Domyślne zdjęcie Legia.Net

Bałwany straciły głowę

Jerzy Zalewski, Jakub Grzeszkowski

Źródło: Legia.Net

12.02.2009 22:50

(akt. 18.12.2018 05:58)

Gdy większość piłkarzy opuściła boisko treningowe i udała się do ośrodka, na placu w towarzystwie trenera <b>Jacka Magiery</b> i <b>Jana Urbana</b> pozostali: <b>Adrian Paluchowski</b>, <b>Kamil Majkowski</b>, <b>Patryk Koziara</b>, <b>Kuba Rzeźniczak</b> oraz <b>Marcin Komorowski</b>. Najpierw odśnieżali sobie kwadrat do gry w dziada, a szkoleniowiec Legii zabrał Kubę na krótki spacer w dalsze rejony boiska na męską rozmowę w cztery oczy. Po niej Kuba dołączył do kolegów i po kilku minutach zaczęło się wielkie lepienie bałwanów. Na sam koniec piłkarze starali się trafić każdego w czapeczkę. Konkurs ten wygrali Koziara i Rzeźniczak.
Po właściwej części treningu trenerzy zatrzymali młodych zawodników na dodatkowe zajęcia. Trener Magiera zarządził mini odśnieżanie fragmentu murawy, by w tym miejscu móc pograć w dziada. Tymczasem trener Urban zawołał Kubę Rzeźniczaka, by z nim porozmawiać sam na sam. Tymczasem Jacek Magiera wraz z młodymi zawodnikami cierpliwie odśnieżał murawę. Po kilku minutach gry tylko trener i lewy obrońca nie powędrowali do środka. - Kto pierwszy pójdzie do środka, ty czy ja? - podpuszczał trener Magiera. Okazało się, że to on pierwszy musiał ganiać za piłką. Niedługo później dołączył do nich Kuba i od tego momentu w środku biegało dwóch zawodników, a w każdym rogu stali pozostali. - Od tego momentu kto nie przejmie 20 podań będzie robił pompki - zapowiedział trener. Tymczasem za szczotkę złapał trener Urban i zaczął poszerzać placyk do gry. - Jeżeli jest nierówno, to powiedzcie, to odśnieżę wam od początku w innym miejscu - rzekł szkoleniowiec warszawian, gdy skończył. Następnie odśnieżył sobie specjalny fragment boiska dla siebie, aby mógł z niego się przyglądać grze oraz uformował miejsce na piłki. - Na tym lotnisku gracie na dwa kontakty? Co to ma być - wołał trener. Znudzony grą szkoleniowiec zarządził lepienie kul śniegowych, aby uformować dwa bałwanki. Miały one posłużyć za bramkarzy. Po kilku minutach powstały dwa metrowej wysokości. - Musimy je usztywnić, żeby wytrzymały i się nie poprzewracały - mówił trener Urban i sam zajął się wzmacnianiem bałwanków. Gdy skończył włożono im żółtą i pomarańczową koszulkę, a następnie dorobiono głowy i założono na nie czapeczki. - Ten to będzie Kostia, bo to też taki blondynek - wołał wesoło "Maja".
- Ok panowie, strącicie im czapki z głów i wracamy coś zjeść - zapowiedział szkoleniowiec warszawian. Pięciu zawodników oraz trener Magiera bezskutecznie uderzali z ok szesnastu metrów celując w obie białe głowy. Dwukrotnie piłka trafiała w brzuchy bałwanów, na co reagował natychmiast trener naprawiając ubytki. - Dobrze, że Stasio tego nie widzi. Leczę dużo szybciej, niż on - żartował. Po kolejnych nieudanych seriach trener zawołał do rzecznika prasowego Michała Kocięby - Michał, zadzwoń do hotelu i przesuń obiad na drugą. Widzisz co się dzieje... To wywołało reakcję opiekuna młodych zawodników, który zapowiedział - Ok panowie, a teraz na poważnie. Chwile później Patryk Koziara pozbawił głowy pierwszego bałwana i zebrał gratulacje od kolegów. Niespełna minutę później strącona została głowa ostatniego bałwana, a jego katem okazał się Kuba Rzeźniczak. - Brawo Kuba, pokazałeś się jako reprezentant Polski - gratulowali mu koledzy. Młodzi zawodnicy mogli udać się na obiad o właściwej porze, ale Rzeźniczak z Komorowskim postanowili jeszcze chwilę zostać na boisku i pokopać wspólnie piłkę. Po obiedzie zawodnicy dostali czas wolny. Część z nich wybrała się na spacery lub na miasto, inni odpoczywali w pokojach grając m. in. na Play Station.

Polecamy

Komentarze (3)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.