Ariel Mosór

Ariel Mosór: Zostaję w Legii przynajmniej do czerwca, a może i dłużej

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

14.12.2020 19:50

(akt. 17.12.2020 12:14)

Za Arielem Mosórem ciekawy rok - był na zgrupowaniu z pierwszym zespołem, zadebiutował w ekstraklasie, świętował mistrzostwo kraju z kolegami, otrzymał powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski. W rozmowie z Legia.Net wspomina te chwile, ale rozmawia też o przyszłości.

W styczniu wyleciałeś z „jedynką” na zgrupowanie do Turcji, potem zostałeś włączony do pierwszej drużyny, zadebiutowałeś, zagrałeś na stadionie przy Łazienkowskiej. Dodatkowo, zostałeś powołany do reprezentacji Polski U-21. Za tobą naprawdę ciekawy rok.

- Myślę, że był to ciekawy i nawet udany rok. W styczniu – tak, jak powiedziałeś – pojechałem z pierwszym zespołem na obóz, z czego bardzo się cieszyłem. Wywiozłem z Turcji duży bagaż doświadczeń. Potem pechowy koronawirus, który pokrzyżował plany. Miały się odbyć eliminacje mistrzostw Europy do lat 17 – bardzo liczyłem, że uda nam się awansować. Mieliśmy dobry zespół. Po powrocie do treningów, po pandemii, trenowałem z „jedynką”, a następnie zadebiutowałem. Był to dla mnie bardzo zadowalający moment. Byłem szczęśliwy z tego, że mogłem zagrać z Lechią, a następnie z Pogonią w Warszawie. Niedawno otrzymałem powołanie do kadry U-21, które dało mi kolejnego, pozytywnego kopa. Pracuję ciężko, żeby otrzymać następne powołanie, a także szansę gry w Legii.

Jak wspominasz debiut z Lechią i mecz z Pogonią? Kibice ocenili te występy jako naprawdę solidne.

- Trudno ocenić mi spotkanie z Lechią, bo zagrałem dziesięć minut. Jestem bardzo zadowolony, że otrzymałem choć tyle czasu. Wystąpiłem wówczas na nie swojej pozycji, wszedłem na boisko w 80. minucie – wiadomo, była to niełatwa sytuacja. Jeśli chodzi o mecz z Pogonią, to doświadczyłem czegoś wspaniałego. Od pierwszej minuty rywalizowałem na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej. Można powiedzieć, że zagrałem poprawnie. Bardzo się z tego cieszę, to świetne uczucie.

Stres przed tymi meczami było nieco większy niż zwykle?

- Na pewno, ale przed tymi meczami rozmawiałem z tatą, który bardzo mi pomagał. Robił wszystko, żebym nie „wysiadł” psychicznie. Próbowałem się skoncentrować na spotkaniu i na tym, żeby dobrze zagrać. Nie myślałem o negatywnych aspektach.

Na ile godzin/dni przed meczem z Lechią wiedziałeś, że zadebiutujesz?

- Przed spotkaniem w Gdańsku trener Aleksandar Vuković powiedział, że usiądę na ławce i otrzymam minuty na boisku. Od razu dodał, żebym szykował się na weekendowy mecz z Pogonią, który rozpocznę w wyjściowym składzie. Potem została poruszona kwestia tego, jak zaprezentuję się pod względem fizycznym – wówczas byłem po czterech miesiącach bez rozegrania pełnego spotkania. Szkoleniowiec zakomunikował, że rozpocznę zacznę w podstawowej „jedenastce” i będę grał tyle, na ile starczy mi sił.Trener mówił też, bym pokazał się z jak najlepszej strony. Wiedziałem o wszystkich aspektach taktycznych, schematach, bo brałem udział w treningach z pierwszym zespołem. Przebywałem na wszystkich odprawach i zdawałem sobie sprawę, jak gra zespół, i jak zagramy w meczu z Pogonią.

Poczułeś jakiś przeskok, była różnica w poziomie, szybkości gry czy był to zwykły mecz, który nie różnił się wiele od innych? 

- Broń Boże, nie można nazwać tego meczu „zwykłym”. Można powiedzieć, że był to mój oficjalny debiut w ekstraklasie, który rozpocząłem w wyjściowym składzie. Poziom był na pewny wyższy niż w III lidze, lecz to naturalna kolej rzeczy. Dało się zauważyć szybsze operowanie piłką, choć nie odczułem zbyt wielkiego przeskoku, takiego z którym nie dałbym sobie rady. Cieszyło mnie, że nie odczułem różnicy w fizyczności. Myślę, że piłka w III lidze jest nawet bardziej siłowa niż w ekstraklasie. Wiadomo, w III lidze grają czasami zawodnicy, którzy są silniejsi niż powinni. Nie mówię, że mają nadwagę, lecz zwraca się tam uwagę na inne aspekty. Na tym poziomie rywalizują dużo „więksi” gracze.

Ariel Mosór

Tuż przed debiutem miałeś okazję celebrować mistrzostwo Polski wspólnie z pierwszą drużyną. Niezapomniane chwile?

- Tak. Bardzo cieszyłem się ze zdobycia mistrzostwa Polski. Praktycznie od dziecka zawsze marzyło się o tym tytule. Byłem podwójnie zadowolony, bo dorównałem tacie. Radość z mistrzostwa i debiutu w ekstraklasie była porównywalna. Od najmłodszych lat dążyłem do tego, żeby zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce i sięgnąć po mistrzostwo kraju. W trakcie świętowania tytułu każdy chwytał za race. Były one umieszczone w pudełkach – zarówno młodsi jak i starsi zawodnicy chętnie je odpalali.

Po tych dwóch meczach czytałeś informacje na swój temat w internecie?

- Staram się odcinać się od wszelkich wiadomości związanych ze mną. Nie lubię o sobie czytać. Po meczu z Pogonią tata pokazał mi jakiś artykuł poświęcony mojej osobie. Po „przewijaniu” informacji na portalach społecznościowych, zauważyłem też, że coś o mnie pisano. Ale nie skupiam się na takich rzeczach. Ciągle chcę iść do przodu. To dopiero początek mojej przygody z piłką - nie chcę się na tym zatrzymać. Zależy mi na tym, aby pokazać na boisku, że mam potencjał i mogę regularnie grać w ekstraklasie. Czy nawet wyżej.

Wracając do pytania - czasami tata pokazuje mi pozytywne i negatywne informacje na mój temat. Staram się nie czytać ani takich, ani takich wiadomości. Cieszę się, jeżeli ktoś mnie chwali i szanuję, ale też jeżeli ktoś mnie krytykuje. Najbardziej zwracam jednak uwagę na wskazówki, które przekazują mi mój trener, asystenci, a także tata. To dla mnie najcenniejsze, najbardziej wartościowe uwagi i pochwały.

Tata jest twoim najwierniejszym kibicem. Często rozmawiacie o twoich meczach?

- Tak. Tata ogląda wszystkie moje mecze, nawet w trakcie pandemii. Po spotkaniu nie daje mi spokoju, dopóki nie zapytam go, jak ocenia mój występ. Wiadomo, nigdy nie jest tak, że tata mnie tylko chwali. Często mówi, co mam do poprawy i nad czym muszę się jeszcze bardziej skupić, żeby stawać się coraz lepszy. Ale nie tylko z nim rozmawiam o swoich występach, ale przede wszystkim z trenerami. Przyjmuję każdą uwagę, którą otrzymuję od trenera – niezależnie czy to krytyka, czy pochwała. Słucham wszystkich wskazówek. Jeżeli  szkoleniowiec przekazuje pozytywne lub negatywne rzeczy, to na pewno wie, że dany zawodnik ma coś do poprawy. Jeśli trener przekaże mi uwagi, to zawsze je przyjmuję, bo chcę być coraz lepszy.

Ariel Mosór

Po końcówce poprzedniego sezonu na pewno liczyłeś na kontunuację jesienią, tymczasem w jedynce nie było okazji do występu.

- Na pewno na to liczyłem, ale na razie czekam na swoją szansę. W tym momencie są, można powiedzieć, lepsi i bardziej doświadczeni stoperzy ode mnie: Igor Lewczuk, Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Inaki Astiz, William Remy. Bardzo szerokie grono. Spokojnie czekam na szansę i mam nadzieję, że ją otrzymam. Ciężko trenuję, aby pokazać szkoleniowcowi, żeby któregoś dnia na mnie postawił.

Jednak gdy ruszyły przygotowania do sezonu, to razem z Szymonem Włodarczykiem i Radosławem Cielemęckim wróciliście do rezerw. Trudno było się z tym pogodzić?

- Nie. Jeśli chodzi o mnie, to bardzo spokojnie przyjąłem tę informację. Taka była decyzja sztabu szkoleniowego, trzeba było ją uszanować. Była pandemia – nie wiadomo czy moglibyśmy trenować, schodzić do rezerw i rozgrywać spotkania. Najważniejsze są dla mnie regularne, 90-minutowe występy. Pod koniec roku z powrotem wróciłem do „jedynki” i staram się jak najlepiej wypadać na treningach.

Nie miałeś żalu o brak szansy, gdy na początku rozgrywek oglądałeś na boisku np. Williama Remy’ego? Francuz nie prezentował się dobrze.

- Nie jestem trenerem i nie chcę się wypowiadać na temat tego, kto i jak grał. Nie jestem za to odpowiedzialny. To była decyzja trenera. Szkoleniowiec postawił wówczas na Willy’ego, który jest w „jedynce” znacznie dłużej ode mnie i też czekał na szansę. Zresztą w tamtym momencie trenowałem z rezerwami. Nie można nikogo skreślać po jednym-dwóch meczach. Każdy popełnia błędy – ja też, grając w „dwójce”. To normalne. Nikt nie jest idealny, nikt nie jest robotem, żeby w każdym meczu mieć 100 procent celnych podań czy podejmować same dobre wybory w defensywie. Wiadomo, że nie czuję się gorszy od innych w pierwszym zespole. Gdy w trakcie treningów gram na stoperze zarówno z Inakim, Willym czy pozostałymi środkowymi obrońcami, to cały czas się uczę. Mam 17 lat. Z każdych chwil spędzonych na murawie z zawodnikami pierwszego zespołu, wyciągam jak najwięcej.

Gra u boku doświadczonych graczy: Inakiego Astiza czy Radosława Pruchnika w III-ligowych rezerwach wiele ci dała?

- Wiadomo, już od tamtego sezonu miałem okazję występować na środku obrony z tymi zawodnikami. Grałem z Radkiem Pruchnikiem, Chrisem Philippsem, ostatnio byłem często ustawiany na stoperze z Inakim Astizem. Przed, w trakcie czy po meczach Radek i Inaki dawali mi rady, pomagali, podpowiadali. Zresztą półtora roku temu Radek Pruchnik wprowadzał mnie do drugiej drużyny. Od tych piłkarzy dużo się nauczyłem, zyskałem i nabrałem doświadczenia. Dzięki temu, że mi pomogli, czuję się teraz pewniej i lepiej.

W których aspektach szczególnie się poprawiłeś w ostatnich miesiącach?

- Na pewno pod względem fizycznym. Polepszyłem się w wyprowadzaniu piłki – ten aspekt u mnie procentuje. Jest dużo spotkań, w których my prowadzimy grę. Widzę, że coraz częściej i śmielej wprowadzam piłkę, jeżeli jest tylko taka możliwość. Wciąż jestem młody, ale stałem się bardziej doświadczonym zawodnikiem. Nie gram „juniorskich” piłek, które są czytelne dla starszych piłkarzy. Z tygodnia na tydzień zawsze staram się poprawiać i widzę różnice w mojej grze. W ostatnim czasie trenowałem w „dwójce”, w której są naprawdę bardzo wymagające zajęcia – zarówno pod względem piłkarskim, jak i intensywności. Tak samo jest w pierwszym zespole. Każdy trening poprawia mnie w jakimś aspekcie. Staram się też pracować poza treningami w klubie – czy na siłowni, czy w domu. Zależy mi na tym, aby poświęcać jak najwięcej czasu na doskonalenie siebie.

W których elementach masz największe rezerwy?

- Jestem młodym zawodnikiem i przede mną jeszcze wiele pracy. Chcę szlifować słabszą nogę, lecz cały czas poprawiam także dobre strony: grę w powietrzu, w obronie, wyprowadzenie piłki… Wszystko jest do poprawy. Nie mam wszystkiego na najwyższym poziomie. Wciąż się uczę, ale wierzę, że cały czas będę się doskonalił.

Widzisz różnice między zajęciami prowadzonymi przez trenera Vukovicia a trenera Michniewicza?

- U trenera Michniewicza jest kładziony duży nacisk na taktykę. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Za kadencji trenera Vukovicia również był bardzo wysoki poziom. Ale drony czy inne sprzęty dodatkowo pomagają - wiemy wszystko, co robimy źle. Po treningu czy na następny dzień już praktycznie jest wszystko jasne, nad czym musimy jeszcze mocniej popracować.

Nie chciałbym jednak porównywać treningów za kadencji obu szkoleniowców. Jeden trener ma taki rodzaj treningów, a drugi opiera się na czymś innym. Zajęcia prowadzone przez trenera Vukovicia i Michniewicza były dobre i można było z nich coś wyciągnąć.

Spędziłeś jesień w rezerwach – patrząc po wynikach zespołu była to runda w kratkę. Jak oceniasz pierwszą część sezonu w twoim wykonaniu?

- Uważam, że nie zagrałem słabej rundy. Myślę, że pokazałem dobry poziom. Nieźle zaczęliśmy sezon, ale z czasem forma zaczęła spadać. Jesteśmy bardzo młodą drużyną. Jesteśmy przygotowywani w rezerwach do tego, żeby radzić sobie potem w ekstraklasie i wyższych ligach. Sądzę, że wahania formy to normalna rzecz. Czasami próbowaliśmy ustabilizować formę, ale w niektórych momentach to nie wychodziło. Mogę powiedzieć otwarcie – boisko w ostatnim, przegranym meczu w Białej Piskiej nie było najwyższej jakości. Zmierzyliśmy się z fizyczną drużyną, a piłka przez 80% czasu latała w powietrzu. No i rywale nas przepychali. Mieliśmy problem, bo nie do końca znaleźliśmy stabilizację. Ale myślę, że jak dobrze wznowimy rozgrywki, to wszystko będzie dobrze i powalczymy o czołowe miejsca w tabeli.

Strata do lidera jest już dość spora.

- Chciałbym, żebyśmy awansowali do pierwszej ósemki. Potem do rozegrania będą po dwa mecze: z liderem, Pogonią Grodzisk Mazowiecki, i z pozostałymi rywalami. Jeżeli będziemy wygrywać większość spotkań, to sprawa jest otwarta. Niby tracimy dziewięć punktów do lidera, który ma do rozegrania zaległe spotkanie, ale wiadomo, żadna drużyna nie wygra wszystkiego do końca rozgrywek. Zostało za dużo kolejek. Będziemy liczyć na potknięcia innych zespołów i patrzeć na siebie, żeby zdobywać jak największą liczbę punktów.

Ariel Mosór

Wcześniej poruszyliśmy temat młodzieżowych reprezentacji, w których grasz od kilku lat. Przebywałeś na różnych obozach, doświadczyłeś wielu sytuacji. W Macedonii emocje jednak większe niż na boisku były ponoć w windzie?

- Tak jest. Zatrzasnęliśmy się w osiem osób w windzie, która nie była zbyt duża. Pamiętam, że Kuba Ojrzyński zaczął głośno krzyczeć i chwycił za telefon alarmowy do recepcji, aby nas wypuściła. „Ojrzo” usiadł na podłodze - z racji tego, że ma dwa metry wzrostu, zajął pół windy, a my - siedmiu zawodników - musieliśmy się pomieścić w jej drugiej części. Na pewno było dużo śmiechu, żartów, lecz najważniejsze, że wszystko dobrze się zakończyło.

Na innym obozie okazałeś się śpiochem.

- Pamiętam, że mieszkałem w pokoju z Bartoszem Baranowiczem, który dzień przed tą zbiórką zasnął z telefonem w ręku. Miał ustawiony alarm, ale okazało się, że komórka mu się rozładowała. Z kolei ja nastawiłem budzik na 30 minut przed zbiórką, bo chciałem na spokojnie się umyć i przygotować do śniadania. Czasami mam jednak takie odruchy, że wyłączam budzik, aby jeszcze przez parę minut poleżeć w łóżku z otwartymi oczami. Niestety, po chwili się one zamknęły. Minęło pół godziny i usłyszałem pukanie do drzwi. Patrzę na zegarek - dwie minuty po czasie. Trener nie miał pretensji, bo wiadomo, że każdemu może się coś takiego zdarzyć. Śmieszna sytuacja, z której koledzy potem żartowali.

Rocznik 2003 jest uznawany za bardzo obiecujący. Zgadzasz się z tym, że wybija się ponad resztę?

- Myślę, że na pewno. Nasz rocznik jest bardzo mocny. Wielu zawodników jest po debiutach w ekstraklasie, niektórzy zaczynają w niej grać. Mieliśmy świetny zespół. Szkoda, że nie udało się rozegrać drugiej rundy eliminacji mistrzostw Europy – sądzę, że na 99 procent byśmy awansowali i powalczyli o coś więcej na turnieju.

Spodziewasz się, że wkrótce nadejdzie twoja szansa w reprezentacji do lat 21? Niedawno otrzymałeś powołanie od trenera Macieja Stolarczyka na listopadowy mecz. Nie zagrałeś, ale pewnie szkoleniowiec będzie miał cię na oku.

- Tak, ale nie chcę się skupiać na tym czy dostanę powołanie, czy nie. Koncentruję się na obecnej pracy, którą muszę wykonać. Teraz myślę tylko o treningach w Legii. Jeżeli będę dobrze się prezentował, to myślę, że dostanę kolejną szansę. Przede mną dużo roboty i pokazywanie się na treningach. Może nadarzy się okazja na wylot z „jedynką” do Dubaju. I na tym muszę się na razie skupić.

Ariel Mosór

Co możesz dać Legii? W których aspektach czujesz się mocny?

- W wyprowadzeniu piłki, pojedynkach jeden na jednego czy grze w powietrzu.

Do kiedy masz obecną umowę z Legią? Czy jest w nim zawarta klauzula przedłużenia kontraktu w razie rozegrania określonej liczby minut?

- Nie chciałbym oficjalnie informować o tym, do kiedy obowiązuje mnie kontrakt z Legią. Wolałbym zostawić to dla siebie.

To spytam inaczej. Chciałbyś zostać w Legii dłużej niż obowiązująca umowa?

- Jeżeli otrzymam szansę i dam radę sprostać wyzwaniu, czyli grze w Legii Warszawa, to chciałbym tutaj zostać. Ale zobaczymy, jak potoczą się wszystkie sprawy. Mam nadzieję, że dostanę szansę i będę mógł zostać. Jeżeli nie, to będę szukał innych rozwiązań. Na razie żyję jednak obecną chwilą. Jestem w Legii, z tego się cieszę. I staram się pokazywać z jak najlepszej strony.

Ponoć twój tata często narzeka i mówi, że trzeba cię zabrać z Legii.

- Też słyszę różne takie historie, ale tata nie ma takich poglądów. Na razie jestem w Legii i nic się nie mówi o mojej zmianie klubu. Z tatą rozmawiam o tym, w czym mogę się poprawić, a nie o zmianie klubu.

Niektórzy kibice obawiają się, że niebawem opuścisz Legię, która straci kolejny talent…

- Ja nawet nie wiem, czy ktoś się mną interesuje. Nie słyszałem o takich rzeczach. Na chwilę obecną nie szukam nowego klubu. Jestem obecnie w Legii, na tym się skupiam. I tutaj, na razie, chcę grać. Tak, jak powtarzam – wszystko zależy od tego, co pokaże obecny sezon. Jeżeli będę się dalej rozwijał i pokażę na boisku moje najlepsze cechy, Legia będzie na mnie liczyć i we mnie wierzyć, to będę chciał tutaj zostać. Jest jeszcze dużo czasu i zobaczymy, jak to wszystko potoczy się do końca rozgrywek. Proszę na razie uspokoić kibiców, bo zostaję w Legii – do czerwca na pewno. A może i dłużej. 

Tobie chyba sodówka nie grozi? Tata by na to nie pozwolił.

- Nie ma takiej opcji. Jestem pilnowany przez tatę. Na takie coś w ogóle nie ma szans u mnie w domu, bo tata od razu by sprawił, że szybko zleciałbym na ziemię.

Zwłaszcza, że niebawem czeka cię matura.

- Dokładnie, piszę ją za parę miesięcy. Moje treningi piłkarskie odbywają się rano i staram się być na lekcjach jak najwięcej. Nie mam indywidualnego toku nauczania. Jestem bardzo wdzięczny szkole, która bardzo idzie mi na rękę i czasami pozwala zdawać testy poza terminami. Nauczyciele również mnie wspierają – czasami łączą się ze mną przez kamerkę i dodatkowo pomagają. Sporo uczę się też po treningach. Gdy jestem w domu, to mam m.in. korepetycje przez internet, uczę się z mamą, a także sam czytam różne rzeczy. Chcę jak najlepiej przygotować się do matury i ją zdać. To też mój priorytet na 2021 rok. Od pierwszej klasy podstawówki lubiłem liczyć. Robiłem sporo zadań poza szkołą. Szło mi to znacznie lepiej od czytania książek czy wierszy. W liceum wybrałem rozszerzenie właśnie z matematyki, a także z angielskiego - z tych przedmiotów czuję się najmocniej. I będę zdawał rozszerzoną matmę na maturze.

Jak już masz czasem wolną chwilę to...

- Jeżeli mam przerwę w treningach, to staram się pouczyć i dodatkowo poćwiczyć. Wiadomo, czasami trzeba też rozładować emocje. Lubię oglądać mecze z tatą i rozmawiać na ten temat. To tradycja, która trwa od dzieciństwa. Jak nie obejrzę z tatą jakiegoś meczu, to siadam przed komputerem, łączę się z kolegami na Discordzie czy TeamSpeak’u i gramy przez kilka godzin w CS: GO. To forma odcięcia od świata, rozluźnienia i spędzenia czasu ze znajomymi z gimnazjum, z którymi mam słabszy kontakt, a teraz jest problem, żeby spotkać się twarzą w twarz. Poza tym, w wolnym czasie chętnie wychodzę na spacery, aby posłuchać muzyki i pobyć przez chwilę sam. Bardzo lubię spędzać czas z całą moją rodziną – z bratem, mamą, tatą. Uwielbiam rodzinne obiady, w trakcie których jesteśmy razem i możemy porozmawiać. To też dla mnie cenne momenty.

Polecamy

Komentarze (111)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.