News: Bartłomiej Kalinkowski: Wiem, że zagram w pierwszym zespole Legii

Bartłomiej Kalinkowski: Wiem, że zagram w pierwszym zespole Legii

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

12.03.2014 21:00

(akt. 13.12.2018 20:57)

Bartłomiej Kalinkowski został zimą mianowany przez trenera Jacka Magierę nowym kapitanem drugiej drużyny. Dla pomocnika rezerw runda jesienna była bardzo udana, dzięki niej pojechał na zgrupowanie z pierwszym zespołem. Z młodym zawodnikiem porozmawialiśmy o zmianach w Legii II, jego wrażeniach po treningach z "jedynką", celach na wiosnę i i przyszłości w zespole Henninga Berga. Zapraszamy do lektury.

 Jak dużym zaskoczeniem dla drużyny była zmiana trenera między rundami?


-
(Dłuższa pauza). Nie spodziewałem się większych roszad, bo trener Dariusz Banasik bronił się swoimi wynikami. Nie zacząłem się smucić kiedy wiadomość o zmianach do mnie dotarła. Wiadomo, że było trochę żal szkoleniowca, pod którego opieką nieźle prezentowaliśmy się w końcówce rundy. Przyszedł jednak nowy trener i zdawaliśmy sobie sprawę, że ma wprowadzić nową jakość. Każdy zawodnik otrzymał porcję dodatkowej motywacji, wszyscy zaczynali bowiem z czystą kartą. Od nowa rozpoczęła się walka o swoje pozycje w drużynie.


A jakie widzisz różnice w stylu pracy obu trenerów?


- Trener Magiera przywiązuje bardzo dużą uwagę do szczegółów. Znacznie częściej pracujemy nad taktyką i przygotowaniem fizycznym. Często szlifujemy styl gry, który poprawiał się z każdym sparingiem. U Dariusza Banasika było inaczej, podporządkowywaliśmy się trzecioligowej grze. Teraz mamy narzucać rywalom własne zasady polegające na krótkich podaniach, długim rozgrywaniu piłki, wyczekiwaniu na okazję i szybszymi zagraniami w końcowych fazach akcji. Okres przygotowawczy jest cięższy, ale mam nadzieję, że zaowocuje to naszą dobrą postawą na wiosnę.


Jak opiszesz wasz nowy styl gry? Większość waszych sparingów była zamknięta, praktycznie nikt nie widział waszych gier pod balonem. Dlatego członkom zespołu najłatwiej się wypowiedzieć.


- Najlepiej nasz styl gry określa sparing w Arłamowie z JKS-em Jarosław. Kluczowe jest długie utrzymywanie się w posiadaniu futbolówki oraz konsekwencja w defensywie. Po stratach mamy jak najszybciej odzyskiwać futbolówkę stosując pressing. Chcemy dominować nad rywalami.  Przetrzymanie piłki, potem 3-4 szybkie podania i gol – tak chcemy grać. To udało się pokazać z liderem trzeciej ligi lubelsko-podkarpackiej. Zamierzamy iść w tym kierunku. Wcześniej nie było beznadziejnie czy tak, że nic nie trybiło. Nasza gra jednak naprawdę ewoluowała w porównaniu do pierwszego sparingu. Progres jest widoczny i myślę, że wkrótce będzie go można zauważyć jeszcze bardziej.


Mocno pomoże obecność Bajdura i Kurowskiego, którzy jesienią nabyli pewnego doświadczenia w pierwszej lidze i Ekstraklasie?


- Nie chodzi nawet o ich doświadczenie, ale o umiejętności, które mają nietuzinkowe. To gracze, którzy wnoszą do naszego zespołu dużo jakości. Cieszę się, że obaj zdecydowali się pozostać w rezerwach na wiosnę. Moim zdaniem idealnie pasują do naszego nowego stylu gry. Dodatkowo to ludzie, którzy odnajdują się w tej drużynie i są odpowiedzialni za tworzenie atmosfery.  


Jedynym transferem z poza klubu jest pozyskanie Miłosza Kozaka. Jak został przyjęty w szatni?


- W stosunku do Miłosza nie było żadnych animozji, został zupełnie normalnie przyjęty w szatni. Mam nadzieję, że udowodni na boisku swoją wartość. Fajnie byłoby mieć z niego tyle pożytku, ile pierwsza drużyna ma z Bartka Bereszyńskiego.  


A duże znaczenie według ciebie moga mieć straty w postaci Peu, Essama, Bogusławskiego czy Sokołowskiego?


- Różne osoby w różnym stopniu były potrzebne tej drużynie, ale nie chcę mówić o konkretnych nazwiskach. Pewni piłkarze grali więcej i byli ważniejsi dla zespołu, a inni mniej. Były zmiany, które mnie zasmuciły – jak odejście „Sokoła”, który był dobrym duszkiem w szatni i również kreował atmosferę. Brak niektórych mniej mnie dotyka, bo doszli zawodnicy, którzy są lepsi piłkarsko. Tym, którzy odeszli życzę wszystkiego najlepszego, bo na Legii świat się nie kończy. Możliwe, że jeszcze zrobią kariery, ale niekoniecznie przy Łazienkowskiej.


Kiedy rozmawialiśmy latem Legia II była w połowie tabeli. Chyba nie spodziewałeś się, że będziecie kończyć rundę jako lider.


-
O ile pamiętam, to powiedziałem wtedy, że jeszcze dobrze skończymy rundę. W pewnym momencie nastąpił przełom i grało nam się łatwiej. Autentycznym sprawdzianem dla nas wszystkich będzie jednak dopiero runda wiosenna. W tym momencie mamy dobrą pozycję startową, mocny zespół i cel. Nie będziemy się zadowalać byle jakimi wygranymi. Chcemy wygrać tę ligę ze stylem i klasą. Pragniemy udowodnić swoją wyższość i pokazać, że cały czas podnosimy swoje umiejętności.  Ok, nie spodziewałem się, że do nowej rundy przystąpimy z pierwszego miejsca, ale zawsze uważałem, że jesteśmy najlepsi w tej lidze. Zdanie podtrzymuję, ale teraz trzeba to udowodnić w bezpośrednich konfrontacjach z rywalami.


Dopuszczasz do siebie myśl, że rezerwy nie awansują? Przy gorszej grze przestano nachalnie mówić o awansie. Wspięliście się na szczyt po jesieni, więc jedynym celem stała się promocja do wyższej ligi… Jak ostatecznie jest?


- Myślę, że my jako zawodnicy i sztab szkoleniowy nie skupiamy się na tym co się mówi, nie patrzymy na komentarze ludzi, którzy przeczytali jakiś tam artykuł. Myślimy tylko o celach postawionych przez prezesa i zarząd, a tym celem minimum jest awans. Innej opcji nie ma. Wyobrażasz sobie, że w przyszłym sezonie Legia II znów będzie grała w trzeciej lidze?


Tak.


- Ale widzimy co się dzieje i jaki tu jest poziom. Wiesz jaki potencjał ma legijna młodzież, która przechodzi po kolejnych szczeblach rozwoju.


- Jasne, ale możecie np. potknąć się w fazie play-off w końcówce sezonu.


- Masz rację, taka opcja jest zawsze. Dlatego jednak gramy jako Legia Warszawa, mamy być o dwie klasy lepsi i dwa razy bardziej odporniejsi psychicznie od rywali. Po to, żeby tego potknięcia właśnie uniknąć. Mamy wygrywać tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, że awans nam się należał. Tylko to obchodzi legionistów, którzy zawsze mają być najlepsi – nie pójdziemy wyżej przy zielonym stoliku i wcale tego nie chcemy.


Dla ciebie runda była przełomowa, grałeś naprawdę dobrze przez pół roku i sporo zyskałeś w oczach trenerów i działaczy.


- Na tę chwilę mogę powiedzieć, że było to dla mnie najlepsze pół roku od momentu mojego przyjścia do Legii. Wiele się wydarzyło i do przyszłości podchodzę ze sporym optymizmem. Nawet jeśli nie jestem teraz zawodnikiem pierwszego zespołu, to w czasie zgrupowania i wspólnych treningów zebrałem sporo doświadczenia, zobaczyłem jak to funkcjonuje i pokazałem się trenerom. Teraz znowu jestem w rezerwach i poprzez dobre występy w trzeciej lidze chcę udowodnić, że zasługuję na kolejną szansę w „jedynce”. Mam obecnie do odegrania rolę w zespole Jacka Magiery i jeśli się spiszę oraz zrobię wszystko jak najlepiej, to wierzę w to, że w pewnym momencie doczekam się awansu i będę już grał w Ekstraklasie. Zawsze trzeba pamiętać o swoim miejscu w szeregu i pracy, którą ma się do wykonania. Każdy etap trzeba pokonywać po kolei, nie można się też zatrzymywać na krajowym podwórku…


Najpierw trenowałeś z Legią przy Łazienkowskiej, potem pojechałeś na zgrupowanie do Turcji. Jak wrażenia?


- Super. To duże przeżycie. Gdy przychodziłem do Legii, to wierzyłem, że kiedyś się uda, ale różnie było przez te lata przy Łazienkowskiej. Nie zawsze było kolorowo. Wyjazd na zgrupowanie i treningi z pierwszym zespołem, były dla mnie wielkim wyróżnieniem. Tym bardziej, że jestem też kibicem Legii. Wiem obecnie nad czym muszę pracować, wiem co dalej robić i postaram się osiągnąć kolejne cele.


A jak oceniasz trenera Berga, współpracę z nim?


- Indywidualnie nie rozmawiałem z trenerem Bergiem na swój temat. Na pewno to profesjonalista zwracający uwagę na szczegóły. Ponadto jest wyrozumiały dla zawodników, widać, że sam kiedyś grał w piłkę i jest dużym autorytetem. Szkoleniowiec bierze pod uwagę, że podanie może nie wyjść Xavi’emu czy Inieście, a tym bardziej piłkarzowi Legii Warszawa. Norweg oczekuje jednak od zawodników ambicji i dążenia do samodoskonalenia.


Nie byłeś zawiedziony gdy jeszcze w trakcie zgrupowania wróciłeś do Warszawy, do rezerw?



-
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że Kalinkowski był za słaby. Ale ja wolę mówić, że Kalinkowski pojechał na obóz, został wyróżniony, zebrał doświadczenie i latem dostanie szansę z prawdziwego zdarzenia i wtedy już ją wykorzysta. Nie uważam, że okres, w którym zostaje 16 meczów w lidze, jest dobrym czasem na wprowadzanie młodzieży do składu. Kadra pierwszego zespołu liczy 27-28 osób więc na wszystko przyjdzie czas. Jeśli dobrze się spiszę, to dostanę szansę i wiem, że zagram w tej drużynie przy Łazienkowskiej. Jestem tego pewien.


Czy ostatnie treningi z jedynką oraz uprawnienie cię do gry w Ekstraklasie na ten sezon, dają ci jakąś nadzieję, że jeszcze w tej rundzie uda się usiąść chociaż na ławce albo złapać kilka minut w najwyższej klasie rozgrywkowej?


- Na pewno byłoby fajnie być blisko tej Ekstraklasy, ale mam świadomość, że pierwsza drużyna ma szeroką kadrę. Tak jak mówiłem, do końca sezonu nie zostało zbyt wiele meczów. Może być ciężko o szansę. Myślę, że moją jedyną okazją na grę byłyby kontuzje kolegów, ale nikomu niczego złego nie życzę.  


Po zgrupowaniu stałeś się też bardziej obecny w świadomości kibiców. Odczuwasz to jakoś?


- Był taki przeskok w momencie naszego pobytu na obozie i dało się to zaobserwować na Facebook’u czy Twitterze. Na pewno nie jest jeszcze tak, że dzwonią do mnie dziennikarze i proszą o wywiady. Nie widzę też powodu, dlaczego miałoby tak być. Dzięki zgrupowaniu jakiś mój obraz powstał w świadomości kibiców i mediów, ale to też część tego zawodu. Cieszę się, jeśli ludzie chcą ze mną rozmawiać, bo znaczy to, że doceniają to co mówię. Swoją klasę chcę jednak udowadniać na boisku, a nie przed mikrofonami.


Wracając do rezerw otrzymałeś również opaskę kapitana. Dla ciebie to nie jest pierwszyzna, bo podobną funkcję pełniłeś w juniorach u trenera Dębka.


- Jest to wyróżnienie, choć wiem, że brzmi to banalnie. To jest pewien ciężar gatunkowy, bo tutaj walczymy o pewien cel. W juniorach było to jednak prostsze. Mamy fajną ekipę i dobry sztab, a dodatkowo motywuje mnie fakt, że zostałem wybrany przez szanowanego w drużynie trenera Magierę. Czuję się w obowiązku nie zawieść jego i chłopaków. Wiem, że nie mogę dać ciała i muszę się spisać.


Za wami jest już pierwszy mecz w nowej rundzie. Ostatecznie wygraliście, choć bramka padła dopiero w końcówce. Uważasz, że wasza gra funkcjonowała jak należy?


- W pierwszym meczu spotkaliśmy się z tym, na co musimy być przygotowani w trzeciej lidze. Chodzi mi o często słabo przygotowane murawy oraz agresywnych, ale przede wszystkich ambitnych rywali. Z Zawiszą nie wszystko wyglądało jak należy. Były dobre momenty w naszej grze, ale wiele nadawało się do poprawy. Musimy wyciągnąć wnioski i prezentować się lepiej, choć w Rzgowie cieszyły trzy punkty po trafieniu Grzegorza Tomasiewicza. 


Teraz przed wami spotkanie z wyżej notowanym WKS-em Wieluń. Z jakim nastawieniem podejdziecie do tego starcia?


- Do tego spotkania podejdziemy jak do każdego innego w lidze. Jedyną opcją jest dla nas wygrana. Spodziewamy się jednak ciężkiej przeprawy, ale dodatkowo motywuje nas remis, który zanotowaliśmy w Wieluniu. Będzie to dla nas pierwszy mecz domowy wiosną, liczymy na przyjście publiczności i wiemy, że nie możemy zawieść. 

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.