Ariel Borysiuk

Ariel Borysiuk: Szatni w sobotę nie pomylę, ale emocje będą

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

20.02.2020 10:05

(akt. 20.02.2020 10:06)

- Latem długo byłem bez klubu. Kiedy pojawiła się oferta z Tyraspolu, nie miałem innych opcji. Poleciałem na testy medyczne. Gdy byłem po badaniach, odezwała się do mnie Wisła Płock. Nie chciałem już zmieniać zdania, uciekać, tak jak przed laty z Belgii do Kaiserslautern. Skusiła mnie też wizja walki o Ligę Europy. Wiele się w tych pucharach jednak nie nagraliśmy, bo odpadliśmy już w III rundzie eliminacyjnej z AIK Solna. Od sierpnia do listopada została tylko liga. Mołdawia to naprawdę specyficzne miejsce. Chciałem wrócić do Polski i tak się stało - opowiada w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" były piłkarz Legii, obecnie zawodnik Jagiellonii Białystok, Ariel Borysiuk.

- Teraz jestem tutaj, to ambitny klub, mam nadzieję, że zostaną tu dłużej niż do czerwca. Mam bliżej i do domu w Warszawie, i do rodziny w Białej Podlaskiej. Mogę się już skupić tylko na meczach. W sobotę mogę wystąpić w meczu z Legią Warszawa. Jeśli zagram, emocje na pewno będą spore, bo kawał czasu spędziłem w Warszawie. Szatni na pewno jednak nie pomylę.

- 12 lat temu Aleksandar Vuković wprowadzał mnie do szatni Legii. Brzmi abstrakcyjnie. 12 lat... Każdy znał charakter Vuko, nie był to dobry wujek. Potrafił opierniczyć 30-latka, jeśli widział, że się oszczędza. Jeśli nie miałeś brudnych skarpet albo spodenek od wślizgów, to lepiej, aby on tego nie zauważył. Kiedy po podpisaniu kontraktu przyjechałem do Legii, też mi się dostało. Miałem poznać drużynę, na rozgrzewce niechcący nadepnąłem Vuko. Ochrzanił mnie, myślałem, że to gbur. Wtedy nie sądziłem, że zaraz trafię do pierwszej drużyny Legii na stałe. Kiedy potem opowiedziałem mu o tamtej sytuacji, nawet o niej nie pamiętał. Mieszkaliśmy blisko siebie na Ursynowie, zaczął podwozić mnie i Maćka Rybusa na treningi, jeździliśmy razem na posiłki. Był dla mnie jak starszy brat, wprowadzał do drużyny. Starałem się go podpatrywać, w końcu grał na mojej pozycji. Stąd też wziął się mój charakter boiskowy. W pewnym momencie musiał odejść, bo w pierwszym składzie grałem ja, a on przesiadywał na ławce. Nie miało to jednak wpływu na nasze relacje. Teraz nie mamy już stałego kontaktu. Przed rokiem rozmawialiśmy przez telefon, potem przypadkowo spotkaliśmy się w jednej z warszawskich galerii handlowych. Pewnie pogadamy po niedzielnym meczu. Znam go wiele lat. Gdy był asystentem i szalał przy linii, wiedziałem, że to jego prawdziwe oblicze, że tak mocno buzują w nim emocje. Każdy mecz jest dla niego jak wojna. Teraz jest pierwszym trenerem, musi panować nad swoimi zachowaniami. Jednak jak go znam, jestem przekonany, że w jego myślach wciąż latają serbskie przekleństwa.

Zapis całej rozmowy z Arielem Borysiukiem można przeczytać w "Przeglądzie Sportowym".

Ariel Borysiuk - wersja 2.0

Polecamy

Komentarze (31)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.