Aleksandar Vuković

Aleksandar Vuković: Odkąd pojawił się Marcin Herra, nie zamieniliśmy zdania

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

21.05.2022 13:20

(akt. 21.05.2022 14:06)

– Czuję przede wszystkim dużą ulgę, ale również i satysfakcję, że drużyna podołała, że mamy pewne utrzymanie. Wiem też, że przyszedł na mnie czas, pora podjąć pracę gdzie indziej. Gdy w 2020 roku zostałem pierwszym trenerem Legii, powiedziałem, że w tym momencie jestem o dzień bliżej od odejścia z tego klubu. Miałem poczucie, że kiedyś to się skończy – mówił w Chwili Z w "Przeglądzie Sportowym" szkoleniowiec "Wojskowych", Aleksandar Vuković.

– Nie będzie żadnego pożegnania. Wiem, że w klubie był taki pomysł, ale podziękowałem za taką opcję. Nie lubię patetyczności. Sztucznego odbębniania obowiązków. Wiedziałem, że w takiej sytuacji pewnie miałbym dostać coś na pożegnanie od nowego wiceprezesa, którego ja jeszcze nawet nie poznałem.

– Odkąd pojawił się w klubie Marcin Herra (wiceprezes zarządzający – red.), nie zamieniliśmy zdania. Bądźmy do końca autentyczni. Kiedy naprawdę coś i kogoś szanujesz, w pewnych momentach zachowujesz się inaczej. A jak chcesz działać pod publiczkę, to ja do tego nie dołączę. W sobotę zamanifestuję, co jest dla mnie ważne, wykonam gest, by o czymś przypomnieć.

Do marcowej przerwy reprezentacyjnej rozmawialiśmy z dyrektorem sportowym (Jackiem Zielińskim – red.) regularnie, potem kontakt się urwał – powiedział Vuković. – Urwał się w momencie, kiedy definitywnie się dowiedziałem, że nie będę prowadził Legii w przyszłym sezonie? Raczej kiedy Pogoń się dowiedziała, że Kosta Runjaić nie przedłuży umowy. Do tej konferencji było więcej rozmów, analiz. Po niej siłą rzeczy uznano, że to nie ma sensu – dodał Serb.

– Czy miałem wrażenie, że Boruc poczuł się większy niż Legia? Nie uważam, że on się tak poczuł, ale mam wrażenie, że grono ludzi w klubie i dookoła traktowało Artura, jakby tak było.

– Miałem wizję, chciałem, aby Legia była klubem, który docenia konkretne wartości, oddanych ludzi, pewne zachowania. Tu się zaczął problem. Nie chciałem, aby rezygnowano z zawodników tylko po to, by w ich miejsce ściągnąć kolejnych, niekoniecznie lepszych. Nie godziłem się na wymianę 12–14 piłkarzy co pół roku, odcinania się od ludzi, którzy coś dla tego klubu zrobili. Chciałem przedłużenia umów z konkretnymi zawodnikami, których w klubie nie chcieli zostawić. Planowali sprowadzić nowych, wciąż udowadniać, że są mądrzejsi niż cały świat, że ich wizja jest genialna. Moja postawa sprawiała, że pod pretekstem niezadowalających wyników podziękowano mi za pracę. Ich sposób myślenia zweryfikowały kolejne miesiące. Ludzie widzą to dopiero w momencie klęski, a można było to dostrzec na samym początku. Już w mistrzowskim sezonie, po moim odejściu, również kiedy Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Europy, było widać, jaki organizm powstaje, gdy się tak działa.

– Kogo oddanego pozbyto się z Legii? Choćby Antolicia, Gwilii, Wszołka, mógłbym jeszcze długo wymieniać. To są ludzie, którzy mają te wartości, cały czas to pokazywali. Ciężko pracujący, gotowi do poświęceń. Od selekcji wszystko się zaczyna, a jeśli już prawidłowo dobrałeś kadrę, to nie robisz rotacji co pół roku. Gdy przychodzi dobra oferta, jak na Sebastiana Szymańskiego czy Radka Majeckiego, każdy to zrozumie. Ale jeśli wymieniasz solidnych zawodników na takich, którzy na pewno nie są lepsi, to nie ma to żadnego sensu.

Całą rozmowę można przeczytać w serwisie przegladsportowy.onet.pl.

Polecamy

Komentarze (90)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.