Ampfutboliści Legii zagrają w Lidze Mistrzów. "Planem minimum wywalczenie medalu"
04.01.2021 10:30
Można śmiało powiedzieć, że zdominowaliście ten sezon, a już na pewno jego pierwszą połowę. Jednak przed sezonem chyba nie byliście jednoznacznie stawiani w roli faworyta?
Mateusz Szczepaniak, trener sekcji Legia Amp Futbol: - W naszej ekstraklasie zawsze są zespoły, które są na dobrym poziomie. W tym roku można było je podzielić na dwie części. Podbeskidzie, Wisła i my byliśmy postrzegani jako faworyci, czy raczej pretendenci do tytułu. Widzew i Warta debiutowali, więc wiadomo było, że trzeba zachować dla nich pewien margines błędu, bo mogą wystartować trochę gorzej. Natomiast od początku przygotowań nie wyobrażaliśmy sobie, że tego mistrzostwa nie odzyskamy. Tak układaliśmy te puzzle w drużynie, aby na każdej pozycji był czołowy zawodnik w lidze, czołowy w Europie. Pojęcie faworyta u nas jest o tyle ciężkie, że bardzo często ze sobą gramy. Przykładowo z Wisłą zmierzyliśmy się cztery razy, a nie tak jak w normalnych rozgrywkach dwa. Tym bardziej jesteśmy bardzo zadowoleni. W tej pierwszej części sezonu wszystko szło dokładnie tak jak chcieliśmy. Można powiedzieć, że zdominowaliśmy cały sezon, bo jedyne co mamy sobie do zarzucenia to jedna porażka z Wisłą na turnieju w Łodzi. Wyszliśmy na ten mecz zdekoncentrowani, choć już wtedy mogliśmy przypieczętować mistrzostwo. Chłopaków trochę zjadła presja. Widać było, że nogi były sztywne. Drugi dzień w Poznaniu zagraliśmy składem rezerwowym, aby chłopaki którzy grali mniej, mieli szansę zmierzyć się z lepszymi zespołami. I nawet później analizując te spotkania mogę stwierdzić, że wyglądało to naprawdę bardzo fajnie.
W tamtej edycji Ligi Mistrzów udało się Wam zrealizować plan minimum jakim było wyjście z grupy, choć nie mieliście łatwej drogi i trafiliście do grupy śmierci. Jakie są założenia przed kolejnym występem?
Mateusz Szczepaniak, trener sekcji Legia Amp Futbol: – Powinniśmy poczekać na losowanie, bo jeśli znowu trafimy na takie zespoły, to będzie trzeba trochę tonować nastroje (śmiech). A tak szczerze? Przed sezonem zawsze siadamy z Adrianem i zakładamy różne cele na rok, czy dwa lata do przodu. Naszym planem minimum jest powtórzenie sukcesu z Gruzji, czyli wywalczenie medalu. Super osiągnięciem byłoby dojście do finału i zmierzenie się w nim na 99% z drużyną turecką.
Adrian Stanecki, kapitan sekcji Legia Amp Futbol: – Ale tutaj nie można zapomnieć o drugim celu, jakim jest obrona tytułu mistrzowskiego. Nie chcemy popełnić tego błędu z 2019 roku, gdzie skupiliśmy się na pierwszej połowie roku, Liga Mistrzów poszła nam bardzo fajnie, ale sezon nam odjechał. Nie chcemy znowu stworzyć sobie problemu i zastanawiać się jak to zrobić, aby z powrotem wrócić na czołową pozycję w Polsce.
Amp Futbol może bardzo pomagać, ale nie jest waszym jedynym zajęciem. Nie jest to dyscyplina, której można poświęcić sto procent swojego czasu. Zastanawiam się kto właśnie został mistrzem Polski 2020? Kucharz, finansista, grafik komputerowy?
M.S. – Oczywiście trenerzy-fizjoterapeuci. Pan kapitan to finansista. Niech pomyślę po kolei… mamy rolnika, pracownika urzędu skarbowego, pracownika ministerstwa, osobę z działu prawnego, studenta.
A.S. – Jeden z zawodników zawodowo montuje filmy. Jeszcze kolejny pakuje i wysyła kawę za granicę. Są również kierownicy magazynów.
M.S. – Mamy też jednego bezrobotnego, szukamy pracy dla Piotrka – nasze specjalne pozdrowienia (śmiech). Ogólnie od A do Z, pełen przekrój. Tak samo jak z tymi przykładami różnych historii dotyczących niepełnosprawności.
Prowadzicie bardzo intensywny tryb życia, bo musicie dzielić czas pomiędzy zobowiązania zawodowe, sport, ale i obowiązki domowe. Rodzina nie jest czasami zazdrosna?
A.S. – Przez tyle lat udało nam się wypracować model, dzięki któremu wszystko funkcjonuje. Na samym początku roku otrzymujemy informację, które weekendy będą zajęte. Te letnie miesiące są najcięższe, bo dla rodziny mam tylko jeden weekend, resztę wypełnia Amp Futbol. Jest zgrupowanie Legii, są turnieje ekstraklasy, czy też aktywności związane z kadrą. Staramy się to wszystko jakoś poukładać. Ale zdarzają się też momenty, kiedy mówię, że muszę poświęcić weekend dla rodziny, nie mogę się pojawić np. na treningu czy turnieju i wszyscy to rozumieją. Ale muszę przyznać, że sporo zamieszania zrobiło się u mnie w pracy po tym mistrzostwie. Wszyscy tym żyją, chyba nawet bardziej ode mnie. Przyszedłem w poniedziałek normalnie do pracy, kolejny dzień w biurze. I nagle podczas rozmowy padło pytanie jak mi poszło, bo nie wszyscy śledzili wyniki. Powiedziałem: „jest tak jak mówiłem, zrobiliśmy mistrzostwo”. No i się rozniosło. Maile z gratulacjami zaczęły spływać, od pracowników najwyższego szczebla do najniższego. Nie spodziewałem się kompletnie, że zrobi się taki szum wokół tego. I właśnie ktoś z nich mnie zapytał ja kto wszystko łączę: tu rodzina, dwoje dzieci, tutaj praca, dodatkowo treningi, poza tym mam jeszcze inne prywatne obowiązki. Wszyscy wiedzą, że prowadzę bardzo aktywny tryb życia. Ale zawsze powtarzam, ze im więcej tych rzeczy tym jakoś łatwiej je poukładać. Czasami Mati może się denerwować, bo zanim otrzyma ode mnie konkretną odpowiedź na wiadomość. może minąć tydzień. Prowadzimy razem fundację, która zajmuje się naszą sekcją Amp Futbolu, więc na to też czas musimy poświęcić. Ale dajemy radę i ta komunikacja między nami działa bardzo dobrze. Czujemy, że się rozwijamy.
W ciągu tych niespełna dziesięciu lat Amp Futbol w Polsce przeszedł niesamowitą drogę, bo jako dyscyplina w naszym kraju po prostu nie istniał. Jak właściwie powstała Wasza drużyna? Skąd wziąć kilkunastu dorosłych facetów bez nogi, którzy będą uprawiać sport o którym praktycznie nikt jeszcze nie słyszał?
A.S. – Wszystko zaczęło się od ortopedów i zakładów protetycznych. To w takich miejscach zostały rozwieszone plakaty o pierwszym, drugim i kolejnych zgrupowaniach. No i wiadomo, fajnie, że ten plakat sobie wisi i gdzieś tam go widzisz kątem oka, ale tak naprawdę go ignorujesz. Dopiero mój protetyk powiedział: „słuchaj, nadajesz się. Przyjdź na trening, zobaczysz”. Ale za pierwszym razem wpadło jednym uchem, wypadło drugim. Okazało się, że on był na tym treningu i potem się dopytywał mnie dlaczego się nie pojawiłem. Powiedziałem, że przyjdę na następny, rzeczywiście poszedłem i tak zostało. Było to czwarte zgrupowanie kadry i tak od ośmiu lat jestem jej częścią. Chłopaków znajdujemy w różnych miejscach, ale ciężko jest do nich dotrzeć. Myślę, że wiele osób, które śledzi nasze poczynania, nadawałoby się do tego sportu. Osoby po amputacjach czy z wadami wrodzonymi, które nie myślą o sobie jako potencjalnych zawodnikach. Trzeba po prostu spotkać takiego człowieka na ulicy, powiedzieć mu „widzimy się w czwartek o 20 na treningu”. Jeżeli skorzysta z naszego zaproszenia, to z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że zostanie z nami na dłużej.
Cały wywiad dostępny jest na stronie legia.com.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.