Kasa/Pieniądze

Analiza finansów klubu - Legii życie na kredycie

Redaktor Marcin Żuk

Marcin Żuk

Źródło: Legia.Net, Twitter

22.12.2019 17:00

(akt. 28.12.2019 18:56)

Sprawozdanie finansowe Legii Warszawa za rok zakończony 30.06.2019 r. nie zaskakuje: przychody spadły, mimo sprzedaży Sebastiana Szymańskiego zadłużenie poszybowało w górę, a kapitały własne są dodatnie głównie dlatego, że spółka podniosła wycenę udziałów w spółce zależnej. Co więcej, w trwającym sezonie trzeci raz z rzędu nie udało się awansować do europejskich pucharów i tylko świadomość, że Aleksandar Vuković przygotował kilku piłkarzy do ewentualnej sprzedaży powoduje, że o najbliższym półroczu można myśleć bez paniki. Poniżej kilka wątków, które warto dodać do dyskusji o legijnych finansach.

Przychody

Przychody Legii spadają. W sezonie z Ligą Mistrzów (2017/2018) wyniosły 233 mln zł. W sezonie 2018/2019 spadły do 110 mln, a teraz wyniosły zaledwie 93 mln, co jest poziomem alarmującym. Wystarczy wspomnieć, że ostatni raz niższe przychody Legia zanotowała w roku 2012, czyli w ostatnim roku rządów ITI w Legii.

Jak jest naprawdę:

- sprzedaż praw telewizyjnych: spadek ze 133 mln zł  w roku Ligi Mistrzów do 29 mln zł sezon później, a teraz do 21 mln zł;
- sprzedaż biletów i karnetów: spadek odpowiednio z 34 mln zł do 22 mln zł, a teraz do 20 mln zł;
- sponsoring: spadek z 28 mln zł do 27 mln zł, a teraz do 21 mln zł;
- wynajem lóż i powierzchni komercyjnych: spadek z 22 mln zł do 15 mln zł, a teraz wzrost do 17 mln zł;
- towary: spadek z 14 mln zł do 12 mln zł, a teraz do 9 mln zł.

Zapaść w przychodach kroczy za regresem sportowym. Każdy rodzaj przychodu w mniejszym lub większym stopniu zależy od jakości gry i wyników piłkarzy. W sprawozdaniu finansowym czytamy co prawda o potencjalnych źródłach wzrostu w postaci „monetyzacji contentu medialnego”, „rozwoju sekcji i formatów komercyjnych opartych o markę Legii”, „licencjach”, ale można założyć, że bez osiągnięć sportowych te i inne magiczne zaklęcia nie przyniosą oczekiwanego rezultatu. Można wymieniać dyrektorów marketingu, proponować limitowane serie koszulek w dowolnej liczbie kolorów, ale bez wygenerowania pozytywnych emocji na boisku sytuacja nie ulegnie zmianie. Ludzie nie przyjdą tłumnie na stadion, nie odwiedzą sklepu, nie będą zaglądać na stronę internetową, a sponsorzy nie dostaną impulsu, żeby swoje budżety wiązać z klubem, który co prawda ma największy w Polsce potencjał, ale i zaskakująco dużo problemów sam ze sobą. W trwającym roku wzrosną przychody z praw medialnych (nowa umowa Ekstraklasy S.A. z telewizją), ale wyniki sprzedaży karnetów i obserwowana frekwencja nie zapowiadają wzrostu wpływów z towarów i „dnia meczowego”. W tym kontekście nie dziwi niedawna wypowiedź właściciela o przychodach regularnie przekraczających 100 milionów, ale z zastrzeżeniem, żeby trzeba w to wliczyć przychody z transferów. To nie tylko asekuracja ani obniżanie oczekiwań kibiców. Tak teraz wygląda legijna „realpolitik”.    

Koszty

Żeby uprościć analizę wyłączmy z kosztów amortyzację, który wydatkiem nie jest. W sezonie z Ligą Mistrzów wydatki operacyjne wyniosły 174 mln zł, po czym w następnym sezonie spadły do 144 mln, a teraz do 131 mln. W kontekście spadku przychodów to pocieszająca informacja, szczególnie, że najbardziej spadły koszty wynagrodzeń - z 86 do 66 mln (z drugiej strony o 10 mln wzrosły usługi obce). Częściowo wynika to z restrukturyzacji kadry, a częściowo jest efektem braku trofeów - nie trzeba było wypłacać nagród. Per saldo wychodzi na to, że średnie miesięczne wydatki Legii wynoszą około 11 mln, a średnie miesięczne przychody około 8 mln. Można założyć, że w trwającym sezonie klub zechce jeszcze bardziej obniżyć budżet wynagrodzeń, a przychody dzięki telewizji wzrosną, ale przy tak dużej różnicy zrównoważenie przychodów i wydatków nie jest realne. Oznacza to, że brakujące pieniądze trzeba albo pożyczyć albo uzyskać ze sprzedaży piłkarzy.

Deficyt

Zestawienie przychodów i wydatków bieżących wskazuje, że w roku 2018/2019 ujemna różnica wyniosła 38 mln zł (przychody 93 mln zł versus wydatki 131 mln zł). To martwi, aczkolwiek dla pełnego obrazu sytuacji należy podkreślić, że tylko raz w najnowszej historii Legii przychody pokryły wydatki – oczywiście w roku Ligi Mistrzów.

Nawet w sezonach z Ligą Europy wydatki bieżące przekraczały przychody:
- o 15 mln zł w sezonie 2013/2014;
- o 6 mln zł w sezonie 2014/2015;
- o 8 mln zł w sezonie 2015/2016.

Wówczas też trzeba było szukać pieniędzy, tyle że mniejszych. Kultowe „ile sobie naruchasz, tyle wydasz” było o tyle nieprecyzyjne, że nie wszystkie pieniądze ze sprzedaży piłkarzy można było przeznaczyć na zakupy nowych, bo klub miał też inne, bardziej przyziemne, potrzeby.

Skoro w sezonie 2017/2018 pucharów zabrakło, to ujemne saldo wyniosło aż 34 mln zł (przychody 110 mln versus wydatki 144 mln), a w sezonie 2018/2019 wspomniane 38 mln. To oznacza, że klub żeby przetrwać, musi wypracować bardzo wysokie dodatnie saldo na transferach, a jeśli to nie wystarczy, to zaciągać długi „na poczet przyszłych sukcesów”. I tak się dzieje. W sezonie 2018/2019 za poważną kwotę sprzedano Sebastiana Szymańskiego, pokwitowano dodatkowy przelew za Aleksandara Prijovicia, a mimo to zadłużenie wzrosło, bo klub musiał nie tylko pokryć koszty bieżące, ale i sfinansować inwestycje w nowych piłkarzy i akademię.       

Zadłużenie

Na koniec sezonu z Ligą Mistrzów dług z tytułu pożyczek i obligacji (nazwijmy go odsetkowym, bo trzeba go zwrócić z odsetkami) wynosił 19 mln zł. Rok później wzrósł do 39 mln zł (30.06.2018 r.), żeby w bilansie na 30.06.2019 r. wskoczyć na poziom ok. 72 mln zł:

- 7,5 mln zł od Legia Finance – spłacone we wrześniu 2019 r.;
- ok. 13 mln zł (3 mln euro) pożyczki od osoby prywatnej - do zwrotu 31.12.2024 r.;
- 2 mln zł z tytułu emisji obligacji serii A - do wykupu 30.04.2020 r.;
- 2 mln zł z tytułu emisji obligacji serii B - do wykupu 18.05.2023 r.;
- 16,7 mln zł z tytułu emisji obligacji serii C - do wykupu 30.06.2022 r.;
- ok. 31 mln zł (2 mln zł oraz 6,9 mln euro) pożyczki „od osoby wchodzącej w skład organów zarządzających” (we wrześniu 2019 r. właściciel Legii wpłacił do klubu kolejne 1,5 mln euro, co wiązać należy z odpadnięciem z europejskich pucharów i koniecznością spłaty zadłużenia wobec Legia Finance).  

To nie koniec. W bilansie tego nie ma, ale w rachunku wyników w pozycji „pozostałe przychody operacyjne” wykazano „dotację” w kwocie ok. 25 mln zł, której nie sposób określić inaczej, jak długiem zabezpieczonym na wpływach telewizyjnych. Jak czytamy w sprawozdaniu rocznym, w grudniu 2018 r. Legia zawarła umowę o współpracy z funduszem z Luksemburga, dotyczącą wsparcia finansowego pozwalającego na pokrycie wydatków związanych z prowadzoną działalnością. W sprawozdaniu klubu czytamy: „Z treści umowy o współpracy wynika, że spółka nie jest zobowiązana do zwrotu kwoty otrzymanego dofinansowania oraz nie jest zobowiązana do zapłaty żadnej stałej kwoty na rzecz funduszu. Jednocześnie, zgodnie z postanowieniami umowy o współpracy, spółka zobowiązała się do wypłacania w przyszłości na rzecz funduszu kwot określonych harmonogramem i obliczonych na podstawie wskazanego procentowo udziału, każdorazowo w odniesieniu do uzyskanych przychodów netto spółki z tytułu tzw. praw medialnych.”

To nie koniec. Legia jest właścicielem 100% udziałów w spółce celowej założonej w celu wybudowania ośrodka treningowego pod Grodziskiem Mazowieckim. Spółka nazywa się Akademia Piłkarska Legii i w celu sfinansowania inwestycji między innymi zaciągnęła kredyt budowlany w Banku Gospodarstwa Krajowego na kwotę 57,6 mln zł przy założeniu 16-letniego okresu kredytowania. Legia poręcza spłatę tego kredytu, co nie dziwi, ponieważ to na niej jest oparte przedsięwzięcie. To Legia pokryje koszty utrzymania ośrodka oraz gwarantuje obsługę wspomnianego kredytu.   

Podsumowując, bezpośrednie odsetkowe zadłużenie Legii na 30.06.2019 r. wynosi 97 mln plus poręczenie 57,6 mln kredytu na akademię. Uwzględniając wpłatę z września 2019 r. obecny dług wobec właściciela to ok. 37 mln zł. To ważne, ponieważ jest to dług bardziej dla Legii „bezpieczny” w porównaniu z zadłużeniem wobec podmiotów zewnętrznych (ustalone z tymi podmiotami największe kwoty wypłat przypadają na lata 2022 i 2024).

Przyszłość

Napisać, że Legia zmarnowała kapitał z Ligi Mistrzów to nic nie napisać. Parafrazując słowa himalaisty Artura Hajzera potęga Legii „wzięła się i zabiła” własnymi rękami – pokłóciła się, zamiast dalej zarabiać straciła pieniądze, zmarnowała ranking. Niby w polskim futbolu to normalne, że sukces jest zapowiedzią kłopotów, ale ból po utraconej szansie powraca. Od tamtej pory sytuacja finansowa klubu pogarsza się. Odpadając trzykrotnie z pucharów Legia straciła przychody rzędu 150 mln, co przekłada się na gotówkę rzędu 100 mln. W sprawozdaniach próżno szukać wskaźnika, którego dotyczyłby trend pozytywny. Gdyby nie wycena udziałów w APL oraz wykazanie dodatniego wyniku na luksemburskiej „dotacji” Legia nie miałaby dodatnich kapitałów własnych 20 mln zł, ale ujemne 49. A ujemne kapitały mieliśmy ostatnio w 2011 roku, u schyłku rządów ITI.

W krótkiej perspektywie klub sobie poradzi. Sprzeda jednego, dwóch, może trzech piłkarzy i zasypie deficyt tegoroczny. Dzięki udanej jesieni Michał Karbownik, Radosław Majecki i Jarosław Niezgoda to polisa na najbliższe miesiące. W przypadku korzystnej sprzedaży być może uda się zahamować wzrost zadłużenia albo nawet na 30.06.2020 r. go zmniejszyć. Pytanie jednak, co dalej, bo wymienieni piłkarze odejdą, a strukturalny problem niezrównoważonego budżetu pozostanie. Z interpretacji sprawozdań wynika, że nawet przy optymistycznym założeniu dalszego ograniczania wydatków oraz przy zwiększeniu wpływów telewizyjnych Legia będzie miała ujemne saldo przychodów i wydatków bieżących w granicach 30 milionów rocznie. Co więcej, po oddaniu inwestycji pod Grodziskiem potrzeby wzrosną. Można spekulować, że nawet do 45 milionów, ponieważ trzeba pokryć koszty bieżące ośrodka (utrzymanie imponującej infrastruktury, logistyka, wynagrodzenia ludzi) oraz obsługiwać kredyt bankowy. Minimum 45 milionów dodatniego salda na transferach? To wyzwanie godne geniusza. I to rok w rok, o ile nie uda się awansować do europejskich pucharów.

W tym kontekście można wskazać dwa scenariusze:

Pierwszy nazwę romantycznym, bo zakłada cudowną przemianę, w ramach której wrócimy w 2020 roku do Europy i w niej pozostaniemy, dzięki pucharom będziemy promować i świetnie sprzedawać zawodników, których uprzednio wypatrzy dyrektor sportowy lub dostarczy akademia z prawdziwego zdarzenia. Problemy znikną, a Legia będzie się rozwijała. Niemożliwe? Mnóstwo ludzi coś osiągnęło, bo nie wiedziało lub nie dopuszczało myśli, że się nie da.

Drugi scenariusz, nazwę go sceptycznym albo zdroworozsądkowym, to dalsze ciężary wynikające z braku europejskich pucharów (bo skoro nie udawało się awansować mając wysoki współczynnik, to jak awansować ze współczynnikiem niższym?) połączone z wiarą, że w każdym roku pojawi się „Karbownik-Majecki-Niezgoda”. Może uda się raz, może uda się dwa razy z rzędu zasypać w ten sposób deficyt, ale w moim przekonaniu w tej opcji obecny właściciel finalnie sprzeda klub albo podzieli się władzą.

Na swój życiowy projekt Dariusz Mioduski wydał już 40 milionów oraz pożyczył klubowi 37 milionów. To bardzo dużo. W historii Legii nie było człowieka, który zaangażowałby w nią porównywalne środki. Abstrahując od towarzyszących temu błędów i wypaczeń to chwalebne, ale trzeba pamiętać, że nawet holding ITI nie był w stanie w nieskończoność dosypywać do Legii pieniędzy. Szkoda by było, gdyby się nie udało zarówno z ludzkiego punktu widzenia, ale też z czystej kalkulacji, ponieważ jego sukces będzie sukcesem całego legijnego środowiska, a jego porażka będzie fatalnym przykładem dla każdego, który w przyszłości rozważy zainwestowanie w Legię.

Autor: Marcin Żuk

Polecamy

Komentarze (367)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.