News: Aleksandar Prijović: Legia to polskie Galatasaray

Aleksandar Prijović: Legia to polskie Galatasaray

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

16.07.2015 08:00

(akt. 13.12.2018 10:14)

- Legia to wielki klub, największy w Polsce. Nic dziwnego, że oczekiwania są duże.Wiem, że nie jest mistrzem kraju, ale w Niemczech też zdarza się, że Bayern nie zdobywa mistrzostwa, ale to nic nie zmienia. I tak jest największy. Chciałem grać ać w zespole, który dominuje w lidze. Lepiej jest grać w Galatasaray niż w Sivassporze. A Legia to polskie Galatasaray. Tu będę miał więcej okazji do strzelania goli - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym: nowy napastnik Legii, Aleksandar Prijović.

Mówił pan, że rok temu miał ofertę z Lecha, ale wybrał turecki Boluspor. Wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski powiedział tymczasem, że tak naprawdę nigdy im pan nie pasował i to była ich decyzja, że z pana zrezygnowali.


- Może mówić, co chce, obaj znamy prawdę. Mam e-maile. Dzień przed moim wyjazdem do Turcji sprzedali Łukasza Teodorczyka. Byli zdesperowani, żebym do nich przyszedł. Rutkowski pisał do mnie i dzwonił bezpośrednio. Trzy razy przyjeżdżali mnie oglądać, rozmawialiśmy. Interesowało ich nawet to, co jem na śniadanie. Podjąłem instynktowną decyzję, zresztą propozycja Bolusporu była dużo lepsza. Zaryzykowałem i zebrałem owoce, bo dzięki temu jestem teraz w największym klubie w Polsce.


Ma pan 25 lat, a był pan już w 11 klubach. Popełniał pan błędy przy ich wyborze?


- Absolutnie tak. Nie powinienem iść do Sionu i Lausanne, ale w tym drugim wypadku miałem pecha. Zaraz po tym, jak tam trafiłem, Sion został wyrzucony z Ligi Europy za wystawianie nieuprawnionych piłkarzy, a w lidze dostał karę 36 ujemnych punktów. Chwilę później zbankrutował Neuchatel Xamax. Lausanne nie mogło więć spaść i nie dawali mi grać, bo woleli stawiać na zawodników, na których w przyszłości mogli zarobić. To było jak więzienie.


Rozmawialiśmy na pana temat ze szwedzkimi dziennikarzami. Mówią, że sprawiał pan problemy.


- To trzeba się spytać, co znaczy sprawiać problemy. Nigdy nie wdałem się w bójkę, żaden zawodnik nie może powiedzieć, że go źle potraktowałem. No chyba, że ktoś za sprawianie problemów uzna to, że nie zgadzam się z trenerem. Ale przecież nie żyjemy w dyktaturze.


Jest pan bardzo pewny siebie.


- Dawniej byłem skromniejszy, bardziej wyciszony. Potem powiedziałem sobie, że skoro jest 30 tys. ludzi na trybunach, to jak oni mają uwierzyć, że jestem najlepszy, skoro ja sam w to nie wierzę?


Ile zna pan języków?


- Pięć. Serbski, niemiecki, angielski, francuski i trochę włoskiego. Rozumiem też norweski i szwedzki, ale nie potrafię mówić. Myślę w kilku językach. Wydaje mi się, że nie będę miał problemów z polskim, bo jest momentami podobny do serbskiego.


Jak się panu podoba Warszawa?


- Warszawa to podobne miasto do tej części Sztokholmu, w której mieszkałem. Lada dzień przyjedzie do mnie żona, w przyszłym tygodniu będzie z nami nasz pies. Mamy wielkiego sycylijskiego mastiffa rasy cane corso. Waży 70 kg. Czasami, kiedy szliśmy z nim na spacer, ludzie przechodzili na drugą stronę jezdni.


Zapis całej rozmowy z Aleksandarem Prijoviciem można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (103)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.