News: Wasz wywiad z Dominikiem Furmanem - Legia to mój drugi dom

Wasz wywiad z Dominikiem Furmanem - Legia to mój drugi dom

Kibice

Źródło: Legia.Net

18.09.2012 20:50

(akt. 10.12.2018 19:34)

Zgodnie z założeniami, spośród nadesłanych przez Was pytań do Dominika Furmana, wybraliśmy 20 – naszym zdaniem najciekawszych. Wprawdzie zabrakło odpowiedzi na planowany kurs dolara i euro, ale strzelec goli z Podbeskidziem i Górnikiem Zabrze nie ominął za to żadnej kwestii związanej z Legią. Za tydzień – we wtorek – na łamach serwisu zamieścimy odpowiedzi w ramach cyklu „Legia bez tajemnic”, z kolei w ciągu kilku najbliższych dni poinformujemy, który piłkarz będzie bohaterem kolejnego odcinka.

Pochodzisz z piłkarskiej akademii Legii Warszawa. Czym jest dla Ciebie Legia? Chciałbyś zostać symbolem na lata w tym klubie jak Steven Gerrard w Liverpoolu, do którego jesteś porównywany, czy może Legia to tylko klub z którego chcesz się wybić i iść robić karierę poza granicami kraju?


- Czym jest dla mnie Legia? Przyjechałem tutaj jako dziecko, miałem 13 lat. Jeśli więc powiem, że Legia to mój drugi dom, myślę że będzie to prawda. Obserwowałem sobie, jak ten dom rośnie, a teraz mogę na tym nowym stadionie grać. Czy chciałbym być symbolem klubu? Na to pytanie będę mógł odpowiedzieć dopiero za parę lat, kiedy będzie już wiadomo, w jakim kierunku poszła moja kariera. Pewnie, że chciałbym wyjechać do którejś z zachodnich lig, rozwinąć się na tyle, na ile starczy materiału, zdobyć doświadczenie na resztę życia. To chyba zdrowe. Mam takie marzenie, by zdobyć z Legią mistrzostwo, dwa, a najlepiej trzy, odejść do Hiszpanii lub Anglii, a później wrócić do Legii, zostać jej kapitanem i przy Łazienkowskiej zakończyć grę w piłkę… Byłoby świetnie i cały czas na to pracuję.


Jaką rolę odgrywa w Twoim życiu Legia? Czy zależy Ci na jej wynikach osobiście, czy tylko zawodowo?


- Ja Legią żyję praktycznie 24 godziny na dobę. To miasto jest – można tak powiedzieć – legijne. Na każdym kroku widać kibiców, dają znać, że są z nami. Zależy mi na Legii bardzo, ale nie dzielę tego w ten sposób. Osobiście, jako chłopakowi związanemu z klubem, zależy mi tak samo, jak piłkarzowi, którego celem jest osiągnąć wraz z zespołem jak najlepszy wynik.



Jak traktujesz swoją grę w Legii: jako spełnienie marzeń czy trampolinę do piłki na poziomie Premier League albo Primera Division? Jeżeli dostaniesz dobrą ofertę, odejdziesz bez zastanowienia czy barwy Legii są dla Ciebie czymś ważnym?


- Legia już spełniła jedno z moich marzeń, bo w ostatnich dniach udało mi się strzelić gole dla najlepszej drużyny w Polsce. Sporo czasu spędziłem w Warszawie, sporo zdrowia tutaj zostawiłem i naprawdę długo na to marzenie pracowałem. Mam też inne marzenia, jak mistrzostwo Polski, awans do pierwszej reprezentacji. Legię traktuje jak dom. Chciałbym kiedyś pomieszkać w jeszcze większym domu, na zachodzie, ale w tutaj też czuje się świetnie.


Jaka jest Twoja ulubiona/wymarzona drużyna, w której chciałbyś grać?


- Narażę się kibicom Barcelony, no trudno, ale kibicuję Realowi Madryt. Galaktyczni są dla mnie – póki co – właśnie galaktyką, choć pomarzyć wolno każdemu. W Anglii, ze względu na świetnego Stevena Gerrarda, najbliżej mi do Liverpoolu, choć lubię też Arsenal. Na razie – telewizor. Kiedyś – oby coś więcej.


Dlaczego Legia nie zdobyła mistrza w ubiegłym sezonie? Czy był jakiś konflikt na linii trener-zawodnicy? Dużo się mówiło i pisało, że Radović psuł atmosferę w zespole. Czy to prawda?


- Nie było żadnego konfliktu. Wszyscy byliśmy świadomi tego, o co walczyliśmy, więc – tym bardziej – nie jest mi łatwo powiedzieć, co się stało. Nie wygraliśmy chyba ośmiu meczów ligowych z rzędu. Takie coś, bo tak to trzeba nazwać, już nam się nie powtórzy, to nierealne. To się mogło zdarzyć tylko raz. A co do Rado… Nie rozumiem, skąd takie plotki. On jest w radzie drużyny, ma spore doświadczenie, daje drużynie bardzo wiele. Potrafi grać w piłkę, a w szatni, to on tę atmosferę akurat poprawia.



Czy niektórym piłkarzom grającym obecnie w Legii zależy bardziej na wynikach i zdobyciu Mistrzostwa Polski, czy na pieniądzach?


- Teoretycznie nie powinienem na to pytanie odpowiadać. Jeśli są wyniki – zwłaszcza te namacalne, jak mistrzostwa, puchary czy fazy grupowe – to w parze z nimi idą też pieniądze. Na boisku nikt nie myśli o zarobkach, tylko o wyniku. Jesteśmy zdeterminowani, by mistrzostwo było nasze. Nie ma innej opcji.


Kto jest Twoim wzorem w Legii - zawodnikiem, którego naśladujesz, pytasz o zdanie, którego podziwiasz najbardziej?


- Fajnie jest grać u boku takich piłkarzy, jak Ljuboja, Żewłakow czy Radović, ale na boisku też mam swoją robotę do wykonania i to na niej muszę się skupić. Myślę nad tym, co ja mogę dać od siebie kolegom, bo oni nie oczekują od młodych zawodników pokłonów, tylko umiejętności i charakteru. Jasne, można się od nich wiele nauczyć, zresztą się uczymy. Fajnie, że możemy się uczyć poprzez grę, a nie obserwację z trybun. Łatwiej się gra u boku piłkarzy z europejskim doświadczeniem, korzystamy na tym. Taki Michał Żewłakow jest w Legii drugą osobą po trenerze Urbanie, jeśli chodzi o motywację, to nasz stuprocentowy lider. Mamy też Ivicę Vrdoljaka, którego bardzo lubię. Szanuję go za to, jaki jest na boisku i poza nim.


Jak mocno zmieniło się Twoje życie prywatne od czasu, kiedy grasz w pierwszej drużynie? Chodzi o znajomych, poznajesz więcej ludzi? Stałeś się bardziej rozpoznawalny, jak zachowują się w stosunku co do Ciebie starzy znajomi?


- W zasadzie tylko tym, że skończyła się szkoła. Tych prawdziwych znajomych znałem jeszcze przed kontuzją, w czasie rehabilitacji, no i teraz wciąż utrzymujemy kontakt. Chyba każdy, z biegiem czasu, poznaje nowych ludzi. Ze mną nie jest inaczej. Wydaje mi się jednak, że jestem na tyle inteligentnym gościem, żeby przewidzieć czyjeś zamiary względem mojej osoby. Czy stałem się bardziej rozpoznawalny? Pewnie trochę tak. Jakiś czas temu - chyba wiosną - w moim rodzinnym Szydłowcu zaczepił mnie pewien pan, a po chwili zapytał się, czy ja, to ja. Przedstawiłem się, chwilę porozmawialiśmy. Powiedział, że mnie obserwuje i trzyma kciuki, więc mam nadzieję, że w ostatnim czasie ma powody do uśmiechu. Nie wiem, czy w Szydłowcu zrobiło się o mnie głośniej, bo – siłą rzeczy – bywam tam coraz rzadziej, bo coraz więcej obowiązków mam w Warszawie. Jeśli jest głośniej, to i tak omija mnie to gdzieś bokiem.



Ty i Daniel Łukasik jesteście od początku powrotu Jana Urbana w zespole, bardzo blisko pierwszego składu. Ten drugi zadomowił się już w nim na dobre. Jako że jesteś bardzo blisko młodych zawodników i znasz ich doskonale, czy możesz wytypować następnego młodego zawodnika który w niedługim czasie powinien podbić pierwszą drużynę?


- Na pewno Michał Kopczyński, który zresztą już zadebiutował i strzelił gola w pucharze. Z Młodej Legii… Chciałbym, żeby tą osobą był Przemek Mizgała. Jak wróci do formy sprzed kontuzji, to chyba kwestią czasu jest, aż trafi do pierwszej drużyny. W ostatnich meczach bardzo podobał mi się Kamil Kurowski. Widziałem go też wcześniej w Akademii na kilku treningach, daje radę. No i Olek Jagiełło, jego też wymienię.


Jak świętowałeś swoją pierwsza bramkę w barwach pierwszej Legii?


- Dawno nie bawiłem się tak dobrze. Wróciłem do domu, położyłem się spać, a rano wyjechałem do Otwocka na zgrupowanie kadry do lat 20. (śmiech). Mam nadzieję, że to nie były moje ostatnie bramki dla Legii, jeszcze będzie okazja poświętować.

Czy masz jakiś przedmeczowy rytuał? (typu najpierw wkładasz lewy but)? Z którym kolegą z drużyny dzielisz najczęściej pokój w trakcie meczów wyjazdowych i zgrupowań?


- Mój rytuał? Chyba taki, że nie mam żadnego (śmiech). Nie myślę o niczym szczególnym. Zakładam strój meczowy i skupiam się na tym, co zrobić, żeby wygrać. Z kim śpię? (śmiech) Z Kubą Koseckim. Zawsze miałem z nim dobry kontakt, jeszcze w Młodej Legii, a ostatnio jeszcze bardziej się z nim zżyłem.


Jak uważasz, przez pryzmat tego, co widzisz w szatni i na treningach, na co stać Legię w tym sezonie?


- Mistrzostwo Polski, mistrzostwo Polski, mistrzostwo Polski. No i puchar. Musimy skompletować podwójną koronę, to jest priorytet całej drużyny. W Pucharze Polski jesteśmy już w 1/8, no i zagramy z Piastem. Na zgrupowaniu kadry poinformowałem Kubę (Szumskiego – przyp. red), że będzie wyjmował z czterdziestu metrów (śmiech). Żartuję, liczymy na zwycięstwo i nie mogę się już doczekać, kiedy będziemy mogli zagrać przeciwko Kubie i „Zboziowi”. Szkoda, że nie zagra „Mintaj” (Wojciech Lisowski – przyp. red.), naprawdę szkoda…



Dlaczego masz numer 37, skoro podpisywałeś umowę i byłeś wtedy z w koszulce nr 8. O co chodzi dlaczego ?


- Kiedy podpisywałem kontrakt, wziąłem numer 8. Później, na obozie, kierownik przyszedł do mnie i poprosił, żebym wpisał jeszcze jakąś opcję rezerwową. Wybrałem 37, płakać nie będę, teraz więc pracuję na chwałę swojego numeru (śmiech). Fajnie, gdyby w przyszłości właśnie ten numer kojarzył się kibicom z dobrym piłkarzem.


Moje pytanie - czy chciałbyś pójść kiedyś na Żyletę? Wiemy dobrze, że piłkarze akademii oraz Młodych Wilków mają zakaz chodzenia na tę trybunę. Co sądzisz o takim zakazie?


- Ja nic o takim zakazie nie wiem, musiałbym się dowiedzieć, o co chodzi. Nigdy na Żylecie nie byłem, mogę sobie tylko wyobrazić, jak to jest być tam, w środku. To są widowiska na skalę europejską, zresztą pamiętam minę Marko Sulera przed meczem z Ried, jak siadaliśmy na ławce. Być może kiedyś pójdę na Żyletę, ale póki co skupiam się bardziej na tym, co się dzieje na zielonym prostokącie (śmiech).  


Teraz Ci się wiedzie, a jak było wcześniej? Miałeś, będąc już w akademii, jakieś chwilę zwątpienia?


- Nigdy nie jest tak, że idzie tylko dobrze. Oczywiście, zdarzają się trudne chwile. W akademii odnieśliśmy spektakularny sukces, jeśli mówimy o tym, ilu chłopaków z naszego rocznika przebiło się do pierwszego zespołu, a przecież na tym nie koniec. Może sam wynik – wicemistrzostwo Polski juniorów – to nie było coś nadzwyczajnego, bo powinniśmy być pierwsi, ale jeśli spojrzymy z perspektywy czasu, jest okej. W Młodej Ekstraklasie od początku szło mi nieźle. Chyba od drugiego meczu trafiłem do wyjściowego składu. No, później ta kontuzja. Osiem miesięcy przerwy, bywało ciężko. Potem, jak już wróciłem do grania, to akurat kończył mi się kontrakt i chyba każdy zawodnik byłby zdeprymowany tą sytuacją. Nie wiedziałem, co wydarzy się dalej, więc bardzo się ucieszyłem, że mogłem zostać. Teraz staram się odpłacać za tę decyzję.


Gdybyś mógł wskazać jednego piłkarza z polskiej ligi, którego widziałbyś w Legii, to kto by nim był? Chodzi mi tutaj raczej o zawodników mniej znanych, nie takich z ligowego top 10.


- Oj, zależy na jaką pozycję… Muszę się chwile zastanowić. Wczoraj fajnie zagrał Olkowski z Górnika. Myślę, że on by się przydał, poziomu w Legii by nie zaniżył.



Spotykasz złotą rybkę, która mówi: - Dominik, mogę poprawić u ciebie 3 rzeczy. Co byś wskazał?


- Chcę poprawić te elementy, które wymagają poprawy. Na pewno przyspieszenie na pierwszych kilku metrach. Poprosiłbym złotą rybkę również o siłę, taką piłkarską siłę - zastawka, walka bark w bark. Co jeszcze? Kondycja. Wiem, że to wszystko przychodzi z wiekiem, ale z drugiej strony, moja postura nie zmienia się już w zasadzie od trzech lat. No, może jeden, dwa kilogramy w ciągu roku. Przede mną sporo pracy, chyba że ta rybka rzeczywiście mnie odwiedzi. Mądrze robiona siłownia, zdrowy tryb życia, odżywianie – od tego trzeba zacząć.


Myślę, że zaprzeczysz, ale powiedz szczerze: czytasz opinie na swój temat? Bierzesz je w ogóle pod uwagę? Czytasz komentarze kibiców pod tekstami o tobie?


- Czytam opinie, oczywiście, że tak. A komentarze? Czasami, ale raczej rzadko. Każdy kibic ma prawo do własnego zdania, ja też mam swoją opinię na jakiś temat. Jasne, lubię czytać, kiedy jestem chwalony, zresztą to chyba normalne. Przyznam jednak, że bardziej w głowie zostają te mniej przychylne. Lubię je, chyba nawet jeszcze bardziej. Mnie to po prostu motywuje. Czy wszyscy piłkarze czytają, co się o nich napisze? Myślę, że nie. Takich doświadczonych piłkarzy, jak Żewłakow czy Wawrzyniak raczej to nie dotyczy. My, młodsi czasem poczytamy, jednak – zaznaczam – też bez przesady. Na pewno nie jest tak, że pierwsze, co zrobimy po powrocie do domu, to szukanie w Internecie czegoś na swój temat (śmiech).


Jaki jest twój ulubiony piłkarz Legii w całej historii klubu?


- Odpowiem banalnie, że mam dwóch: Kazimierza Deynę, niekwestionowaną legendę Legii, a także pana Lucjana Brychczego, którego jeszcze teraz mamy przyjemność podpatrywać. Niedługo zabiorę się za biografię Deyny, wtedy będę mógł powiedzieć coś więcej. Chcę poczytać o tej Legii z przełomu lat 60. i 70. Stopień niżej ustawiłbym Leszka Pisza, głównego architekta ostatniej wielkiej Legii.



Jest ostatnia minuta ostatniego meczu w sezonie. Remis. Jak wygracie, zdobywacie mistrzostwo. Jest rzut wolny, 20 metrów do bramki. Trener mówi, żebyście się sami dogadali, kto ma strzelać, a piłkę już trzyma Ljuboja. Co ty na to?


- Gdyby piłka była na prawą nogę, na pewno podszedłbym do Danijela i zapytał, czy pozwoli mi uderzyć. Ale od razu zaznaczam, że jeśli ten rzut wolny bardziej nadawałby się na lewą nogę, to po prostu trzymałbym za niego kciuki. Już kilka razy udowodnił, że można na niego liczyć. 


Notował: Piotr Jóźwiak

Polecamy

Komentarze (22)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.