News: Aleksander Wandzel: Najpierw zdrowie, potem walka o miejsce w bramce

Aleksander Wandzel: Najpierw zdrowie, potem walka o miejsce w bramce

Stanisław Rudzki

Źródło: Legia.Net

25.07.2013 22:24

(akt. 14.12.2018 02:03)

Aleksander Wandzel latem wrócił do Legii, przybył z Lecha Poznań. W rozmowie z Legia.Net bramkarz opowiada o przebiegu swojej kariery, o kontuzji, celach na przyszłość i zależnościach od ojca. Miłej lektury.

Zacznijmy od początku. Pierwsze treningi rozpocząłeś w Kosie Konstancin, szkółce Romana Koseckiego. Jak wspominasz ten okres?


- Zacząłem grać w piłkę w wieku sześciu lat i od razu zostałem bramkarzem. Często pytają mnie dlaczego wybrałem akurat tę pozycję, a ja nie wiem, bo tak po prostu było od zawsze. Pierwszym moim trenerem był wspomniany Roman Kosecki i dobrze wspominam zajęcia przez niego prowadzone.


Później była Legia. Jak to się stało, że trafiłeś na Łazienkowską?


- Graliśmy sparing z rocznikiem ’95 Legii i wszyscy wiedzieli, że jak Legia przyjeżdża to kwestią nie jest wynik meczu, tylko jak wysoki wynik dostaniemy. Pamiętam, że przegraliśmy w tym spotkaniu 1:6 i paradoksalnie to był jeden z moich lepszych meczów w rundzie. Po nim odezwali się do mnie i do moich rodziców trenerzy z Legii, zapraszając na próbne treningi. Na nich potwierdziłem swoją przydatność.  


Twoim trenerem był m.in. Dariusz Banasik, a razem z tobą występował Kuba Arak oraz Olek Jagiełło.


- Tak, to był trener mojego rocznika i bardzo miło wspominam ten okres. Od początku mieliśmy styczność z dużymi oczekiwaniami, przez co nie przegraliśmy praktycznie żadnego meczu. Cały rocznik ’95 to był bardzo mocny zespół. Dowodem na to może być fakt, że przez te wszystkie lata z Legii odeszło tylko kilka osób. Byliśmy zawsze na wysokim poziomie.


Kolejnym przystankiem były Szamotuły. Co Cię skłoniło do odejścia z Legii?


- W 2010 roku trener Andrzej Dawidziuk był w Warszawie i komentował mecze Mistrzostw Świata. Wtedy skontaktował się z moim ojcem, gdyż chciał mnie zobaczyć. Przyszedłem do niego na trening, odbyłem trzy czy cztery zajęcia i dostałem zaproszenie na obóz. Pojechałem na zgrupowanie. Spodobało mi się i uznałem, że to może być krok do przodu.


Wtedy trener Dawidziuk powiedział o tobie: Już teraz gra w reprezentacji Polski do lat 16. Mam przeczucie, że to może być drugi Łukasz Fabiański. Może takie talenty rodzą się raz na dziesięć lat [bramkarz Arsenalu Londyn urodził się w 1985 r., a Wandzel w 1995 r.] - to chyba miłe słowa?


- Tak, to bardzo miłe słowa. Powiem szczerze, że gdybym miał pójść drogą Łukasza, to nie miałbym nic przeciwko (śmiech). Mając 21 lat debiutował w pierwszej drużynie Legii. Jeżeli tak by było również w moim przypadku, to super. Nawet jeżeli stanie się to później, nie róbmy tragedii. Dla bramkarza debiut w wieku 20 lat, w takim zespole jak Legia, to i tak bardzo wcześnie. Dlatego jestem zadowolony z miejsca w którym jestem i posiadania szansy rozwoju. A dlaczego trener Dawidziuk tak się wypowiadał? To już jego trzeba się spytać. Z mojej strony dawałem z siebie wszystko na treningach. Gdyby tak nie było, to by tak po prostu nie mówił.


Wkrótce trafiłeś na Bułgarską.


- Po moim przyjściu do szkółki, MSP porozumiało się z Lechem na zasadzie współpracy. Najzdolniejszą młodzież brano bezpośrednio do Młodej Ekstraklasy czy tak jak w moim przypadku, do pierwszego zespołu. Podkreślam to w każdych wywiadach – piłka nożna to sport, w którym ciężko być przywiązanym do jednego klubu. Mimo wszystko, nie może być sentymentów, bo dzisiaj jesteś tu, a jutro tam. Według mnie grasz tam, gdzie akurat cię chcą. Każdy piłkarz powinien dążyć do takiej sytuacji, w której to o niego się zabiega, a nie odwrotnie.


A jak przebiegała współpraca z Lechem?


- Staram się nie szufladkować czy to MSP, Legia czy Lech tylko patrzę przez pryzmat swojego rozwoju. Z każdego miejsca coś wyniosłem. Stałem się lepszym człowiekiem i bramkarzem.


Co było najważniejszym czynnikiem powrotu do Legii? Chęć rozwoju?


- Tak, z pewnością. Dodatkowo też chęć pewnej zmiany. Staram się w wielu sytuacjach bazować na swojej intuicji i przeczuciu. Oczywiście nie było to typowe „lecenie na wariata”, tylko przemyślana na zimno decyzja. Dużo spędziłem nad dojściem do wniosku, że Legia to odpowiednie miejsce dla mnie. Od początki intuicja podpowiadała mi jednak, żeby to zrobić i po prostu to zrobiłem.


A propos rozwoju... Będziesz miał okazję trenować po raz pierwszy z trenerem Krzysztofem Dowhaniem. Jak bardzo to było ważne przy podjęciu decyzji o powrocie do Legii?


- Rzeczywiście nie miałem jeszcze okazji trenować pod okiem trenera Dowhania i dlatego bardzo się cieszę z takiej szansy. Z pewnością był to jeden z wielu ważnych czynników przy podejmowaniu decyzji.


Kiedy pojawiła się pierwsza oferta z Legii?


- Wiem, że coś było już na początku zimy, ale oferta, w której ja zacząłem prowadzić rozmowy była pod koniec lutego, czyli jak już byłem kontuzjowany. Oferta Legii była dla mnie jasna. Mam nakreślony długoterminowy plan rozwoju, ale przede wszystkim w rozmowach kontraktowych byliśmy ze sobą w stu procentach szczerzy. Ktoś mi mówi, że jeżeli będę się planowo rozwijał, to zostanę odpowiednio wynagrodzony i to jest fair. Jest wiele układów, które początkowo wydają się pewne, a później okazuje się, że ktoś się wycofuje ze wcześniejszych ustaleń.  W rozmowach z prezesem Leśnodorskim i dyrektorem Mazurkiem było powiedziane co muszę zrobić, by spełnić ich warunki. To mi się spodobało, lubię współpracować z konkretnymi ludźmi.

Jak wygląda obecnie sytuacja z twoją kontuzją?


- Miałem operację rekonstrukcji więzadła krzyżowego i szytą łękotkę. Ciężko pracuję by wrócić do siebie. Na każdym kroku jestem uczulany by tego nie przyspieszać, bo to mimo wszystko poważna kontuzja. Niektórzy zawodnicy przez takie urazy kończyli kariery, więc dokładnie wykonuję każde polecenia lekarzy by rehabilitacja przebiegła sprawnie ale i bezpiecznie. Mam czas i jeżeli będę zdrowy, to forma jest jedynie kwestią czasu.


Konsultowałeś się z kimś przed podjęciem decyzji? Na przykład z Bartoszem Bereszyńskim?


- Tak, rozmawiałem z każdym kogo znałem. Minęły cztery lata przez które mnie nie było, więc nie mogę bazować na tamtych doświadczeniach. Przez ten czas doszło do wielu zmian. Począwszy od stadionu, pracowników i prezesa. Wszystko to sprawia, że wracam do nowej rzeczywistości.


Relacje twojego ojca z prezesem są bliskie. Wiele osób może Ci zarzucać, że to ułatwiło Ci przyjście na Łazienkowską.


- Nie chce tego ukrywać, że relację mojego ojca z prezesem Leśnodorskim są bliskie, jednak to nie znaczy, że moje relacje takie są. Obserwatorzy mogą mi to zarzucać, a ja im tego nie zabronię. Mamy w Polsce wolność słowa i nikomu nie zakaże się w ten sposób wypowiadać. Jedyne co mogę zrobić, to pokazać na co mnie stać. Wiele osób próbuję odgryzać się w mediach, co według mnie jest bez sensu. Świat piłki jest taki, że gdy jesteś na fali, to wszyscy ci kibicują, a gdy podwinie ci się noga, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie ci źle życzył. Już się do tego przyzwyczaiłem. To, że tutaj jest prezes, to i tak nic. W Lechu każdy na mnie patrzył przez pryzmat mojego ojca [Maciej Wandzel był członkiem Rady Nadzorczej Lecha Poznań do czasu zmiany braw przez jego syna – przyp. red.]. Trenerzy wypowiadali się o mnie pozytywnie i to było dla mnie ważne, a nie zdanie osób, które nie widziały mnie nawet w jednym meczu.


Wyklarowała się trochę sytuacja z młodymi bramkarzami. Odszedł Jakub Szumski, Oskar Pogorzelec, w końcu kontraktu nie przedłużył Igor Berezowski, a na wypożyczeniu jest Konrad Jałocha. Po wyleczeniu kontuzji możesz czuć się trzecim bramkarzem.


- Nie wiem jaka jest polityka klubu dotycząca tych bramkarzy, nie wiem też dlaczego nie doszło do porozumienia. Ja się cieszę, że moja sytuacja jest taka, jaka jest. Mogę patrzeć tylko na siebie, a nie na innych - to nie są moje sprawy. Zarówno Kuba jak i Oskar mają swoich menedżerów i to jak się ich kariera potoczy, to nie jest moja sprawa. Nie zamierzam się tym szczególnie przejmować.


- Gram na takiej pozycji, że będąc drugim nie grasz. Jeżeli oglądasz się za siebie to znak, że się boisz. Według mnie bramkarz nie może się bać i powinien patrzeć jedynie przed siebie - tam jest kolejnych dziesięciu zawodników, którym trzeba podpowiedzieć jak się ustawić. Bramkarz to ostatnia instancja na boisku, jeżeli on popełni błąd, to rzadko kiedy obchodzi się bez większych konsekwencji. Meczową presję przekładam na stosunek do konkurencji wokół mnie. Zawsze z tyłu głowy jest ta świadomość, że w kolejce czeka trzech, czterech zawodników. Wszyscy czekają na miejsce, które zostało wywalczone przeze mnie ciężką pracą. Oczywiście bardzo ważne jest zaufanie, szczególnie w młodym wieku, kiedy popełnia się błędy, a nie można się załamywać. Dobrze jest gdy trener konsekwentnie na ciebie stawia, to pozwala zbudować pewność siebie i swoich umiejętności. Wiem jedno. Przychodzę tutaj, żeby wywalczyć sobie miejsce w bramce, bo nikt mi go za darmo nie da. Jeżeli się ciężko pracuje i jest się dobrym, to na efekty nie trzeba długo czekać. Naturalna kolej rzeczy.


Po wyleczeniu kontuzji prawdopodobnie czeka się gra w rezerwach Legii. Liczysz na szybkie wypożyczenie?


- Szczerze mówiąc to na razie nie wybiegam tak daleko w przyszłość, ponieważ nadal jestem kontuzjowany i przede wszystkim chcę wrócić do normalnych treningów. Mam dwuletni kontrakt i sporo czasu do ugruntowania swojej pozycji w klubie. Nie wykluczam również wypożyczenia. W życiu bramkarza przez długi czas można być głębokim rezerwowym, by za chwilę stać się numerem jeden. W Lechu była podobna sytuacja, kiedy to kontuzjowany byłem ja wraz z Jasminem Buriciem. Na ławce rezerwowych usiadł Przemek Frąckowiak, który de facto był numerem cztery. Wszystko może się zmienić jak w kalejdoskopie.


Jak wyglądają obecnie twoje treningi? Jak przebiegł obóz?


- Na razie są to treningi typowo siłowe, odbywam je razem z Michałem Efirem, wracającym do zdrowia po tej samej kontuzji. Wszystko odbywa się pod okiem naszego rehabilitanta Wojtka [Frukacza – przyp. red.]. Ciężko pracujemy by wrócić po kontuzji. Przyjdzie czas na normalne zajęcia z piłkami. Najważniejsze by nasze kolana były stabilne.


- Obóz przebiegł bez zarzutu. Jestem zadowolony z wykonanej pracy, a co do piłki to już zacząłem podstawowe ćwiczenia.


Jak się odnalazłeś w szatni?


- Wydaję mi się, że wszystko jest w porządku. Każdy z chłopaków jest bardzo komunikatywny, dlatego nie ma problemów z dogadywaniem się i wydaję mi się, że będzie nam się razem dobrze pracowało. Najwięcej czasu spędzam z Michałem Kopczyńskim i Michałem Efirem. Wszyscy wracamy po kontuzjach i mamy wspólny cykl treningowy.


Swego czasy miałeś spore problemy z nadwagą. W pełni sobie z nimi poradziłeś?


-  W czasie mojego pierwszego pobytu  w Legii rzeczywiście były takie problemy, jednak to już jest za mną. Zacząłem dbać o dietę, dużo ćwiczę. Uważam, że profesjonalnie należy podchodzić do tego co się robi. Widzę to również po swoich kontuzjach. Czasami są to zdarzenia losowe, na które nie mamy wpływu. Jednak zawsze gdzieś jest nasza wina. Powiedziałem sobie, że postaram sobie tak życie zorganizować pod kątem diety, odpoczynku i treningu, by temu losowi pozostawić jak najmniej pola do popisu.

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.