Bartłomiej Urbański: Willem to nie krok, a skok w przód
20.07.2017 22:45
Dlaczego nie przedłużyłeś kontraktu z Legią?
- (Chwila pauzy). Moim priorytetem było pozostanie w Legii. Wiele osób w stołecznym klubie doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Pierwsze propozycje zza granicy pojawiły się w styczniu. Odmówiłem. Deklarowałem wtedy, że chcę nadal grać przy Łazienkowskiej. Świetnie się czułem w Legii. Wiedziałem, że w stołecznym zespole mogę się nadal rozwijać. Pozytywnym kopniakiem był dla mnie wyjazd na dwa zgrupowania do Hiszpanii z pierwszą drużyną. W życiu bywa jednak tak, że nic co piękne, nie trwa wiecznie.
W połowie rundy, razem z kilkoma chłopakami, zostaliśmy cofnięci z „jedynki” do rezerw. Początkowo był to taki kolejny bodziec do jeszcze cięższej pracy. Nie będę jednak ukrywał: pewien rozdział zaczął się zamykać. Szanowałem tę decyzję, choć się z nią nie zgadzałem. Pomyślałem wtedy o zmianie klubu… Proszę nie myśleć, że chciałem się poddać. Po prostu czułem, że trudno będzie ponownie wrócić do pierwszego zespołu.
A jak argumentowano cofnięcie do rezerw?
- Argumenty? Zostawię je dla siebie. Po jednym z treningów dostaliśmy informację, że wracamy do rezerw. Dla mnie to było kolejne doświadczenie. Nie każdy zabieg musi być jednak pozytywny. Ten nie był. Pozostawało uszanować zdanie innych.
Zainteresowanie twoimi usługami wykazywało kilka drużyn z Ekstraklasy: Lech, Lechia, Ruch, Piast… Pojawiały się również sygnały z niemieckiego Kaiserslautern.
- Faktycznie, nie brakowało zainteresowania innych klubów. Mogłem wybrać różne opcje, lecz najważniejszy był dla mnie rozwój. W Willem mogę stawać się lepszym zawodnikiem. Z każdym dniem, wychodzę na treningi z uśmiechem na twarzy.
Kilka razy w internecie widziałem teorię, że „Urbański chce zmieniać kluby, co dwa lata”. Trafiając do Legii, zakładałeś, że spędzisz w niej 24 miesiące?
- Nie i nie żartujmy tak nawet. Przychodząc do Legii, byłem gotowy na ciężką pracę. Mogę podziękować panu
Kim obecnie jesteś? Zerem? Bohaterem? Nawiązuje oczywiście do jednego z tekstów, który powstał po twoim odejściu z Polonii.
- (Śmiech). Zdaniem pewnych osób, przeszedłem drogę od bohatera do zera. Może dla niektórych potem stałem się bohaterem, a obecnie jestem zerem? W porządku, mogę jeszcze posłuchać takich tekstów. Tradycyjnie powiem, że lubię, kiedy ktoś mi dogryza. Mam ogromne wsparcie bliskich, trzy-cztery osoby, do których mogę dzwonić nawet o trzeciej w nocy, a i tak mi pomogą. Niepochlebne komentarze, obrażanie mnie w internecie jeszcze bardziej motywuje mnie do tego, by stawać się lepszym.
Po transferze do Willem, odzew był bardzo pozytywny. Cieszę się, że trafiłem akurat tam. Odezwało się do mnie wielu Polaków mieszkających w Holandii. Obcy ludzie proponowali mi pomoc. To chyba znak, że jestem dobrym człowiekiem. Żegnałem się z Legią w bardzo dobrych relacjach. Wiele osób chciało dla mnie jak najlepiej. Mam nadzieję, że z niektórymi będzie mi dane pracować w przyszłości.
Co było najtrudniejsze w odejściu? Zmiana kraju? Rozłąka z bliskimi?
- Rozstanie z rodziną. Piłka, szkoła czy rozrywka nie są dla mnie najważniejsze. Kluczowa jest rodzina. Cokolwiek działoby się w życiu, to to się nie zmieni. To będzie trudne. Pierwszy tydzień w nowym klubie, to euforia. Chce się chłonąć atmosferę. Pierwszy raz poczułem się jak prawdziwy piłkarz: prezentacja, kibice… To coś wspaniałego! Czas tęsknoty na pewno nadejdzie… W Tilburgu poczułem się jednak swobodnie. Adaptacja w nowym zespole przebiega naprawdę dobrze. Piłkarsko da się odczuć pewną różnicę w systemie grania. Myślę jednak, że jestem na tyle inteligentnym zawodnikiem, że spokojnie sobie z tym poradzę.
Kiedy Willem zaczęło cię obserwować?
- Trudno mówić o konkretnych datach, ale trochę to trwało. Wydaje się, że Holendrzy oglądali m.in. spotkania Ligi Młodzieżowej. Wiem, że decyzja Willem o pozyskaniu mnie nie była pochopna, a głęboko przemyślana.
To chyba w pewnym stopniu pokazuje, jak ważna dla zawodników jest Liga Młodzieżowa, jaką promocję może zapewniać.
- Liga Młodzieżowa spadła mi, jak gwiazdka z nieba. Bardzo się cieszę, że mogłem wystąpić w tych rozgrywkach. Zebrałem sporo doświadczenia. To była fajna przygoda w Legii, która na długo pozostanie mi w pamięci
Jedną z osób, która zajmowała się twoim transferem do Holandii był Joris Mathijsen, dyrektor sportowy Willem, a w przeszłości reprezentant Holandii. To schlebiało?
- W tej chwili, mogę już o tym powiedzieć. Jakiś czas przed finalizacją transferu, wybrałem się razem z Kamilem Burzcem, moim menedżerem, obejrzeć Tilburg i Willem od środka. Miałem wtedy okazję porozmawiać z dyrektorem sportowym Jorisem Mathijsenem oraz szefem skautingu, Gerardem Wielaertem. To jeszcze bardziej przekonało mnie do transferu. Organizacja klubu, podejście do mnie oraz profesjonalizm - wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Cieszę się, że mogę teraz współpracować z takimi ludźmi.
Na początku spytałem, dlaczego odszedłeś z Legii. A jak wyglądały rozmowy z mistrzami Polski odnośnie nowego kontraktu?
- Jeszcze w trakcie zimowego zgrupowania w Hiszpanii, zaczęliśmy rozmawiać o nowej umowie z panem Dominikiem Ebebenge. Uważam, że gdyby został w klubie, to przedłużyłbym kontrakt z Legią. To była świetna osoba, pozytywnie na siebie patrzyliśmy. Absolutnie nie byłem najważniejszy, rozumiałem, że dochodzi do zmian, ale gdy Ebebenge odszedł, to sprawa stanęła w miejscu. Z perspektywy mogę stwierdzić, że dobrze się stało, że nie podpisałem kontraktu. Byłem członkiem pierwszego zespołu, a w trakcie rundy zostałem cofnięty do rezerw. Mogłem wejść na minę. A potem… Trochę się pozmieniało, nie chcę tego rozmieniać na drobne.
Przede wszystkim, jestem ogromnie wdzięczny Legii za ostatnie dwa sezony. Mentalnie… Zostałem zbudowany przez stołeczny klub. Poprawiłem się również pod względem piłkarskim. Nauka od Vadisa Odjidji-Ofoe, Guilherme, Thibaulta Moulina czy Kaspera Hamalainena była czymś nieocenionym. Na treningach przez cztery miesiące mogłem chłonąć wiedzę i podpatrywać najlepszych w Polsce. Mogę tylko dziękować Legii i chcę pamiętać dobre chwilę.
Odchodząc, czułeś się niedoceniany?
- Tak. Mówię to wprost. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale zasłużyłem na więcej. Nie mam żadnych pretensji, że nie dostałem szansy w „jedynce”. Dziękuję trenerom, że w ogóle miałem okazję tam być, ale mam też prawo mieć swoje zdanie. Zmiana klubu nie wynikała z niczego. Ambitni ludzie chcą progresu, kolejnych kroków w kierunku rozwoju. Piłkarze również: jak nie w tym klubie, to w innym. Uważam, że transfer jest dobrym ruchem. Skokiem w przód.
Wielu się zdziwiło słysząc o transferze do Willem.
- To prawda, mało kto się tego spodziewał. Uważam, że na to zasłużyłem. Niektórzy ludzie… Myślę, że będą wiedzieli, o kim mówię… Niektórzy mówili mi, że jestem poza klubem i nie chcę trenować. Wierzyło we mnie niewielu. Pomijam fakt, że przez ponad osiem miesięcy, by być na boisku w jak najlepszej formie, trenowałem indywidualnie poza klubem. Dzięki temu przytyłem pięć kilo, „złapałem” masę mięśniową. Jestem szczęśliwy, że ludzie, którym ufam od dawna, pomagali mi pracować poza zajęciami w Legii, bym z „eLką” na piersi mógł się prezentować z jak najlepszej strony. To pewna odpowiedź na to, czy Bartek Urbański lubi i chce pracować.
W półfinałowych spotkaniach Centralnej Ligi Juniorów, grałeś z kontuzjowaną kostką.
- Dokładnie. Wyniki rezonansu doskonale oddawały moją sytuację zdrowotną. W meczach z Lechem, grałem z urazem. Nigdy nie będę się czuł legionistą. Ale za Legię, w jej barwach, byłem gotów grać z rozwaloną kostką mimo tego, że nie miałem podpisanej umowy na kolejny sezon z żadnym klubem. Uraz mógł się pogłębić, od 1 lipca mogłem z tym zostać sam, na lodzie, ale nie patrzyłem na to. Chciałem pomóc w ograniu, w przybliżeniu się do kolejnego triumfu w Centralnej Lidze Juniorów.
Krzysztof Dębek i Piotr Kobierecki, moi trenerzy z rezerw i drużyny z CLJ, wiele mi dali. Podobnie mogę powiedzieć o całych sztabach wspomnianych drużyn. Nie chciałem i nie mogłem nigdy sprawić im zawodu. Z tego powodu, zagrałem w półfinałach z Lechem. Teraz mogę się cieszyć, że koledzy w spotkaniach z Pogonią pokazali charakter i zdobyli trzecie z rzędu mistrzostwo Polski juniorów starszych. To ich zasługa, a ja dołożyłem malutką cegiełkę. A wracając jeszcze do szkoleniowców. To dla mnie ważni ludzie i wierzyli we mnie do końca. Cieszę się, że ich poznałem i miałem okazję występować pod ich batutą. Zawsze będę pamiętał, ile przekazali mi wiedzy.
Jaka jest różnica między Legią a Willem II?
- Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków po pierwszym tygodniu treningów z nowym zespołem. Na podsumowania przyjdzie czas po pierwszej rundzie. Spodobała mi się otwartość ludzi w Holandii. Każdy chce pomóc, a w klubie każdy uważa zawodników za najważniejsze osoby w klubie. Wszystko robi się tak, by piłkarze mieli komfort pracy i mogli podnosić swoje umiejętności. Pomoc zaczyna się począwszy od kucharzy, a kończąc na trenerach. Da się wyczuć inną mentalność.
Dlaczego ma ci się udać na zachodzie?
- Uda mi się, bo jestem chętny do pracy. To pewne uzależnienie, ale uwielbiam wysiłek na treningach. Mam się za inteligentnego gracza, który potrafi się dostosowywać do odpowiednich systemów. Wierzę, że się nie zgubię. W Willem jeszcze lepiej przygotuję się fizycznie, bo tego na razie najbardziej mi brakuje. Wydaję mi się, że… Moje podejście do piłki nożnej jest na tyle profesjonalne, że czynię progres. Staram się też otaczać odpowiednimi osobami i mam nadzieję, że nie trafię na żadną… hienę.
Tuż po transferze, zagrałeś w pierwszym składzie w sparingu. Ostatnio też wystąpiłeś w podstawowej jedenastce. Ostrzysz sobie zęby na debiut w pierwszej kolejce Eredivisie?
- To pozytywny symptom. Przy pierwszym sparingu z KV Kortrijk, zanotowałem sobie plusik. Myślę, że wyglądało to bardzo dobrze. Gdyby było słabo, to chyba nie zagrałbym w podstawowym składzie w drugim meczu towarzyskim z KRC Genk. Dwa miesiące temu grałem z Ruchem Wysokie Mazowieckie, a teraz mówimy o drużynie, która w poprzednim sezonie zaszła do 1/4 finału Ligi Europy. Belgowie odpadli dopiero z Celtą Vigo - półfinalistą rozgrywek. Mówimy o czymś niesamowitym, ale mam nadzieję, że najlepsze mecze, dopiero przede mną.
Czymś niesamowitym był dla mnie sparing z Kortrijk. Jestem młodym graczem, dopiero co przyszedłem do klubu, a kibice mnie witali i krzyczeli „Urbański, Urbański”. Życzyli powodzenia, byli otwarci. Jak porównam moje przyjście do Legii… (śmiech). Kontrast jest ogromny. Jeden, jak i drugi transfer, na zawsze pozostaną w pamięci, bo mają swoje smaczki.
W przeszłości, Willem wychowało m.in. Mounira El Hamdaouiego, Mousę Dembele czy jeszcze wcześniej Tomasa Galaska. To nazwiska działające na wyobraźnię?
- Najlepiej znam pierwszą dwójkę. To przykłady działające na wyobraźnię. Pozostaje mi walczyć na treningach na sto procent i walczyć o swoje marzenia.
Stałeś się też szóstym najdroższym zawodnikiem Willem w ostatnich dziesięciu latach.
- Nie przywiązuję uwagi do tej wartości. Patrząc na świat piłki, to drobne pieniążki. Zamiast myśleć o nich, wolę skupiać się na codziennych treningach
Zmieniłeś tapetę na komputerze? Gdy rozmawialiśmy rok temu, na pulpicie miałeś zdjęcie transparentu „Urbański, nigdy nie będziesz legionistą”.
- Zmieniłem. Obecnie mam na tapecie rodzinne zdjęcie, z mamą i tatą. Tak jak mówiłem, rodzina jest w życiu najważniejsza.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.