Domyślne zdjęcie Legia.Net

Bandyci czują swoją siłę

Redakcja

Źródło:

14.07.2007 10:57

(akt. 22.12.2018 16:39)

Dające się słyszeć głosy radości po ukaraniu przez UEFA Legii za awantury jej kibiców w Wilnie powinny jak najszybciej ucichnąć. Dziś to jest Legia, wczoraj była krakowska Wisła, a jeśli nic się nie zmieni, jutro będzie jakiś inny klub. Problem chuligaństwa stadionowego dotyczy przede wszystkim klubów z wielkich miast. Nie tylko dlatego, że mają więcej kibiców, lepiej widocznych na dużych stadionach - rozpoczyna swój felieton <b>Stefan Szczepłek</b> dla Rzeczpospolitej.
Powodem jest też rywalizacja między nimi i potrzeba demonstracji siły tak, żeby telewizja to pokazała, prasa opisała, a kibice z konkurencyjnych klubów zazdrościli. W tym kręgu liczba wzmianek w mediach na temat jakiejś awantury na stadionie lub obok niego stanowi miernik aktywności, skuteczności, decyduje więc o pozycji. Im częściej na nas zwracają uwagę, tym jesteśmy lepsi. Dla wielu kibiców z Łazienkowskiej ci, którzy byli w Wilnie i nie dali się złapać, mają status kombatantów, a nierzadko i bohaterów. Niektórzy zdobyli już sprawność w Utrechcie, w Wiedniu, Białymstoku i paru innych miastach. Takie sytuacje powodują wzmożenie aktywności kibiców innych klubów. Nie chcą być gorsi, więc kiedy nie mogą wyjechać ze swoją drużyną za granicę, to przynajmniej tropią w mieście chłopaków we wrogim szaliku. Tak właśnie dzieje się w Warszawie, Krakowie i Trójmieście, Łodzi do tego blisko i tylko Poznań zrobił znaczny krok w kierunku cywilizacji. Na kibiców chuliganów narzekają Legia i Polonia, Wisła i Cracovia, Widzew i ŁKS, Arka i Lechia, ale nic z tego nie wynika. Kluby albo nie chcą rozwiązać problemu i biadolą w momentach kryzysowych, albo nie potrafią. Dzisiejsze chuligaństwo to potężna siła. Stoją za nim ludzie wykupujący najlepsze miejsca na stadionie, bratający się z piłkarzami, mający wokół siebie "żołnierzy" handlujących narkotykami, kradnących samochody i telefony komórkowe, prowadzących interesy również na stadionie. Szefowie klubów boją się z nimi zadzierać, więc wolą się dogadać i idą na ustępstwa. W ten sposób w niejednym klubie bandyci i złodzieje mają dużo do powiedzenia i czują swoją siłę. Potrafią też przekonać o konieczności zatrudnienia odpowiedniej agencji ochrony, która niekoniecznie chroni tych, których powinna. A jak się ma taki oręż, to można na stadion wnieść wszystko i przymknąć oko na to, co trzeba. Kiedy na boisku Cracovii bandyci z grupy Jude Gang, zachowujący się tam jak gospodarze, opluli mnie, a ochrona udawała, że nic nie widzi, poinformowany o tym prezes Janusz Filipiak powiedział: "Pan to ma szczęście, bo za trzy godziny będzie pan w Warszawie. A ja tu muszę z nimi zostać". I został. Autor: Stefan Szczepłek

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.