtedy różnice w europejskim futbolu nie były jeszcze aż tak drastyczne. Obyśmy teraz na kolejny taki występ legionistów nie musieli czekać kolejnych dwadzieścia lat...

 

Arkadiusz Malarz 8 (7,83 - ocena Czytelników). Wpuścił trzy bramki, ale przy żadnej nie mógł nic zrobić, nawet przy pierwszej, po prostu takie uderzenia są nie do obrony. Obronił za to aż osiem innych strzałów, niektóre naprawdę trudne, jak w 25. i 50. minucie. Po czterech kolejkach ma na koncie najwięcej puszczonych goli spośród wszystkich bramkarzy Ligi Mistrzów, ale też najwięcej obron. 

 

Bartosz Bereszyński 8 (8,10). Bardzo dużo dobrych interwencji, asekuracji środkowych obrońców, dobre wyprowadzanie piłki, blokowanie strzałów. Trafiały się niekiedy oczywiście błędy w kryciu czy problemy w powietrznych pojedynkach z wyższymi rywalami, a jak wiadomo „Bereś” nie jest piłkarzem, który dysponowałby szczególnym wzrostem i skocznością, ale dzięki jego czujnej i ofiarnej grze akcji rywala lewą stroną Realu było bardzo niewiele. Obojętnie, czy naprzeciw niego stał Cristiano Ronaldo, czy Alvaro Morata, prawy obrońca Legii bez respektu potrafił skutecznie go zatrzymywać.

 

Jakub Rzeźniczak 8 (7,94). Przy drugim golu, gdy kilkoma podaniami Real rozklepał defensywę Legii, krył dwóch rywali naraz - Moratę i Benzemę, ostatecznie wybrał Hiszpana, który był bliżej bramki. Gdyby stanął przy Benzemie, Bale zagrałby do Moraty, sytuacja była więc bez wyjścia. Zapamięta go z tego meczu CR7, bo „Rzeźnik” w polu karnym niejednokrotnie dosłownie siedział na nim, a Portugalczyk często pokonywany przez kapitana Legii w powietrznych pojedynkach był niemal bliski płaczu i spoglądał tylko z nadzieją na arbitra, czy nie podyktuje rzutu karnego. Ponieważ stoper Legii grał czysto, sam płacz gwiazdy Realu nie wystarczał na wymuszenie decyzji sędziego. Zdarzało mu się oczywiście przegrać też pojedynek w powietrzu, czy faulować przed polem karnym, ale przy takich rywalach nie jest to niczym dziwnym. W końcówce centymetrów mu zabrakło do zdobycia zwycięskiej bramki, potem z kolei nie doskoczył do Lucasa Vazqueza, który mógł przechylić szalę zwycięstwa na stronę Realu, ale trafił w poprzeczkę. 100% celnych podań najlepiej świadczy o pełnej koncentracji przez cały mecz przy wyprowadzaniu piłki. Bardzo dobry mecz kapitana Legii.

 

Michał Pazdan 9 (8,61). Tak, to był Pazdan z Euro 2016, czerwcowa zmora Cristiano Ronaldo i Mario Goetzego. Wisiał na rywalach, wchodził w nich bez pardonu, ale czysto, blokował strzały, wybijał piłkę z bramki, przecinał podania, po prostu czyścił wszystko, co się dało. Dwa błędy popełnił w ustawieniu, ale kto ich przeciwko takim rywalom by nie popełnił? Przy drugiej bramce nie zdołał też przeciąć podania do Benzemy. Wielki mecz „Pazdka”, obok czerwcowych występów we Francji najlepszy w karierze.

 

Adam Hlousek 8 (8,00). Za pierwszą bramkę winy nie ponosi, bo lepiej dopuścić do strzału z dystansu, niż dać się minąć. A tego, że Bale tak uderzy z pierwszej piłki, nie byłby w stanie przewidzieć żaden obrońca na świecie. Jak się kończy podejście do Waliijczyka w takiej sytuacji, zobaczyliśmy w 31. minucie, gdy Bale minął Czecha jednym zwodem - od tej pory Hlousek skorygował swoje ustawianie się i więcej takich błędów nie popełnił. Przy drugim golu poszedł na asekurację do środka, więc nie mógł brać udziału w powstrzymywaniu najlepiej opłacanego piłkarza na świecie. Raz popełnił błąd w kryciu przy stałym fragmencie gry, raz ratował się faulem przed polem karnym, niemniej też rozegrał świetne spotkanie, nie bał się uczestniczyć w akcjach ofensywnych, pomagał kolegom w zrobieniu przewagi po lewej stronie. Bardzo dobra szczególnie druga część meczu.

 

Michał Kopczyński 7 (7,71). Spore zaskoczenie w składzie, ale wobec słabszej formy Tomasza Jodłowca trener Jacek Magiera zdecydował o wystawieniu „Kopy” w pierwszej jedenastce i się nie zawiódł. Pomocnik Legii nie imponował wprawdzie w odbiorze, bo Real grał piłką po prostu zbyt szybko i zbyt dokładnie i nie dawał Kopczyńskiemu szans na przechwyt piłki, ale często utrudniał „Królewskim” granie z klepki, co hamowało ich akcje, zwłaszcza przy kontratakach. Najwięcej przebiegniętych kilometrów, dobra asekuracja obrońców, przyzwoite wyprowadzanie piłki, to największe zasługi „Kopy” w tym historycznym meczu. Wytrzymał kondycyjnie całe spotkanie. Brakowało być może spektakularnych interwencji w obronie, ale i tak stanowił istotne ogniwo w taktyce w środowym spotkaniu.

 

Thibault Moulin 9 (8,51). To, jak dokładnie i skutecznie Legia wyprowadzała w środę piłkę, zależało od ruchliwości graczy z linii pomocy, pierwszego podania obrońców, ale przede wszystkim od spokoju, chłodnej głowy i precyzji jednego człowieka - Thibaulta Moulina. Francuz kompletnie nic nie robił sobie z tego, z kim mierzył się na boisku, tylko grał jak na treningu. Dokładna krótka piłka do przodu - proszę bardzo, dokładna dłuższa piłka do napastnika - nie ma problemu, wyszedłeś na pozycję na skrzydle i chcesz przerzut - już leci, podszedł do mnie rywal przy pressingu - zrobię kółko i się uwolnię, naciskają cię i musisz oddać piłkę - dawaj, ja jestem zawsze pod grą. Jak chce się przypomnieć taką „ósemkę” w Legii, trzeba by się pewnie cofnąć do lat dziewięćdziesiątych. Dodajmy do tego pracę w defensywie podobną do Kopczyńskiego i przepięknego gola, dającego Legii prowadzenie, wkręconego do bramki a' la Tomasz Sokołowski, oczywiście starszy. W pierwszej połowie też raz uderzył blisko słupka bramki Realu. Oczywiście, przy tak aktywnej grze co dziesiąte podanie mogło być niecelne, raz też faulował blisko pola karnego, niemniej był to wielki mecz Moulina, zapewne najlepszy w karierze. Pomimo, iż Francuz chwilami wyglądał, jakby miał od nieustannego biegania paść na murawę, trzymał się dzielnie do końca. Nie sposób przecenić jego wpływu na wynik środowego meczu.

 

Guilherme Costa Marques 8 (8,53). Początki miał w tym meczu trudne. Do defensywy wracał bez zarzutu, ale z przodu nie dawał wiele przez całą pierwszą połowę. Raz uderzył daleko od bramki, kilka razy stracił piłkę, unikał też pojedynków z rywalami i częściej oddawał piłkę do tyłu, gdy miał rywala w kontakcie, niż kierował ją do przodu, nie oglądaliśmy też jego akcji indywidualnych. Po przerwie wszystko się zmieniło, Brazylijczyk zaczął brać grę na siebie, przetrzymywać ją z przodu, wywalczać rzuty wolne, przez cały mecz też dzielnie wspierał „Beresia” w obronie. Pomimo, iż biegał w środę przez dziewięćdziesiąt minut jak gepard za gazelą, wytrzymał kondycyjnie całe spotkanie, a to rzadko się do tej pory „Gui” udawało. Nie miał w tym meczu spektakularnych akcji, ale był, zwłaszcza po przerwie, niezwykle pożytecznym piłkarzem dla zespołu.

 

Vadis Odjidja-Ofoe 9 (9,26). Tym razem od początku znakomicie wszedł w mecz, od pierwszej minuty dokładnie rozgrywał piłkę i bardzo rzadko ją tracił. Bramka, którą zdobył słabszą nogą po indywidualnej akcji byłaby ozdobą każdego spotkania w historii światowego futbolu. Miał udział też przy trzecim golu, bo to on dokładnie podawał do Aleksandara Prijovicia. Belg nie odpuszczał też niemal przez cały mecz pracy w obronie. Niestety, niemal, bo to on odpuścił Mateo Kovacicia przy wyrównującej bramce, choć był w tej strefie, nie miał już po prostu sił, by nadążyć w przesuwaniu się w obronie - trener Magiera dokonał zmiany dosłownie o sześćdziesiąt sekund za późno. Popełnił też jeden błąd w kryciu przy stałym fragmencie gry, ale też miał w takiej sytuacji jedną kluczową interwencją. Wielki mecz Belga, zresztą jakość, którą wnosi do gry drużyny jest zauważalna i powtarzalna już od miesiąca.

 

Miroslav Radović 9 (9,17). Kolejny z legionistów obok Moulina i Odjidji-Ofoe, który chętnie operował piłką i nic sobie nie robił z tego, przeciw komu gra i podobnie jak Belg i Francuz starał się uczestniczyć w każdej akcji. Ze wszystkich zawodników podejmował największe ryzyko w ataku, co niekiedy, zwłaszcza przed przerwą, owocowało niecelnymi podaniami, będącymi na ogół efektem niezrozumienia z kolegami. Gol wyrównujący jest dowodem na świadomość własnych ograniczeń u Serba, ponieważ nie dysponuje on atomowym uderzeniem, zdecydował się on po rajdzie na precyzyjnego „szczura z czuba”, który jest dla każdego bramkarza niezwykle nieprzyjemny - ma większą siłę niż uderzenie pasówką, piłka ślizga się i nieprzewidywalnie podskakuje, a do tego jeszcze tym razem leciała idealnie w długi róg bramki, a że Keylor Navas do wysokich bramkarzy nie należy, to nie dał rady jej wyciągnąć. Gorzej u „Rado” było z grą w defensywie, ale nic w tym dziwnego - po latach gry na „dziesiątce” lub na szpicy ataku ciężko przypomnieć sobie po powrocie na skrzydło odpowiednie zachowania w obronie. Serb wprawdzie często wracał, kilka razy potrafił odebrać przeciwnikowi piłkę, ale to właśnie jemu uciekł Bale przy golu Benzemy. Nic w tym zresztą dziwnego, bo Walijczyk potrafi się tak urywać najlepszym obrońcom świata, a co dopiero piłkarzowi na wskroś ofensywnemu, który dopiero przypomina sobie, jak się gra w obronie. W dwumeczu z Realem zdobył dwie bramki. Jeszcze rok temu z pewnością nie wierzył, że tak potoczy się jego kariera.

 

Nemanja Nikolić 6 (6,58). Gra tyłem do bramki nie jest mocną stroną Węgra, a tu był do tego zmuszony, bo para stoperów Realu w tym meczu nie wychodziła mocno do przodu i grając blisko siebie miała Nikolicia przez cały czas pod kontrolą. Z tego też powodu, poza absorbowaniem środkowych obrońców i robienia miejsca dla wchodzących kolegów z głębi pola (co bardzo przydało się przy obu golach) niewiele mógł zrobić. Kilka razy zagrał z klepki, zaliczył jeden odbiór, ale generalnie był najmniej widocznym w tym meczu ze wszystkich legionistów. Wkładu w historyczny sukces zespołu też mu jednak z pewnością nikt nie odbierze.

 

Oceny zmienników:

 

Michał Kucharczyk 7 (6,95). Miał dać świeże siły zespołowi w ataku i w obronie. I dał. Raz kapitalnie rozegrał piłkę, wywalczył jeden faul, zaliczył odbiór, był aktywny i w ofensywie i w obronie. Strat też miał kilka i jedno nieudane dośrodkowanie, za jego zagranie ręką sędzia podyktował rzut wolny blisko pola karnego Legii. Po jego wejściu legioniści oprócz gola mieli przecież dwie okazje na kolejne bramki. Nie wyróżnił się indywidualnie, ale dołożył swoją cegiełkę do końcowego rezultatu.

 

Aleksandar Prijović (7,98) i Tomasz Jodłowiec (6,66) grali zbyt krótko, by ich oceniać, niemniej Szwajcar pokazał się znów z bardzo dobrej strony, zaliczając asystę i oddając celny strzał na bramkę Keylora Navasa.

 

Gwiazdą w środowym meczu był z pewnością cały bez wyjątku zespół Legii. Jeśli chodzi o wyróżnienia indywidualne, Czytelnicy wystawili najwyższe oceny Vadisowi Odjidji-Ofoe, my natomiast za najlepszego z legionistów uznaliśmy Thibaulta Moulina.

Oceny Czytelników:

 

Vadis Odjidja-Ofoe 9,26

Miroslav Radović 9,17

Michał Pazdan 8,61

Guilherme Costa Marques 8,53

Thibault Moulin 8,51

Bartosz Bereszyński 8,10

Adam Hlousek 8,00

Aleksandar Prijović 7,98

Jakub Rzeźniczak 7,94

Arkadiusz Malarz 7,83

Michał Kopczyński 7,71

Michał Kucharczyk 6,95

Tomasz Jodłowiec 6,66

Nemanja Nikolić 6,58

Polecamy

Komentarze (13)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.