Artur Boruc

Artur Boruc: Nie mam profitów z biletów na mecz Legia – Celtic

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

13.07.2022 18:15

(akt. 14.07.2022 12:35)

Artur Boruc spotkał się z dziennikarzami podczas dnia dla mediów. Niechętnie odpowiadał na pytania, wiele pozostało bez odpowiedzi. Bramkarz, który niebawem oficjalnie zakończy karierę, mówił o meczu z Celtikiem FC, biletach, całym wydarzeniu, byciu ambasadorem, łzach, imprezach, reprezentacji.

To jak to jest z biletami na spotkanie z Celtikiem FC? Zarobisz na meczu pożegnalnym?

– Sytuacja wygląda bardzo prosto. Żeby była jasność – nie mam absolutnie żadnych profitów z biletów. Żeby wyjaśnić zupełnie wszystko, to, rzeczywiście, podpisałem umowę z Legią. Mój zakres obowiązków jest troszkę większy niż zwykle, co wiadomo. Przy okazji moja rola się powoli zmienia: z piłkarza-bramkarza w ambasadora.

Jeśli chodzi o bilety, to są, twoim zdaniem, za drogie?

– W meczu z Celtikiem żegnam się z kibicami. Uważam, że nie jestem akurat dobrą osobą, by odpowiadać na to pytanie, czy ceny są za drogie, za tanie. To kwestia bardzo indywidualna.

Jak się zaangażowałeś w całe wydarzenie?

Aleksandra Kalinowska, manager ds. komunikacji: – Zrobię wstęp. Odkąd poinformowaliśmy kibiców o organizacji KINGsPARTY, to Artur jest na każde nasze zawołanie, bierze udział we wszystkich wywiadach, prowadzi działania promocyjne – nie tylko w mediach społecznościowych, ale również w zamkniętych grupach. Ma je rozpisane do samego meczu, a potem jeszcze przez kilka miesięcy po pożegnaniu. Nie jest to sprawa jednorazowa. Ma być ambasadorem naszego klubu przez parę miesięcy. Ze swojej roli wywiązuje się na razie bardzo dobrze.

Artur Boruc: – Czy ta odpowiedź jest wyczerpująca?

Częściowo tak. Wracając do tego filmiku – myślę, że został odebrany negatywnie.

– Każdy odebrał to tak, jak zrozumiał. To bardzo indywidualna sprawa – tak, jak w przypadku cen biletów. Może dlatego wyszło dwuznacznie, by nikt się tego nie domyślił. Nie wiem, czy jest sens w to brnąć.

Jest. Wielu kibiców uważa cię za legendę. Chcemy, żeby na stadionie nie było 10, tylko 30 tysięcy ludzi. Ja kupiłem bilet, zrobiłbym to jeszcze raz, ale…

– Możesz jeszcze kupić rodzinie, haha.

Mój tata chciał bardzo pójść, ale godzina meczu (18. – red.) nie sprzyja. Możesz to zresztą potwierdzić, że ta godzina to ze względu na Celtic.

– Dokładnie tak.

Aleksandra Kalinowska: – Celtic jest w okresie przygotowawczym. Niestety, ale umowa jest partnerska, więc musieliśmy zaakceptować pewne niedogodności. Oczywiście, wolelibyśmy późniejszą porę meczu.

Jakbyś mógł jeszcze, swoimi słowami, opowiedzieć o tej całej sytuacji.

– Pewnie czasu by nie starczyło. Trudno zebrać wszystko w jedną wypowiedź, z której byłbym zadowolony, jak zawsze coś pominę. Może zadaj pytanie, na które chcesz otrzymać odpowiedź.

Co miałeś na myśli, gdy nagrywałeś ten film?

– Przed chwilą o tym rozmawialiśmy. Każdy kij ma dwa końce – podobnie w sprawie biletów. Z jednej strony to coś, co już się nigdy nie wydarzy w życiu moim i pewnie żadnego z kibiców. To też w jakiś sposób miało oddźwięk na to, co mówiłem. Reakcja na sytuację, w której się znalazłem, lekki ostrzał, była bardzo spontaniczna. I tyle.

Może skończmy już mówić o negatywnych rzeczach i spójrzmy na to bardziej optymistycznie, pozytywnie. Wydaje mi się, że w jakiś sposób będzie to moje święto.

Moim zdaniem, kibic Legii mógł odebrać negatywnie stwierdzenie w stylu, że „jak macie coś innego do roboty, to róbcie co innego, a kto chce, to niech przyjdzie na stadion”.

– A co jest negatywnego w tej wypowiedzi? Kibice, którzy mnie znają na tyle, to wiedzą, że taki już po prostu jestem. Często nie pokazuję emocji aż tak bardzo, ubieram zdania w słowa, które mogą być dwuznaczne.

W przyszłym tygodniu pokażesz emocje? Poleci łezka?

– Myślę, że po to jest zrobiony ten mecz, żebym mógł się wreszcie poryczeć.

Po pożegnaniu z reprezentacją płakałeś, czy to będzie pierwszy raz na murawie?

– Łza się uroniła, bo reprezentacja to też duża część mojego życia. Z Legią jestem jednak związany od czasów, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem, więc wydaje mi się, że o łzę będzie teraz dużo łatwiej. Wspomnień jest niesamowicie dużo, przyjeżdżałem do Warszawy zawsze, gdy mogłem. Często nie pamiętałem tych wizyt, ale wspomnienia są fajne. W stolicy Polski spędzam najpiękniejsze momenty życia, jestem ciągle tutaj. I chciałem być.

Łukasz Wiśniowski mówił ostatnio w Meczykach, że jak Wojciech Szczęsny doznał kontuzji w Nicei, to poczułeś szansę na powrót do bramki i grę na Euro. Ostatecznie trener Nawałka postawił na Łukasza Fabiańskiego. Czy rzeczywiście tak było, że włączyły ci się takie myśli?

– Tak, miałem tak właściwie przez całą karierę. Takie bodźce są dla mnie paliwem, wtedy chyba też tak było, tym bardziej, że ranga turnieju okazała się spora.

Miałeś z tyłu głowy, że możesz wejść na rzuty karne ze Szwajcarią czy Portugalią?

– Oczywiście, że tak. Ale będąc trenerem w tamtym momencie, nie zmieniłbym bramkarza. Znam dużo fachowców w moim zawodzie – i to nie są najlepsze momenty na takie ruchy.

Mecz swoje TOP 5 interwencji?

– Nie, nie miałem czasu na sprawdzenie tego. Nie mam ulubionych interwencji. Może TOP 5 imprez…

Te jeszcze przed tobą.

– Oby tak było.

Macie plan, jak będzie wyglądała ta środowa impreza na stadionie, jakie będą twoje obowiązki poza rozegraniem meczu?

– Jeśli chodzi o imprezę, to nigdy nie planuję niczego. Są włodarze klubu, odpowiedzialni za to, żebym znalazł się w odpowiednich momentach i czasie. Zostawię to przy okazji mojej spontaniczności.

Aleksandra Kalinkowska: – Planujemy mini-show, o którym dużo powiedzieć nie możemy. Będziecie mogli jednak zobaczyć na boisku Arka Wrzoska i Tomasza Sararę. Artur będzie w to zaangażowany. Planujemy też odpalić licytację z Fundacją Legii – 5 osób, firm, które dokonają największych wpłat, w przerwie meczu będą mogły spróbować strzelić karnego Arturowi.

Jak Celtic podchodzi do tego spotkania? Będzie sporo znajomych z twoich czasów?

– Odszedłem z Celtiku 12 lat temu… Z tego co wiem, to na ławce trenerskiej jest John Kennedy, przetarłem się też w Anglii z Joe Hartem, ale poza tym, to chyba już nikt nie został. Może ktoś z młodzieżowców, który wypłynął.

A wysyłałeś jakieś zaproszenia do zawodników, z którymi grałeś w różnych klubach? Czy organizujesz to dla kibiców?

– Dokładnie tak, dla kibiców.

Wysłałeś może zaproszenie trenerowi Smudzie?

– Haha. (Westchnienie).

Jako że to mecz kończący twoją karierę, to jakbyś na szybko przeanalizował wszystko, to zmieniłbyś coś?

– Absolutnie nie. Staram się być sobą jak mogę, do dziś.

Co z twoją przyszłością?

– Wydaje się być bardzo świetlana. Jesteśmy po rozmowach z włodarzami Legii. O szczegółach będziemy rozmawiać pewnie w innym czasie. Każdy dowie się o tym w odpowiednim czasie.

W jakiej roli się widzisz?

– Przyznam szczerze, że nie wiem, na razie chciałbym trochę pożyć. Chciałem rozpalić grilla w sobotę, w godzinie meczu, i cieszyć się tym grillem z kolegami, znajomymi – poświęcam się właściwie głównie temu. Mam kilka planów, które się urodziły w głowie, chciałbym je pewnie zrealizować. Kiedy? W tym momencie nie jestem w stanie powiedzieć.

Czy tak sobie wyobrażałeś sobie ostatni rok przy Łazienkowskiej?

– Jeśli chodzi o sukcesy w dwóch ostatnich sezonach, w których miałem przyjemność tutaj być, to pojawił się awans do Ligi Europy, a wcześniej mistrzostwo Polski. Nie wiem, czy mam być szczęśliwy, czy nie. Wróciłem tu po to, by zdobyć tytuł mistrzowski i zagrać z Legią w Europie. W tym się akurat spełniłem, jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. W pierwszych rozgrywkach (2020/21 – red.) rywalizowaliśmy bez publiczności, więc nie mogłem się do końca cieszyć tym, że tutaj jestem. Wiadomo, jaki był ubiegły sezon – na pewno nie okazał się najlepszy w naszym wykonaniu.

Wróćmy jeszcze do półmetka poprzedniego sezonu. Mocno pracowałeś w Dubaju, byłeś chwalony przez trenera, dyrektor sportowy mówił o ewentualnym przedłużeniu umowy. Wydawało się, że jest cukierkowo, a dwa tygodnie później zostałeś odesłany na trybuny i więcej nie zagrałeś. Sytuacja z nieba do piekła. Z czego to się wzięło? Jak to odbierałeś?

– Odpowiem może po kolei. Przygotowania do sezonu to nic dziwnego – z reguły jest tak, że profesjonalni piłkarze biorą w nich udział. Chwalenie jest bardzo fajną sprawą, ale tak naprawdę o niczym nie świadczyło. Zdawałem sobie sprawę, że jestem zawodnikiem, więc nie decyduję o tym, czy gram, czy nie, bo od tego jest trener. Nie będę mówił nic złego na ten temat, bo nie w tym rzecz. Potem losy potoczyły się w ten sposób, że trochę sam sprowokowałem niektóre sytuacje. Tak pewnie miało być.

Masz żal do trenera Vukovicia, że potem już nie zagrałeś?

– Nie, trener jest od tego, żeby podejmować decyzje – czy są łatwe, czy nie. Byłem jego podopiecznym, musiałem się na to godzić jako profesjonalny piłkarz. To, o czym myślałem, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Tym się akurat dzielić nie będę, bo to nie ma sensu.

Pomówmy o karze finansowej za mecz z Wartą. Ty musiałeś ją zapłacić, czy chciałeś, aby klub to zrobił?

– Nie, absolutnie – w życiu nie pozwoliłbym na coś takiego. Komisja Ligi i to, czym się zajmuje, jakoś nie do końca to do mnie przemawiało. Mam wrażenie, że zaczęło się od pierwszej kary za wpis na Instagramie. Troszkę mnie to pewnie wtedy bardziej nakręciło, a konsekwencją okazała się następna kara, która była – wydaje mi się – śmieszna.

Czyli nie zapłaciłeś dla zasady?

– Nie. Wydaje mi się, że w mojej głowie ma to sens, lecz pewnie nie każdy będzie tak myślał. Ligi europejskie nie ingerują aż tak bardzo w życie prywatne piłkarzy. Mam wrażenie, że to bardzo dobre podejście. Być może tutaj ktoś szukał pracy, nudził się. Nie wiem.

Kara nie została zatem uregulowana?

– Nie ma takiej potrzeby.

Powiedzmy jeszcze o sprawie z grudnia, czyli incydencie w autokarze. Mam wrażenie, że ty, jako facet szanowany przez kibiców, byłeś chyba jedyną osobą, która mogła wstać i powiedzieć, żeby dali spokój. Jak to wyglądało z twojej perspektywy?

– Nie pamiętam już, to było dawno temu.

Serio?

– Tak, serio, nie pamiętam. Zostawmy to tak.

Jak oceniasz obecne ruchy transferowe Legii?

– Śledziłem tylko ruchy transferowe na lotniskach. Mówiąc poważnie, nie chciałbym się wypowiadać na ten temat. Transfery mogą się obronić na boisku.

Jak patrzysz na bramkarzy, to masz poczucie, że wychowałeś następcę? Tobiasz, Miszta – który byłby gotowy?

– Obaj byli i są gotowi do gry, jeśli ktoś rzeczywiście by na nich postawił i dał przyzwolenie na błąd. Ja ich nie wychowywałem, mają swoje charaktery. Fajnie.

Ale Czarka chyba trochę wychowywałeś. Sam opowiadał, jak zapraszałeś go na kolację, trochę próbowałeś pchnąć go do przodu.

– Nie pamiętam tej kolacji, albo na nią nie dojechałem, haha. Czarek i Kacper to świetni chłopcy, nie wiem, co więcej powiedzieć. Jeśli on to tak odbiera, to bardzo się z tego cieszę.

Miszta i Tobiasz, porównując ich do ciebie, są mocno zżyci z kibicami, Żyletą. Mówią, że to dla nich niesamowicie istotne.

– Mhm. Tak jest, to prawda.  

Z racji obowiązków dot. bycia ambasadorem klubu, podróż do Stanów Zjednoczonych i picie piwa na krawężniku w Kalifornii trzeba będzie odłożyć w czasie?

– Możliwe, że tak. Tam zawsze jest czas, by polecieć.

Przez ostatni rok czułeś się związany bardziej z drużyną czy kibicami Legii?

– Ciekawe pytanie, ale nie ma fajnej odpowiedzi, musiałbym się naprawdę bardzo spiąć. Wiem, jak czuli się kibice. Gdy oglądałem Legię za granicą, w telewizji, to pamiętam, jak się czułem, gdy nie szło. Wiem też, jak czuje się piłkarz, który non stop dostaje baty – w niektórych klubach też mi się to zdarzało. Teraz czuję się trochę inaczej – bardziej kibicem, zdecydowanie, może z racji tego, że już skończyłem grać. Nigdy nie możesz się do końca otworzyć na dany wybór.

Polecamy

Komentarze (82)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.