Domyślne zdjęcie Legia.Net

Agonia sportu w Warszawie

Życie Warszawy

Źródło:

08.12.2003 00:00

(akt. 30.12.2018 16:00)

Rok 2003 zaczynał się dla stołecznego sportu źle. Kończy się fatalnie. W tym czasie z rozgrywek wycofały się drużyny żużlowców WKM i siatkarek Skry. W ich ślady podążają koszykarze Legii. Piłkarze z Łazienkowskiej i Konwiktorskiej wciąż są w sytuacji podbramkowej. Czy może być gorzej? Symptomy kryzysu sportu w Warszawie były zauważalne od kilku lat. Rok 2003 pozwolił na postawienie dramatycznej diagnozy - agonia. Fatalną sytuację poczuliśmy już w styczniu tego roku, gdy okazało się, że koszykarze Legii nie mają pieniędzy, aby z powodzeniem grać w PLK. Pod koniec stycznia najlepsi zawodnicy wyjechali z pustymi kieszeniami i zespół praktycznie przestał istnieć. Jego resztki spadły do I ligi, za sukces poczytano fakt, że drużyna nie została wycofana z rozgrywek. Pod koniec stycznia nasz artykuł pt. "Warszawo, obudź się" zilustrowaliśmy trzema pogrzebowymi klepsydrami. Pożegnaliśmy w ten kontrowersyjny sposób koszykarzy Legii i wycofanych wcześniej z rozgrywek siatkarzy tego klubu oraz koszykarki Polonii. Usłyszeliśmy głosy, że przesadzamy z czarnowidztwem. Nie zgadzano się z naszą tezą, że może być jeszcze gorzej. Marna to pociecha, ale okazało się, że, niestety, mieliśmy rację. Niekończąca się opowieść Problemy koszykarzy Legii były jednym z dyżurnych tematów dla stołecznych dziennikarzy w tym roku. Po wspomnianym bankructwie w środku sezonu 2002/2003 latem nastąpiła chwila optymizmu. Szefowie drużyny ogłosili, że rozpoczęli negocjacje z hiszpańską firmą Acciona, powiązaną z samym Realem Madryt. Po wielu tygodniach określano je kryptonimem "neverending story" (niekończąca się opowieść). Klub miał wykupić za pół miliona złotych dziką kartę i zagrać w PLK. Nie wykupił, nie zagrał. Wprowadzono wariant rezerwowy - zmontowanie silnego zespołu i powrót do elity dzięki wygraniu I ligi. Skład jest nawet silny, ale koszykarze nadal nie otrzymują pieniędzy. Grożą strajkiem. Rok się kończy, żywot drużyny wisi na włosku. Finału niekończącej się historii nie widać. Przynajmniej szczęśliwego. Nietrudno natomiast wyobrazić sobie sytuację, w której w ciągu najbliższych dni zespół ostatecznie zakończy żywot. Fakt, że podczas ostatnich spotkań w hali przy ul. Obrońców Tobruku nie sposób było znaleźć wolnego miejsca, nie będzie miał żadnego znaczenia. Szefowie klubu po koszykarzach nie zapłaczą. To wrażenie, jakie można odnieść, gdy się ich słucha. - Co się stanie, jeśli w ciągu najbliższych dni umowa ze sponsorem nie zostanie podpisana? - pytaliśmy już we wrześniu. - Rozwiążemy drużynę - odpowiadał bez namysłu i nutki żalu w głosie dyrektor sportowy CWKS Legia Leszek Święcicki. Zespół wojskowych walczył jednak o przetrwanie, głównie dzięki Witoldowi Romanowskiemu. On sam, na co dzień prezes jednej ze stołecznych spółdzielni mieszkaniowych, przyznawał jednak, że nie jest pewny czy ta sprawa go nie przerasta. W takich warunkach trudno o sukces. Pies ogrodnika Szefowie CWKS, zachowując pozory, czyli czyste ręce w oczach kibiców, chcieliby pozbyć się balastu, jakim jest obecnie zespół koszykarzy. Nic dziwnego, gdyż pod ścianą znalazła się prawdziwa wizytówka Legii - drużyna piłkarzy. - W rzeczywistości nie przekroczyliśmy budżetu. Po prostu alokacja nie sięgnęła poziomu naszych wydatków - wyjaśniają często szyfrem właściciele zespołu, odpowiadając na pytania o fatalną sytuację finansową. Tymczasem sytuacja jest prosta: Legia ma długi. Ogromne, przekraczające w tej chwili zapewne kwotę 15 milionów złotych. CWKS, czyli resztka starej Legii, ma w nowym tworze piłkarskim, jakim stała się powołana w 1997 r. sportowa spółka akcyjna, mniejszość udziałów (20 procent). Resztę akcji posiada spółka Polmot Holding. CWKS zachowuje się jednak jak pies ogrodnika. Sam nie może pomóc spółce, a innym na to nie pozwala. Tak w lecie tego roku padł pomysł podwyższenia kapitału założycielskiego spółki i emisji nowego pakietu akcji. Dzięki temu zabiegowi Legia SSA mogła zyskać nieco finansowego oddechu, ale Polmot ugiął się pod prośbami dyrektora Święcickiego. CWKS powiedział "nie", bo nie miał z czego wykupić puli akcji, a w rezultacie jego pakiet spadłby do ok. 10-15 procent. - Nasze problemy wynikają z wycofania się Daewoo - tłumaczą kłopoty szefowie Polmot. Innym razem dodają, że wszystko byłoby OK, gdyby poprzedniego sezonu drużyna nie zakończyła na zaledwie czwartym miejscu i nie odpadła z europejskich pucharów, co oznaczało stratę siedmiu milionów złotych. Drużyna jest dla spółki balastem. Prezes Polmot Andrzej Zarajczyk otwarcie przyznaje, że z chęcią pozbyłby się tej zabawki, ale brak na nią chętnych. Wąska grupka zainteresowanych zrezygnowała, gdy okazało się, że sprawa budowy nowego stadionu Legii to również neverending story. "Trudno sobie wyobrazić, mimo narastających kłopotów, upadek drużyny piłkarskiej Legii" - pisaliśmy w styczniu. Dzisiaj wypada to pobożne życzenie jedynie powtórzyć. Szkoda byłoby tym bardziej, że ostatnio krok w dobrym kierunku wykonali kibice tego klubu. Rok temu także im się od nas oberwało. Ostatnio jako jedyni zrobili duży postęp. Dużo głośniej było o fantastycznej atmosferze na trybunach i wsparciu dla drużyny piłkarzy (a także koszykarzy) niż o stadionowych czy ulicznych awanturach. Co zrobi ta grupa ludzi, gdy okaże się, że jej dwie ulubione drużyny - wbrew jakiejkolwiek logice (z wyjątkiem tej finansowej) - przestaną istnieć? Znowu rzut na taśmę? Przy Konwiktorskiej jest jeszcze gorzej, choć wysokość długów Polonii jest owiana gęstą mgłą tajemnicy. Wiosną drużyna była skazywana na nieuchronny spadek do II ligi. Dzięki skutecznej pracy niedocenianego Krzysztof Chrobaka zachowała byt, ale znów została osłabiona. Rzutem na taśmę rundę jesienną zakończyła na miejscu gwarantującym pozostanie w lidze. A przecież każdy pamięta jeszcze czasy, gdy na Konwiktorskiej świętowano tytuł mistrzowski i sposobiono się do walki o Ligę Mistrzów. Minęło od nich tylko nieco ponad trzy lata... Janusz Romanowski z Andrzejem Zarajczykiem mogą sobie spokojnie podać ręce. Obaj mają jeden cel: pozbyć się swoich drużyn. Chętni na przejęcie zespołu Polonii nawet są, ale nie wiadomo kiedy i na jakich zasadach dojdzie do przekazania drużyny nowej spółce (KSP SSA ma zastąpić KP SSA). Trudno jednak wywnioskować, gdzie nowi włodarze mieliby znaleźć pieniądze. Pozostają nadzieje, że jakiekolwiek się pojawią. Polonia znów zmierza do II ligi... Sny prysły Wszelkich złudzeń musieli się wyzbyć, w trakcie ostatnich miesięcy, sympatycy siatkarek Skry i żużlowców WKM. Obie drużyny zostały w tym czasie zgodnie wycofane z rozgrywek. Skra, której wychowankami są mistrzynie Europy: Małgorzata Glinka i Katarzyna Skowrońska, jeszcze w 2002 r. osiągnęła największy sukces w historii - wicemistrzostwo Polski. Zespół zagrał nawet w Lidze Mistrzyń. Cóż z tego, skoro przed meczami najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie zawodniczki, nie otrzymując wypłat, zajmowały się planowaniem strajku. Gdy w grudniu 2002 r. po raz pierwszy nie pojechały na ligowy mecz (z Gwardią we Wrocławiu), stało się jasne, że koniec drużyny zbliża się wielkimi krokami. Agonia trwała niemal cały 2003 rok. Ostatecznie przed dwoma tygodniami zakończyła się wykluczeniem zespołu przez PZPS z rozgrywek w rozpoczętym niedawno sezonie. Jeszcze krócej trwał sen o potędze żużlowców WKM. Także oni mieli rok temu powody do radości. Świętowali historyczny awans do I ligi. Mocarstwowe plany awansu do Ekstraligi szybko spaliły na panewce. Szefowie klubu nie zdołali znaleźć sumy pozwalającej na walkę z najgroźniejszymi zespołami (ok. 1,5 miliona złotych). Ba, nie zagwarantowali nawet budżetu, który pozwoliłby drużynie dotrwać do końca sezonu. - Jeżdżąc na rowerach, nie będziemy wygrywać - narzekali po kolejnych porażkach zawodnicy. Po 15 kolejkach w I lidze zostali wycofani z rozgrywek. Grono coraz węższe "Czyj nekrolog będziemy zmuszeni opublikować jako następny" - pytaliśmy przed rokiem. Dziś odpowiedź już znamy. "Grono potencjalnych, za przeproszeniem, trupów niebezpiecznie się zawęża" - dodawaliśmy. Obecnie jest zatrważająco małe. W zespołach piłkarskich Polonii i Legii ledwo tli się jeszcze życie. Grają też piłkarze ręczni Warszawianki. Występują nawet w europejskich pucharach, ale kibice nie mają szans oglądać ich walki z zagranicznymi rywalami. Oszczędzając, jak można, wszystkie mecze stołeczna drużyna rozgrywa u przeciwnika, na jego koszt. Podobnie jak rok temu, jedynym stabilnym zespołem w Warszawie, czyli wyjątkiem potwierdzającym brutalną regułę, jest drużyna koszykarzy Polonia Warbud. Pod względem sportowym znajduje się w podobnym miejscu jak w 2002 r. Organizacyjnie awansowała o klasę wyżej. Budżet ma podobny, ale zainteresowanie kibiców zdecydowanie większe. Cóż jednak z tego, skoro drużyna nie ma gdzie rozgrywać swoich spotkań. Hala AWF jest zbyt mała, a Torwar niebezpieczny dla zdrowia koszykarzy i zbyt drogi. Planów wybudowania nowej hali na razie nie ma. Stadion miejski ma powstać ok. 2007 roku. Tylko kto, nie licząc reprezentacji Polski, będzie na nim grał? Czy stolica blisko 40-milionowego państwa w środku Europy może się stać sportową pustynią?

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.