News: Aleksandar Vuković: Legia nigdy się nikogo nie bała

Aleksandar Vuković: Legia nigdy się nikogo nie bała

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

08.05.2014 09:05

(akt. 08.12.2018 17:11)

- Uwielbiałem grać w Legii, bo nigdy nie bała się żadnego rywala. Nie mieliśmy kompleksu nikogo. Nigdy nie czuliśmy się gorsi od któregokolwiek ligowca, nie myśleliśmy, że gramy z klubem większym od nas czy po prostu lepszym zespołem. Nawet, jeśli tabela na to wskazywała. To dla innych drużyn mecz z Legią był i jest najważniejszy w roku. Wisłę traktowaliśmy jak najlepszy zespół, ale mecz z nią żadnym świętem nie był. Nie bujam w obłokach, Legia tak działa. Ma w Polsce markę i wszyscy traktują ją specjalny sposób. Trenerzy mobilizowali nas tylko na derby. Ale to dlatego, że kiedy grałem w Legii Polonia była słabsza pod każdym względem - opowiada w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" były piłkarz i kapitan Legii Aleksandar Vuković.

- Do Warszawy trafiłem w 2001 roku, liga była podzielona na grupy i z Wisłą pierwszy raz zagrałem wiosną 2002. Wiedziałem, jak prestiżowy jest to mecz. Wcześniej często nie miałem pojęcia o rywalu. Mecze z krakowianami zastępowały derby, o wyniku nie decydowały umiejętności i miejsce w tabeli. Nawet teoretycznie słabszy był w stanie przeciwstawić się faworytowi. Dziś kluby zamieniły się rolami. Dziesięć lat temu Wisła była hegemonem, miała lepszy skład, ale potrafiliśmy z nią walczyć w pojedynczych meczach. W dłuższej perspektywie przegrywaliśmy z jej potencjałem. Teraz jest odwrotnie. Wisła w pojedynczych spotkaniach, umie zabrać Legii punkty, lecz to zespół z Warszawy dominuje w lidze.


Kiedyś Legia nie potrafiła wygrywać w Krakowie, a Wisła u was.


- Wiosną 2002 przywieźliśmy z Krakowa zwycięski remis 1:1, który dał nam mistrzostwo, a potem zwycięską porażkę. 1:2 wystarczyło do zdobycia Pucharu Ligi. Wisła wygrała w Warszawie w 2006 roku tuż po tym, jak w Zabrzu zdobyliśmy tytuł. Zważywszy na to, jak się przygotowywaliśmy do spotkania z nią, dobrze że wtedy skończyło się tylko 1:2.


Jak pan wspomina mecze z Wisłą?


- W marcu 2002 mogłem podawać do Czarka Kucharskiego, ale wybrałem trudniejsze rozwiązanie - zagrałem Bartkowi Karwanowi, który strzelił jedynego gola. Kiedy przygotowywaliśmy się do meczów z wiślakami i oglądaliśmy ich spotkania z Odrą czy Katowicami, wydawało nam się, że pokonać ich jest niemożliwe. Tak mocny mieli skład. Wystarczyła jednak totalna mobilizacja. Żyliśmy konfrontacją przez kilka dni, traktowaliśmy poważnie jak żadnego innego rywala. W tamtym meczu pierwszy raz usłyszałem, jak kibice potrafią „przywitać" rywala. Szybki „kontakt" nawiązali z Igorem Sypniewskin. Początkowo nie rozumiałem, co śpiewają, ale kiedy cały stadion huczał „ch... ci na imię", to czułem, że nie jest to sympatyczne. Mocna przyśpiewka. W tamtym sezonie starczyło nam determinacji, by ograć Wisłę w lidze i pokonać ją w Pucharze Ligi - pierwszy mecz finałowy wygraliśmy 3:0, w rewanżu było już 0:2, zrobiło się nerwowo, ale sytuację uspokoił golem Moussa Yahaya. Tamten sezon należał do nas, choć Wisła była faworytem i miała większy potencjał piłkarski.


Zapis całej rozmowy z Aleksandarem Vukoviciem na stronach czwartkowego "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.