Bartosz Kapustka
fot. Jan Szurek

Bartosz Kapustka: Jestem przekonany, że najlepsze przede mną

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Kanał Sportowy, Futbol i cała reszta

18.03.2023 12:00

(akt. 17.03.2023 18:49)

Bartosz Kapustka był gościem programu "Futbol i cała reszta" w Kanale Sportowym. Środkowy pomocnik Legii mówił o stołecznym klubie, atmosferze na meczach, grze w golfa, ewentualnym transferze, kontuzji i zmianach w jej trakcie, muzyce w szatni.

– Przed transferem do Legii miałem propozycje z innych lig, np. z mniejszych klubów w Holandii czy z MLS-u w Stanach Zjednoczonych. Ale wtedy, jak nigdy wcześniej, byłem zdecydowany na 100 procent, miałem przeczucie, że będzie to dla mnie dobra decyzja. Z różnych względów, choćby prywatnych, jakiś czas sam mieszkałem za granicą. Wiedziałem, że potrzebuję bodźców, które pomogą mi odżyć jako człowiek, nie tylko jako piłkarz. W Warszawie znalazłem wiele tych kwestii, poznałem dziewczynę, z którą jestem do teraz. Spotkało mnie tutaj sporo fajnych rzeczy.

– Nie traktuję Legii jako klubu, w którym skończę czy muszę skończyć karierę. Jest mi tu świetnie, nie czuję się tutaj do końca jak w ekstraklasie, tylko uważam, że to coś więcej, co da się zauważyć na mieście. Atmosfera na meczach jest niesamowita. Z perspektywy czasu cieszę się, że zdecydowałem się na ten krok. Na początku pojawiały się różne myśli, czy wrócić do kraju, czy wybrać opcję zagraniczną. Gdy usiadłem sam, schowałem do szafy doradców czy ludzi wokół mnie, posłucham siebie, to decyzja okazała się niezwykle prosta.

O atmosferze, Belgii i ponownym poczuciu się piłkarzem

– Cieszyłem się, że będę mógł grać przy Łazienkowskiej. Bardzo napędza mnie atmosfera wokół meczu, a na Legii jest ona niesamowita. Wiedziałem, że tego potrzebuję. Zdawałem sobie sprawę, że muszę być w ważnym zespole, który ma wysokie cele, ambicje, a ja znów poczuję się piłkarzem.

– Gdy wychodzę na boisko, to czuję, że dla ludzi to święto. Grając w 2. lidze belgijskiej, mówię "nigdy więcej". Z całym szacunkiem dla Oud-Heverlee Leuven, bo to fenomenalny klub, mający tego samego właściciela, co Leicester City, namawiano mnie do tego ruchu, lecz przestałem się tam czuć jak zawodnik.

– Z perspektywy czasu nauczyłem się uzależniać motywację bardziej od siebie, czyli koncentruję się na sobie, umiem się dobrze przygotować. Wówczas (w Belgii – red.) nie potrafiłem tego w pełni zrobić, brakowało mi trochę motywacji. U siebie było jeszcze przyjemnie, fajny stadion, lecz wyjazdy wyglądały tak, że za bramkami brakowało trybun, była jedna, na środku, 300-400 widzów. Nie czujesz, że to święto, które ma rangę, wielkie znaczenie. Przy Łazienkowskiej odczuwa się to co tydzień, bardziej niż w niektórych drużynach Bundesligi czy klubach z innych krajów. Potrzebowałem tego, by znowu poczuć się piłkarzem, wychodzić na mecz, który ludzie chcą oglądać.

O dziecięcej radości

– Często czuję dziecięcą radość, na co dzień, nawet w treningu, gdy mamy małe, najprostsze gry, np. 4 na 4. Dla mnie to najważniejszy moment w danej chwili, zatracam się w tym na maksa. Mam w głowie różne rzeczy, które pomagają mi skoncentrować się na pewnych sprawach. Czasami dobrze przypomnieć motyw z dzieciństwa. Myślę, że to ważne, to trzyma entuzjazm i radość z tego, co robisz, gdyż nie zawsze to czujesz, zdarzają się trudności.

O golfie

– Golf to odskocznia, najważniejsze słowo w tym sporcie to chyba "koncentracja". Nie masz wtedy czasu, by myśleć o innych rzeczach, tylko skupiasz się, by jak najlepiej trafić małą piłeczkę w wymarzony punkt. Turnieje? Aż tak daleko nie wybiegam. Nie wiem czy będzie to zajawka na całe życie.

– Żyjemy w takich czasach, że jesteśmy nieco przebodźcowani, trudno nie popatrzeć w telefon przez pół dnia. A gdy gram w golfa, to zostawiam telefon w samochodzie, szafce czy w skrytce, nie sprawdzam wiadomości, połączeń, tylko przez 5-6 godzin skupiam się na każdym uderzeniu, nie liczy się nic więcej.

O kontuzji i zmianach w jej trakcie

– Gdy dochodziłem do siebie po drugim zerwaniu więzadeł krzyżowych, w Legii, to w tzw. międzyczasie zwolniono Czesława Michniewicza, rozstano się z Markiem Gołębiewskim, zdążył wrócić Aleksandar Vuković. Jak pojawiłem się na boisku, to grało może z trzech zawodników, którzy wcześniej ze mną występowali. Rok w piłce to czasem dużo.

– Jestem przekonany, że najlepszy czas w piłce jeszcze przede mną. Bardzo dbam o zdrowie, bo wiem, że od tego się wszystko zaczyna. Nie wiadomo, czy byłbym w Warszawie, gdybym nie zerwał więzadła w trakcie meczu eliminacji Ligi Mistrzów, gdy mieliśmy naprawdę fajny czas z Legią. Widocznie tak się musiało zdarzyć. Teraz minimalizuję ryzyko kontuzji jak tylko mogę, choć oczywiście nigdy nie można tego wykluczyć, lecz uważam, że jeśli zdrowie dopisze, to wiem, że wszystko będzie szło w dobrym kierunku. W minionej rundzie, po urazie, nie czułem, że jestem na optymalnym poziomie, ale obecnie znowu mam olbrzymią radość. Przepracowałem okres przygotowawczy, zrobiłem to, co mogłem, by ponownie czuć się nieźle. I myśleć o kolejnych celach, wyższej poprzeczce.

O ewentualnym transferze

– Transfer zagraniczny? To musi być świadomy wybór, odpowiedni moment. Niedawno przedłużyłem kontrakt z Legią. Mogłem tego nie robić i wiem, że byłyby rozmaite propozycje z silniejszych lig niż ekstraklasa, ale teraz, pół roku po kontuzji, nie czułem, że jestem na to gotowy. Zdaję sobie sprawę, że jeśli dojdę do optymalnego poziomu, taka sytuacja się nadarzy, to wtedy będę myślał w różny sposób, wezmę pod uwagę wiele czynników. Jeżeli wszystko będzie się zgadzać, to czemu nie.

O muzyce w szatni Legii

– Stery w szatni przejął Josue. Leci muzyka latynoska, do tańczenia, w czym na początku, po kontuzji, trudno było mi się odnaleźć, gdyż najczęściej słuchałem hip-hopu, głównie polskich wykonawców. Ale w pewnym momencie się przyzwyczaiłem, to też fajna odmiana. Wiadomo, to sprawa indywidualna, jeden potrzebuje dodatkowej motywacji, mocniejszych kawałków, drugi chce się trochę rozluźnić. Muzyka Josue również dała mi dużo luzu.

Polecamy

Komentarze (16)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.