News: Bartłomiej Urbański: Wyzywają mnie? Będę przez to lepszy

Bartłomiej Urbański: Wyzywają mnie? Będę przez to lepszy

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

24.06.2016 16:30

(akt. 07.12.2018 14:26)

Przychodząc do klubu, wśród kibiców wzbudził kontrowersje porównywalne choćby do transferu Kaspra Hamalainena. Na trybunach przy Łazienkowskiej, wywieszono nawet transparent, który dotyczył zawodnika. Pomocnika, który do Legii trafiał z Polonii. - Wielu zawodników chciałoby znaleźć się na jednym transparencie razem z Messim i Kaczorowskim. Jeśli będę takim piłkarzem, jak jeden czy drugi, będę zadowolony - odpowiada na całą sytuację. Bartłomiej Urbański w trakcie ostatnich dwunastu miesięcy pokazał ile potrafi dać Legii w Centralnej Lidze Juniorów i rezerwom w czwartej klasie rozgrywkowej. Charakteru i woli walki na placu gry mu nie brakuje, a co mówi o trwającej od roku przygodzie z Legią. Serdecznie zapraszamy do lektury pierwszej rozmowy z Urbańskim odkąd trafił na Łazienkowską.

Bartłomiej Urbański to polonista czy legionista?

 

- To zawodnik Legii Warszawa. Cóż więcej można o tym powiedzieć… 

 

Niektórzy uważają, że nigdy legionistą nie będziesz. 

 

- Jeśli ktoś tak uważa, to przyjmuję to do wiadomości. Jestem zawodnikiem Legii i w tych barwach, wychodząc na boisko, zawsze daję z siebie sto procent. To klub, który stwarza mi bardzo dobre warunki do rozwoju. Mogę się cieszyć z tego, gdzie gram. 

 

Rok temu trafiałeś z Polonii do Legii. Potem pojawiły się dwa transparent na trybunach. Jeden właśnie z treścią „nigdy nie będziesz legionistą”. Jak do tego podchodziłeś?

 

- To była dla mnie dziwna sytuacja. Coś takiego przytrafiło mi się pierwszy raz w życiu, ale w samym futbolu to dosyć normalne. Żal było mi jedynie rodziny, choćby mamy, która musiała na to patrzeć. Miał to być udany krok, a na początku - można powiedzieć - powinęła mi się noga. Oczywiście była to pochodna tego, co udostępniłem kiedyś na swoim profilu na Facebook’u.  

 

Obecnie patrzę na to inaczej. Kibice zrobili to po to, bym stał się lepszym piłkarzem. Dzięki temu staje się bardziej odporny. Ostatnio w trakcie trzecioligowych derbów przy Konwiktorskiej (Legia wygrała 2:0 - red.), usłyszałem trochę bluzgów pod swoim adresem. Ok, przyjmuję to do wiadomości. Miło słyszeć, że ktoś chce, żebym został lepszym zawodnikiem. Muszę i chcę z tego czerpać, by przekuwać całość na pozytywne myślenie. 

 

Słyszałem, że zdjęcie tego transparentu masz ustawione na pulpicie na swoim komputerze. 

 

- Dokładnie tak jest. Ostatnio byłem z mamą u fotografa - kończę robić sobie pokój w rodzinnym domu. Zdjęcie tych transparentów będzie jednym z głównych nad moim łóżkiem. Zawsze jak to widzę, uśmiecham się. Wielu zawodników chciałoby znaleźć się na jednym transparencie razem z Messim i Kaczorowskim. Jeśli będę takim piłkarzem, jak jeden czy drugi, będę zadowolony. 

 

Jaki jest teraz stosunek kibiców Legii do ciebie?

 

- Kibice Legii, którzy mieszkają w moich rodzinnych okolicach, (Góra Kalwaria) kibicują mi. Wszyscy wiedzą, że dla mnie Polonia była pierwszym klubem, w którym poważnie trenowałem. Do dziś mam koszulkę Tomasza Jodłowca z czasów, kiedy grał przy Konwiktorskiej. Dla mnie to wielka pamiątka, też pewnie zawiśnie w pokoju. A jak jest w Warszawie? Nie jestem rozpoznawalną postacią i raczej trudno mi doświadczać ich stosunku do mnie. Nie spotkałem się jednak z żadnym dogryzaniem przez to, co było kiedyś. 

 

Po transferze wydałeś oświadczenie odnośnie tego, co w wieku czternastu lat wrzuciłeś na Facebook’a. Niektórzy uważali, że to dosyć sztuczne i wypozowane…

 

- Uważam, że to oświadczenie było potrzebne skoro zrobiłem coś złego. Przychodziłem do nowego klubu, który chciał mi pomóc. Słowa nic nie kosztują, a przeprosiny były potrzebne. Jest mi przy Łazienkowskiej dobrze i chcę żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Cieszę się, że mogłem tutaj zdobyć mistrzostwo Polski juniorów starszych, mimo że - nie będę ukrywał - początek był trudny. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. 

 

Silną trzeba mieć głowę, by takie sytuacje jeszcze motywowały?

 

- Na pewno. Każdy zawodnik odczułby coś takiego, ale jeśli piłkarzowi zależy na rozwoju, to musi przeobrażać to w motywacje. Ważne, by się nie zatrzymywać i osiągać kolejce cele. Jeśli też otaczają cię odpowiedni i zaufani ludzie, to pomogą ci oni kroczyć do przodu. Mogę za to dziękować rodzinie, dziewczynie czy chłopakom, którzy znali mnie przed transferem. Koledzy w szatni mówili, że mam się nie przejmować. Przez to wszystko pokazałem, że mimo pewnych przeciwności mogę robić swoje.

 

Coś chyba jest w tym, że dwa typy ludzi nie potrafią przejmować się krytyką. Jedni są po prostu głupi, a ci drudzy mają dystans i potrafią z logiką podejść do całości. 

 

- Myślę, że tak jest. Jeśli jednak jesteś piłkarzem, musisz pomyśleć sobie o Cristiano Ronaldo czy Lionelu Messim. Są wygwizdywani na każdym obcym stadionie, a jednak prezentują wielki poziom. Jeśli chcę być kiedyś profesjonalnym graczem, muszę radzić sobie z krytyką. Myślę, że potrafię do tego podejść i dać sobie radę.

 

Twoje zdjęcie z podpisem „Witamy nowego Legionistę w Klubie. Powodzenia Bartku!!! (pisownia oryginalna - red.)” wrzucił na Twittera jeden z właścicieli klubu, Dariusz Mioduski. Pomogło coś takiego?

 

- Mogę tylko bardzo dziękować panu Dariuszowi, że chciał pomóc mi w zaadoptowaniu się w klubie. 

 

Sam transfer był dobrym krokiem? Pytam już tylko o kwestie sportowe. 

 

- Za mną i Legią dobry rok. Pokazuje to, że transfer był dobrą decyzją. Chciałbym, by każdy rok obfitował w sukcesy, jak ten. Marzy się o „dorosłej” Lidze Mistrzów, ale debiut w edycji młodzieżowej Champions League był powiewem wielkiego świata. Zdobyliśmy mistrzostwo Centralnej Ligi Juniorów, a również w trzeciej lidze była szansa na awans. Rozwinąłem się na wielu płaszczyznach i mogę o poprzednich dwunastu miesiącach mówić w superlatywach. Nie brakowało cennych doświadczeń. 

 

Komentarze z Konwiktorskiej bolały?

 

- Byłem gotowy na falę krytyki. Na pewno jednak nie chcę palić za sobą mostów i wyjmować trupów z szafy. Nie potrzebuję jakichś gierek. Wiele osób przy Konwiktorskiej pomogło mi na przestrzeni lat. Weźmy chociażby trenerów, dzięki którym jestem obecnie w dobrym miejscu. A tym, którzy życzą mi źle i przyczyniły się do odejścia z Polonii… Dziękuję wam, bez was nie grałbym w Legii, nie debiutowałbym w młodzieżowej Lidze Mistrzów i nie występowałbym regularnie w kadrze.

 

Patrząc na juniorów Polonii, to jak na biedę jaka panuje przy Konwiktorskiej, wywodzi się stamtąd wielu obiecujących juniorów. Gdzie jest fenomen?

 

- Wydaję mi się, że największym atutem był właśnie brak pieniędzy. Mieliśmy problemy z wyjazdami, ale pozwalało nam to tworzyć drużynę. To był monolit, a pewne jednostki potrafiły ciągnąć wózek. Nie brakowało też trenerów, których śmiało mogę nazwać fachowcami. 

 

Z klubu biednego trafiłeś do takiego, w którym niczego nie brakuje. 

 

- Trafiając z biednego klubu, do tego, w którym jest dostatek, widzisz jaką dostałeś szansę. Chce się tak dysponować środkami, by inwestować w siebie. Mówię tu o diecie czy choćby szkole. Wszystko w Legii jest fajnie zorganizowane. 

 

Czasem pojawiają się opinie, że młodym piłkarzom w Legii jest za dobrze. Co sądzisz o takich uwagach?

 

- Uważam, że to pochopne wypowiedzi. Ludzie muszą porównać to jak jest w Legii z tym, co jest na zachodzie. Warszawski klub stara dążyć do europejskiego topu, a dostajemy to, co mają inni za granicą. Legia rozwija się, a my razem z nią i może być tylko lepiej. 

 

Co motywuje juniora w Legii? 

 

- Każdego co innego. Nie możemy patrzeć grupowo. Jednego będą motywowały sukcesy, kolejnego długa obecność w klubie, trzeciego możliwość wypromowania się na zachód, czwartego pieniądze, a jeszcze innego wszystkie wcześniejsze rzeczy.

 

A co motywuje ciebie?

 

- Rozwój z dnia na dzień. Na każdym treningu mogę uczyć się czegoś nowego i tego autentycznie pragnę. Wiadomo, że myślę też czasem o awansie do pierwszego zespołu, bo to coś wielkiego podpatrywać reprezentantów krajów i najlepszych graczy w Ekstraklasie. Kiedyś chciałbym też pokazać, że warto było stawiać na Bartka Urbańskiego. 

 

Nie łatwiej byłoby rozwijać się w niemieckim zespole? Choćby rok temu mocno chciał cię pozyskać Red Bull Lipsk. 

 

- Jestem mikrym człowiekiem. Uważałem, że jako niski i wątły chłopak nie poradzę sobie w Niemczech. Nie byłem gotowy fizycznie, ale i mentalnie. Trzeba było sobie popatrzeć w lustro i przyznać, że jeszcze za to za wcześnie. Z dzisiejszej perspektywy chciałbym kiedyś powalczyć o miejsce w zachodnim klubie. Nie żałuję, że idę do przodu w najlepszym polskim klubie.

 

Inna sprawa, że jestem zżyty z rodziną. Jestem w trakcie nauki w liceum i muszę je skończyć z porządnymi ocenami. Chcę iść ścieżką, którą sobie wyznaczyłem. 

 

Nie jest trudno chłopakowi o twojej posturze walczyć w środku pola z piłkarzami wyższymi o głowę?

 

- Każdy zawodnik ma inne atuty. Nie trzeba być wielkim i najszybszym graczem, by grać na najwyższym poziomie. Pirlo i Xavi pokazują swoją wielkość szybkością decyzji i techniką. Nie są przecież demonami szybkości czy siły. Podpatrują bardziej takich piłkarzy, niż choćby Yaya Toure czy Busquetsa. 

 

Czym ty nadrabiasz braki fizyczne?

 

- Trudno oceniać samego siebie, to bardziej pytanie do trenerów. 

 

Jakbyś miał wskazać jeden moment z sezonu, który był dla ciebie ważny, to co by to było?

 

- Dla mnie świetnym doświadczeniem była gra z FC Midtjylland, wręcz wielka przyjemność. Mierzyliśmy się z nimi w młodzieżowej Lidze Mistrzów. W dwumeczu było 5:1 dla Duńczyków, ale wiele można się było od nich nauczyć. Ta konfrontacja zaprocentowała w Szczecinie, gdzie musieliśmy także odrabiać straty, ale gol Pogoni nie zabolał aż tak. Podnieśliśmy głowy, rozegraliśmy dobre spotkanie i wyciągnęliśmy wnioski z przeszłości zdobywając mistrzostwo Polski. Żałuję, że zabrakło baraży w trzeciej lidze, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. 

 

Trener Dębek wprowadzał cię do zespołu ostrożnie. Zaczynałeś od wchodzenia z ławki, a pod koniec sezonu stałeś się bardzo ważnym ogniwem zespołu.

 

- Trener stopniowo mnie wprowadzał, ale chociażby przez to, że nie byłem z zespołem od początku okresu przygotowawczego. Z czasem nabywałem boiskowego zrozumienia z kolegami i mogło być lepiej. Ufałem również trenerowi Dębkowi, który najlepiej wiedział co jest dla mnie dobre. Teraz mogę się cieszyć, że całość potoczyła się w taki sposób. Broń Boże nie mam pretensji do szkoleniowców. W Polonii byłem kimś, kto w juniorach miał wręcz pewne miejsce w składzie. W Legii można było grać beze mnie - motywowało mnie to. Tak samo jest na zgrupowaniach reprezentacji. Kiedy usiądę na ławce, nie mam od razu chęci kupowania powrotnego biletu. Obrażanie się na trenerów jest bardzo złą cechą. Trzeba samemu walczyć o jak najlepszą pozycję w drużynie. 

 

Jakim trenerem jest dla ciebie Krzysztof Dębek?

 

- To fachowiec, z którym dało się dogadać. Miał dobry kontakt z drużyną - umiał do nas trafić. 

 

To ważne, że umie wpasować określone ogniwa do swojej taktyki?

 

- Bardzo ważne. Trener patrzy na dobro zespołu i umie to odpowiednio poskładać. W Raciążu boisko było w opłakanym stanie. Szkoleniowiec uznał, że lepsza będzie w środku pola para Małachowski - Zawal i dobrze to wyglądało. To gracze mocniejsi ode mnie fizycznie. Sztab szkoleniowy zdał egzamin, a trener Dębek potrafi dopasować piłkarzy do taktyki oraz taktykę do zawodników. 

 

Wygrana CLJ zrekompensowała niepowodzenie w trzeciej lidze?

 

- Po nieudanej przygodzie z trzecią ligą, bo tak to traktujemy, Centralna Liga Juniorów była trampoliną, na której mogliśmy odbić się po porażce. Kończymy sezon z myślą, że coś jednak osiągnęliśmy. Dla mnie był to pierwszy taki sukces, a dla całej Legii podwójna radość, bo klub obronił tytuł z poprzedniego roku. Taki kandydat na piłkarza jak ja, mógł się cieszyć. 

 

Reprezentacja młodzieżowa to najlepsza trampolina na zachód?

 

- To przede wszystkim spełnianie marzeń. Inna sprawa, że skauci zwracają uwagę nawet na graczy z całej „osiemnastki”. Grając w Legii i w kadrze czuje się pewnego rodzaju zainteresowanie, ale ważne, by mieć chłodną głowę. Jednym uchem pewne gadanie trzeba wysłuchać, drugim wypuścić. Dobrze układa mi się współpraca z Kamilem Burzcem i nie potrzebuję gruszek na wierzbie innego menedżera. Zawsze mogę na niego liczyć, skutecznie pomaga mi w prowadzeniu piłkarskiej przygody. Chcę zostać w Legii i w kolejnym sezonie walczyć o jak najwyższe cele. Przy Łazienkowskiej jest mi bardzo przyjemnie. Przede mną też matura, bez której może być ciężko w dorosłym życiu. Każdy powinien skończyć szkołę, a nie budzić się potem z ręką w nocniku. Na pewno mam duży apetyt na solidnie zdaną maturę za 12 miesięcy. 

 

Często pojawiają ci się w głowie myśli o pierwszej drużynie?

 

- Jak najbardziej. Będąc juniorem w Legii, chce się trafić do pierwszego zespołu. Treningi z Jodłowcem czy Guilherme są bodźcem i napędzają do dodatkowego treningu. 

 

Zmiana trenera była bodźcem dla młodych piłkarzy? Czerczesow uważał, że akademia to przedszkole, a Hasi wręcz ma stawiać na juniorów. 

 

 

- Każdą opinię trzeba wysłuchać, ale nie trzeba się z nią zgadzać. Zdanie trenera Czerczesowa przyjęliśmy na klatę, a potem zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Udowodniliśmy też, że mamy odpowiednią jakość w kraju. Jeśli trener Hasi ma stawiać na młodzież, to to z pewnością budująca rzecz. 

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.