10 lat od pamiętnej porażki
18.06.2007 03:17
18 czerwca 1997 roku w meczu decydującym o mistrzostwie Polski Widzew pokonał w Warszawie Legię 3:2, na kilka minut przed końcem przegrywając 0:2. W sezonie 1996/97 tylko dwie drużyny liczyły się w walce o tytuł. Widzew i Legia szły łeb w łeb zostawiając rywali w tyle. Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek łodzianie mieli 75 pkt., Legia o jeden mniej. 18 czerwca przy ul. Łazienkowskiej doszło do bezpośredniego starcia.
Już w 11. min Cezary Kucharski pokonał Macieja Szczęsnego. Mistrzem była Legia. Na 2:0 podwyższył Sylwester Czereszewski i kibice klubu ze stolicy rozpoczęli fetę. W 88. min Sławomir Majak zdobył kontaktową bramkę. Dwie minuty później Dariusz Gęsior pokonał Grzegorza Szamotulskiego i Widzew odzyskał tytuł. Wystarczyło w ostatnim meczu pokonać Raków Częstochowa. Ale już w doliczonym czasie gry Andrzej Michalczuk po raz trzeci tego popołudnia pokonał Szamotulskiego. Widzew po raz drugi z rzędu został mistrzem Polski.
Sławomir Majak, napastnik Widzewa: - Często wspominam ten mecz. Nie pamiętam, by kiedykolwiek w pięć minut rozstrzygnęły się losy mistrzostwa Polski. To był prawdziwy thriller z happy endem. Przypominam sobie, jak kibice Legii świętowali już tytuł, ale wtedy my ruszyliśmy do ataku. Zawsze graliśmy do końca, tym bardziej, że byliśmy znakomicie przygotowani pod względem fizycznym. Od 70. minuty rywali łapały skurcze, a my czuliśmy się znakomicie. Uderzyliśmy trzy razy. To było coś niesamowitego. Do końca życia nie zapomnę tego dnia.
Cezary Kucharski, napastnik Legii: - Dziesięć lat temu? Tak, pamiętam, to był mecz Legia - Widzew. Czasami go wspominam. Kibice z Warszawy wciąż o niego pytają. Nadal nie wiem, jak to się mogło stać... To było coś niesamowitego, w kilka minut stracić tytuł. Kibice Legii otwierali już szampany, my też czuliśmy się mistrzami. Z perspektywy tych dziesięciu lat podchodzę do tego wydarzenia z większym dystansem, wtedy to bardzo bolało. Pamiętam, że po zakończeniu meczu w ogóle o nim nie rozmawialiśmy, nie szukaliśmy winnych. Widzew miał niesamowite szczęście, my zrobiliśmy fatalne błędy. Od tamtej pory nie pamiętam takiego meczu. Słyszałem też o sugestiach, że był ustawiony. To idiotyczny pomysł, ktoś kto tak sądzi, jest chory.
Dariusz Gęsior, pomocnik Widzewa: - Wracam myślami do tego spotkania zawsze przy okazji rywalizacji Legii z Widzewem. Trudno zresztą nie wspominać tamtego popołudnia. Ten mecz przeszedł do historii całej polskiej ligi. Nie pamiętam innego tak dramatycznego. Powiem szczerze, że w całości obejrzałem go dopiero rok temu. Czy wtedy do końca wierzyliśmy, że jeszcze możemy wygrać? Nie wiem, na pewno do końca graliśmy swoje. Uskrzydlił nas gol Sławka Majaka. Wiedzieliśmy wtedy, że remis jest dla nas dobry, więc atakowaliśmy dalej. A piłkarze Legii zaczęli się denerwować. Wyczuliśmy to. Wcześniej byli niemal pewni mistrzostwa. Nawet przybijali już piątki. Kibice też już świętowali. Nigdy później nie przeżyłem już takiej radości. Zdarzało się, że nawet w innych klubach wygrywałem po golach w ostatnich minutach, ale tamten mecz na Łazienkowskiej decydował o mistrzostwie. Pamiętam tę niesamowitą radość, powrót do Łodzi w nocy i pełny stadion. Nie da się o tym zapomnieć.
Sylwester Czereszewski, pomocnik Legii: - To było piękne przeżycie, ale dla Widzewa. Dwa lata temu Liverpool przegrywał w finale Ligi Mistrzów z Milanem 0:3 i wygrał, więc można powiedzieć, że tamto spotkanie sprzed dziesięciu lat, to nic wielkiego. No dobrze, to był najbardziej dramatyczny mecz w jakim brałem udział. Widzew zawsze grał do końca i wtedy w Warszawie niestety też. Na osłodę zdobyliśmy Puchar Polski, strzeliłem gola w finale... Ale szkoda tamtego meczu. Nie wiem już co powiedzieć.
Andrzej Michalczuk, obrońca Widzewa: - Do Warszawy pojechaliśmy po zwycięstwo i wygraliśmy. To tyle. Żartuję. To był najbardziej dramatyczny mecz, w jakim brałem udział. Pamiętam wszystko po kolei. Pierwszego, drugiego i trzeciego gola dla Widzewa. I wielką radość. Coś pięknego. Wspominając tamto spotkanie nie żałuję, że poświęciłem tyle zdrowia piłce. Już wtedy dziennikarze pisali, że to był mecz stulecia, że taki już nigdy się nie zdarzy. Na razie się to sprawdza i chyba już tak zostanie.
Mirosław Jabłoński, trener Legii: - Z jednej strony bardzo szkoda tej straconej szansy na tytuł, ale z drugiej, to Widzew był wtedy zdecydowanym faworytem, miał ustabilizowany skład, bronił tytułu. Gdybyśmy my wygrali, to byłaby wielka sensacja. Przed rozpoczęciem sezonu, niektórzy widzieli nas nawet w roli kandydata do spadku. A przecież zdobyliśmy Puchar Polski i Superpuchar wygrywając z Widzewem i rewanżując się za porażkę w lidze. Ale rzeczywiście, byliśmy wtedy bardzo blisko zwycięstwa. Straciliśmy w końcówce trzy gole. To był szok i wielki żal. Nigdy więcej nie brałem udziału w tak dramatycznym meczu. Przez tydzień, albo i dłużej, miałem kaca po tej porażce.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.