Aleksandar Vuković: Niech zastąpi mnie Borysiuk
17.07.2008 09:42
- Wszystko, co miałem na ten temat do powiedzenia, już powiedziałem. Wniosek jest jeden. Odchodzę z Legii. Nie wiem tylko, czy będzie to w grudniu, czy na początku przyszłego sezonu, kiedy skończy mi się kontrakt, czy może jeszcze w tym miesiącu. Temat uważam za zamknięty. Dziś gramy ważny mecz i nie mam zamiaru sobie zaprzątać głowy innymi sprawami. Moim odejściem, zrzeczeniem się opaski kapitana, nieudanymi negocjacjami. Było, minęło. Mam roczną umowę, parę meczów w Legii jeszcze zagram - mówi pomocnik Legii <b>Aleksandar Vuković.</b>
Mecz z Homlem traktuje pan jako zwykłą formalność? Zagrać, wygrać, awansować?
- Na pewno nie. Nie tylko Legia, ale i inne polskie zespoły pokazały na przestrzeni ostatnich lat, jak kiepsko im idzie w europejskich pucharach. Szczególnie z teoretycznie słabszymi drużynami. Dlatego nie ma to nic wspólnego z formalnością. Wręcz przeciwnie, traktujemy to spotkanie niezwykle poważnie.
Na ile poważnie można jednak traktować przeciwnika, którego najlepszy piłkarz negocjuje podobno z Jagiellonią. To chyba pokazuje klasę rywala?
- Może i tak. Z drugiej jednak strony Zagłębie Sosnowiec w zeszłym sezonie nie potrafiło pokonać w lidze nikogo, a z nami wygrało. Dla piłkarzy z Białorusi to na pewno też szansa na pokazanie się w Polsce. Jestem przekonany, że wielu z nich chciałoby trafić do waszej ligi.
Nie ma pan najlepszych wspomnień z ostatniego meczu Legii w europejskich pucharach?
- Chodzi o spotkanie z Vetrą w Wilnie, po którym kibice Legii zrobili zadymy? Wyjątkowo nieprzyjemne mam stamtąd wspomnienia, i to nie tylko ze względu na zachowanie fanów. Przecież do przerwy przegrywaliśmy wtedy 0:2. To tylko potwierdza moją teorię, że nie można nikogo lekceważyć.
Ludzie wątpią, czy będzie pan grał na sto procent. Przecież wiadomo, że odchodzi pan z Legii.
- Nie mam pojęcia, skąd te wątpliwości. Nie umiem grać inaczej niż na sto procent. Nigdy nie cofam nogi, nigdy nie przechodzę obok meczu. Zresztą wszystkich wątpiących zapraszam na mecz, niech się na własne oczy przekonają. Dopóki będę w Legii, zawsze będę grał na maksa.
Na forach internetowych ludzie wylewają swoje żale. Mówią, że jest pan pazerny, że nie ma pan Legii w sercu...
- Nie odczuwam, że kibice mają mi cokolwiek za złe. Wręcz przeciwnie, ci, których spotykam, mnie popierają. Mówi pan o internecie. Niech pan zobaczy, jaki ja mam telefon (Vuković pokazuje starą, sfatygowaną komórkę - przyp. red.). Komputer to dla mnie czarna magia. Ja jestem staromodny. Co do Legii w sercu, to swoją lojalność udowodniłem właśnie przy negocjacjach wcześniejszych umów, i to wiele razy. Nie można jednak przesadzać. To w końcu mój zawód.
Nie ukrywa pan rozczarowania postawą Legii, która nie zaakceptowała pańskich warunków.
- Wszystko, co miałem na ten temat do powiedzenia, już powiedziałem. Wniosek jest jeden. Odchodzę z Legii. Nie wiem tylko, czy będzie to w grudniu, czy na początku przyszłego sezonu, kiedy skończy mi się kontrakt, czy może jeszcze w tym miesiącu. Temat uważam za zamknięty. Dziś gramy ważny mecz i nie mam zamiaru sobie zaprzątać głowy innymi sprawami. Moim odejściem, zrzeczeniem się opaski kapitana, nieudanymi negocjacjami. Było, minęło. Mam roczną umowę, parę meczów w Legii jeszcze zagram.
Dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak powiedział ponoć, że będzie pan już za stary, by grać w Legii. Tymczasem sprowadził Piotra Rockiego, który ma 34 lata.
- Nikt mi tego w twarz akurat nie powiedział. Ale znowu chce mnie pan wciągnąć w rozmowę o moich negocjacjach z Legią, a ja powiedziałem, że temat jest zamknięty. Obie strony, ja, jak i klub, mamy jasność. Vukovic nie przedłuży kontraktu. Nic wielkiego.
Nic wielkiego? Podobno chciał pan sobie ułożyć życie w Warszawie, osiąść tutaj.
- A pan znowu swoje. To przecież nie wyklucza, że nie zostanę jednak w Polsce. Będę starał się znaleźć jak najlepszą dla siebie opcje. Jeżeli najkorzystniejsza oferta będzie z innego polskiego klubu, to oczywiście tam pójdę. Nie jest wcale powiedziane, że muszę wyjeżdżać z waszego kraju.
Już od niedawna naszego. Został pan polskim obywatelem. Gdy Roger odbierał polski paszport, była transmisja w telewizji, tłumy dziennikarzy. U pana jakoś po cichu to się odbyło. Martwi to pana?
- Martwi? Raczej cieszy. Nie lubię dużego zgiełku wokół siebie. Polski paszport ma mi ułatwić życie. Jestem już tyle lat w Warszawie, mam ogromny sentyment do tego kraju, ale to nie jest taka sytuacja jak z Rogerem. Nie zagram w waszej reprezentacji. Jestem Serbem i jedyny naród, jaki mogę reprezentować, to naród serbski.
Ale pan urodził się w Bośni.
- Bośnię zamieszkują muzułmanie, Serbowie i Chorwaci. Ja się zawsze czułem Serbem.
Rywalizuje pan o miejsce w składzie z Arielem Borysiukiem. Osobą szczególną dla pana. To jego zdjęcie ma pan w szafce w szatni.
- Ariel to świetny chłopak i bardzo dobry piłkarz. Kiedyś przyniósł mi zdjęcie z 2003 roku. Widać na nim, jak na zgrupowaniu pozuję do fotografii z dzieciakiem. Tym dzieciakiem był Ariel. Bardzo mnie to wzruszyło. Jeżeli z kimś miałbym przegrać rywalizację o miejsce, to najlepiej właśnie z Borysiukiem.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.