Domyślne zdjęcie Legia.Net

Analogie, czyli dlaczego Legia wygra ligę

Rafał Heineken

Źródło:

15.04.2006 11:18

(akt. 26.12.2018 01:54)

Przed każdym meczem sporo czytamy o tym, czy dany zespół "leży" drugiemu, kiedy ta lub tamta drużyna zdołała wygrać na boisku gospodarzy lub, że trener gości nie wygrał jeszcze w danym mieście. Piłkarze i trenerzy mają w zwyczaju mawiać, że to tylko statystyka, a dziennikarze muszą mieć o czym pisać. Jednak od wszelakich analogii trudno jest uciec. Pamiętacie rok 2002? Pewnie tak. Po głębszej analizie można pokusić się o stwierdzenie, że jest on bliźniaczo podobny do obecnego.
W ostatnich latach Legii Warszawa zawsze czegoś brakowało do zdobycia tytułu. Jednak trwający sezon stwarza niewątpliwą okazje do przerwania dominacji Wisły Kraków na krajowym podwórku. Istnieje spora szansa na ustanowienie nowej – legijnej hegemonii oraz zaistnienie w europejskich pucharach. Warto w tym miejscu przeanalizować mocne strony naszego klubu w oparciu o porównanie z drużyną z roku 2002 Ależ to dawno było...  Właśnie w tamtym sezonie Legia po raz ostatni sięgnęła po koronę. Co ciekawe, podobieństw jest więcej niż różnic. Przywołanie tamtych wydarzeń jest nieuniknione, gdyż obecna sytuacja nasuwa szereg analogii do wspomnianego roku 2002. Przyjrzyjmy się im bliżej, gdyż punktów wspólnych jest naprawdę sporo... Wtedy również tzw. „fachowcy” przewidywali mistrzostwo dla Wisły, a mająca „psychiczny komfort” i nieobciążona „brzemieniem faworyta” Legia skrzętnie gromadziła punkty. Krótki i intensywny sezon, paradoksalnie zwiększa szanse legionistów. Udział reprezentacji Polski w mundialu w Korei i Japonii oraz obecny w Niemczech wymusił przyspieszone rozegranie sezonu ligowego. Najważniejsze, że to właśnie zespół wojskowych najlepiej znosi trudy sezonu od strony kondycyjnej. Dariusz Wdowczyk wpoił piłkarzom ciężką pracę oraz grę do ostatniego gwizdka sędziego, czyli tak, jak wcześniej czynił to Dragomir Okuka. Obaj przywołani przed chwilą trenerzy dokonali ryzykownych i jednocześnie bardzo trafnych transferów. Można śmiało stwierdzić, iż bez Vukovicia i Svitlicy nie byłoby mistrzostwa Polski 2002, tak również trudno sobie wyobrazić obecny marsz po tytuł bez genialnych Brazylijczyków: Rogera, Edsona czy Grzegorza Bronowickiego. Cenne wzmocnienia to podstawa! W tym miejscu wcale nie kończą się punkty wspólne. Kolektywna i przemyślana gra zespołu stanowi niewątpliwy atut w przypadku obu omawianych drużyn. O obliczu zespołu nie decyduje dyspozycja jednej gwiazdy, lecz wzorowa współpraca poszczególnych formacji. Tym mianem można śmiało określić odpowiednio Bartosza Karwana i Marcina Burkhardta. Karwan praktycznie grał tylko przez pół sezonu 2001/ 2002 (kontuzja, która uniemożliwiła mu wyjazd ma mistrzostwa świada do Korei i Japonii), ale Legia i bez niego potrafiła grać na miarę swych nieprzeciętnych możliwości. Z kolei „Bury” rozpoczął trwającą rundę w wielkim stylu. Był wszędzie, rozgrywał, strzelał, asystował. Jednak w meczach z Pogonią i Polonią Burkhardt zanotował znaczną obniżkę formy, a Legia mimo to potrafiła odnieść zwycięstwa... Właśnie! - odnoszenie zwycięstw... Klucz do mistrzostwa nie leży na wygraniu jednego, najważniejszego meczu sezonu. Tytuł zdobywa ta drużyna, która potrafi konsekwentnie, przez cały sezon zdobywać punkty i wygrywać nawet, będąc w słabszej dyspozycji. Bardzo drażniąca i smutna tendencja, przylgnęła do Legii na przestrzeni kilku ostatnich lat... Mianowicie, zespół z Łazienkowskiej dawał z siebie wszystko w meczu z Wisła. Ba, najczęsciej wysoko ogrywał krakowski zespół (nawet 5:0!). Niestety, wysokie zwycięstwo z najgroźniejszym rywalem nie przekładało się na końcowy tryumf. Legia po prostu nie potrafiła (albo co gorsza – nie chciała) wygrywać z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Nie sztuką jest wygrać jest mecz na szczycie, sztuką jest się na tym szczycie utrzymać. Taka była filozofia zwycięstw wg Okuki. Teraz Wdowczyk dzielnie podąża śladami ostatniego szkoleniowca, który dał Legii upragniony tytuł. Legia od niepamiętnych czasów miała szczęście do bramkarzy. Bez pewnego człowieka na tej najbardziej odpowiedzialnej pozycji na boisku nie można myśleć o sukcesach. Obsada bramki rzutowała na grę „Wojskowych” w obu omawianych tu sezonach. Łukasz Fabiański ma wszelkie atuty, aby co najmniej dorównać osiągnięciami Arturowi Borucowi. Młodego legionistę cechują zarówno pewny chwyt piłki, refleks, jak i gra na przedpolu. Boruc do Korei i Japonii nie pojechał, należy wierzyć, iż więcej szczęścia będzie miał w tej materii Fabiański. Selekcjoner Janas powinien zabrać do Niemiec „nadzieję polskiej bramki”. „Fabian” miałby okazję posmakować atmosfery wielkiego, piłkarskiego turnieju, a przy sprzyjających okolicznościach, nawet zadebiutować w tej imprezie. W tym miejscu ogromny szacunek należy się Krzysztofowi Dowhaniowi oraz Jackowi Kaziemierskiemu – głównym architektom „legijnego urodzaju bramkarskiego”. Obaj trenerzy, pozostają nieco w cieniu, są trochę niedoceniani. Jednak efekty ich pracy jeszcze nie raz przysporzą wiele radości zarówno kibicom Legii, jak i reprezentacji Polski. Spójrzmy – jak wiele analogii udało nam się przywołać: Trenerzy, skrócony sezon, kolektyw, zaangażowanie w grę i walka do końca, transfery, bramkarze to niewątpliwie części składowe sukcesu w roku 2002. (Oby miały też przełożenie na realizacje tegorocznych celów). W tym miejscu należy poświęcić kilka słów drużynie najgroźniejszego rywala Legii. Pewnym jest, iż silna Wisła skończyła się wraz z odejściem z tego klubu trenera Henryka Kasperczaka. Jego ofensywna wizja gry oraz sposób motywowania zawodników czyniły z Wisły drużynę groźną dla każdego. Jednak aktualnie dawna, wiślacka potęga systematycznie traci blask i już naprawdę niewiele z niej zostało. Podobieństwa z mistrzowskiego sezonu 2002 dotyczą również sytuacji w drużynie rywala. W pamiętnym roku pod Wawelem panował duży bałagan, przepychanki w zarządzie oraz liczne zmiany trenerów. Analogiczna sytuacja ma miejsce teraz, a trener Petrescu nie jest w stanie zapanować nad sytuacją. Oby i tym razem Legia potrafiła wykorzystać błędne decyzje (głownie natury personalnej) w obozie wiślaków. Ostatni punkt wspólny o jakim wypadałoby wspomnieć to konflikt kibiców z zarządem. W 2002 roku trwały zażarte spory z działaczami, a legijna brać domagała się dymisji prezesa Miklasa. Jak wiadomo, kompromis został osiągnięty, a Warszawa mogła świętować zdobycie mistrzowskiego tytułu. Dlaczego teraz nie miałoby być podobnie? W tym sezonie kibice protestowali jeszcze dobitniej, wyrażając swą dezaprobatę wobec prezesa Zygo oraz polityki ITI. Zawarte po ciężkich bojach porozumienie ma być znakiem lepszych czasów dla Legii, a przede wszystkim początkiem modelowej współpracy na linii klub – kibice. Jeżeli ostre spięcia z działaczami w pierwszej części sezonu mają owocować tytułem na koniec to powinny one wybuchać co roku… To żart oczywiście, ale jeśli miałoby to przynosić wymierne korzyści, to czemu nie ... A może ktoś znajdzie więcej porównań - tego, co dzieje się dziś do chwalebnej przeszłości? Najbliższe mecze zweryfikują zasadność powyższych porównań... Jedyne czego można sobie (oprócz mistrzostwa Polski) życzyć to, aby legijne sukcesy nie przychodziły wyłącznie w latach „mundialowych” lecz stały się trwałą tendencją w polskim futbolu. PS. Ciekawa teoria zakłada, iż obecność Czarka Kucharskiego (dobrego ducha drużyny) zapewni końcowy sukces, niczym w pamiętnym roku 2002...

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.