Aleksander Waniek 2019
fot. Marcin Szymczyk

Aleksander Waniek: Wróciłem do domu, to dla mnie kolejna szansa

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

24.03.2023 20:05

(akt. 24.03.2023 20:05)

– Wróciłem do domu, z czego się bardzo cieszę. To dla mnie kolejna szansa i możliwość dalszego rozwoju we wspaniałych warunkach – mówił zawodnik rezerw, Aleksander Waniek, który reprezentował "Wojskowych" w latach 2005-2021, po wygaśnięciu umowy trafił do ŁKS-u Łagów, a niedawno, po rozpadzie III-ligowca, ponownie przeszedł do Legii.

Gdy opuszczałeś Legię, to zadałem ci pytanie, czy bierzesz pod uwagę, że za jakiś czas możesz wrócić tutaj jako zawodnik. Chyba się nie spodziewałeś, że stanie się to tak szybko.

– Jeśli mam być szczery, to nie. Wróciłem do domu, do drugiej drużyny, możliwe, że to dla mnie kolejna szansa, lecz jak wtedy rozmawialiśmy, to chyba bardziej w tym kontekście, że może kiedyś uda się trafić do "jedynki". Ale oczywiście cieszę się z powrotu. Mimo przeszłości, kontuzji, znowu znalazłem się w odpowiednim miejscu, w którym mam możliwość wejścia z Legią II na szczebel centralny. Nie mówię, że będę walczył o to, by dołączyć do pierwszego zespołu, bo w moim wieku (rocznik 1998 – red.) to raczej marne szanse, bym był brany pod uwagę, choć wszystko zależy ode mnie, w piłce dzieją się różne rzeczy.

Gdyby ŁKS Łagów, twój dotychczasowy klub, się nie rozpadł, to do Legii byś nie wrócił, na pewno nie teraz.

– Wcześniej ŁKS funkcjonował dobrze, nie można było na nic narzekać. Ze względu na to, że Wieczysta Kraków i inne drużyny traciły punkty, to myślę, że bez większych problemów moglibyśmy awansować do II ligi, bo mieliśmy naprawdę solidny zespół. Człowiek chce się znowu odbić, ponownie trafić do wyższej ligi, na poziom centralny, robi wszystko, by do tego doszło, gra, wygrywa, a nagle sponsor odchodzi, nie ma się na nic wpływu. Dla mnie, jak i reszty chłopaków, była to nieprzyjemna sytuacja.

Dostałem kolejnego dzwona w życiu, który może mnie nie zastopował, lecz następne tygodnie okazały się trudne. Informację o tym, że klub z Łagowa raczej nie przystąpi do rozgrywek, dostaliśmy dość późno, gdy drużyny z I czy II ligi porobiły już transfery na rundę wiosenną. Człowiek nie wiedział, co się wydarzy. Poprosiłem trenera Mateusza Kamudę o to, czy mógłbym przyjechać do LTC i potrenować. Na początku w ogóle nie rozmawialiśmy o powrocie do Legii, miałem po prostu poćwiczyć, podtrzymać formę i liczyć na to, że ktoś się po mnie zgłosi. Ale z treningu na trening wyszło tak, że szkoleniowiec rezerw wykazywał mną zainteresowanie, był zadowolony z mojej postawy, zagrałem w dwóch sparingach. Później, od słowa do słowa, doszło do podpisania kontraktu, z czego jestem bardzo zadowolony.

Trafiłem najlepiej, jak mogłem, wróciłem do domu i dalej rozwijam się we wspaniałych warunkach. Najważniejsze jest teraz to, by powalczyć o awans, to nasz cel. Śmieję się, że czuję lekką presję czasu, gdyż nie mam już 18 lat. Zależy mi na tym, by jak najszybciej wejść z drugą drużyną na wyższy szczebel, bo uważam, że III liga to zdecydowanie za niska klasa rozgrywkowa dla rezerw.

Czujesz, że zespół ma wiarę i umiejętności, by awansować jeszcze w tym sezonie? I jak postrzegasz III ligę, w której się znajdujecie?

– Będąc całkowicie szczerym, to uważam, że III liga jest bardzo specyficzna. Pogoń Grodzisk Mazowiecki ma nad nami 9 punktów przewagi, ale moim zdaniem nie jest to drużyna, która będzie wygrywać każdy mecz. Sądzę, że jeszcze nic nie jest stracone, zespoły z czuba tabeli mogą gubić "oczka". Najważniejsze jest to, byśmy skupiali się na każdym, kolejnym spotkaniu, szli krok po kroku, pięli się w górę. Wiadomo, że musimy spoglądać na innych, ale teraz nie możemy zaprzątać sobie tym głowy. Chodzi o to, by do najbliższego spotkania podchodzić tak, jak by to była wojna.

Zaczęliśmy rundę wiosenną od dwóch wygranych, choć z Pelikanem Łowicz (3:2 – red.) sami narobiliśmy sobie trochę smrodu, powinniśmy zamknąć mecz, zwyciężając 4:1 albo 5:1. Ale mimo że zimą trafiłem tutaj z innymi zawodnikami i nie trenowaliśmy ze sobą jakoś bardzo długo, to wyglądaliśmy całkiem nieźle. Szkoda rywalizacji z Lechią w Tomaszowie Mazowieckim. Myślę, że remis 1:1 był zasłużony. Nie możemy zasłaniać się tym, że jedziemy do innego zespołu i gramy na słabo przygotowanym boisku, choć na pewno nam ono nie pomagało. Jestem z drużyną od niedawna, więc nie wiem, jak było wcześniej, ale budujące okazało się to, że zeszliśmy do szatni i każdy czuł, że nie zdobyliśmy punktu, tylko straciliśmy dwa. Nie powiem, że była to głupia strata "oczek", bo od 1. minuty przegrywaliśmy, przeciwnik nie strzelił gola w końcówce, lecz z tego spotkania można było wyciągnąć więcej. Pojawiła się sportowa złość. Musimy wychodzić na murawę z takim podejściem.

W III lidze wszystko się może zdarzyć. Przykładowo, Świt Nowy Dwór Mazowiecki, który jest przed nami, stracił punkty z przedostatnim Ursusem Warszawa. Uważam, że takie sytuacje będą się powtarzały. Trzeba być odpowiednio nastawionym, zdeterminowanym, by zwyciężać. Jeśli będziemy wygrywać, to jest spora szansa, by jeszcze powalczyć o awans. Nie ma na co czekać, należy wycisnąć ile się da. Mamy zrobić maksimum, by sprostać temu wyzwaniu.

Aleksander Waniek

Co, jako zespół, najbardziej was wyróżnia?

– Nasza siła to odpowiednia proporcja między doświadczonymi a młodymi chłopakami. Wiadomo, że zarówno młodzieńcza fantazja z przodu, jak i ogranie np. Mateusza Możdżenia, jest bardzo potrzebne w piłce. Myślę, że mamy ciekawą mieszankę. Są zawodnicy, którzy w trudniejszych momentach wezmą grę na barki, przytrzymają piłkę, zagrają pod faul. W składzie znajdują się też młodzieżowcy, potrafiący zrobić różnicę w pojedynkach 1 na 1 w ofensywie, ale oni także muszą brać pod uwagę to, że czasami trzeba zwyciężyć prostotą. Zdarza się, że widzę w treningach, że młodsi chcą sami przejść całe boisko, a czasami wystarczy puścić piłkę do boku, oddać strzał, co przyniesie punkty. Oczywiście, nie można zabierać im tego, że chcą być kreatywni, to bardzo dobra sprawa, lecz muszą to wyważyć, wiedzieć, kiedy można sobie na nią pozwolić, a kiedy należy wybrać prostsze metody.

Musimy być zespołem, który czasami wygra w brzydkim stylu, nie zawsze w piękny sposób, choć wiadomo, że zawsze musimy dążyć do tego, by wyróżniać się pod względem piłkarskim. Wiemy, że III liga, nie tylko ta grupa, ale wszystkie cztery, są siermiężne, czasami chamskie, aroganckie. Mówi się, że ta klasa rozgrywkowa to nic, lecz osobiście grało mi się trzy razy łatwiej w II lidze, czego doświadczyłem w Olimpii Elbląg, niż na niższym szczeblu, z "dwójką". Na poziomie centralnym jest więcej taktyki, piłki, a tutaj czasami odnosi się wrażenie, że przeciwnik ma ci ochotę zrobić krzywdę. Ale sądzę, że to dobra szkoła, zwłaszcza dla młodych. Jak przetrwają, to jest to dobry zalążek, by z przytupem wkroczyć do poważniejszego, seniorskiego futbolu.

Nasza drużyna ma szanse na coś więcej niż obecna pozycja w tabeli (9. lokata – red.) Wiemy, że do podium brakuje niewiele. Za dwa mecze możemy być w zupełnie innym miejscu, musimy zrobić wszystko, by się w nim znaleźć.

Ty za to błyskawicznie znalazłeś się w wyjściowym składzie. Jak się czujesz na boisku, w szatni? Starasz się pomagać młodszym?

– Bardzo dobrze wprowadziłem się do drużyny. Mam tu zresztą jednego z najlepszych przyjaciół, czyli Igora Korczakowskiego, z którym zaczynałem grę w Legii za małolata. Śmiejemy się, że historia zatoczyła koło, bo razem wróciliśmy do stołecznego klubu, choć on nieco wcześniej. Poza tym, znałem wielu innych chłopaków, więc uważam, że moje wejście do szatni okazało się dość łatwe, nie miałem problemu.

Szybkie wywalczenie składu? Nie powiem, że się nie spodziewałem, starałem się przekonać swoją dyspozycją, by od razu wskoczyć do wyjściowej jedenastki, lecz zawsze patrzę szerzej. Dołączyłem do zespołu na dwa tygodnie przed wznowieniem rozgrywek i miałem świadomość, że szkoleniowiec może na mnie nie postawić, gdyż po prostu znaliśmy się za krótko. Dziękuję trenerowi za zaufanie, próbuję się odwdzięczać w każdym meczu.

Jeżeli chodzi o podejście do młodych, to staram się im spokojnie, merytorycznie podpowiadać w trakcie treningów, meczów, tłumaczę, w jakich sytuacjach mogą się zachowywać lepiej. Mam nadzieję, że z tego korzystają. Jeżeli wesprę młodszego piłkarza, który weźmie sobie moje uwagi do serca, to ten fakt może nam pomóc w wygraniu meczu. Nie mam wielkiego doświadczenia, zbyt długo nie występowałem na poziomie centralnym, ale wydaje mi się, że jak ktoś jest inteligentny na boisku, to – mimo że nie grał wyżej – potrafi dostrzec dobre wzorce i podszlifować jakiś aspekt u danego chłopaka.

Czujesz, że możesz dużo dać Legii II? Nie od dziś wiadomo, że masz niezłe umiejętności i odpowiedni charakter.

– Uważam, że dotychczas, oczywiście poza Legią, powinienem występować o wiele wyżej niż w III lidze, jeśli chodzi o moje umiejętności, lecz jestem człowiekiem, który twardo stąpa po ziemi, stara się być skromny. Nie zrzucam winy na innych, tylko patrzę na to, co mogłem zrobić lepiej, gdyż wiem, że mam sporo elementów do poprawy, ale zawsze czułem się mocny piłkarsko, pod tym kątem mogę zrobić różnicę, pomóc zespołowi.

Próbuję również liderować w szatni. Bardzo lubię żartować, dbać o atmosferę, lecz musimy wychodzić na boisko z odpowiednim nastawieniem. Tu należy wygrywać. Kiedy można, to się śmiejemy, ale gdy nadchodzi mecz, to fajnie, by każdy był skoncentrowany, zdeterminowany, miał poczucie rywalizacji o coś. Bodajże w przerwie spotkania z Pelikanem, gdy po pierwszej połowie przegrywaliśmy 0:1, powiedziałem w szatni: "Panowie, nie mam zamiaru grać w Legii o 7. czy 8. miejsce, to nie ma sensu". Trzeba wytworzyć gen zwycięstwa. Tylko rzetelna praca i przygotowanie może zaprowadzić nas wyżej.

Aleksander Waniek

Za tobą 16 lat gry w Legii, wiele wspomnień. Jakie wydarzenia najbardziej utkwiły w pamięci?

– Nie powiem, że w głowie zostało wszystko, ale myślę, że jest w niej 3/4 wspomnień z Legii. Najfajniejsze momenty to m.in. trzykrotne wygranie Centralnej Ligi Juniorów. Powiedzmy, że był to pierwszy, poważniejszy sukces w piłce młodzieżowej, można było poczuć własną wartość, życzę każdemu mistrzostwa Polski na tym szczeblu.

Miło wspominam też młodzieżową Ligę Mistrzów, wszelakie wyjazdy do Madrytu, Lizbony, Dortmundu. Było wiele fajnych, zagranicznych turniejów. Na to, by wyłapać wszystko, czego doświadczyłem, poprzypominać inne historie, potrzebowałbym pewnie dwóch godzin.

W Legii przeżyłem zarówno najlepsze, jak i najgorsze chwile. Jeśli chodzi o tę drugą kwestię, to mam na myśli operacje kolana. Nie usprawiedliwiam się, lecz sądzę, że ci, którzy przebyli tę kontuzję, mogliby się wypowiedzieć w podobnych słowach, czyli że to troszkę hamuje rozwój, trzeba dochodzić do siebie, także psychicznie. Nie jest to takie proste, jak się wydaje. Mimo tych urazów, na pewno spotkało mnie tu więcej pozytywów. Spędziłem tutaj dużo czasu, 3/4 życia.

W młodzieżowej Lidze Mistrzów grałeś m.in. z Rafaelem Leao i Achrafem Hakimim, którzy są odpowiednio w Milanie oraz PSG, mają za sobą solidne występy na mundialu w Katarze.

– W moim domu jest atmosfera żartu i – że tak powiem – wspólnego kąsania, oczywiście z dystansem. Brat czy tata często się podśmiechiwali, żartowali ze mnie, pytając "Co się stało, że oni rywalizują w topowych ligach, a ty ich oglądasz? Gdzie popełniłeś błąd?". Grałem z nimi, widziałem, że mają potencjał, sporą jakość, ale nie wyglądało to tak, że oni okazali się niemożliwi, że zdecydowanie się od nich odstawało. Też można było ich okiwać, zrobić "kółeczko".

Nie odczuwałem przepaści, aczkolwiek nie chcę mówić, że nasze umiejętności były zbliżone. Jak jechałeś do szkółki Realu, Sportingu, to poniekąd nastawiałeś się na to, że rywale mogą prezentować się nieco lepiej. Potem wszystko weryfikowało boisko. Mierzyliśmy się ze Sportingiem w Pruszkowie w młodzieżowej Lidze Mistrzów i ograliśmy zawodników, którzy później – tak, jak Leao – przechodzili do lepszych klubów za dziesiątki milionów.

Pamiętam, że w meczu UEFA Youth League udało mi się zablokować strzał Leao z 5. metra, który na 99 proc. zakończyłby się golem. Oglądając Rafaela sprzed telewizora, śmiejemy się czasami z tatą i zastanawiamy, czy on, grając teraz na takim poziomie, w ogóle kojarzy tę sytuację.

To sprawia ból wewnętrzny, bo grałem z takimi piłkarzami i nie mogłem powiedzieć "O Jezu, oni są trzy razy lepsi". Wcale tak nie było, co powoduje lekki smutek. Okej, miałem epizod na poziomie centralnym, lecz nie występowałem gdzieś wyżej, na razie, bo wierzę, że to się odwróci.

Ale nie jest też tak, że wszyscy gracze Sportingu czy Realu, z którymi się mierzyłeś, porobili większe kariery.

– Wiadomo. Nie jest tak, że po 6-7 piłkarzy z tych drużyn gra obecnie w bardzo dobrych, europejskich klubach. Pamiętam, że gdy przylecieliśmy do Hiszpani na spotkanie z Realem, to nie to, że ktoś nas straszył, broń Boże, tylko usłyszeliśmy, że Paragwajczyk (Sergio Diaz – red.), występujący wtedy na ataku w barwach "Królewskich", był kupiony za 5 mln euro. Potem wyszedł z nami na mecz i raczej nie pamiętam, by coś nam zrobił. Bardziej myślę, że nasi obrońcy go – mówiąc potocznie – kasowali. Mam świadomość, że do większego futbolu przebiły się jednostki, reszta ląduje w niższych ligach.

Jeśli chodzi o Legię, to wybili się choćby tacy zawodnicy, jak Sebastian Szymański czy Radosław Majecki.

– Pamiętam, że z Sebastianem Szymańskim przez dłuższy czas tworzyliśmy dwójkę defensywnych pomocników w Centralnej Lidze Juniorów. To kozak, zasłużył na to, co teraz ma. Wiemy, że w Legii przewijały się różne nazwiska i nie zawsze szły one w parze z umiejętnościami. Sebek pokonywał kolejne szczeble, szedł w górę, od początku był bardzo dobrym zawodnikiem. Można było przeczuwać, że osiągnie w piłce coś więcej, nie tylko w Polsce, a w dobrej, zagranicznej lidze.

Z Radkiem Majeckim też długo grałem. Zawsze prezentował ogromne umiejętności. Spodziewałem się, że najpierw trafi do pierwszej drużyny Legii, a potem wyjedzie z kraju. Mocno się wyróżniał. Gdy miałem go za plecami, to czułem się pewnie, co myślę, że jest największym komplementem dla bramkarza.

Krok po kroku staram się dążyć do tego, by u schyłku swojej, jak na razie, przygody, bo wierzę, że w końcu przemieni się to w większą karierę, nie opowiadać tylko o wyróżniających się zawodnikach, z którymi grałem. Sam chciałbym zaistnieć, choćby na krajowym podwórku, trochę wyżej. Ale to fajna sprawa, że rywalizowało się z tymi chłopakami, a teraz można ich oglądać w lepszych, europejskich ligach.

Mówisz, że wierzysz, że i ty zrobisz większą karierę. Gdyby nie dwukrotne zerwanie więzadeł krzyżowych, to być może byłbyś już w ekstraklasie lub na jej zapleczu.

– Nie chcę, by wszystko sprowadzało się do tego, że będę narzekał na kontuzje. Byłem po prostu ciekawy, jak to się potoczy. Miałem 18 lat, fajny okres, grałem non stop, występowałem w CLJ, młodzieżowej Lidze Mistrzów i drugiej drużynie. Pamiętam, że już wtedy, czyli przed pierwszym zerwaniem więzadeł, pojawiły się oferty, zapytania z I-ligowych klubów, zaraz wchodził przepis o młodzieżowcu. Żałuję, że w takim momencie doznałem tak poważnego urazu. Nie ma dobrego momentu na taką przerwę.

Nie jestem człowiekiem, który będzie się zasłaniał kontuzjami i mówił, że to kwestia, która zatrzymała moją karierę. Okej, w jakimś stopniu na pewno, bo jeśli ktoś nie gra dwa lata z rzędu, to nie ma czucia boiska, piłki, odpowiednich zachowań, ruchów, co wraca po jakimś czasie. Takie jest życie, nic na to nie poradzę.

Daleko mi choćby do roli Możdżenia, który jest ograny, ale i też trochę starszy. Na razie nie chcę się stawiać w roli doświadczonego zawodnika, któremu bliżej do końca. Jestem jeszcze dość młody. Wiem, że mogę się poprawić na wielu płaszczyznach i wrócić na szczebel centralny. Nie będę opowiadał, że gdyby nie problemy zdrowotne, to trafiłbym do ekstraklasy, bo to byłaby głupota, lecz jeśli chodzi o same umiejętności, to na pewno znalazłbym się w I czy II lidze.

Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy. Na razie jestem w III lidze, najpierw tu trzeba zrobić wynik, walczyć o awans. Bez sensu mówić teraz, że liczę na grę w ekstraklasie. Oczywiście, mogę sobie liczyć, ale to błahe marzenia, aktualnie występuję na IV poziomie rozgrywkowym w Polsce. Muszę patrzeć krok po kroku, dostać się na szczebel centralny.

News: Aleksander Waniek: Powalczymy z Realem o korzystny wynik

Podpisałeś umowę z Legią do końca sezonu. Jest szansa na dłuższą współpracę?

– Jeśli dyrektor Śledź, trener Jacek i inne osoby, które odpowiadają za te sprawy w klubie, będą ze mnie zadowolone, to myślę, że jest uchylona jakaś furtka, by zostać na dłużej. Na razie się na tym nie skupiam, do czerwca jest robota do wykonania. Co będzie później, to zobaczymy.

Chciałbyś zostać? Podejrzewam, że dużo będzie zależało od tego, czy w najbliższych miesiącach uda się awansować z rezerwami do II ligi.

– Nie ukrywam, że dla mnie bardzo ważne jest to, jak potoczą się wydarzenia w lidze. Cały czas chciałbym iść do przodu, w dalszym ciągu czynić progres, mam na myśli poziom rozgrywkowy, bo wiadomo, że Legia to najlepsze miejsce do rozwoju.

Oczywiście, że byłbym chętny, by tu zostać. To największy i najlepszy klub w Polsce. Gdyby dyrektor miał na mnie plan długoterminowy, to na pewno byłbym otwarty na rozmowy, ale fajnie, jeśli już w tym roku pokryłoby się to z wynikiem sportowym w rezerwach. Tak, jak mówiłem – III a II liga to zupełnie inne granie. Sądzę, że dla każdego zawodnika o wiele przyjemniejsze będą występy w II lidze, gdzie rywalizują kluby, które mają ekstraklasową przeszłość, są większe pod względem kibicowskim.

Wspomniałeś o planie długoterminowym. Czymś takim może być np. opcja, którą dostał Łukasz Turzyniecki, czyli łączenie gry w rezerwach z pracą analityka? I jeśli tak, to jak byś się na to zapatrywał?

– Jeżeli dyrektor Śledź by uznał, że sportowo mu się podobam i będzie miał fajny, dłuższy plan, to możemy usiąść do rozmów. To zależy od klubu, nie do końca ode mnie, na razie wykonuję robotę na boisku. Jeśli nadarzyłaby się długoterminowa propozycja z szansą pracy np. jako trener lub ktoś inny, to jest to tylko na plus. To oczywiste, że byłbym tym bardzo zainteresowany i z tego zadowolony, zwłaszcza że jestem związany z Legią całe życie.

Nie to, że chcę się wymigiwać od konkretnej odpowiedzi, bo wiem, że jestem już w takim wieku, że muszę patrzeć na takie rzeczy, lecz na razie będę pazernie powtarzał, że pragnę pokazać się z dobrej strony jeszcze jako piłkarz.

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.