Domyślne zdjęcie Legia.Net

Bartłomiej Grzelak: Nie zostałem zaakceptowany

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

26.10.2007 13:43

(akt. 21.12.2018 22:35)

- Dużo lepiej czuję się jako wysunięty napastnik niż jako ten cofnięty. Swobodniej czuję się w meczach wyjazdowych, przede wszystkim pod względem psychicznym. No może z wyjątkiem ŁKS. Wydaje mi się, że w Legii nie zostałem jeszcze w pełni zaakceptowany przez kibiców. Proszę mi wierzyć, to się czuje - mówi napastnik Legii, strzelec trzech bramek w spotkaniu z Dyskobolią, <b>Bartłomiej Grzelak</b>.
- Trzy gole wbite Groclinowi robią wrażenie. - Bez przesady, Puchar Ekstraklasy to nie liga, więc za bardzo bym się tym nie podniecał. Ostatni raz taka sztuka udała mi się kiedy jeszcze bytem w Widzewie. - Nie jest pan za skromny? Groclin nie zagrał w jakimś wybitnie rezerwowym składzie. - Te bramki mają oznaczać, że mam usiąść wieczorem przed telewizorem, włączyć mecz i powiedzieć, jaki to jestem dobry? Nie! Owszem, byłem zadowolony ze swojego występu, poprawił mi się humor. Ale przede wszystkim utwierdziłem się w przekonaniu, że z moją skutecznością nie jest źle. Że jeśli w meczu mam 4-5 sytuacji, to jestem w stanie strzelić nawet trzy gole. Nie jest źle? W lidze zdobył pan dotychczas tylko dwa gole. - Ale nie przypominam sobie, żebym jakoś seryjnie marnował dobre sytuacje. Problemem jest raczej brak ich, a nie ich marnowanie. - Jaka jest przyczyna braku tych okazji? - To chyba bardziej pytanie do trenera Jeśli chodzi o mnie, to przede wszystkim dużo lepiej czuję się jako wysunięty napastnik niż jako ten cofnięty. Swobodniej czuję się w meczach wyjazdowych, przede wszystkim pod względem psychicznym. No może z wyjątkiem ŁKS (śmiech). - Dlaczego? - Wydaje mi się, że w Legii nie zostałem jeszcze w pełni zaakceptowany przez kibiców. Proszę mi wierzyć, to się czuje. - W takim razie w Krakowie powinno być dobrze. - Najpierw muszę zagrać, a nie mam zamiaru dywagować, czy tak się stanie, czy nie. To nie moja sprawa. Jeśli dostanę szansę zrobię wszystko, aby się za nią odwdzięczyć. - Macie okazję udowodnić, że mecz z Odrą (0:1) był tylko wypadkiem przy pracy. - I dlatego cieszymy się, że akurat teraz gramy z liderem. W ostatnim meczu sięgnęliśmy dna, każdy z nas zagrał fatalnie i zdaję sobie z tego sprawę. Nie wiem jak koledzy, ale ja czułem się w tym meczu bardzo słabo. W Krakowie będziemy mieli okazję wypłynąć na powierzchnię. Zdajemy sobie z sprawę, że w przypadku porażki nasza strata do Wisły będzie wynosiła już 8 punktów. Dlatego nie dopuszczamy takiego scenariusza. - W takim razie jak trzeba zagrać w Krakowie, żeby osiągnąć korzystny rezultat? - Na pewno odważnie. Nie powiem nic odkrywczego - walka, zaangażowanie - tego w naszej postawie na pewno nie może zabraknąć. A umiejętności są, więc powinno być dobrze. - Ten mecz zdecyduje o mistrzostwie Polski? - Moim zdaniem nie. Niezależnie jaki będzie wynik. Mamy jeszcze prawie dwadzieścia spotkań do rozegrania Wszystko może się zdarzyć. Owszem, układ w tabeli może się po nim zmienić, ale spokojnie, zostało jeszcze dużo czasu. - Siłą Wisły to skrzydła, Legii, środek pola. Te formacje zdecydują o wyniku niedzielnego meczu? - W obu zespołach, na wszystkich pozycjach, potencjał jest ogromny. To zdecydowanie dwie najlepsze drużyny w kraju, mające po dwóch równorzędnych zawodników na każdą pozycję. O wyniku może zdecydować wszystko, więc aż tak bym tego nie rozgraniczał. - Do Krakowa pojedziecie z Inakim Astizem, ale bez Aleksandara Vukovicia. - Inaki to wzór profesjonalisty, ostoja naszej obrony. To człowiek skoncentrowany na 200 procent przez 90 minut spotkania. Z kolei "Vuko" to dobry duch drużyny, duża osobowość. Potrafi nas zmotywować, pobudzić. Jego brak to spore osłabienie Legii.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.