News: Arkadiusz Malarz: Chcę bronić w Legii jak najdłużej

Arkadiusz Malarz: Chcę bronić w Legii jak najdłużej

Marcin Szymczyk

Źródło: Super Express

20.12.2017 22:21

(akt. 02.12.2018 11:42)

- Czy mecz z Wisłą Płock był moim ostatnim w barwach Legii? Wierzę, że nie! Chciałbym najpierw wypełnić kontrakt, a potem bronić w Legii jak najdłużej. Nic nie poradzę na pogłoski, plotki, doniesienia... Mogę się przed nimi obronić tylko na boisku. Nie mam zamiaru jeszcze kończyć z piłką. Czuję się lepiej niż pięć, sześć lat temu. Może to zasługa tego w jakim gram klubie, może napędza mnie walka o mistrzostwa, puchary. Ale mam siły, chęci i umiejętności żeby walczyć o pozycję numer 1 w Legii - mówi na łamach "Super Expressu" bramkarz Legii, Arkadiusz Malarz.

Upublicznienie informacji, że Legia nie przedłuży z tobą umowy zbiegło się ze śmiercią teściowej, a zaraz potem twojej mamy. Ty wtedy opuściłeś tylko jeden trening...


- To bardzo ciężki czas dla całej mojej rodziny. Na ciosy, które na nas tak nagle spadły, nie da się przygotować. Nie życzę ich najgorszemu wrogowi. Dlatego potrzebowałem szatni, kontaktu z chłopakami, chciałem się wyżyć na treningu. Przed moją mamą nie odeszła teściowa, ale druga mama. Była wspaniałą kobietą, pomogła nam wychować dzieci, mimo że przez 9 lat walczyła z nowotworem. Patrzyłem jak cierpiała podczas chemioterapii, a przy tym śmiała się z raka. Siły, pozytywnego nastawienia do życia, woli walki mogli jej zazdrościć twardzi faceci. A dwa tygodnie później zmarła moja mama. Zawiozłem ją na operację i wtedy okazało się, że organizm jest opanowany przez nowotwór. Od razu trafiła na onkologię. Była tak wyniszczona, że jednego dnia dostawała transfuzję krwi, a następnego cała ta krew z niej uchodziła. Jechałem na trening, wracałem do szpitala, spałem przy mamie, na chwilę wpadałem do domu, żeby się przebrać. Potem szpital, trening, szpital... Zbliżał się mecz z Koroną. Chciałem zostać z mamą, ale powiedziała mi – „Idź i broń tak jak zawsze. Nie bój się, nie umrę. Poczekam na ciebie”. Po spotkaniu z powrotem do szpitala żeby podziękować mamie: – Dotrzymałaś słowa, zaczekałaś… – powiedziałem, choć ze wzruszenia nie mogłem się wysłowić. A potem, w tygodniu odeszła... To był największy cios, jaki spadł na mnie w życiu.  Po śmierci mamy żony wyszedłem na Górnika, wypadło dobrze. Chciałem zrobić to samo. Tylko, że głowa była gdzie indziej. Jeszcze raz dziękuję chłopakom, że zremisowali. Nie chcę się usprawiedliwiać, że za dużo na mnie spadło... Myślałem że sobie poradzę. Teraz człowiek cały czas tęskni... Ale trzeba iść do przodu. Obie mamy by tego chciały. Gram dla nich. Wierzę, że z góry mi pomagają. Te wszystkie słupki i poprzeczki to ich zasługa.


Zapis całej rozmowy z Arkadiuszem Malarzem można przeczytać na łamach "Super Expressu".

Polecamy

Komentarze (34)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.