Arkadiusz Gmur
fot. Marcin Szymczyk

Arkadiusz Gmur: Legia nie może się obawiać takich drużyn jak Brondby

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

12.08.2024 10:43

(akt. 12.08.2024 10:44)

- Jeżeli my obawiamy się drużyn z Danii, Litwy, Łotwy czy Rumunii, to nie mamy prawa myśleć o sukcesach w rozgrywkach europejskich. Jeśli przed spotkaniem drżymy o wynik w rywalizacji z duńskim zespołem, to o co chcemy walczyć w Europie? Brondby nie liczy się w żadnych pucharach, można powiedzieć, że nie ma tego zespołu na Starym Kontynencie. Jeżeli polskie kluby chcą marzyć o sukcesach, to takie drużyny z Danii musimy ogrywać. Przecież te zespoły są na podobnym poziomie co my, dochodzi jedynie kwestia mentalna — ocenia na łamach "Przeglądu Sportowego" były obrońca Legii Warszawa, Arkadiusz Gmur.

- Gdy Legia wylosowała Brondby, widziałem, że Polacy sami budowali „potęgę” tego zespołu, bo to klub z Danii. Pojawiały się opinie, że legioniści tego dwumeczu nie wygrają, a awans do IV rundy eliminacji do Ligi Konferencji będzie sukcesem. Jaki to sukces?! Przecież to klub w zasięgu warszawiaków. Wyjazd legionistów na peryferia Kopenhagi porównałbym do topowego meczu w Ekstraklasie, na przykład z Lechem Poznań przy Bułgarskiej. Brondby ma ciekawą historię, z pewnością jest co wspominać, bo kiedyś grali w tym klubie nieźli zawodnicy, ale to przeszłość.

- W pewnym momencie rywal wykonał dwa podania w polu karnym, nikt nie pilnował Mathiasa Kvistgaardena i wynik był niekorzystny. To nie może tak wyglądać, bo mocniejsze kluby brak krycia będą wykorzystywały jeszcze bardziej bezlitośnie. Piłkarz nie może tak po prostu wbiec w pole karne. Można powiedzieć, że Brondby stworzyło sobie z Legią dwie okazje, a obie zakończyły się golami, więc zdecydowanie obrona nie powinna zachowywać się w taki sposób. Albo faul Sergio Barcii w końcówce spotkania. Jak można łapać rywala za koszulkę pod własną bramką, gdy mecz zakończy się lada moment. W takim miejscu i czasie tego typu zachowanie to skandal. Przecież gdyby wtedy sędzia odgwizdał rzut karny, byłaby katastrofa. Ta akcja nie była zagrożeniem, więc po co samemu je stwarzać. To są detale, które później budują zespół.

- Trener Goncalo Feio przekombinował. Paweł Wszołek powinien wyjść w podstawowej jedenastce, podobnie jak Blaż Kramer. Gdy obaj gracze w trakcie meczu pojawili się na murawie, odmienili spotkanie, bo zespół nabrał wigoru. Wszołek często uciekał rywalom, szukał dośrodkowań, nagle gra zaczęła wyglądać dużo lepiej. W takim
razie czego trener Feio szukał, po co eksperymentował?

Zapis całej rozmowy z Arkadiuszem Gmurem możemy przeczytać w poniedziałkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (79)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.